Niewesoły początek kampanii PO.pdf

(84 KB) Pobierz
Niewesoły początek kampanii PO
Niewesoły początek kampanii PO 2011-08-08
Doniesienia o starcie kampanii Platformy "Polska w budowie" przyćmiewały kolejne szczegóły afery
wałbrzyskiej, a przede wszystkim raport Czumy oczyszczający PiS. Nie tak partia planowała start swojej
batalii wyborczej.
"Zdenerwowany to delikatnie powiedziane" – mówi jeden ze
współpracowników Donalda Tuska o reakcji premiera na raport
szefa komisji naciskowej Andrzeja Czumy. Zgodnie z
dokumentem nie ma dowodów na naciski na służby za rządów
Jarosława Kaczyńskiego. "Czuma się po prostu kompletnie
nam urwał. Szok" – mówi jeden z polityków PO.
Oficjalnie Platforma ocenia, że dla kampanii ten raport nie ma
żadnego znaczenia. "Po czterech latach rządów PO, mówienie,
że PiS jest zły, jest niewystarczającym argumentem by
przekonać wyborców" – mówi szef sztabu partii Jacek
Protasiewicz.
Foto: PAP/Leszek Szymański
Premier Donald Tusk oraz przewodniczący Rady
Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów, b.
premier Jan Krzysztof Bielecki (z lewej) w drodze
na konferencję prasową
Tłumaczy, że szok w PO na wieść o konkluzjach Czumy bierze
się, po pierwsze z tego, że nie konsultował on ich nawet z
członkami komisji śledczej z Platformy. "Poza tym chodzi o to,
że ten raport kłóci się z ustaleniami w tym temacie innej komisji
śledczej, kierowanej przez Ryszarda Kalisza. To więc raczej
problem jakości pracy, wizerunku parlamentu, ale na pewno
nie naszej kampanii. Raport Czumy nie był elementem naszej
strategii" – podkreśla Protasiewicz.
Ale Czuma to nie koniec trudności. Kolejnych przysparza
wyrok Trybunału Konstytucyjnego pozwalający na korzystanie
w kampanii z billboardów i płatnych spotów telewizyjnych. Premier już po orzeczeniu kolejny raz powtórzył, że
wielkoformatowe reklamy to wyrzucanie pieniędzy w błoto. A z punktu widzenia sztabowców to słowa niefortunne,
bo na rezygnację z billboardów, gdy będzie je miała konkurencja, też sobie pozwolić za bardzo nie mogą.
Problem w tym, że większość dobrych ekspozycji jest już zajętych. "Pytanie, czy w takiej sytuacji lepiej nie opłaca
się jednak zrezygnować i dorzucić pieniądze, które mielibyśmy wydać na billboardy w słabych miejscach, np. na
kampanię w internecie. Trwa chłodna kalkulacja" – mówi Protasiewicz.
bat (PAP)
 
679136356.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin