Zimowy bal - Smith Joan.pdf

(534 KB) Pobierz
372855821 UNPDF
Joan Smith
Zimowy bal
1
372855821.001.png
Rozdział 1
Z apatrzony w wirujące za oknem płatki śniegu, baron Costain siedział przy
swoim biurku w skromnie urządzonym gabinecie rządowego budynku Horse
Guards. Na zniszczonym dębowym blacie leżała przed nim broszura na temat
procedury postępowania w sprawach tyczących tajemnic państwowych, z
którymi mógłby się zetknąć jako asystent lorda Cosgrave’a, szefa wywiadu jego
królewskiej wysokości i angielskiego rządu.
Dotychczas, a był tu od tygodnia, jedynym dokumentem, jaki mu powierzono,
była ta broszura. Lord Cosgrave najwyraźniej nie był zachwycony obecnością
Costaina i nie zamierzał w nic go wtajemniczać. Młodemu człowiekowi
wydawało się to nie do zniesienia, tym bardziej że jego wiarygodność nie ulegała
najmniejszej wątpliwości. Pochodził z jednego z najstarszych szlacheckich rodów
Anglii, był młodszym synem księcia Halforda, znamienitego ministra w dwóch
kolejnych gabinetach rządowych. Starszy brat Costaina zamierzał iść w ślady ojca,
gdy tylko torysi zostaną rozgromieni. Halfordowie od wieków - pracowali dla
króla i dla Anglii.
Osobista kariera lorda Costaina to dwa lata walki przeciw Francuzom w
Hiszpanii. Niedawno odesłano go do domu, by odzyskał siły po postrzale w lewą
nogę. Co właściwie przemawia na korzyść lorda Cosgrave’a prócz tego, że jest
zagorzałym torysem oraz przyjacielem księcia Yorku i księcia regenta?
Książę Yorku i jego poplecznicy fatalnie rozegrali sytuację w Hiszpanii - wysłali
Wellingtona przeciw Francuzom jedynie z garstką piechoty i niespełna czterystu
kawalerzystami, zapominając zupełnie o służbach transportowych. Gdyby
Wellington nie poradził sobie sprowadzając konie z Irlandii, wojsko zostałoby
pozbawione dostaw żywności. Sztab niezmiennie domagał się wycofywania, gdy
zwycięstwo było prawie pewne, i ataku, kiedy klęska wydawała się nieuchronna.
No cóż, wszystko to zmieniło się teraz, lecz w służbach wywiadowczych Horse
Guards nadal panował chaos.
Lord Castlereagh dał Costainowi do zrozumienia, że albo ktoś w biurze jest
zupełnie nieodpowiedzialny, albo to zdrajca. Zginęły bez śladu ważne
dokumenty, a z późniejszych wydarzeń wynikało, że prawdopodobnie dostały się
w ręce Bonapartego.
- Potrzebuję bystrego obserwatora, który wykryje, co się dzieje - powiedział mu
Castlereagh. - Niestety, służbowo będziesz podlegał Cosgrave’owi, gdyż w innym
wypadku twoja misja stałaby się publiczną tajemnicą. Jestem pewien, że sobie
poradzisz. Mam pełne zaufanie do twoich umiejętności i dyskrecji, Costain.
Lord Costain starał się jak najsumienniej wypełniać obowiązki służbowe, lecz
jedynym efektem włamania do biurka Cosgrave’a i przeglądu jego papierów był
2
plik wymiętoszonych liścików miłosnych. Kobieta nazywała swego kochanka
„Mój najdroższy Cosgrave”, a podpisywała się: „Twoja wierna gołąbeczka”. A
Cosgrave w swej głupocie trzymał te listy w biurze, gdzie każdy mógł je znaleźć i
wykorzystać, żeby wyciągnąć od niego tajemnice państwowe. Byłyby
smakowitym kąskiem dla którejś z brukowych gazet. Jak człowiek, który nie
potrafi zachować w tajemnicy swoich miłostek, może kierować wywiadem?
Rozległo się pukanie i do gabinetu wszedł starszy referent.
- To właśnie nadeszło - powiedział i wręczył Costainowi list opatrzony woskową
pieczęcią. - Niech pan to odda lordowi Cosgrave’owi, jak tylko wróci. Jest na
jednym ze swoich zebrań. Ciągną się godzinami. Sekretarza nie ma, a Burack
poszedł na górę porozmawiać z Jenkinsem. Wolałbym, żeby ten list nie zginął.
W ciemnych oczach lorda Costaina pojawił się błysk ciekawości.
- Kto to przyniósł? - spytał.
Referent odpowiedział konfidencjonalnym tonem:
- Typ, który przedstawia się jako pan Jones. Niemiecki akcent. Jego listy zawsze
traktowane są z wyjątkową atencją. Zwykle przynosi je posłaniec. Tym razem
zaryzykował przynieść wiadomość osobiście, co sugeruje, że jest szczególnie
ważna.
- Gdzie ten James?
- Kiedy powiedziałem, że Cosgrave jest zajęty, dał mi list i wyszedł. Zajmie się
pan tym?
Pokój referenta znajdował się piętro niżej. Tajemniczy pan Jones miał aż nazbyt
wiele czasu, by zniknąć.
- Oczywiście - odpowiedział Costain przyglądając się listowi.
Gdy referent wyszedł, lord Costain zamknął drzwi gabinetu, wyjął z kieszeni
scyzoryk i rozgrzał cieniutkie jak papier ostrze nad płomieniem lampy. Ostrożnie
podważył wosk na kopercie i nie naruszając całości odkleił pieczęć. Zamierzał ją
później podgrzać i umieścić na swoim miejscu. Gdy rozłożył papier, twarz mu
spochmurniała.
- Do diaska!... - mruknął.
List napisany był po niemiecku. Po karierze w służbie dyplomatycznej Cosgrave
mówił po niemiecku. Lord Costain nie. Nie mógł też zanieść tego do
zatrudnionego w biurze tłumacza, gdyż pryncypał dowiedziałby się, że otworzył
pismo.
Ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w niezrozumiałe słowa - zupełnie nic
nie pojmował z tekstu. Kto zaufany mógłby przetłumaczyć mu tę wiadomość, i to
szybko, zanim Cosgrave wróci do biura? Twarz Costaina nagle pojaśniała.
Uśmiechnął się triumfująco pod nosem. W pobliżu biura zauważył niewielką
tabliczkę na bocznych drzwiach jednego z domów przy King Charles Street. MR.
3
REYNOLDS, DYSKRETNE TŁUMACZENIA, FRANCUSKI, WŁOSKI,
HISZPAŃSKI, NIEMIECKI, ROSYJSKI.
Przewidując, że może okazać się to przydatne w przyszłości, zasięgnął języka na
temat pana Reynoldsa i dowiedział się, że jest to emerytowany pracownik służb
dyplomatycznych, godny zaufania starszy człowiek, nie udzielający się zbytnio w
towarzystwie. Cosgrave był teraz na zebraniu - jak to nazywano w Horse Guards
- które mogło przeciągnąć się, aż uczestnicy opróżnią kilka butelek. Costain
schował list i woskową pieczęć do wewnętrznej kieszeni i wyjrzał za drzwi. Musi
wrócić z pismem zanim pojawi się Cosgrave, w razie gdyby referent wspomniał
mu coś na ten temat.
Ciekawe, czy Cosgrave powie Castlereaghowi to samo, co przetłumaczy
Reynolds. Castlereagh polecił Costainowi sprawdzać wszystkich, nie wykluczało
to więc nawet szefa służb bezpieczeństwa. Costain nie sądził, by Cosgrave był
zdrajcą, lecz dopuszczał możliwość, że jego znajomość niemieckiego nie jest
doskonała. Przekłamane tłumaczenia pasowałyby świetnie do nieudolnych
posunięć ludzi z kręgu księcia Yorku.
Włożył płaszcz i rękawiczki, sięgnął po trzcinową laskę i wyszedł z pokoju. Nie
zauważony przez nikogo, szybko przemierzył korytarz i znalazł się na ogarniętej
śnieżycą ulicy. Noga trochę go bolała przy tej zimnej, wilgotnej pogodzie, ale z
radością stwierdził, że nie musi opierać się na lasce. Niedługo będzie mógł wrócić
do Hiszpanii. Przygarbiony w zawiei, ruszył w kierunku domu przy King Charles
Street.
P łatki śniegu wirowały w zmierzchającym grudniowym świetle za oknem domu
przy King Charles Street. Cathy Lyman podniosła wzrok znad książki i zapatrzyła
się w śnieg.
Pomyślała, że już niedługo Boże Narodzenie i wielki zimowy bal - najważniejsze
wydarzenie sezonu. Wiedziała, że święta nie będą obchodzone w domu tak
uroczyście jak za życia papy, a i balu specjalnie nie wyczekiwała. Mama
oświadczyła dziś rano, że bilety są niebotycznie drogie, dwadzieścia pięć funtów
od pary. Nawet jeśli suma zostałaby przeznaczona na cele dobroczynne, lady
Lyman nie mogła wyłożyć pięćdziesięciu funtów, gdy dach wymagał wymiany
dachówki. Gordon z pewnością również pragnąłby wziąć udział w balu, nie
mogły też urazić Rodneya pomijając jego osobę.
Cathy westchnęła i wróciła do lektury. Smętna pogoda nie pasowała zupełnie do
atmosfery powieści „Włoski romans” autorstwa pani Radcliffe. Cathy często
czytała, kiedy nie miała żadnych tekstów do przetłumaczenia dla wuja Rodneya.
Lubiła powieści pani Radcliffe, gdyż wprowadzały w jej monotonne życie
odrobinę rozrywki.
4
Po śmierci papy mama oddała do użytku swemu bratu Rodneyowi Reynoldsowi
zachodnie skrzydło domu. Znajdowała się tam biblioteka i gabinet, gdzie Rodney
urządził swoje biuro. Mama cieszyła się, że ma u boku mężczyznę, a Rodney nie
sprawiał jej żadnych kłopotów. Cathy z początku trochę zmartwił ten układ,
ponieważ biblioteka była jej ulubionym miejscem, ale wuj spędzał właściwie
większość czasu w pokoju obok.
Kariera dyplomatyczna Rodneya nie była oczywiście tak błyskotliwa jak
dokonania sir Aubreya Lymana. Papa otrzymał tytuł baroneta za wyjątkowe
zasługi w służbie zagranicznej i nawet upływ czasu nie zatarł niezwykłego,
graniczącego z uwielbieniem szacunku, z jakim domownicy wyrażali się o sir
Aubreyu. Jego zasługi nie zapewniły jednak rodzinie dostatku.
Posiadali dom, posag mamy i cudowne wspomnienia lat spędzonych w
najświetniejszych stolicach Europy.
Cathy żałowała, że była wtedy dzieckiem i nie mogła brać udziału we
wspaniałych balach i przyjęciach. Miała zaledwie piętnaście lat, gdy ojciec
przestał pełnić służbę dyplomatyczną, zdążyła jednak zobaczyć na własne oczy
pierwszą żonę Napoleona Józefinę, Metternicha i tego przebiegłego Francuza
Talleyranda.
Możność zetknięcia się z takimi znakomitościami sprawiła, że nie oszołomiły ją
zabiegi kilku skromnych dżentelmenów, którzy starali się o jej względy, odkąd
zaczęła bywać w towarzystwie. Jednak z upływem lat wysokie aspiracje Cathy
zbladły, ustępując miejsca pewnego rodzaju rezygnacji, jakby pogodziła się z lo-
sem. Jej wstrzemięźliwy sposób bycia i naturalna skromność, przy małym posagu
nie sprzyjały złapaniu dobrej partii, nudną codzienność urozmaicały jej więc na
razie przygody bohaterek z powieści pani Radcliffe.
Mama często użalała się, że wysoko urodzeni przyjaciele zapomnieli o nich po
śmierci ojca, lecz żal ten nie był na tyle dotkliwy, by zabiegała o dawnych
znajomych. Czuła się szczęśliwa, że w końcu mieszka we własnym domu i nie
pragnęła zamieniać go na żaden inny. Miała kilku bliskich przyjaciół, a wieści ze
świata docierały do niej teraz za pośrednictwem gazet i krążących wśród ludzi
plotek. Zresztą w gruncie rzeczy niewiele ją obchodziło, gdyż głównie żyła wspo-
mnieniami z przeszłości.
Cathy jednak, mimo swych dwudziestu pięciu lat, nadal była zbyt młoda, by żyć
przeszłością i powieściami pani Radcliffe. Z niecierpliwością czekała, aż jej brat
Gordon rozpocznie służbę w dyplomacji. Obiecał, że wszędzie ją będzie zabierał.
Zdecydowali już, że na pierwszą placówkę Gordon uda się do Rzymu.
Niedawno wyrzucono go z Oksfordu za jakieś szczeniące wybryki - głównym
bohaterem zajścia okazał się osioł wprowadzony do sali wykładowej. Ku uldze
oksfordzkich profesorów Gordon nie zamierzał tam wracać. Pilnie studiował
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin