Wiggs Susan - Ich pięcioro.rtf

(761 KB) Pobierz

Susan Wiggs

 

Ich pięcioro

 

Table for Five

 

Tłumaczenie: Maria Dorycka

 


Zdarzają się rzeczy tak nieoczekiwane,

że nikt nie jest na nie gotowy.

 

Leo Rosten

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Piątek, godzina 14.45

 

– Pani Robinson! A wie pani, jak by się pani nazywała, gdyby pani była gwiazdą porno? – rzucił Russel Clark, podskakując na widok nadjeżdżającego powoli szkolnego autobusu.

– Nie i nie chcę wiedzieć. – Lily Robinson przytrzymała chłopca za ramię, żeby nie wychylił się spod daszka osłaniającego chodnik przed rzęsistym deszczem. Niestety i tak zmokną, bo do miejsca, gdzie zatrzyma się autobus, był kawałek drogi.

– Ale to proste! Najpierw trzeba powiedzieć nazwę ulicy, na której się mieszka...

– Russel, wystarczy – stanowczo nakazała Lily. Miała nadzieję, że chłopiec nie zdaje sobie sprawy, co to za dama, którą nazywa się gwiazdą porno. – Poza tym przypominam ci, że dziś ty prowadzisz grupę na parking.

– Ups! – Russel wyprostował się natychmiast. To był przywilej, z którego skorzystał z dumą, to znaczy ruszył przez deszcz na czele dwudziestu trzech trzecioklasistów. Nim doszli pod brezentowy dach na parkingu, pochwalił się: – Jadę dziś do Echo Ridge. Mam lekcję golfa.

– W taką pogodę?

– Na pewno się przejaśni, pani Robinson. – Russel spojrzał za siebie, krzyknął: – Za mną! – i na czele małoletniej hałaśliwej bandy pognał jak strzała do autobusu numer cztery, przeskakując po drodze kałuże.

Było to poważne wykroczenie, bowiem po parkingu nie wolno biegać, tylko trzeba bardzo uważać na różne pojazdy. No cóż, Lily znów będzie musiała pouczać i pouczać.

Jednak nie dziś, bo to było niemożliwe. Koniec lekcji, czas do domu.

Pożegnała się z uczniami, którzy niczym stadko przestraszonych kacząt rozpierzchali się do autobusów i samochodów.

Zostały tylko Charlie Holloway i jej najlepsza przyjaciółka Lindsay Davenport. Trzymały się za ręce i paplały nieustannie, czekając, aż auto pani Davenport po nie podjedzie.

Charlie napotkała wzrok Lily, ale zaraz spuściła głowę. Lily doskonale ją rozumiała. Dziewczynka wiedziała przecież, że jej rodzice zostali wezwani do szkoły na rozmowę. W żółtym płaszczu przeciwdeszczowym wydawała się mała i krucha, jakby chciała zniknąć. Lily miała ochotę ją pocieszyć, powiedzieć, że nie ma się czym martwić.

Niestety nie zdążyła, bo Charlie zawołała:

– O, jest twoja mama! – Pociągnęła Lindsay za rękę. – Do widzenia pani, miłego weekendu! – zawołała do Lily i dziewczynki wsiadły do granatowego volvo.

Lily pomachała im z uśmiechem, mając nadzieję, że nie widać po niej zdenerwowania. Bo oczywiście pomyślała o Crystal, swojej najlepszej przyjaciółce z dzieciństwa, mamie Charlie. A właśnie Lily czekała bardzo trudna rozmowa z Crystal...

– Cześć, coś się stało? – spytał Greg Duncan, nauczyciel wychowania fizycznego. Po lekcjach był trenerem licealnej drużyny golfa, ale podrywaniem zajmował się na pełen etat.

– A nawet jeśli, to nie powinieneś o tym wspominać.

Uśmiechnął się szeroko i jednym susem znalazł się koło niej. Był sympatycznym, ciepłym facetem. Z powodu aksamitnych ciemnych oczu i dużych dłoni kojarzył się Lily z wielkim bernardynem.

– Wiem, jaki masz problem. Na ten weekend jeszcze się z nikim nie umówiłaś.

O nie, znowu to samo, pomyślała Lily. Owszem, lubiła Grega, ale jego potrzeba zwracania na siebie uwagi bywała męcząca. Dwukrotny rozwodnik, spotykał się z niemal wszystkimi znanymi jej kobietami, a teraz zainteresował się nią.

– Mylisz się, mam już plany – odpowiedziała z uśmiechem.

– Kłamiesz. Po prostu nie chcesz mi zrobić przykrości.

Trafione oskarżenie, pomyślała rozbawiona.

– Znów cię nagabuje? – Pod brezentowym daszkiem stanęła Edna Klein, dyrektorka szkoły.

Przy swoich sześćdziesięciu latach, z siwymi włosami do pasa i błękitnymi oczami wyglądała jak weteranka Woodstock. Nosiła drewniaki ze skarpetkami oraz biżuterię ze srebra i turkusów, do tego mieszkała w komunie Cloud Mountain, a jednak wszyscy traktowali ją poważnie. Miała na swoim koncie doktorat w Berkeley, trzech byłych mężów, czwórkę dorosłych dzieci oraz dziesięć lat trzeźwości w AA. Zarządzała szkołą kompetentnie i profesjonalnie, wspierała nauczycieli, zachęcała uczniów do pracy, inspirowała rodziców. Innymi słowy, postać niebanalna, wręcz niezwykła, i prawdziwy skarb dla lokalnej społeczności.

– Molestowanie w miejscu pracy – potwierdziła Lily. – Zastanawiam się, czy nie napisać skargi. Prawdziwa gratka dla adwokata, w obecnych czasach to w sądzie samograj. Prześladowana, zalękniona i bezradna kobiecina, a po drugiej stronie napakowany sterydami i testosteronem, pozbawiony uczuć wyższych brutalny samiec! – podkpiwała na całego.

– Zaraz, zaraz! – gorąco zaprotestował Greg. – To ja powinienem się poskarżyć. Staram się o tę bezradną i zalęknioną kobiecinę już od walentynek, no i co z tego mam? Kino raz w miesiącu!

– Ciesz się, że mogłeś wybrać film. Ten horror to było dla mnie duże przeżycie.

– Jesteś bez serca. Miłego weekendu, drogie panie – pożegnał się z uśmiechem, odchodząc w kierunku sali gimnastycznej.

– Marnuje tylko czas – powiedziała Lily do Edny.

– Jesteś taka cięta na wszystkich facetów czy tylko na trenera Duncana?

Lily się roześmiała.

– Nie rozumiem, dlaczego od kiedy skończyłam trzydziestkę, wszyscy się interesują moim życiem uczuciowym.

– Bo wszyscy chcą, żebyś jakieś miała.

Ludzie zawsze pytali ją, czy się z kimś spotyka albo czy zamierza mieć dzieci. Albo kiedy ułoży sobie życie. A przecież była bardzo zadowolona z tego, co ma. A miała swoje... i tylko swoje życie. Prawda bowiem była taka, że związki budziły w niej lęk. Zaangażowanie emocjonalne kojarzyło się jej z jazdą samochodem z pijanym kierowcą. Najpierw dawka ostrych przeżyć, a na koniec i tak ktoś musi zostać ranny.

– Wtrącam się w nie swoje sprawy, tak? – spytała Edna.

– Tak.

– Wybacz, ale naprawdę chciałabym, żebyś kogoś poznała.

Lily zdjęła okulary i wytarła je skrajem swetra, a świat momentalnie zamienił się w nasiąkniętą deszczem szarozieloną plamę.

– Dlaczego nikt nie potrafi pojąć, że to, co mam, daje mi satysfakcję? I wcale nie oczekuję zmian?

– Satysfakcja i szczęście to dwie różne rzeczy. A bez radykalnej zmiany szczęścia nie zaznasz.

Gdy Lily założyła okulary, wszystko wokół uzyskało normalną ostrość.

– Kiedy jestem zadowolona, to jestem szczęśliwa.

– Gadanie... Zobaczysz, któregoś dnia zapragniesz czegoś więcej – skomentowała Edna.

– Ale na pewno nie dziś – odpowiedziała Lily, myśląc o czekającej ją rozmowie.

Wokół nich stanęła grupka uczniów, by się pożegnać. Edna zamieniła z każdym z nich kilka słów, i to słów dobranych bezbłędnie, bo wszyscy odchodzili z szerokim uśmiechem.

A jednak Lily poczuła dziwny niepokój, bo uderzyło ją coś, co przed chwilą usłyszała.

„Satysfakcja i szczęście to dwie różne rzeczy”.

Trudno uszczęśliwić samą siebie, a co dopiero drugą osobę, pomyślała. A mimo to niemal codziennie widziała, jak ludzie starają się siebie uszczęśliwiać. Matka huśta w ramionach roześmiane niemowlę, mąż przynosi żonie kwiaty, dziecko otwiera w szkole pudełko z drugim śniadaniem i znajduje w nim czuły liścik. Ot, niby drobiazgi, ale gdy tak je zsumować...

Ale to tylko jedna strona medalu.

Bo niestety tak już w życiu jest, że szczęście szybko przemija. Lily znała temat doskonale, bo przekonała się o tym na własnej skórze.

Patrzyła, jak dzieci podbiegają do samochodów, rzucają się matkom na szyję, pokazują im zeszyty i opowiadają coś z przejęciem. Czuła się trochę jak turystka obserwująca dziwne zwyczaje. Ale cóż, ci ludzie byli inni niż ona. Wiedzieli, co znaczą bliskie więzi.

Natomiast ona miała wrażenie dziwnej lekkości, nie była niczym obciążona, wydawało jej się, że mogłaby po prostu odlecieć... tu i tam... wszędzie, po prostu wszędzie.

Czekając na Hollowayów, Lily ustawiła wokół okrągłego stolika małe krzesełka. Położyła na blacie grubą teczkę z pracami Charlie oraz pudełko chusteczek higienicznych, których zapas zawsze miała w szufladzie. Ośmio- i dziewięciolatki zużywały je w ogromnych ilościach.

Podeszła do okien i opuściła do połowy rolety. Do szyb były przyklejone powycinane kaczuszki z przysłowiem, które stanowiło dzisiejsze ćwiczenie na lekcji ortografii:

Kwiecień, gdy deszczem plecie, maj ustroi w kwiecie.

Jakby na potwierdzenie tych słów niebo rozdarła błyskawica.

Krzywiąc się lekko, spojrzała na kalendarz i policzyła bezgłośnie wszystkie dni w kolumnie piątków.

Do końca roku szkolnego zostało dziewięć tygodni, a potem już tylko słońce, błękitne niebo i podróż, którą planowała od dawna. Dla nauczycielki z małego miasteczka w Oregonie Europa mogła się wydawać nieziszczalnym marzeniem, ale wcale jej to nie zniechęciło, tylko wręcz przeciwnie. Skrupulatnie oszczędzała pieniądze, odmawiała sobie tego i owego, żeby każdego roku wyjechać do innego kraju. A ta podróż miała być wyjątkowa.

Oderwała myśli od wakacji i skupiła się na przygotowaniach do trudnej rozmowy. Uważnie rozejrzała się po klasie, czy wszystko jest jak należy. Lily była przekonana, że dla rodziców ważne jest, jak wygląda otoczenie, w którym ich dzieci spędzają tyle czasu.

Na ścianie wisiała czarna tablica. Dźwięk kredy przesuwającej się po gładkiej powierzchni zawsze przypominał jej to jedyne miejsce, w którym w dzieciństwie czuła się absolutnie bezpiecznie. Szkolną klasę.

To był jej świat, nie potrafiłaby wymarzyć sobie innej pracy.

Dzieci ją uwielbiały. Trafiały pod jej skrzydła na jeden rok, a ona zajmowała się nimi całym sercem. Dzięki temu mogła mówić ludziom, że tak, ma dzieci, i to naprawdę dużo. Dwadzieścia cztery krzesełka w klasie, i tyluż uczniów... Dwadzieścia cztery charaktery, nieraz jakże trudne i skomplikowane. To była jej praca, jej powołanie.

Każdej jesieni dostawała nową grupę. Dzieci dawały jej to wszystko, co innym ludziom daje rodzina – radość i śmiech, wzruszenie i łzy, dumę i poczucie triumfu. Czasem miała też powody do smutku, ale i tak ta praca nadawała jej życiu sens.

Kochała swoich uczniów od września do czerwca, a kiedy rok szkolny się kończył, przekazywała ich rodzicom. Byli wyżsi i ciężsi, znali na wyrywki tabliczkę mnożenia, potrafili czytać. Gdy nadchodziła jesień, skupiała się na nowej klasie. I tak rok po roku. Zajmowanie się cudzymi dziećmi dawało satysfakcję. I nie niosło ze sobą żadnego ryzyka.

Co innego własne dzieci. To zobowiązanie na całe życie. Zapewne było źródłem radości, ale też narażało na największy smutek i rozpacz. Niektórzy ludzie nadawali się do tego, inni nie. Prawdę powiedziawszy, nie nadawało się bardzo wielu, ale zakochiwali się w sobie i dzieci tak czy inaczej przychodziły na świat. A potem się odkochiwali, a cenę za to płacili wszyscy wokół. Czego najlepszym przykładem byli Charlie i jej rodzice.

Dziś na lekcji pisania zaproponowała dzieciom temat:

Co lubię najbardziej?

Przez trzy minuty każdy mógł wymienić to wszystko, co tylko chciał. Lily zawsze wykonywała ćwiczenia razem z uczniami i zawsze podchodziła do tego poważnie, dzięki czemu dzieci bardziej się angażowały. Jej lista, wypisana pośpiesznie na dużej kartce, wyglądała tak:

Mandarynki

Padający śnieg

Śpiew dzieci

Seriale telewizyjne

Kryminały

Pierwszy dzień w szkole

Restauracje z jedzeniem na wynos

Zwiedzanie

Opowieści ze szczęśliwym zakończeniem.

Podarła kartkę i zwinęła w kulkę. Lepiej, żeby nikt tego nie widział. Absolutnie nie!

Chociaż Crystal Holloway wcale nie byłaby tą listą zdziwiona. Przyjaźniły się już tyle lat, znały się jak łyse konie.

Lily pomyślała, jak wiele razem przeżyły, jak wiele mają wspólnych wspomnień. To ważne, to ma ogromną wartość, ale i tak do takiej rozmowy jak ta nie była przygotowana. Nie jest łatwo powiedzieć rodzicom trzecioklasistki, że ich córka może nie zdać do następnej klasy. Niestety Lily, dla dobra Charlie, będzie musiała powiedzieć im sporo przykrych słów. Owszem, przeprowadzała już takie rozmowy, ustalała z rodzicami strategię postępowania ze sprawiającym kłopoty dzieckiem.

Tylko jak tu przeprowadzić konstruktywną rozmowę, skoro Hollowayowie po prostu się nie znoszą? Rozwiedzeni Hollowayowie...

Lily bardzo lubiła uczyć dzieci Crystal. Była dla nich wyjątkowo oddaną i kochającą ciocią, a gdy się kolejno rodziły – najpierw Cameron, potem Charlie, a na końcu Ashley – płakała ze szczęścia razem z Crystal.

Cameron był bystry, świetnie sobie radził zarówno w szkole, jak i na polu golfowym. Wszystko wskazywało na to, że pójdzie w ślady utytułowanego ojca, bo już teraz, w wieku piętnastu lat, był najlepszym graczem licealnej drużyny golfa. Jednak został tak szczodrze obdarowany przez naturę, że Lily mogła go sobie bez trudu wyobrazić jako przyszłego naukowca, odnoszącego sukcesy polityka lub członka zarządu dużej korporacji.

Charlie była zupełnie inna. Od pierwszego dnia w szkole miała problemy z przyswajaniem materiału. Przez cały rok Lily regularnie spotykała się w tej sprawie z Crystal i Derekiem, którzy zatrudnili korepetytora i zapewniali, że po szkole ciężko pracują z córką nad nauką czytania. Niestety mimo tych wysiłków Charlie nie robiła żadnych postępów. Trudno było na to znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, trudno było dociec, co gdzie tkwiła tego przyczyna. Dziewczynka nie była opóźniona w rozwoju, nie miała problemów z kojarzeniem czy zapamiętywaniem, ale gdy chodziło o szkolną naukę, po prostu natrafiała na jakiś dziwny mur, mur niestety nie do sforsowania. Zasięgnięto fachowej porady, poddano Charlie testom, i nic. Blokada była, to stwierdzony fakt, ale nie wynikała z żadnych zaburzeń rozwojowych, nie znaleziono jakiegokolwiek sensownego jej wyjaśnienia. Po prostu dziewczynka stanęła w miejscu. Tyle było wiadomo – i nic więcej.

Lily spojrzała na zegarek. Hollowayowie powinni się zjawić lada chwila.

– Przyniosłam wodę mineralną – powiedziała Edna, stając w otwartych drzwiach.

– Dziękuję. Pewnie się spóźnią przez tę pogodę.

Edna spojrzała w okno i otuliła się ciaśniej szalem w indiańskie wzory. Postawiła na stoliku skrzynkę z sześcioma butelkami wody.

– Prawdę powiedziawszy, wcale się do tej rozmowy nie palę – wyznała Lily.

Edna przyglądała się fotografii Charlie wiszącej na klasowej tablicy wśród zdjęć pozostałych dzieci. Z rudymi kucykami, piegami i dziurą zamiast górnej jedynki dziewczynka wyglądała jak Pippi Langstrumpf.

– Jak się domyślam, źle znosi rozwód rodziców. Wprawdzie minął już rok, ale ich rozstanie było dla wszystkich wielkim zaskoczeniem. Chociaż dzieci od początku wiedzą, że w rodzinie dzieje się coś złego.

Lily przypomniała sobie, jak trzy lata temu Crystal przyszła do niej z wiadomością o separacji. Była wtedy w trzeciej ciąży, miała ogromny brzuch i zaczerwienione policzki. Do tamtej chwili Lily była przekonana, że Crystal wiedzie szczęśliwe życie. Była Miss Oregonu została oddaną żoną i matką, miała śliczne dzieci i odnoszącego sukcesy męża. Gdy powiedziała, że jej małżeństwo się rozpada, Lily była w szoku.

– Biorąc pod uwagę okoliczności, w tym ogromną wzajemną niechęć, zachowali się całkiem w porządku – powiedziała, starając się zachować bezstronność.

Crystal chciała przejąć opiekę nad dziećmi, ale Derek wytoczył sprawę i sąd przyznał prawa do opieki obojgu rodzicom, w wyniku czego dzieci spędzały tydzień u ojca i tydzień u matki. Wakacje zostały podzielone po połowie.

– Jeśli chcesz, mogę uczestniczyć w tej rozmowie – zaproponowała Edna, która doskonale wiedziała, że będzie to bardzo trudne spotkanie dla Lily.

Co za kusząca propozycja, mogłaby pomyśleć Lily, jednak wcale tak się nie stało. Owszem, Edna była mądra i opanowana, z jej zdaniem liczyli się rodzice i nauczyciele. Ale zawsze istniała obawa, że jej autorytet może odsunąć na drugi plan nauczyciela, pomniejszyć jego rolę. A to jest bardzo niepożądane, przecież to nauczyciel dzień po dniu pracuje z dzieckiem i podejmuje bieżące działania oraz decyzje, co dla rodziców nie powinno podlegać dyskusji. Jasno określone kompetencje to podstawa dobrej współpracy.

– Dziękuję, ale będzie lepiej, jeśli sama z nimi porozmawiam – odparła Lily, prostując się, jakby zbierała siły przed tym, co ją czekało.

– Jak chcesz. W razie czego będę w swoim gabinecie, ale wcześniej sprawdzę, co to za samochód stoi na parkingu z włączonymi światłami.

Lily została w klasie sama. Czuła się rozdarta między lojalnością wobec przyjaciółki a troską o uczennicę. Crystal była jej bliższa niż siostra. To z jej powodu przeniosła się do miasteczka Comfort. I to dzięki niej nie musiała otwierać serca przed nikim innym.

 


ROZDZIAŁ DRUGI

 

Piątek, godzina 15.15

 

Derek przyszedł pierwszy.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział, zdejmując ociekające deszczem płaszcz i kapelusz.

– Daj, powieszę to. – Lily odebrała od niego mokre rzeczy i zaniosła do łazienki.

Na podszewce zachowało się jeszcze ciepło Dereka i intrygujący leśny zapach wody po goleniu. Lily poczuła na siebie złość, że zwróciła na to uwagę. No cóż, próbowała sobie tłumaczyć, biologia to biologia. Derek Holloway był łajdakiem, który zdradzał żonę, kiedy była w ciąży, a tej oceny nie mógł złagodzić uwodzicielski uśmiech, chociaż wiele kobiet dawało się na to nabrać.

– Przepraszam za bałagan. – Derek sięgnął po wiszące nad umywalką papierowe ręczniki i zaczął wycierać mokre ślady na podłodze.

– Nie szkodzi. – Lily miała nadzieję, że jej uśmiech wygląda naturalnie. Zależało jej, żeby rozmowa potoczyła się w przyjaznej atmosferze, dlatego starała się nie myśleć o tym, jak Crystal omal nie zemdlała, gdy z płaczem opowiadała, jakie warunki rozwodu wymusił na niej Derek. Teraz najważniejsze było dobro Charlie.

– Chciałbyś coś do picia? – spytała. – Mam wodę, a w pokoju nauczycielskim jest kawa i herbata.

– Nie, dziękuję.

Przy dziecięcych meblach Derek wydawał się jeszcze większy, chociaż i tak był potężnym mężczyzną. I jak zawsze był doskonale ubrany. Miał na sobie sportowe wełniane spodnie i kaszmirowy sweter z wycięciem w serek. W miarę upływu lat wyglądał nie tylko coraz dojrzalej, lecz także coraz bardziej elegancko, a sukcesy w sporcie i miejsce w czołówce najlepszych golfistów sprawiły, że nabierał coraz większej pewności siebie. Uważał, że należy mu się wszystko, czego zapragnie, w tym także kobiety, które podczas turniejów rzucały mu się na szyję.

– To są prace Charlie. – Lily wskazała plastikowe pudełko z napisem „Charlene”. – Możesz je sobie obejrzeć, skoro Crystal jeszcze nie ma.

Derek zerknął na zegarek, czyli na eleganckiego roleksa, który był zapewne prezentem od sponsora.

– Zawsze musi się spóźniać.

Naprawdę myślał, że Lily mu przytaknie?

– Pogoda jest okropna – zauważyła. – Crystal na pewno zaraz będzie. – Sama też była lekko zirytowana, choć starała się tego nie okazywać. To spotkanie było naprawdę ważne i Crystal mogła przynajmniej pojawić się punktualnie. – Ładny, prawda? – powiedziała, gdy Derek wpatrywał się w rysunek misia koala z dzieckiem na grzbiecie. – Charlie namalowała to po wycieczce do zoo w Portlandzie. Ma niezwykłe oko do szczegółów. Gdy ją coś zaciekawi, dostrzega wszystko.

Derek skinął głową i wziął do ręki kolejną kartkę. Na szczycie wysokiej drabiny stała niewielka ludzka postać przygotowująca się do skoku do jeszcze mniejszego wiadra z wodą.

– A to?

– Poznawaliśmy nowe słowa. Wtedy chodziło o „ośmielić się”. – Inne dzieci napisały to słowo na swoich rysunkach, ale Charlie nie. W ogóle nie chciała pisać ani czytać. – Jest bardzo zdolna i niezwykle pomysłowa. Posługuje się bardzo wyszukanymi wzorcami myślowymi.

Następny rysunek przedstawiał domek otoczony zieloną trawą i kolorowymi kwiatami. Cztery okna były zamazane na czarno. Kiedy Lily spytała, dlaczego okna są czarne, Charlie odpowiedziała:

– Żeby nikt nie mógł zajrzeć do środka.

Zawsze udzielała skąpych odpowiedzi.

Derek sięgnął bez słowa po kolejną kartkę. Widniał na niej brązowo-biały pies z czarną łatą na oku.

– A to?

– Kolejne nowe słowo. Tym razem chodziło o „marzenie”.

– Od dawna prosi mnie o psa. Może latem?

Tylko nic jej nie obiecuj, dopóki nie będziesz pewny, że to zrealizujesz, pomyślała. To dziecko miało już za dużo zawirowań w swoim życiu.

W końcu zjawiła się Crystal, zalewając ich potokiem usprawiedliwień:

– Strasznie was przepraszam. – Oddała Lily płaszcz, kapelusz i parasol. – Na drogach po prostu koszmar. Omal się nie zabiłam na autostradzie, próbując do was zdążyć.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin