McCaffrey Anne-Jeźdźcy smoków z Pern 4-Śpiew smoków.pdf

(979 KB) Pobierz
McCaffrey Anne-Jezdzcy smokow z Pern 4-Spiew smokow
Anne McCaffrey – Śpiew smoków
Anne McCaffrey
Śpiew Smoków
przekład : Janusz Schab
prolog
Rukbat w gwiazdozbiorze Strzelca była złocistą gwiazdą typu G. Miała pięć planet, dwa pasy asteroidów, a także
planetę dodatkową, którą przyciągnęła i zatrzymała tysiące lat temu. Kiedy ludzie osiedlili się na trzecim świecie Rukbat i
nazwali go Pernem, nie poświęcili wiele uwagi zabłąkanej planecie, krążącej wokół swej nowej gwiazdy po dziwacznej,
ekliptycznej orbicie. Dwie generacje kolonistów zdążyły niemal zupełnie o niej zapomnieć, aż osobliwa ścieżka
zaprowadziła gwiezdnego wędrowca w peryhelium w pobliże Pernu.
Wtedy to zarodnikowa forma życia, rozmnażająca się w zawrotnym tempie na Czerwonej Gwieździe, oderwała się
od jej powierzchni i pokonując kosmiczną pustkę zaatakowała świat kolonistów. Zarodniki w formie cienkich nici opadały
na żyzną i gościnną planetę niszcząc wszelkie życie, na jakie natrafiły, a padając na ciepłą glebę Pernu rozwijały jeszcze
bardziej żarłoczne i groźniejsze Nici.
Osadnicy ponosili ogromne straty - ginęli zarówno ludzie, jak i zwierzęta, i wszelka roślinność. Tylko ogień zabijał
Nić na ziemi, tylko metal i kamień mógł ją zatrzymać. Co prawda tonęła ona także w wodzie, ale koloniści nie byli w
stanie żyć na morzu i żywić się tylko jego owocami.
Pomysłowi mieszkańcy Pernu, wykorzystując swoje statki transportowe, porzucili otwarty Kontynent Południowy i
przenieśli się na północ, gdzie przystosowali do zamieszkania liczne jaskinie. Opracowali także dwustopniowy plan
pokonania Nici. Przede wszystkim przystąpili do hodowania ściśle wyspecjalizowanej odmiany miejscowej formy życia.
"Smoki" (nazwane tak ze względu na mityczne ziemskie bestie, do których były podobne) odznaczały się dwiema
niezwykle przydatnymi cechami - mogły w mgnieniu oka przenosić się z miejsca na miejsce dzięki teleportacji, a kiedy
pożarły nasycone fosfiną kamienie mogły także ziać ogniem, wydychając z paszczy łatwo palny gaz.
Mężczyźni i kobiety o wysokim wskaźniku empatii lub wrodzonych zdolnościach telepatycznych szkoleni byli do
tego, by opiekować się tymi niezwykłymi zwierzętami i umiejętnie wykorzystywać je w walce z Nićmi. Ludzie ci stawali
się najlepszymi przyjaciółmi swoich podopiecznych, a ich zażyły związek mogła przerwać tylko śmierć jednego z
partnerów.
Pierwszy Fort, zbudowany w jaskini znajdującej się we wschodniej ścianie wielkiego pasma Gór Zachodnich,
wkrótce stał się zbyt mały, by pomieścić kolonistów, nie mówiąc już o smokach. Przystąpiono więc do budowy kolejnej
osady, położonej nieco bardziej na północ, obok ogromnego jeziora i w niewielkiej odległości od pełnego jaskiń nabrzeża.
W niedługim czasie Warownia Ruatha także stała się za ciasna.
Ponieważ Czerwona Gwiazda nadchodziła zawsze ze wschodu, zdecydowano się na założenie Warowni we
wschodnim paśmie Gór Benden, jeśli tylko warunki będą sprzyjać. Gigantyczne stożki wygasłych dawno temu wulkanów,
pełne ogromnych jaskiń, okazały się być doskonałym schronieniem dla jeźdźców i ich rodzin. Kiedy odnaleźli oni więcej
podobnych miejsc na całym obszarze Pernu, postanowili opuścić Warownię Fort i Ruatha, zostawiając je pod opieką
kolonistów-rolników.
Jednakże to ogromne przedsięwzięcie pochłonęło ostatnie zapasy paliwa do wielkich maszyn tnących kamienie.
Urządzenia te początkowo zamierzano używać do prac górniczych. Dlatego też przy budowie kolejnych Warowni i
Weyrów musiano polegać tylko na pracy rąk.
Zarówno smoki i ich jeźdźcy w Weyrach, jak i ludzie mieszkający w Warowniach zajęli się swymi własnymi
sprawami, prowadząc zupełnie różne i oddzielne życie. Wykształcili też odmienne obyczaje, które stały się tradycją tak
trwałą i niezmienną jak prawo.
Do momentu trzeciego Przejścia Czerwonej Gwiazdy rozwinęła się więc skomplikowana struktura społeczna,
polityczna i ekonomiczna, która skutecznie radziła sobie z wciąż odradzającym się zagrożeniem ze strony Nici. Sześć
Weyrów chroniło cały Pern, a każdemu z nich przydzielony został konkretny obszar Kontynentu Północnego, znajdujący
się dosłownie pod jego skrzydłami. Reszta mieszkańców zgodziła się płacić dziesięcinę na utrzymanie Weyrów, jako
wojownicy-jeźdźcy nie posiadali ani skrawka ziemi uprawnej, a poza tym, broniąc Pernu przed kolejnymi Przejściami Nid,
nie mieli czasu na zajmowanie się rolnictwem.
Warownie powstawały wszędzie, gdzie natrafiono na jaskinie nadające się do zamieszkania. Oczywiście nie
wyglądały one tak samo - niektóre były wyjątkowo obszerne lub położone w dogodnym miejscu, w pobliżu źródła wody
czy pastwisk, inne zaś niewielkie i gorzej usytuowane. Potrzeba było silnych, zdecydowanych ludzi, którzy potrafili
utrzymać w ryzach rozhisteryzowany tłum w czasie kolejnych ataków Nici; potrzeba było mądrej administracji, która
zawsze miała w pogotowiu zapasy żywności, z których czerpano wtedy, gdy nie można było niczego uprawiać. Wielkość
populacji utrzymywana była na takim poziomie, by można było zapewnić wszystkim jej członkom odpowiednie warunki i
by wszyscy znaleźli sobie zajęcie odpowiadające posiadanym umiejętnościom. Często dziel z jednej Warowni
wychowywane były w innej, tak aby zapobiec degeneracji genetycznej. Nazywano to po prostu "wychowaniem" i podobne
zabiegi przeprowadzano zarówno w Warowniach, jak i w siedzibach Cechów, gdzie zajmowano się kowalstwem, hodowlą
zwierząt, uprawą roli, rybołówstwem i górnictwem (w takiej postaci, jaka była możliwa w danych warunkach). Aby nie
dopuścić do sytuacji, w której Pan danej Warowni odmówiłby dzielenia się produktami swej siedziby Cechu z innymi,
Cechy zostały uznane za niezależne od Warowni, w których się znajdowały. Każdy nauczyciel zwany mistrzem cechowym
był winny posłuszeństwo tylko Mistrzowi swego Cechu, który mógł zabrać do siebie najzdolniejszych uczniów.
Oprócz powtarzających się co dwieście lat Przejść Czerwonej Gwiazdy, żyle na Parnie było całkiem przyjemne.
Nadszedł jednak czas, kiedy dzięki koniunkcji pięciu naturalnych satelitów Rukbat, Czerwona Gwiazda nie zbliżyła
się do Pernu na tyle blisko, by wypuścić śmiertelne zarodniki. Mieszkańcy Pernu zapomnieli więc o niebezpieczeństwie.
Wiedli wygodny i dostatni żywot, zajmując kolejne połacie żyznych gleb, budując kolejne skalne Warownie i z takim
przejęciem realizując swoje zamierzenia, że nawet nie zauważyli, jak niewiele smoków pojawiało się na niebie. Jakby nie
zdawali sobie sprawy, że na Parnie pozostał już tylko jeden Weyr. Następne pokolenia mieszkańców Warowni zaczęły
1 / 54
455743790.002.png
Anne McCaffrey – Śpiew smoków
zastanawiać się, czy Czerwona Gwiazda kiedykolwiek jeszcze powróci. Jeźdźcy smoków popadli w niełaskę - dlaczego
cały Pern miałby utrzymywać tych ludzi i ich żarłoczne bestie? Legendy opowiadające o walecznych czynach i odwadze
jeźdźców zostały wyśmiane i zhańbione.
Jednak zgodnie z naturalną koleją rzeczy, Czerwona Gwiazda ponownie zbliżyła się do Pernu, mrugając wielkim
krwawym okiem do swojej ofiary. Tylko jeden człowiek, Flar, jeździec spiżowego smoka Mnementha, wierzył, że za
starymi opowieściami kryje się prawda. Jego brat, F'nor, jeździec brunatnego Cantha, wysłuchał jego argumentów i także
uwierzył. Kiedy ostatnie złote jajo umierającej królowej smoków leżało w Wylęgarni Weyru Benden, Flar i F'nor
wykorzystali tę okazję, by przejąć kontrolę nad Weyrem. Przeszukując Warownię Ruatha odnaleźli kobietę, Lessę, która
była jedyną żyjącą członkinią dumnego rodu władającego niegdyś Ruatha. Lassa naznaczyła młodą Ramoth, nową
królową, i stała się władczynią Weyru. Spiżowy smok Flara, Mnementh, stał się nowym towarzyszem królowej.
Trójka młodych jeźdźców - Flar, F'nor i Lassa - zmusiła Panów Warowni i Mistrzów Cechów, by docenili wreszcie
powagę sytuacji i żeby zajęli się przygotowaniem prawie zupełnie bezbronnej planety na nadejście Nid. Przygnębiający byt
fakt, że niecałe dwie setki smoków z Weyru Benden nie mogły ochronić rozproszonych osiedli. Dawniej do kontrolowania
znacznie mniejszego obszaru potrzebowano sześciu Weyrów. Ucząc się wchodzenia ze swoją królową w pomiędzy i
teleportacji w przestrzeni, Lassa odkryła, że smoki mogą poruszać się także w czasie. Ryzykując życiem swoim i jedynej
królowej na Parnie, Lassa i Ramoth przeniosły się do przeszłości o czterysta Obrotów, do czasów przed tajemniczym
zniknięciem pozostałych pięciu Weyrów, wkrótce po ostatnim Przejściu Czerwonej Gwiazdy.
Pięć Weyrów widząc, jak podupada ich chwała i prestiż, znudzone bezczynnością, która nastała po życiu pełnym
ekscytującej walki, zgodziło się pomóc Lessie i Pernowi i powędrowało razem z nią w przyszłość.
Akcja "Pieśni Smoków" zaczyna się siedem Obrotów później.
1 .
Doboszu wal, kobziarzu dmij
Harfiarzu graj, żołnierzu idź
Uwolnijcie płomienie, niechaj palą trawy
Aż przejdzie Czerwona Gwiazda.
Południowo-wschodni wiatr wiał przez całe trzy dni, jakby i on opłakiwał śmierć starego harfiarza. Przez niego
barka z ciałem wciąż cumowała w bezpiecznym zaciszu Jaskini Portowej.
Przymusowy odpoczynek dał Panu Morskiej Warowni, Yanusowi, aż zbyt wiele czasu na rozwiązanie jego dylematu.
Zdążył porozmawiać z mężczyznami, którzy znali się choć trochę na muzyce i wszyscy powiedzieli mu to samo. Nie byli
w stanie uczcić śmierci starego harfiarza odpowiednią pienią żałobną. Tylko Menolly mogła to zrobić.
Słysząc taką odpowiedź Yanus chrząkał z niezadowoleniem i odchodził w milczeniu. Ubolewał nad tym, że nie
może głośno wyrazić złości, które budziły w nim owe słowa. Menolly była tylko dziewczyną, w dodatku nieprzyzwoicie
wysoką i chudą. Trudno było mu przyznać nawet przed samym sobą, że to właśnie ona jest jedyną osobą w całej Morskiej
Warowni Półkola, która umie grać na jakimś instrumencie równie dobrze, jak stary harfiarz. Miała doskonały głos, świetnie
radziła sobie z harfą i fletem, i znała Pieśń Żałobną. Yanus był pewien, że to irytujące dziecko ćwiczyło Pieśń, odkąd tylko
śmiertelna gorączka zaczęła palić starego Petirona.
- Ona będzie musiała to zrobić, Yanusie - powiedziała mu jego żona, Mavi, kiedy sztorm zdawał się nieco słabnąć.
Ważne, żeby stary Petiron został odpowiednio uczczony, a nikt nie będzie przecież zapisywał, kto to zrobił.
- Starzec wiedział, że umiera. Dlaczego nie nauczał jakiegoś mężczyzny? Dlatego - odparła Mavi nieco cierpkim
tonem - że nigdy nie oddałeś mu nawet jednego człowieka, kiedy nadchodził czas połowu.
- Był przeleż młody Tranilty?
- Którego odesłałeś na nauki do Morskiej Warowni Ista.
- A czy ten chłopak Forolta nie mógłby?...
- Jego głos się zmienia. Daj spokój Yanusie, to musi być Menolly. - Yanus mruknął coś w bezsilnej złości,
przykrywając się futrami i szykując do snu. - Przecież mówili d to wszyscy, z którymi rozmawiałeś, prawda? Więc
dlaczego robisz tyle zamieszania, choć wiesz, że nie ma innego wyjścia?
Yanus zamilkł wreszcie, zrezygnowany.
- Jutro będzie dobry połów -powiedziała jego żona ziewając. Wolała już, żeby zajął się łowieniem, niż snuł po
Warowni, ponury i rozdrażniony przymusową bezczynnością. Wiedziała, że jest najlepszym Panem Warowni jakiego
Półkole kiedykolwiek miało; Warownia prosperowała doskonale, a magazyny pełne były towaru gotowego do wymiany.
Od kilku Obrotów nie stracili także ani jednego statku czy człowieka, co najlepiej świadczyło o jego wyczuciu pogody, a
także przezorności. Ale Yanus, który w e najgorszej burzy czuł się na pokładzie jak w domu, nie potrafił poradzić sobie z
nieoczekiwanymi kłopotami na lądzie.
Mavi zdawała sobie sprawę, że jej mąż nie jest zadowolony ze swojego najmłodszego dziecka. Ona zresztą również
uważała, że dziewczynka jest denerwująca. Menolly ciężko pracowała i miała bardzo zręczne palce; zbyt zręczne, gdy
przychodziło do grania na jakimś instrumencie związanym z rzemiosłem harfiarza. Mavi pomyślała, że może nie należało
pozwalać dziewczynce przebywać stale w towarzystwie harfiarza, gdy już nauczyła się wszystkich potrzebnych Pieśni
Instruktażowych. Ale w ten sposób miała jedno zmartwienie mniej, bo Menolly stale opiekowała się niedołężnym
harfiarzem, czego wyraźnie ten sobie życzył. Nikt nie chlał odmawiać prośbie starego Petirona. Ach, cóż tam, pomyślała
Mavi, odganiając od siebie takie rozmyślania, wkrótce przybędzie do nas jego następca, a Menolly zostanie odesłana do
zajęć odpowiednich dla młodej dziewczyny.
Następnego ranka sztorm ustał już zupełnie. Niebo było bezchmurne, morze ciche i spokojne. Barka pogrzebowa
została przystrojona w Jaskini Portowej, a dało Petirona owinięte w błękitną tkaninę ułożono na górnym pokładzie. Cała
flota i większość mieszkańców Warowni podążała śladem barki, kierując się w stronę wartkiego prądu, którego wody
omywały Głębinę Neratu.
Menolly, stojąc na dziobie barki, śpiewała elegię; silny, czysty głos niósł się ponad falami aż do końca floty Półkola.
Wtórowało jej ciche nucenie wioślarzy.
2 / 54
455743790.003.png
Anne McCaffrey – Śpiew smoków
Kiedy przebrzmiał ostatni akord, Petiron powędrował w głębiny, na wieczny spoczynek. Menolly pochyliła głowę,
pozwalając bębenkowi i pałkom wysunąć się z palców i zniknąć w morzu. Jakże mogłaby ich jeszcze kiedykolwiek
używać, jeśli wybiły ostatnią pieśń Petirona? Powstrzymywała łzy od momentu śmierci harfiarza, bo wiedziała, że musi
zaśpiewać jego elegię, a nie mogłaby tego robić z zaciśniętym od płaczu gardłem. Teraz spływały jej po policzkach,
mieszając się z morską pianą. Rozpaczliwe szlochanie podkreślała cicha pieśń sternika.
Petiron był jej przyjacielem, sprzymierzeńcem i mentorem. Śpiewała mu z głębi serca, tak jak ją tego nauczył. Czy
słyszał pieśń tam, dokąd powędrował?
Podniosła oczy na palisadę chroniącą wybrzeże, na mieniącą się białym piaskiem przystań otoczoną dwoma
ramionami Warowni Półkola. Niebo wypłakało się już przez ostatnie trzy dni; godny hołd dla starego harfiarza. Powietrze
było zimne. Menolly trzęsła się w swojej grubej kurtce ze skóry whera. Mogłaby się schronić przed wiatrem, gdyby tylko
uszła do kokpitu, do siedzących tam wioślarzy. Ale nie mogła się ruszyć. Zaszczyt zawsze idzie w parze z
odpowiedzialnością, musiała więc pozostać na pokładzie, dopóki barka pogrzebowa nie dotknie kamieni Jaskini Portowej.
Półkole stało się teraz dla niej smutnym i pustym miejscem smutniejszym niż kiedykolwiek. Petiron tak bardzo
starał się dotrwać do chwili, gdy przybędzie jego następca. Powiedział Menolly, że nie przeżyje zimy. Wysłał wiadomość
do Mistrza Harfiarzy, Robintona, prosząc, by jak najszybciej wyznaczono następcę. Powiedział Menolly, że wysłał
Mistrzowi dwie z jej kompozycji.
- Kobiety nie mogą być harfiarzami - odparła, zdumiona i zakłopotana.
- Jeden człowiek na stu ma doskonały słuch - odpowiedział Petiron wymijająco. - Jeden na tysiąc potrafi
skomponować dobrą melodię z przyzwoitym tekstem. Gdybyś była chłopcem, nie byłoby żadnego problemu.
- Być może, ale jestem dziewczyną i nic na to nie poradzimy. - Mogłabyś być silnym chłopcem, naprawdę -
wykręcał się Petiron.
- A co złego jest w dużej, silnej dziewczynie? - Menolly była jednocześnie rozbawiona i rozzłoszczona.
- Nic, zupełnie nic. - Petiron poklepał ją po dłoni, uśmiechając się rozbrajająco.
Pomagała mu jeść obiad, bo jego ręce były już tak spuchnięte, że nawet najlżejsza drewniana łyżka zostawiała na
palcach okropne sine bruzdy.
- A Mistrz Robinton to dobry człowiek. Nikt na Persie nie może powiedzieć, że tak nie jest. On mnie wysłucha. Zna
swoje obowiązki, a ja jestem przecież mistrzem cechowym i nauczano mnie rzemiosła o wiele wcześniej niż jego. Zażądam
od niego, żeby cię wysłuchał.
- Czy naprawdę wysłałeś mu te pieśni, które kazałeś wyryć mi na tabliczkach?
- Naprawdę. Musiałem zrobić dla Jebie chociaż tyle, drogie dziecko.
Mówił to z takim przekonaniem, że Menolly musiała uwierzyć. Biedny, stary Petiron. Przez ostatnie kilka miesięcy
nie pamiętał nawet, jaka to pora Obrotu ani co robił poprzedniego dnia.
Teraz czas już dla niego nie istnieje, powiedziała sobie Menolly. Zimna bryza paliła jej mokre policzki. Nigdy go nie
zapomni. Padł na nią cień dwóch ramion klifu Półkola. Barka wpływała do rodzimej przystani. Podniosła głowę. Wysoko
na niebie dojrzała maleńką sylwetkę smoka. Jak pięknie! Ale skąd w Weyrze Benden wiedziano o pogrzebie? Nie, to tylko
rutynowy patrol. Teraz, kiedy Nić opadała w najbardziej nieoczekiwanych momentach, smoki często przelatywały nad
Półkolem. Zwykle trudno było zobaczyć je z bliska, nawet gdy obniżały nieco lot - od Morskiej Warowni oddzielały je
jeszcze trzęsawiska przy Zatoce Nerat. Menolly była szczęśliwa, że smok pojawił się tutaj właśnie teraz, w
najodpowiedniejszym momende, jakby chciał złożyć ostatni hołd harfiarzowi Petironowi.
Mężczyźni wyjęli ciężkie wiosła z wody i barka wsunęła się powoli na swoje miejsce przy nabrzeżu, daleko na
samym końcu portu. Fort i Tillek mogły się chełpić tym, że są najstarszymi Morskimi Warowniami, ale tylko Półkole miało
jaskinię na tyle dużą, by pomieścić całą flotę rybacką i zabezpieczyć ją przed pogodą i Opadami Nici.
Jaskinia Portowa miała trzydzieści stanowisk do cumowania, miejsca na rozłożenie wszystkich siwi, trapów i lin,
stojaków do suszenia i wietrzenia żagli, a także płytką zatoczkę, w której można było reperować okręty i odrapywać
wodorosty z ich kadłubów. Przy samym jej końcu znajdowała się skalna półka, gdzie budowano nowe okręty, o ile udało
się zgromadzić odpowiednią ilość desek i belek. Zaraz za tą półką kryła się niewielka jaskinia, tam przechowywano
bezcenne drewno, suszone na wysokich stojakach lub ułożone w pryzmy.
Barka pogrzebowa delikatnie uderzyła o brzeg.
- Menolly? - Pierwszy wioślarz wyciągnął do niej rękę. Zaskoczona tą nieoczekiwaną uprzejmością, której nie
okazywano zwykle dziewczynom w jej wieku, Menolly zamierzała właśnie zeskoczyć na ziemię, kiedy dojrzała w jego
oczach szacunek należny jej w tej chwili. Mocny uścisk jego dłoni był cichą pochwałą za jej śpiew. Pozostali mężczyźni
także stali, czekając, aż zejdzie z pokładu. Wyprostowała ramiona, choć smutek wciąż ściskał jej gardło, jakby domagając
się więcej łez, i dumnie zstąpiła na twardą skałę nabrzeża.
Jeszcze zanim ruszyła w głąb jaskini dostrzegła, że pasażerowie pozostałych łodzi opuszczali je pospiesznie i w
milczeniu. Okręt jej ojca, największy z całej floty Półkoła, wypływał już z powrotem na pełne morze: Głos Yanusa niósł się
po wodzie, przebijając się ponad skrzypienie łodzi czy przyciszone rozmowy.
- Szybko, szybko. Mamy teraz dobry wiatr, a po trzech dniach sztormu ryba będzie brała jak nigdy.
Wioślarze przebiegli obok niej, spiesząc do swoich łodzi. Menolly wydawało się, że to wielka niesprawiedliwość
względem Petirona; prawie całe życie poświęcał Warowni Półkola, a teraz tak szybko o nim zapominano. A jednak życie
toczy się dalej. Trzeba było nałowić ryb na długie zimowe miesiące. Nie wolno marnować nielicznych pogodnych dni,
które zdarzały się o tej porze Obrotu.
Przyspieszyła nieco kroku. Musiała jeszcze przejść wzdłuż całej Jaskini Portowej, a było okropnie zimno. Poza tym
Menolly chciała się dostać do Warowni, zanim jej matka zauważy, że nie ma bębenka. Mavi nie znosiła marnotrawstwa, tak
jak Yanus nie znosił lenistwa.
Choć była to jedna z niewielu uroczystości w Warowni, nie należała ona do wesołych, dlatego też wszyscy jej
uczestnicy kobiety, dzieci, a także mężczyźni za starzy by wypływać na połów - posuwali się powoli, celebrując niemal
każdy krok. Pochód dzielił się na mniejsze grupki, które zmierzały w kierunku własnych Warowni ułożonych w
południowym łuku ochronnej palisady Półkola.
Menolly widziała, jak Mavi ustawia dziel do pracy w grupach. Teraz, kiedy nie było żadnego harfiarza, który
nauczałby je Pieśni i Ballad Instruktażowych, dziel musiały zająć się czymś innym. Zbierały więc śmiecie wyrzucone przez
sztorm na białą plażę.
3 / 54
455743790.004.png
Anne McCaffrey – Śpiew smoków
Pomimo słońca świecącego jasno na niebie i jeźdźca zataczającego koła na swym smoku w jego promieniach,
lodowato zimny wiatr przyprawiał dziewczynę o dreszcze. Tak bardzo chciała teraz poczuć ciepło ognia płonącego w
palenisku wielkiej kuchni Warowni i rozgrzać się filiżanką gorącego klahu.
Wiatr przyniósł do niej głos jej siostry, Selli.
- Ona nie ma teraz nic do roboty, Mavi, dlaczego ja muszę? Menolly schyliła głowę, chowając się za grupką
dorosłych i unikając bystrego spojrzenia matki. Musiała uważać na Sellę ona nie zapomni, że Menolly nie może już
wykręcać się od pracy, tłumacząc się opieką nad chorym harfiarzem. Tuż przed nią jedna ze starszych ciotek potknęła się i
zawołała o pomoc. Menolly podbiegła i kobieta wsparła się na jej ramieniu.
- Tylko dla Petirona mogłam w taki ziąb wypłynąć na morze. Błogosławiony człowiek, niech spoczywa w pokoju -
mówiła staruszka, z zaskakującą siłą przytulając się do Menolly. - Dobre z ciebie dziecko, Menolly, o tak. Jesteś Menolly,
prawda? Spojrzała dziewczynie w twarz. - Teraz pomóż mi tylko dowlec się do Starego Wujka, a ja mu o wszystkim
opowiem, bo biedak nie ma nóg i nie może się nawet ruszyć z łóżka.
Tak więc Sella musiahi pilnować dzieci, a Menolly weszła do kuchni i mogła się trochę ogrzać; przynajmniej na
tyle, by się nie trząść. Potem stara doda zdecydowała, że Wujek pewnie też by snę napił trochę klahu, więc kiedy Mavi
dostrzegła swą najmłodszą córkę, ta zajęta była właśnie doglądaniem starca.
- Bardzo dobrze, Menolly, póki tu jesteś dopilnuj, żeby staruszkowi niczego nie zabrakło. Potem możesz sprawdzić
światła.
Menolly wypiła swój klah ze Starym Wujkiem i zostawiła go w doskonałym nastroju, choć właśnie wraz z ciotką
wspominali inne pogrzeby. Sprawdzanie świateł należało do jej obowiązków, odkąd tylko przerosła Sellę. Oznaczało to
odwiedzenie wszystkich poziomów wewnętrznych i zewnętrznych ogromnej morskiej Warowni, ale Menolly znała już
najkrótszą drogę, co pozwalało jej szybciej skończyć pracę. Dzięki temu, zanim matka zaczęła jej szukać, miała trochę
czasu dla siebie. Przywykła już do tego, że tych kilka zaoszczędzonych minut spędzała na ćwiczeniach z harfiarzem. Tak
więc Menolly nie zdziwiła się nawet, kiedy dotarła pod drzwi komnaty Petirona.
Zaskoczyły ją natomiast jakieś głosy dobiegające z jego pokoju. Rozzłoszczona chciała wtargnąć do środka i
zażądać wyjaśnień, ale rozpoznała głos matki.
- Nie trzeba tu chyba żadnego remontu przed przybyciem nowego harfiarza, co?
Menolly cofnęła się o krok, znikając w mroku korytarza. Nowy harfiarz?
- Naprawdę chciałabym wiedzieć Mavi, kto będzie zajmował się nauczaniem dzieci, dopóki on nie przypłynie? - to
był głos Soreel, wdowy po pierwszym Panu Warowni i tym samym przedstawicielki kobiet Warowni. - Dziś rano poradziła
sobie zupełnie dobrze. Musisz się na to zgodzić, Mavi.
- Yanus wyśle statek z wiadomością.
- Nie zrobi tego ani dzisiaj, ani jutro. Nie winię Pana Warowni, ale to chyba zrozumiałe, że wszystkie łodzie i ich
załogi muszą zajmować się połowem. A to oznacza, że minie co najmniej cztery, pięć dni zanim posłaniec dotrze do
Warowni Igen. Z Igen, jeśli jakiś jeździec zgodzi się przewieźć wiadomość a wszyscy wiemy jacy są ci jeźdźcy z
przeszłości z Weyru Igen będzie wędrował następne, powiedzmy, dwa, trzy dni, zanim Mistrz Harfiarz w Forcie dowie się
o wszystkim. Potem Mistrz Robinton musi wybrać odpowiedniego człowieka, a ten z kolei musi tutaj dopłynąć. Teraz,
kiedy Nić opada kiedy chce, nikt nie podróżuje szybko i nie wypływa daleko w ciągu dnia. Nadejdzie wiosna, zanim
ujrzymy nowego harfiarza. Czy dzieci mają pozostać bez nauki przez te miesiące?
Przemowie Soreel towarzyszyły odgłosy zamiatania, co znaczyło, że pokój jest właśnie sprzątany. Teraz Menolly
słyszała także ciche pomruki, które popierały argumenty Soreel.
- Petiron nauczał dobrze...
- Ją też nauczył dobry - przerwała Mavi Soreel. - Harfiarstwo to zajęcie dla mężczyzn...
- Owszem, jeśli Pan Warowni przeznaczy mężczyznę do tego zajęli - odparła Soroel wyzywająco, bo wszyscy znali
odpowiedź na ten zarzut. - Prawdę mówiąc, w czasie ostatniego Obrotu dziewczyna znała sagi lepiej niż starzec. Wiesz
przecież, że on już nawet nie odróżniał dnia od nocy.
- Yanus zrobi co należy - stanowczo zakończyła dyskusję Mavi.
Menolly usłyszała, że któraś z kobiet zbliża się do uchylonych drzwi pokoju harfiarza. Schylając się pobiegła za
najbliższy zakręt korytarza, a stamtąd przedostała się na poziom kuchni.
Sama myśl o tym, że ktoś miał zamieszkać w pokoju Petirona - nawet jeżeli byłby to inny harfiarz - martwiła
Menolly. Oczywiście inni martwili się tym, że nie mają harfiarza. Zwykle nie dochodziło do takich sytuacji. Każda
Warownia mogła się pochwalić dwoma lub trzema uzdolnionymi muzycznie mężczyznami i każda Warownia z dumą
zachęcała ich do rozwijania tych talentów. Rzemieślnicy ca lubili grać i śpiewać przy akompaniamencie innych
instrumentalistów, którzy wraz z nimi podejmowali trud zabawiania mieszkańców Warowni podczas długich zimowych
wieczorów. Poza tym rozsądek nakazywał, by zawsze mieć w pobliżu zastępcę, gdy zachodziła potrzeba, tak jak teraz w
Półkolu. Ale łowienie odciskało swój twardy ślad na dłoniach mężczyzn. Ciężka praca, zimna woda, sól i rybi olej
sprawiały, że stawy stawały się grube i niezręczne, a skóra na palcach twardniała w najmniej odpowiednich miejscach.
Rybacy często wypływali na morze i nie wracali przez wiele dni. Po dwóch czy trzech Obrotach spędzonych przy sieci,
trapie i linach okrętowych, młody mężczyzna tracił niemal zupełnie swoje umiejętności i mógł co najwyżej zagrać jakieś
proste melodyjki. Ballady Instruktażowe wymagały jednak zręcznych, delikatnych palców i stałych ćwiczeń.
Yanus wypływał na morze mając nadzieję, że znajdzie jakieś inne rozwiązanie. Bez wątpienia dziewczyna umiała
pięknie śpiewać i grać, i dziś rano nie przyniosła wstydu ani Warowni, ani harfiarzowi. Bez wątpienia też wiele czasu
musiało zająć sprowadzenie nowego nauczyciela, a dziel nie mogły zapomnieć podstawowych Ballad Instruktażowych.
Ale Yanus miał wiele poważnych zastrzeżeń i oporów. Nie chciał składać tak odpowiedzialnego zadania na barki
dziewczyny, która nie miała jeszcze nawet piętnastu Obrotów. Nie bez znaczenia była także skłonność Menolly do
układania własnych melodii. Owszem, przyjemnie było posłuchać ich czasem w długie zimowe wieczory, ale kiedy żył
stary Petiron umiał utrzymać ją w ryzach. Yanus nie wiedział, czy może jej ufać, a nie chciał, żeby włączyła swoje
trywialne pogwizdywania do lekcji. Dzieci przecież nie rozumiały jeszcze, że te piosenki nie nadawały się do nauczania.
Problem w tym, że jej melodyjki należały do takich, które niepostrzeżenie wkradały się do umysłów słuchaczy, tak że
człowiek nucił je potem albo pogwizdywał, sam o tym nie wiedząc.
Łodzie skończyły już łowić na głębinie i zawinęły z powrotem do jaskini, a Yanus nie znalazł żadnego rozwiązania.
Nie pocieszała go wcale myśl, że każdy Pan Warowni postąpiłby tak samo. Gdyby tylko Menolly kiepsko śpiewała
4 / 54
455743790.005.png
Anne McCaffrey – Śpiew smoków
dzisiejszego ranka... Ale śpiewała doskonale. Jako Pan Warowni Morskiego Półkola zobowiązany był wychowywać dzieci
zgodnie z tradycjami Pernu; tak by znały swoje obowiązki i by wiedziały, jak je wypełniać. Uważał się za szczęśliwca,
będąc przydzielonym do Weyru Benden i mając za swoich opiekunów Flara z jego spiżowym smokiem i Lessę z królową
Ramoth. Z tego między innymi powodu czuł się głęboko zobowiązany do podtrzymywania tradycji w Półkolu; dzieci
nauczą się czego potrzeba, nawet jeśli dziewczyna ma się tym zająć.
Tego samego wieczoru, kiedy już całodzienny połów został osolony i ułożony, nakazał Mavi, by przyprowadziła
córkę do małego pokoiku przy Wielkim Hallu, gdzie zajmował się sprawami Warowni i gdzie przechowywano Kroniki.
Mavi położyła instrumenty na obramowaniu paleniska, by nikt nie zniszczył ich przez przypadek.
Ysnus z namaszczeniem wręczył Menolly gitarę Petirona. Przyjęła instrument z należytą czcią, co upewniło jej ojca,
że doceniała odpowiedzialność, jaka na niej spoczywała..
- Jutro będziesz zwolniona z normalnych porannych obowiązków i weźmiesz dzieci na lekcje - powiedział. - Ale nie
chcę więcej słyszeć tych twoich pokręconych melodyjek.
Śpiewałam moje piosenki, kiedy żył Petiron, i nigdy ci to nie przeszkadzało.
Yanus zmarszczył czoło spoglądając na córkę.
- Kiedy Petiron żył. Ale teraz jest martwy, a ty musisz słuchać mnie...
Za plecami ojca, Menolly dostrzegła skrzywioną twarz matki i jej ostrzegawcze potrząśnięcie głową. W ostatniej
chwili powstrzymała się przed dętą repliką.
- Zapamiętaj dobrze, co ci powiedziałem! - Przebiegł palcami po szerokim, skórzanym pasie, który nosił na
biodrach. - Żadnych melodyjek!
- Tak, Yanusie.
- Zaczynasz więc od jutra. Oczywiście, jeśli nie spadnie Nić, bo wtedy wszyscy będą zakładali przynęty do sieci.
Odprawił obie kobiety i zaczął przygotowywać wiadomość do Mistrza Harfiarza, którą zamierzał wysłać do
Warowni Igen, gdy tylko będzie mógł poświęcić na ten cel jedną łódź z załogą. Przy okazji mógłby wysłać trochę
wędzonych ryb, a Półkole miałoby jakieś wiadomości o tym, co ciekawego dzieje się na Pernie. Nie wolno marnować
takiej okazji, tylko na przestanie jednej prośby.
Kiedy wyszły już na korytarz, Mavi złapała córkę za ramię i ścisnęła je mocno.
- Nie sprzeczaj się z nim, dziewczyno.
- Ale przecież nie ma niczego złego w moich piosenkach, mamo. Wiesz, co powiedział Petiron...
- Przypominam ci, że on nie żyje. A to zmienia wszystko, co zaczęło się, kiedy jeszcze mógł normalnie pracować.
Zachowuj się jak trzeba, jeśli zajmujesz pozycję mężczyzny. Żadnych melodyjek! A teraz do łóżka i nie zapomnij pogasić
żarów. Szkoda marnować światło, którego nikt nie potrzebuje.
. 2 .
Szanuj tych, których smoki słuchają
Myślą, przysługą, słowem i czynem
Światy giną i światy są ocalane
Przed zagładą strzegą je smoki.
Jeźdźcy, unikajcie nadmiaru
Chciwość sprowadzi na Weyr niedolę
Słuchajcie starożytnych praw
A Weyr będzie kwitł na wieki.
Kiedy Menolly zaczęła już nauczać, bez trudu zapomniała o swoich pieśniach. Chlała zrobić wszystko, by Petiron
mógł być z niej dumny i by nowy harfiarz nie znalazł żadnego błędu w recytacjach dzieci, kiedy przybędzie do Warowni.
Były bardzo pilne, a nauczanie to na pewno lepsze zajęcie niż patroszenie i konserwowanie ryb, czy naprawianie Bied i
zakładanie przynęt. Zresztą zimowe burze i sztormy, najgroźniejsze od wielu Obrotów, i tak zatrzymywały całą flotę w
porcie i nauczanie pozwalało zabić nudę.
Kiedy flota nie wypływała na morze, Yanus często przystawał przy Małym Hallu - tam właśnie jego córka
prowadziła lekcje. Na szczęście zatrzymywał się tylko na krótkie chwile, bo dzieci stawały się nerwowe w jego obecności.
Kiedyś zauważyła, jak wybija stopą rytm odgrywanej właśnie melodii. Nachmurzył się, gdy zdał sobie sprawę z tego, co
robi, i szybko odszedł.
Wystał łódź z listem do Warowni Igen trzy dni po pogrzebie. Załoga przywiozła stamtąd wiadomości, które nie
miały żadnego znaczenia dla Menolly, ale dorośli najwyraźniej się tym zmartwili. Miało to jakiś związek z jeźdźcami z
przeszłości i Menolly nie musiała się tym przejmować. Załoga przywiozła także tabliczkę zaadresowaną do Petirona. Na
tabliczce odciśnięty był znak Mistrza Harfiarza Robintona.
- Biedny, stary Petiron - powiedziała do Menolly jedna z ciotek, wdychając i przykładając chustkę do oczu. - Zawsze
tak wypatrywał tabliczek od Mistrza. No cóż, teraz będzie musiała poczekać na jego następcę. On będzie wiedział, co z
tym zrobić.
Menolly musiała się trochę natrudzić, zanim odkryła, gdzie znajduje się list od Mistrza; oczywiście, doskonale
widoczny leżał sobie na obramowaniu paleniska w pokoju ojca. Spodzie wała się, że wiadomość dotyczy także piosenek,
które Petiron wysłał do Mistrza Robintona. Ta myśl nurtowała tak jej umysł, że ośmieliła się nawet zapytać matkę,
dlaczego Yanus nie otworzy wiadomości.
- Otworzyć zapieczętowaną wiadomość od Mistrza Harfiarza do nieżyjącego człowieka? - Zszokowana Mavi
wpatrywała się w swoją córkę z niedowierzaniem. - Twój ojciec nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Listy harfiarzy są
przeznaczone tylko dla nich.
- Ja tylko sobie przypomniałam, że Petiron wysłał tabliczkę do Mistrza. Myślałam, że to może coś o jego następcy,
to znaczy...
- Będę się bardzo cieszyła, kiedy nowy harfiarz rzeczywiście przypłynie, moje dziecko. To nauczanie zaczyna ci już
mącić w głowie.
5 / 54
455743790.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin