Here Kitty, Kitty - Rozdział 19.pdf

(133 KB) Pobierz
Here Kitty, Kitty - Rozdział 19
456930557.001.png
ROZDZIAĀ XIX
– Zapomnij.
– Zach zrób to dla mnie. Proszę?
– Nie. Ma. Mowy.
– W takim razie zrób to dla Sary. To jej urodziny.
– Nie jeżeli nie zależy od tego jej życie... a nie zależy.
Angie spojrzała na Nika. Uśmiechnął się i wiedziała, że nie pomoże jej w tym wypadku.
– Proszę. Tylko go załóż. To nie tylko będzie prezent dla niej... ale dla ciebie też. Zaufaj mi.
– Wiesz, w porównaniu do niej... - Zach spojrzał na Miki, która natychmiast pokazała mu
„fuck you” - ...naprawdę cię lubiłem. Ale to...za wiele ode mnie wymagasz.
Więc podlizywanie się nie działało na wilka. - Zakładaj albo pójdę po baseballa.
Zach zerknął na nią. - Wole oberwać kijem i mieć to wszystko z głowy.
Angie warknęła. Cholerne, upierdliwe wilki.
***
Nik nigdy nie widział żeby facet tak mocno bronił się przed założeniem kowbojskiego kapelusza na
głowę. A Angie próbowała wszystkiego, z propozycją oralnego seksu włącznie. Oczywiście jeżeli
by to zrobiła, Nik musiałby zabić Zacha i każdego innego wilka w promieniu 100 kilometrów.
Mała, azjatycka wilczyca, którą ostatnio zainteresował się Ban, pchnęła drzwi. - Idzie.
Jak tylko skończyła to mówić, Angie złapał się ostatniej deski ratunku. Wbiła obcas swoich butów
od Prady prosto w nogę Zacha.
– Ałaaa!
Wepchnęła kapelusz na jego głowę akurat kiedy Sara wchodziła przez drzwi. Wszyscy się obrócili,
Angie zasłoniła pochylonego Zacha.
– Wszystkiego najlepszego!
Sary mina przeszła w zachwycony uśmiech. Jedno spojrzenie na jej minę i Nik kompletnie
zapomniał o bliźnie na jej twarzy. Nic nie znaczyła przy tym niesamowitym uśmiechu.
Spojrzała na stół zastawiony pełnym urodzinowym śniadaniem, były tam oczywiście także gofry,
naleśniki, bekon, kiełbaski i wszystko inne co mógł przywieźć katering, ponieważ najwyraźniej
żaden z wilków nie czul się wygodnie gotując.
– Ludzie! To jest takie słodkie!
Obróciła się, kiedy Zach się wyprostował. Czarny kapelusz nadal znajdował się na jego głowie.
Twarz Zacha była czerwona z zażenowania i wściekłości.
Sara przestała na chwilę oddychać, a Nik mógł wyczuć jej pożądanie z 10 metrów. - O mój ….
– Wszystkiego najlepszego dziewczyno! - Angie uściskała przyjaciółkę – To ode mnie i Miki.
Skinęła na swoje dwie przyjaciółki, ale nie odrywała wzroku od Zacha. Przełknęła.
– Yhh... dzięki.
Angie uśmiechnęła się. - Nie ma za co.
Zach patrzyła jak Sara podchodzi do niego. - Posłuchaj Sara. Zanim coś powiesz...
Uciszyła go łapiąc za jego podkoszulek i przyciągając do siebie. A potem docisnęła swoje usta do
jego.
Angie , widocznie czując się wyjątkowo pewnie, założyła ręce przed sobą i spojrzała znacząco na
Nika.
Potrząsnął głową. Ludzie, kochał tę kobietę. ZwariowanĄ kocicĘ jakĄ była.
Sara odsunęła się od Zacha, ale nadal ściskała jego koszulkę. - Wy zaczynajcie. My za chwilę
wrócimy. - A potem wyciągnęła go z kuchni.
Miki zeskoczyła z kredensu, niemal wywołując u Conalla atak serca. Nik czuł, że facet będzie miał
z tą lekko zwichrowana kobietką urwanie głowy. Była nieźle walnięta.
– Cóż, nie zobaczymy ich przez jakiś czas. - Miki się zaśmiała.
– Dokładnie. Co daje nam czas żeby wszystko przygotować. - Angie zajęła się organizacją
przyjęcia jak tylko wróciła. I nikt nie wydawał się mieć nic naprzeciwko. Powiedziała im co
zrobić, a że byli typowymi psami, poszli i robili co im powiedziała.
Opierając się o blat, Nik obserwował jak Angie wyciąga notes ze wszystkimi notatkami odnośnie
przyjęcia i telefon.
W tym momencie miała wszystko pod kontrolą. Kochał kiedy miała kontrolę.
– A co z moim śniadaniem, Cukiereczku?
Angie zamarła, ściskając telefon w dłoni. Jej serce przyspieszyło i z ledwością ukryła ciężki
oddech.
Zagapiła się na niego i w tym samym momencie jej pożądanie uderzyło go z siłą pociągu.
Miki weszła pomiędzy niego a Angie. - Halo, Buraku. Stół ugina się od żarcia. Albo sam zrób sobie
swoje pieprzone śniadanie.
Conall złapał ją za ramię. - Chodź Miki-dziecinko. Upewnijmy się że ogród jest przygotowany na
wieczór.
– Taa, ale...
Wyciągnął małą kobietę z kuchni i reszta wilków złapała jedzenia i także ich opuściła.
Przyciskając Angie do lodówki, Nik uśmiechnął się. - Zaczynam lubić tego psa.
***
Angie odciągnęła Cleatusa – kuzyna Nika od stanowiska DJ-a – Bez obrazy, skarbie, ale sądzę że
na dzisiaj skończyliśmy słuchać :Sweet Home Alabama”. - Cztery razy to o trzy razy za dużo.
Poza tym, musiała coś zrobić, bo Miki poszła po swoją broń.
Wepchnęła DJ-a z powrotem na jego stanowisko. - Bierz się do roboty. - warknęła po Niemiecku.
Kiedy odchodziła, słodkie, słodkie techno rozbrzmiewało wokół niej. Spojrzała w stronę baru, gdzie
Miki postanowiła przygotować kilka drinków, a co za tym idzie odłożyła broń z powrotem do
kabury. Cleatus nie wiedział jak był blisko opuszczenia świata żywych...
Angie obróciła się, mieszając się w tłum. Nie mogła uwierzyć jak na imprezie zrobiło się tak
tłoczno. Reprezentanci Dum i Sfor z kraju postanowili się tu pojawić. Wiadomość szybko obiegła
cały kraj. Rozejm został zawarty i wojna się skończyła. Przynajmniej wojna pomiędzy Sforą a
Dumą. Hieny stały się niesamowicie ciche, co sprawiło że każdy był lekko poddenerwowany. Ale
Angie wiedziała, że Sara i Victoria podjęły prawidłowa decyzję, pozwalając ujść z życiem
Leucrottcie. Jeśli zabiłyby ja, zmieniły by ja tylko w męczennicę. A w ten sposób pokazały kim
naprawdę jest... naprawdę zgorzkniała suką, która powinna dać sobie spokój.
Będąc szczerym kiedy Dumy i Sfory zaczęła się pokazywać na przyjęciu, zaczęła się martwić. Nie
odzywali się i przyglądali sobie z otwarta wrogością. Ale nie pomyślała o rodzinie Vorislav. Cała
ich banda także przyleciała poza Jednooką Babcią. Angie nie miała wątpliwości, ze Broyna była z
powrotem w swoim małym szałasie przyzywając martwych dla własnej zabawy.
Ale kiedy młody Cleatus wskoczył na miejsce DJ-a i zapodał „Sweet Home Alabama”, to był
właśnie ten moment. Co zaczęło się jako miłe i małe przyjecie urodzinowe, zmieniło się w
prawdziwą imprezę. W szczególności kiedy pojawiła się pewna Sfora z Tennessee. Smiths albo coś
takiego. Może i nazywali się zupełnie zwyczajnie, ale na pewno wiedzieli jak się bawić.
Po tym, Angie musiała tylko dopilnować żeby jedzenie było cały czas pod ręką, alkoholu nie
zabrakło, i żeby Miki nie bawiła się czyimiś kosztem.
Na szczęście Conall wrzucił jej mały tyłek za bar. Kiedy wczuła się w swoją tradycyjną rolę, Miki
była w porządku. Ale w pewnym momencie będzie potrzebować przerwy i Angie miała nadzieję że
Conall także wtedy zajmie się Miki.
Angie podeszła do miejsca w którym stało barbecue. - Hej, Bobby.
– Hej, kochanie. Wyglądasz dzisiaj bosko, jak zawsze.
– Jesteś strasznym pochlebcą. - flirtowała. Bobby był wilkiem z jej rodzinnego miasta i
jednym z najmilszych kolesi z jakimi się kiedykolwiek umawiała. - Wszystko tutaj w
porządku?
– Martwiłem się odrobinę kiedy Sheridan zamówił dodatkowo dwie krowy, ale kiedy
zobaczyłem ile te tygrysy jedzą...zrozumiałam dlaczego. Jak do tej pory wszystko idzie
dobrze.
– Super. Złapiesz mnie pod telefonem, jeżeli będziesz mnie potrzebował. Nalegała aby każe
kto pracował nad przyjęciem miał albo słuchawki albo krótkofalówkę. Nie mieli pojęcia
jaka potrafiła być nazistką kiedy chodziło o organizacje imprez.
Odchodząc od rożna, Angie starała się znaleźć Sarę. Nie. Nadal się nie pojawili. Godziny po tym
kiedy Alfy zamknęły się w swojej sypialni. Godziny.
Podeszła do kilku ludzi ze Sfory, stojących z Alekiem i Banem. - Ktoś musi po nich iść.
– Najarałaś się czy co? - Odwarknęła Kelly, tym swoim wyjątkowo cmentarnym głosem.
– Zapomnij o tym. - dodał inny wilk, który nazywał się chyba Billy Danwich. - Nikt nie
wchodzi na gore kiedy ta dwójka się pieprzy.
Angie zerknęła na Aleka i Bana. Spojrzała na nich swoim najbardziej kuszącym wzrokiem. -
Chłopcy?
Prychnęli. - Nie w tym życiu, Santiago. - Alek pokręcił głową. - Prędzej przejdę na wegetarianizm.
– A ja sam się podpalę.
Cholera, od kiedy zaczęła pieprzyć ich brata, ta dwójka stawała się co raz mniej skora do
współpracy.
Kiedy miała już zamiar iść i wyważyć drzwi do ich sypialni, pojawiła się Sara. Zach szedł tuż za
nią. Zmusiła go do noszenia kapelusza, ale wyglądał na za bardzo wykorzystanego żeby się tym
przejmować. Sara, jednak, nie wyglądała na zmęczoną w ogóle. Ewidentnie, jej noc dopiero się
zaczynała.
Angie zakradła się do niej. - Gdzie do cholery się podziewaliście?
Sara uśmiechnęła się. - Naprawdę chcesz usłyszeć pełną odpowiedź na to pytanie?
Nie potrzebowała słyszeć wszystkich szczegółów. Ślady ugryzień na całej szyi jej przyjaciółki
zdradzały wszystko.
Łapiąc Sarę za ramię, Angie pociągnęła ją w stronę kilku przybyłych Dum. - Pójdziesz tam, i
będziesz cholernie uprzejma, albo skopię ci tyłek tak że popamiętasz na resztę życia.
– Wszystkiego najlepszego dla mnie.
– Dostałaś ode mnie prezent urodzinowy. I używałaś go cały pierdolony dzień.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin