Sergiusz Piasecki - Siedem pigułek Lucyfera (1948).pdf

(649 KB) Pobierz
Sergiusz Piasecki - Siedem pigułek Lucyfera
Sergiusz Piasecki
Siedem pigułek Lucyfera
W związku z drukiem tej książki wydawca zwrócił się do autora z prośbą o skreślenie podtytułu
Autentyczne przygody diabła Marka itd. W odpowiedzi otrzymał następujący list:
Nie zgadzam się na usunięcie podtytułu, nawet jeśli z tego powodu Pan zrezygnuje z
drukowania książki.
Twierdzę, że diabeł 9-ej kategorii, Marek, jest postacią autentyczną... Uważam, że
wymagania Pańskie są narzucaniem mi swej cenzury. Nie jesteśmy w państwie
totalitarnym, lecz w Anglii, gdzie wolność słowa jest chlubą całego narodu i gdzie
zabezpiecza ją prawo... nie w mniejszym stopniu niż w Rosji, w której gwarantuje tę
wolność obywatelom art. 125 Konstytucji. Pretensję do mnie może mieć jedynie sam
diabeł Marek którego imiennie wskazuję.
Sergiusz Piasecki
14480121.002.png
Uwzględniając powyższą wzmiankę Autora o wolności słowa, pozostawiam podtytuł bez zmiany, lecz
wykorzystując ją — na równych prawach — dla siebie, dodaję: uważam, że opowieść Sergiusza
Piaseckiego Siedem pigułek Lucyfera jest groteską polityczną, a wszystkie postacie — nawet Lucyfera
— są fikcyjne.
WYDAWCA
Słowo wstępne
Wydawca jest szczególnie wybrednym czytelnikiem. Czytelnik, biorąc do ręki nieciekawą książkę,
traci czas. Krytyk, który chwali lub gani ją z jakichkolwiek względów, zarabia na artykule. Wydawca
zaś, jeżeli decyduje się na drukowanie nieciekawej książki, która nie będzie miała powodzenia, traci
czas i pieniądze. Kiedy wydawca polski na emigracji, w roku 1948, decyduje się na wydanie książki, to
musi to być utwór naprawdę wyjątkowy.
Uważam za najtrudniejszy rodzaj prozy satyrę w ogóle, satyrę polityczną zaś w szczególności. W
literaturze światowej łatwo jest wymienić setkę wybitnych powieści, lecz trudniej przytoczyć cho-
ciażby kilka dodatnich utworów satyrycznych. Nawet w tych najlepszych znajdują się sceny, które
grzeszą trywialnością lub brakiem szczerego artyzmu. Często spekulują one na pospolitych ze-
stawieniach i przeciwstawieniach. Prawie zawsze kokietują „dekonspirowaniem" prawd, które są
oczywiste. Satyra taka idzie nie pod prąd, lecz z prądem gustów publiczności i obliczona jest nie na
walkę artysty z obłudą, nie na wykrywanie jej mechanizmów, nie na subtelną analizę, ale na zwykłe
bawienie, przedrzeźnianie i wyszydzanie.
Sergiusz Piasecki wystąpił z satyrą polityczną odrębnego rodzaju. Bohaterem jego powieści jest — jak
twierdzi autor — autentyczny diabeł. Pomysł satyry uważałem za oryginalny, lecz trudny do realizacji.
Zacząłem z zainteresowaniem czytać maszynopis, oczekując, że utwór będzie „kulał" już przy
pierwszych krokach: od chwili konfrontacji diabła z życiem realnym. Samo wprowadzenie diabła w
akcję satyry wydawało mi się przeszkodą nie do pokonania. Tymczasem autor nie tylko łatwo ją
pokonuje, ale celowo daje nowe przeszkody. Żongluje sytuacjami, rzuca fajerwerki dowcipów,
paradoksów. Bohatera Marka rzuca w wir przygód na Ziemi. Wszystko tu jest pełne życia i barw.
Zapomina się, że samo założenie utworu polega na fikcji. Powieść ta nie nudzi, nie nuży jedno-
stajnością, lecz bawi nieustannie oryginalnością postaci i sytuacji.
Piasecki kpi, ośmiesza, chłoszcze sarkazmem i, dla podkreślenia „autentyczności" przygód diabła
Marka, „dokumentuje" zdarzenia wycinkami z prasy polskiej. A przecież dokumentacja taka — zda-
wałoby się — narzuca ramy utworowi i utrudnia pisarzowi pracę.
Autor nie nazywa jednak rzeczy po imieniu. Bohater jego staje się ideowym demokratą ludowym i
zostaje nim do końca. Nigdzie nie ma wzmianki autora o celu, raczej o celach jego satyry. W sposób
ryzykowny splata on prawdę z fikcją, zwalcza obłudę i fałsz, którym ulegają — nie tylko w Polsce —
najmądrzejsi, przed którymi cofają się najśmielsi...
Wydaje mi się, że jest to jedna z najlepszych satyr w obecnych czasach. Mocna jest dlatego, że
zwalczyć jej nie sposób. Autor stoi na uboczu. Przygląda się i opowiada o „Autentycznych przygodach
autentycznego czarta". Tymczasem czytelnik sam rozwiązuje dziesiątki problemów, które w sposób
najprostszy ukazują mu mechanizmy swego działania. Wyciąga prawdę oczywistą i idzie dalej.
W książce tej nie ma rzeczy nudnych, nie ma prostactwa. Wszędzie jest za to okazja do uśmiechu.
Ironia powieści ma posmak bólu. Sarkazm płynie przez łzy. Wyczuwa się w Siedmiu pigułkach
Lucyfera troskę pisarza o swój kraj oraz pogardę dla tej obłudy, która w nim panuje.
Jako wydawcy nie zależało mi na jego tendencjach politycznych. (...) Mnie zależy na poziomie
artystycznym utworu, który by zapewnił mu powodzenie. I tu — w najtrudniejszym rodzaju prozy —
14480121.003.png
autor stworzył z przygód diabła satyrę wysokiej klasy.
Na kartach tej opowieści diabeł 9 kategorii, Marek, jest do końca zakochany w Rosjanach.
Nienawidzi Polaków, reakcji, sanacji i z zapałem ich zwalcza. Czuje się do końca ideowym demokratą
ludowym i pcha się ze swoją demokracją wszędzie. Mimo to Marek wydobył na wierzch całą nędzę
„demokracji" w dzisiejszej Polsce. Chcąc skonstruować taką satyrę, chcąc rozwiązać zawarte w niej
przygody, trzeba mieć tę zdolność, którą dała diabłowi Markowi czwarta pigułka Lucyfera z napisem
„talent literacki".
Czytałem niedawno satyrę na podobny temat Georga Orwella Folwark zwierzęcy, która odniosła
sukces w Wielkiej Brytanii i Ameryce. Uznaję ją za dobrą, lecz wydaje mi się, że satyra Sergiusza
Piaseckiego jest lepsza pod względem artystycznym. Orwell przedstawia ustrój społeczny
wykorzystując tradycyjny chwyt satyry tego typu: maluje ludzi jako zwierzęta. Jest to satyryczny
prymityw. Piasecki natomiast operuje w swej satyrze efektami o wysokich walorach artystycznych.
Nie potrafię zwrócić uwagi na wszystkie walory Siedmiu pigułek Lucyfera. Zresztą dla każdego mogą
być one inne. Lecz pewien jestem, że opowieść ta nie znudzi żadnego czytelnika.
Londyn, 12 marca 1948 Wydawca.
Autentyczne przygody diabła Marka, w latach 1945 i 1946, w niepodległej Polsce demokratycznej, od-
tworzone na podstawie: dokumentów, zeznań świadków, wycinków prasowych oraz własnych
obserwacji autora.
14480121.004.png
ROZDZIAŁ I
Awantura w piekle
Żył sobie spokojnie w Piekle bardzo sympatyczny diabeł Marek. Lubili go wszyscy, nawet grzesznicy,
których gotował w kotłach ze smołą, bo nigdy nie dokuczał im złośliwie, tylko sumiennie i umiejętnie
spełniał swe obowiązki. I trzeba pecha, że jego właśnie spotkała wielka przykrość, która zepsuła
Markowi normalną karierę służbową i omal nie spowodowała wyrzucenia go z Piekła na zawsze.
Stało się to 27 kwietnia 1945 roku. O godzinie 12 w nocy Marek objął służbę w kotłowni nr 13.
Dyżurny szatan udzielił mu instrukcji i wyszedł z oddziału. Marek obszedł olbrzymią, ponurą salę,
rozwidnianą błyskami płomieni spod kotłów. Oddział ten był szczególnie ważny, „dyktatorski",
przeznaczony dla wyjątkowo krwawych katów ludzi na Ziemi. Gotowano tam w 33 kotłach 99
grzeszników. Byli śród nich: Herod, Neron, Iwan Groźny, Su-worow, Murawiew-Wieszadeł... Jeden
kocioł — pojedynczy — z setnym klientem kotłowni stał osobno. Miał na sobie swastykę. Gotował się
w nim, naturalnie, Hitler... Kilka kotłów pustych stało z boku, oczekując na przyjęcie następnych
lokatorów kotłowni, którzy nie skończyli jeszcze swej działalności na Ziemi. Na jednym z nich — też
pojedynczym — pięknie lśniła czerwona rękawica. Z godłem rękawicy było kilka zajętych kotłów w
szeregu.
Marek sprawdził temperaturę we wszystkich kotłach. Gdzie było trzeba, dorzucił do ognia węgli i
usiadł przy stoliku u wejścia na salę. Zapalił czerwoną lampkę i rozwinął dziennik „Czarcia Prawda".
Przez pewien czas z zainteresowaniem czytał sprawozdania zagranicznych korespondentów z terenu
Wszechświata, potem zaczął drzemać. Omal nie usnął, lecz porwał się na nogi i znów obszedł kotły,
podsycając ogień pod nimi.
Co pewien czas Marek spoglądał na duży zegar ścienny, wiszący naprzeciw wejścia do kotłowni. Znów
siadał do stolika i znów zabierał się do gazety. Z zainteresowaniem przeczytał oferty matrymonialne.
Szczególnie ostatnią:
Wiedźma lat 45: ognista, przystojna, wszechstronnie owłosiona, lubiąca dzieci i rolmopsy,
posiadająca duży kapitał bezczelności, szuka towarzysza życia, tych samych walorów, w wieku od
50 do 500. Łaskawe oferty proszę kierować do Wydawnictwa pod Box No.00.
Marek westchnął:
„Szkoda, że jestem dla niej za młody!"
Rozpłynął się w marzeniach o damskim towarzystwie i znów omal nie usnął. Ocknął się. Spojrzał na
zegar:
— Lucyferze, dopiero trzecia!
Zaczął obchodzić kotłownię. Miał dyżurować do 8 rano. Co prawda opinia diabelska domagała się 36-
godzinnego tygodnia pracy, lecz w związku z kryzysem opałowym zeszłej zimy i
odkomenderowaniem znacznej liczby diabłów do pracy w górnictwie, Lucyfer nie podpisał uchwały
Izby Diabłów, zatwierdzonej już przez Izbę Szatanów.
Wszystko było w porządku. Ogień grał pod 33 kotłami. Grzesznicy jęczeli z bólu w gorącej smole.
Marek znów usiadł do stolika, spojrzał na zegar, na kocioł ze swastyką i... usnął. A marzenia miał tak
miłe, że się uśmiechał, a nawet oblizywał przez sen. Przyśniło mu się, że główny szatan przedstawił go
do tytułu „bohatera Związku Piekielnego" i do gwiazdy Lucyfera z pogrzebaczami. Marek
przyjmował, zawistne naturalnie, gratulacje kolegów po fachu i dumnie wypinał włochatą pierś, na
której lśniło wysokie odznaczenie. I w tej właśnie, tak wzniosłej chwili ktoś bardzo niedelikatnie
14480121.005.png
zamalował go pięścią w mordę.
Diabeł porwał się na nogi i z przerażeniem zobaczył przed sobą głównego szatana, który dopiero co —
dekorując Marka orderem — ogniście go pocałował. Za nim — jak akt oskarżenia — dyndał zegar,
którego wskazówki flegmatycznie mijały 8 godzinę.
— Cóżeś narobił, diable podły! Spałeś na dyżurze, a ogień pod kotłami zgasł!
Marek tak się przeraził popełnioną zbrodnią, że zemdlał. Wynikła straszna awantura. Połowa
grzeszników — odzwyczajonych od niskiej temperatury smoły w kotłach — zachorowała na zapalenie
płuc i poumierała. Najwytrzymalsi okazali się ci, co nie tak dawno trafili do kotłów. Natomiast starzy
klienci jak: Herod, Neron — umarli w tymże dniu.
Główny szatan, ze strachem wielkim, zameldował o zajściu w kotłowni nr 13 Lucyferowi.
Ilu zdechło? — spytał władca Piekieł.
Pięćdziesięciu, księżycu.
Hitler żyje?
Żyje, lecz dostał brunatnej febry, księżycu.
To u niego dziedziczne. A jak tam ci, co siedzą w kotłach z godłem rękawicy?
Też żyją, lecz chorują na czerwonkę, księżycu.
To chroniczne. Głupstwo. A kto dokonał tej zbrodni?
Kwalifikowany diabeł 9 kategorii, Marek, księżycu.
Dać mi go o godzinie 12 w nocy do raportu karnego!
Oj — jej! — przeraził się losem Marka nawet główny szatan, lecz posłusznie trzasnął kopytami: —
Tak jest, wodzu usmolonych!
Nazajutrz Marek miał szczęście, przepraszam: nieszczęście, po raz pierwszy w życiu zobaczyć
Lucyfera, bo dotąd mógł oglądać jedynie licznie rozwieszone po Piekle jego portrety. Władca Piekieł
siedział na wspaniałym tronie ze złota, kości i czaszek ludzkich, przez największych artystów Związku
Piekielnego wykonanym. Miał złote widły i bat w rękach. Dokoła niego falowały barwne płomienie, z
których co chwila wyłaniały się to ogniste oczy, to potężne rogi, to czerwone kły.
Marek, kopnięty silnie w tyłek przez marszałka piekielnych ceremonii, na czworakach wjechał aż na
środek sali audiencyjnej. Skurczył się z przerażenia i dygotał. To nieco zmiękczyło Lucyfera.
Przyznajesz się do winy? — zagrzmiało po Piekle.
Tak jest, ojczulku kochany... Do wszystkiego się przyznaję... Ja niegodny Związku Piekielnego
diabeł od dawna to planowałem, namówiony przez agentów z Ziemi... — zalewając się łzami
nieprzytomnie bełkotał Marek.
Znów rozległ się głos Lucyfera:
— Chciałem za karę wyrzucić cię na zawsze z Piekła na Ziemię. Ale widząc twą skruchę, diable głupi,
poślę cię tam tylko na rok. Masz mi znaleźć tam 50 nowych grzeszników do pustych kotłów! Jeśli to
uczynisz, wezmę cię z powrotem i zostaniesz odznaczony „gwiazdą Lucyfera I klasy".
Marek z zachwytem poczołgał się ku tronowi Lucyfera, aby cmoknąć go w kopyto, lecz opalił pysk o
płomienie, otaczające władcę. To jeszcze więcej zmiękczyło Lucyfera.
— Dać tu komisarza informacji i propagandy — rozkazał wódz czartów.
Wnet się zjawił przed obliczem władcy wysoki dygnitarz piekielny.
Jestem, wodzu i nauczycielu rogatych!
W jakim państwie na Ziemi jest największa wolność i dobrobyt?
Według ostatnich wiadomości „Prawdy", ojczulku włochaty, największa wolność i dobrobyt, poza
Rosją, są w Polsce, a największa nędza i niewola w Anglii i Ameryce, obrońco ogoniastych.
Wyrzucić go do Polski na rok. Dać instrukcje, pouczyć, wyposażyć w 7 pigułek specjalnych dla
delegatów z Piekła na Ziemię. Precz, dranie!
Rozkaz, księżycu.
W ciągu 24 godzin Marka przygotowano do podróży na Ziemię. Zrobiono mu manicure, pedicure,
ogolono pysk, opalono sierść na ciele, dobrze ubrano, obcięto rogi i amputowano ogon. Wyglądał na
bardzo przystojnego obywatela, lat około czterdziestu, o lśniących zębach, ognistych oczach i śniadej
cerze. Szatan administracyjny wydał mu diety na 5 dni, w sumie 5 dolarów, i probówkę z 7 pigułkami
różnych kolorów. Jednocześnie pouczył go:
Tę białą połkniesz po przybyciu na Ziemię. Staniesz się człowiekiem i będziesz mówił wszystkimi
14480121.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin