Rozszerzamy i pogłębiamy.pdf

(61 KB) Pobierz
Rozszerzamy i pogłębiamy – Stanisław Michalkiewicz
Rozszerzamy i pogłębiamy – Stanisław Michalkiewicz
Aktualizacja: 2011-07-10 6:21 am
Wiadomo, że w Polsce nie tylko jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, ale na dodatek cała Europa nam
zazdrości i bierze z nas przykład. Tak w każdym razie zakadził premieru Tusku w Parlamencie
Europejskim niemiecki deputowany Martin Schulz i nawet po polsku powiedział, że “jeszcze Europa nie
zginęła, póki my żyjemy”. “My”, to znaczy – on i premier Donald Tusk. Ale bo też premier Tusk również
podlizywał się europejsom trapionym kryzysem, z którego nie widać wyjścia. Otóż wyjście jest: “im
więcej Europy, tym mniej kryzysu” – wyjaśnił zaskoczonym europejsom premier Tusk. Najwyraźniej taki
greps żadnemu z nich wcześniej nie przyszedł do głowy, więc nic dziwnego, że na wyścigi nie mogli się
premiera Tuska nachwalić. Co to znaczy: “więcej Europy”? Tego tak naprawdę nikt nie wie, ale po cóż
takie rzeczy wiedzieć, skoro hasło brzmi znakomicie? W takim razie nie ma rady – zgodnie z expose
przedstawionym przez premiera Tuska w Parlamencie Europejskim, będziemy zwalczać kryzys
powiększaniem Europy. Dotychczas Europa kończyła się na Uralu, ale już widać, że na obecny kryzys
to nie wystarczy i trzeba by powiekszyć Europę przynajmniej do Bajkału. Akurat do Warszawy ma
przyjechać premier Putin, więc będzie znakomita okazja, by premier Tusk, jako prezydujący
(wojennokomandujuszczyj) Unii Europejskiej taką propozycję premieru Putinu złożył. Wprawdzie Nigel
Farrage, eurosceptyczny Angielczyk, podobnie jak deputowany holenderski zarzucił premieru Tusku
coś w rodzaju utraty poczucia rzeczywistości, ale premier Tusk puścił to mimo uszu, jak sądzę, co
najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, czy do rządzenia państwem koniecznie jest potrzebne
poczucie rzeczywistości? To wcale nie jest takie oczywiste, a cóż lepiej może każdego w tym względzie
przekonać, jeśli nie właśnie czteroletnie rządy premiera Tuska? Po drugie – bajer – bajerem, to
wiadomo, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Więc wprawdzie jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, ale na
wszelki wypadek policja zakupiła “kontrowersyjne” – jak eufemistycznie pisze “Gazeta Wyborcza” –
urządzenia do obezwładniania ludzi hałasem. Kontrowersyjność tych urządzeń jest podwójna, a może
nawet potrójna. Po pierwsze – nie są one przewidziane w naszym demokratycznym państwie prawnym,
więc skoro już je kupiono, to trzeba będzie zmienić nasze demokratyczne prawo. Po drugie – niby na
nic nie ma pieniędzy, a tu proszę – na prześladowanie obywateli zawsze się znajdą. I wreszcie – po
trzecie – niby jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, ale nasi Umiłowani Przywódcy coś tam jednak muszą
wiedzieć, skoro policjantom kupują akurat takie zabawki.
W tym interesie jest zresztą niezły barometr; w swoim czasie donosiłem, że kilka państw europejskich ni
stąd, ni zowąd zrobiło ogromne zakupy mundurów itp., umożliwiające rozwinięcie oddziałów obrony
cywilnej, no i po roku czy półtora wszystko się wyjaśniło; w Grecji i Hiszpanii lud zbuntował się
przeciwko swoim dobroczyńcom, a tylko patrzeć, jak to samo zrobi w Portugalii. W Polsce “młodzi,
wykształceni z dużych miast” na razie tryskają optymizmem z każdej dziurki w nosie, dzięki czemu
Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju uznał Polaków za najbardziej zadowolony naród w Europie, ale
niech no do jednego z drugim przyjdzie komornik, a w dodatku dowie się, że trzeba zrobić zrzutkę na 65
miliardów dolarów żydowskich odszkodowań, to wszystko może się zmienić. Na wypadek takiego
właśnie rozwoju sytuacji nasi zapobiegliwi Umiłowani Przywódcy wyekwipowali policję w te wszystkie
ustrojstwa, dla naszego, ma się rozumieć, dobra. Znaczy – nie tylko rozszerzamy, ale i pogłębiamy.
I kiedy wydawało się, że nic nie zakłóci triumfalnego entree premiera Tuska na strasburskie salony,
polscy europosłowie z ramienia PiS zaczęli czynić mu gorzkie wyrzuty, generalnie z powodu
systematycznego ograniczania wolności słowa. Posłowi Ziobro, który taką półtoraminutową tyradę
rozpoczął, odpowiedział poseł Siwiec, zarzucając, że za czasów jego ministerium obywateli napadały
“zbrojne bandy”. Z kontekstu wynikało, że miał na myśli policję i ABW, przez cały czas służące
demokratycznemu państwu prawnemu – ale nikt mu tego nie wytknął, podobnie, jak nikt nie wytknął mu,
że swoją karierę zawdzięcza “związkowi przestępczemu o charakterze zbrojnym”, który pod
przewodnictwem generała Jaruzelskiego w 1981 roku przejął nawet władzę nad naszym
1
nieszczęśliwym krajem i nie tylko pozwolił go rozkradać, ale też rozdawał różne smakowite posady, na
przykład w “ITD” czy telewizji. Ten “zgrzyt” w Parlamencie Europejskim wzbudził ogromne zgorszenie w
środowisku autorytetów moralnych i tak zwanych państwowców, ulokowanych po redakcjach niczym
rodzynki w babce “panetone”. Najwyraźniej zapomnieli już o demonstracji, jaką w tymże Parlamencie
Europejskim urządził był “drogi Bronisław”, czyli Bronisław Geremek, odmawiając poddania się lustracji.
No, ale co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, a “drogiemu Bronisławowi” wolno było u nas
wszystko, tak samo jak wybitny sowiecki literat mógł na przyjęciu w pałacu Potockich w Jabłonnej
załatwić się wszędzie. Inna rzecz, że wkrótce pojawiły się komentarze sugerujące, że Zbigniew Ziobro
dopuścił się w Strasburgu samowolki i tak naprawdę testował nie tyle premiera Tuska, któremu w ten
sposób nic złego zrobić przecież nie mógł, tylko swego prezesa Jarosława Kaczyńskiego – na ile
samodzielności może sobie pozwolić.
Tymczasem pojawiły się pogłoski, że lektura sławnego raportu ministra Jerzego Millera na temat
przyczyn katastrofy w Smoleńsku zajmie premieru Tusku znacznie więcej czasu, niż pierwotnie
zakładano, no a przetłumaczenie go (chyba powtórne?) na język rosyjski też potrwa dłużej, wskutek
czego raport zostanie udostępniony publiczności znacznie później, niż spodziewały się autorytety
moralne i Salon – być może nawet w ostatniej chwili przed wyborami, wyznaczonymi właśnie przez
prezydenta Komorowskiego na 8 października. Na razie zatem nad “Białą Księgą” przedstawioną przez
posła Macierewicza zawisła zasłona milczenia, przerywana od czasu do czasu przez wybitnych
specjalistów w rodzaju red. Sroczyńskiego z “Gazety Wyborczej”, którzy odrabiają swoje pensa,
tłumacząc “młodym, wykształconym”, jaki to Macierewicz jest głupi, a jacy oni mądrzy i roztropni. W
sukurs przychodzą im niezawisłe sądy. Właśnie jeden z nich nakazał Jarosławowi Kaczyńskiemu
przeprosić spółkę “Agora”, a tylko patrzeć, jak kolejny niezawisły sąd taki sam rozkaz wyda Jarosławowi
Markowi Rymkiewiczowi. W ten sposób redaktor Michnik daje do zrozumienia, że cenzurę można
skutecznie wprowadzić bez zmiany ustawodawstwa, wyłącznie przy pomocy niezawisłych sądów. Nie
wszystkich jednak taka ewolucyjna metoda zadowala, zwłaszcza przed wyborami, kiedy to narastają
nastroje rewolucyjne.
Na przykład nastrój rewolucyjny wezbrał w piersi posła Marka Wikińskiego, który ogłosił, że znalazł
sposób na “pana Rydzyka” poprzez nowelizację ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji.
Wystarczy wprowadzić tam nową definicję “nadawcy społecznego”, żeby odpowiednio dobrana Rada
mogła załatwić każdego, kto tylko władzy podskoczy. Jako wybitny jurysprudens, poseł Wikiński taką
definicję właśnie wykoncypował, więc wszystko wydaje się przygotowane do rozpoczęcia budowania
Judeopolonii, kiedy rząd, jaki wyłoni się z powyborczej piany, rozpocznie transferowanie “mienia
żydowskiego” według życzeń Izraela i Agencji Żydowskiej. Z jednej ustawowe instrumenty terroru i
niezawisłe sądy, jako powolne narzędzia, a z drugiej – na wszelki wypadek – policyjne maszynki do
obezwładniania hałasem. Prawo i hałas – kto by pomyślał, że właśnie to jest najbardziej potrzebne do
rządzenia?
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
2
Zgłoś jeśli naruszono regulamin