Senderek Daniel - [SMS] „Słowa Mają Siłę”.pdf

(974 KB) Pobierz
DANIEL SENDEREK
[SMS] „SŁOWA MAJĄ SIŁĘ”
Wydawnictwo Do
Warszawa 2003
Wydawca
Marek Ryćko
Redakcja
Krystyna Podhajska
Projekt okładki
Andrzej Tomaszewski
Skład systemem
Studio Do
Druk i oprawa
Opolgraf S.A.
© 2003 by Wydawnictwo Do
ISBN 83-85586-13-X
Wydawnictwo Do
Skrytka pocztowa 44
00-950 Warszawa 1 www.do.com.pl, e-mail: do@do.com.pl
Anetce, która udowodniła mi
że czasami się mylę,
lecz która pojawiła się za późno.
SPIS TREŚCI
Rok 2000
Rok 2001
Podobno mężczyzna rodzi się po to, by posadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna.
Wiele lat temu posadziłem klon, który dziś jest już okazałym drzewem. Niestety, nie spełnię
pozostałych męskich powinności, choć tak bardzo bym chciał. Krzyku pierworodnego nie
usłyszę. Nie mam z kim spłodzić syna i wiem, że nigdy nie będę miał. Postanowiłem spłodzić
książkę, by coś, prócz drzewa, po sobie pozostawić...
Kim zatem jestem, skoro tak „entuzjastycznie” nastawiłem się do życia? Jestem
dwudziestotrzyletnim wrakiem uczuciowym. Stałem się nim jeszcze w stoczni. Stałem się
najdoskonalszym dowodem tego, że Korczak, niestety, miał rację. To właśnie on, tak
kochający dzieci, napisał: „Bez szczęśliwego dzieciństwa całe życie jest kalekie”.
Pragnę opisać ostatni rok sztormów, jakie miotały tym wrakiem. Fale rzucały jego
pokaleczonym kadłubem o najostrzejsze skały, a mimo to płynął dalej... Powoli, samotnie jak
latający holender, bez portu macierzystego i docelowego. Od dawna nabierał wody, a
ponieważ nie znalazła się ani jedna, nawet najmniejsza szalupa, ponieważ nie znalazł się
nawet maluteńki dziurawy kapok...
Nie jestem szczytem kobiecych marzeń. Nie jestem nawet takich marzeń równiną.
Jestem jedną wielką depresją. Natura poskąpiła mi urody. Nie dostałem pięknej twarzy
boysbandowca. Nie dostałem promiennego uśmiechu. Nie dostałem nawet normalnego
głosu...
Ale w naturze musi być przecież równowaga. Dostałem w zamian wielkie kochające
serce. Dar tak potrzebny, jak kulawemu jedna noga dłuższa, jako zadośćuczynienie za tę
drugą, krótszą. To nic, że kardiolog wykrył w tym sercu jakieś szumy. Kochać jednak
potrafiło.
I to jeszcze jak kochać...
CZERWIEC 2000
Po raz pierwszy usłyszałem o niej od brata ciotecznego. Spytał, czy widziałem, jaka
śliczna dziewczynka jeździ takim błękitnym audi. Brat ma wyśmienity gust. Zawsze podobały
nam się te same kobiety. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej jego nowemu zauroczeniu. Minął
dzień, drugi, właśnie mijał trzeci, a jej nigdzie nie było. Audi u nas wiele, a mi nawet do
głowy nie przyszło, że powinienem patrzeć za tym, które najszybciej przemierza ulice
naszego dwudziestotysięcznego miasta. Rzut oka i... już jej nie ma! Nie mogła to więc być
miłość od pierwszego wejrzenia. O czym ja mówię, przecież to w ogóle nie miała być miłość.
Nigdy nikogo o nią nie pytałem, a mimo to opinie na jej temat sypały się jak z rękawa.
Gorzej. Jak z rozciętego bezdennego worka.
I do tego same negatywne! To naprawdę głupie, gdy ktoś o umyśle tak ograniczonym,
że bliżej mu do poziomu Brakującego Ogniwa niż do homo sapiens, mówi o kimś „kretynka”,
„wariatka” czy „pustak”.
To tak, jakby „minus jeden” wyśmiewało się z „zera”. W naszym mieście nie brakuje
takich „uprzejmych”, ale chyba na tym polega swoisty urok małych miasteczek. Sam nie
cieszę się lepszą opinią. Tyle dowiedziałem się o sobie od innych, że zacząłem się siebie
obawiać! Właśnie ci „uprzejmi” zdradzili mi jej imię. Imię, które wydało mi się niesłychanie
intrygujące. Brzmiało: Nadia. Do dziś nie jestem pewien, czy to aby nie ono stało się
powodem zawarcia tej znajomości.
Jeździła często, co nasuwało przypuszczenia, że albo ma wspaniałego tatę, który
uszczęśliwia ją pożyczaniem samochodu, albo rzeczywiście jest tak okropna, jak mówią. I
tato, chcąc zaznać choć na chwilę spokoju, oddaje jej autko i wysyła do siedmiu diabłów.
Dzisiaj domyślam się, jaka jest prawda. W autku czuła się niczym ryba w wodzie, ale gdy
miasto miała pokonać na nóżkach (między nami mówiąc, bardzo ładnych), aż przykro było
patrzeć, jak samotnie i niepewnie to robi. Po to natura wymyśliła kobiece nogi, ich
zawieszenie, chód, by nimi cieszyć męskie oczy. Przecież nie ma na świecie nic piękniejszego
niż kobieta w ruchu... Ona wolała jednak cztery kółka. Za kierownicą przyjmowała pozycję
młodego gangstera. Ciemne okulary zakładane nawet wieczorem, lewy bark przy szybie,
prawa ręka na kierownicy.
Brakowało jej tylko cygara i giwery większej niż ona sama i już byłby idealny Boguś
Linda w spódnicy! Siedemnastoletni Boguś...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin