D339. Linz Cathie - Małżeństwo z rozsądku.rtf

(320 KB) Pobierz

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Przez całe lata Hillary Grant usiłowała zapomnieć o Luke'u McCaJlisterze. I naprawdę była pewna, że jej 'się powiodło. Aż do tej chwili.

Nie spodziewała się, że przywita ją z otwartymi ramionami.

 

A jednak tak zrobił. Swoją drogą nie qtiał wielkiego wyboru, biorąc pod uwagę fakt, że dosłownie wpadł na nią!

Do zderzenia doszło zaledwie przed sekundą. Hillary wcho­dziła po metalowych schodkach do jego biura w przyczepie, kiedy nagle Luke wyskoczył ze środka. Omal nie zemdlała z wrażenia, gdy zdała sobie sprawę, że znajduje się w ramionach jedynego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek kochała. Kiedyś myślała, że on też ją kocha, ale to była pomyłka. Bardzo ko­sztowna pomyłka.

Teraz, tak blisko niego, czuła, że wszystko wraca. Pierwsze olśnienie, żarliwa namiętność, niewiarygodna radość, a potem ból. W cieple tego niespodziewanego uścisku Luke'a opadły ją natarczywe wspomnienia, dobre i złe.

 

Już jako szesnastolatka podkochiwała się w nim skrycie, a kiedy miała dwadzieścia jeden lat, kochała Luke'a do szaleń­, stwa. On był jej pierwszym i jedynym kochankiem.

Siłą woli Hillary oparła się pokusie, żeby trwać w uścisku Luke'a przez całą wieczność. Odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy. Czyżby stały się jeszcze bardziej zielone? Jakże mogłaby zapomnieć ich blask? Wokół tych oczu pojawiły się zmarszczki. Wokół ust także - ust, które kiedyś poczynały sobie z nią tak zuchwale. Rozkosznie zuchwale.

Ciemne włosy opadały mu na czoło. Chociaż było to miejsce budowy, nie miał na głowie kasku. Powinien przyciąć włosy. Wyglądał starzej, ale pomimo wszystko dobrze. Był chyba zmę­czony, lecz prezentował się wspaniale.

B yła dopiero trzecia po południu, a jego policzki pokrył już cień zarostu. Przypomniała sobie szorstkość jego skóry i nagle zapragnęła przesunąć palcami po konturze brody, a potem do­. tknąć miękkich warg.

Nie! Nie zrobisz tego! Natychmiast przestań! Hillary znalaz­ła w sobie dość siły i zdrowego rozsądku, żeby okiełznać nie­sforne myśli. Na litość boską, przecież stojąc tak i wpatrując się w niego cielęcym wzrokiem, zachowuje się jak jakaś wygłodzo­na seksualnie małolata! Nawet się do niego nie odezwała ... Myśląc gorączkowo, jak zacząć rozmowę, otworzyła po prostu usta i zaczęła mówić.

- Cześć - powiedziała z wymuszoną lekkością. - Pamiętasz mnie?

Wspaniałe wejście, pogratulowała sobie sarkastycznie. Nikt by nie zgadł, że skończyła z wyróżnieniem prawo ... ani że w ogóle coś studiowała. Nie tak chciała zacząć tę rozmowę. Ale skąd mogła przewidzieć, że przyjdzie jej to robić w objęciach tego mężczyzny!

- Och tak, pamiętam cię dobrze - mruknął Luke, nie zdej­mując dłoni z jej pleców.

Jego ochrypły głos przejął ją dreszczem. Zawsze tak na nią działał. Ale po tych wszystkich Jatach ... To śmieszne! Nie bę­dzie tak stała jak zaklęta, czekając, aż całkiem stopnieje pod jego spojrzeniem. Stać ją na więcej. Poza tym ma misję do spełnienia. Ważną misję.

Hillary wyjechała na studia, a kiedy wróciła do Knoxville, . okazało się, że jej ojciec i ojciec Luke' a nadal są skłóceni. Spra­wy zaczęły wymykać się spod kontroli, ale Hillary nie zamie­rzała udawać, że nic się nie dzieje albo czekać z założonymi rękami na cud. To nie w jej stylu. Działanie zawsze było jej naturalnym odruchem. Dlatego przyszła do Luke'a.

- Muszę z tobą porozmawiać. - Ostry, rzeczowy ton jej gło­su nie pasował ani do przesiąkniętego wilgocią kwietniowego dnia, ani do dusznej atmosfery ich spotkania po latach. - Mo­.żemy na chwilę wejść do środka?

Luke nawet się nie poruszył.

- Do środka? - spytał niskim, kuszącym głosem.

Nagle wróciły do niej erotyczne wspomnienia. Wspomnienia tych wszystkich chwil, kiedy był nie tylko w jej sercu, ale ...

- Do przyczepy. Powinniśmy porozmawiać w środku. - Po­ruszyła się ostrożnie w jego objęciach, co tylko pogorszyło sy­tuację.

Hillary znieruchomiała. Luke też.

Utkwił w niej wzrok. Intensywność spojrzenia jego zielo­nych oczu poraziła ją. Zupełnie jakby czytał w jej myślach. A jeśli n.aprawdę czytał ... to wpadła w tarapaty.

Luke uśmiechnął się, leniwie i błogo, nie ukrywając przyje­mności, jaką sprawiała mu blisk{)ść Hillary. Niewiarygodne, jak cudownie pasowały do siebie ich ciała. Jej pośladki były w za­sięgu jego dłoni. Piersi już go dotykały, ocierając się o koszulę przy każdym oddechu.

Jakby go prąd poraził. Żądza. Głód. Wszystko to Luke czuł, gdy tak stał i na nią patrzył.

Hillary jeszcze wypiękniała. Jej skóra była gładka j ak' porce­lana, a oczy tak zdumiewająco niebieskie, że ktoś, kto jej nie :łnał, dałby głowę, że nosi szkła kontaktowe. Nie nosiła. Miała właśnie takie "irlandzkie" - jak je kiedyś nazwał - oczy.

Na szczęście nie obcięła swoich gęstych, ciemnych włosów, co zawsze zapowiadała. Opadały połyskliwą falą na jej ramiona w uroczym nieładzie. Tak jak kiedyś. Prawdziwe z nimi utra­pienie, zwykła narzekać. Prawdziwa rozkosz, mruczał Luke, zanurzając w nich twarz, kiedy się kochali.

- Minęło tyle czasu - szepnął miękko Luke.

- Właśnie. Może mnie w końcu puścisz - odrzekła cierpko.

- Bardzo ci się spieszy? - Patrzył, oczarowany, jak jej twarz

 

oblewa się rumieńcem. Hillary nigdy nie potrafiła kryć swoich uczuć. W przeciwieństwie do niego.

 

Luke bardzo wcześnie nauczył się taić wszelkie możliwe emocje. Uważał, że szczerość nie tylko do niczego się nie przy" daje, ale osłabia człowieka. Czyni go podatnym na ciosy. Kom­plikujesprawy.

 

Wiedział coś na ten temat i to z pierwszej ręki. Pamiętał, co przydarzyło się jego rodzicom. Oboje bardzo żywiołowo obja­wiali swoje uczucia, czemu trudno się dziwić, zważywszy na fakt, że matka była Sycylijką, a ojciec Irlandcz~kiem.

 

Po długim, burzliwym małżeństwie, które wspominał jako nie kończącą się serię emocjonalnych wybuchów, jego rodzice rozwiedli się w końcu sześć lat temu. Ojciec Luke'a nadal żył samotnie, a matka wzięła ślub z nadzwyczaj spokojnym, księgo­wym i przeprowadziła się na Florydę.

 

Wesele odbyło się, kiedy Hillary studiowałajuż prawo w jed­nym z modnych college'ów na północy. Wiele się zdarzyło, odkąd wyjechała z Knoxville, ale jedna rzecz się nie zmieniła. Luke nadal pożądał jej tak dziko, że nie sposób wyrazić tego słowami.

 

- Czy mi się spieszy? - wycedziła Hillary przez zęby. - Nie przyszłam tu dla zabawy, Luke.

- Nie?

 

Tupet Luke'a doprowadzał ją do pasji. Zamierzała oderwać jego palce od swojej talii, ale w tej samej chwili, gdy poczuła ciepło jego dłoni, dłoni, którą znała tak dobrze jak swoją włas­ną, zdała sobie sprawę, że to wcale nie był dobry pomysł. Sa­ma brnie w kłopoty. W tej dłoni było coś bardzo znajome­go. Poczuła nawet maleńką bliznę między kciukiem a palcem wskazującym, pamiątkę Luke'a z dzieciństwa po wyczynach z liną.

Uratowało ją następne wspomnienie. Przypomniała sobie, że Luke jest niesamowicie czuły na łaskotki. Leciutkie dotknięcie między trzecim a czwartym żebrem i skręca się ze śmiechu. Wpatrując się w jego zielone oczy, bez skrupułów skorzystała ze swojej wiedzy. Zadziałało. Puścił ją - tak nagle, że omal nie spadła ze schodów. I znów ją objął.

- Zdaje się, że koniecznie chcesz paść mi do stóp - rzekł ze

złośliwym uśmieszkiem.

- A ty koniecznie chcesz mi to utrudnić - odparowała.

- Staram się tylko bronić. To ty mnie łaskoczesz.,

- Bo nie chcesz mnie puścić!

- Pewnych błędów nie popełniam dwa razy - mruknął pod nosem.

Wolała się nie zastanawiać, co chciał przez to powiedzieć. - Ani ja. Oboje się uczymy na własnych błędach. A teraz puść mnie, Luke. Mówię poważnie. ~ Wskazała oczami tłum ludzi na placu budowy. - Chyba że zależy ci na wywołaniu sensacji. Chcesz odegrać przed swoimi chłopcami małe przed­staw.ienie? Mam się sprawdzić jako aktorka?

Luke opamiętał się, kiedy dotarła do niego kocia muzyka i gwizdy. Robotnicy budowlani raczej nie słyną z dobrych ma­nier. Jego ekipa nie stanowiła wyjątku od reguły. Ociągając się jeszcze przez chwilę, uwolnił Hillary i spojrzał na mężczyzn. Nie musiał nic mówić. Natychmiast rozbiegli się do pracy. Tym­czasem Hillary wycofała się po schodkach w dół i stanęła w bezpiecznej odległości od Luke'a.

- Chodź - warknął, zirytowany nieufnością malującą się na jej twarzy. - Porozmawiamy w środku.

Określenie "mieszane uczucia" w niewielkim stopniu odda­wało to, co się z nią działo. Nie. przewidywała tej ... iskry. Iskry? Kogo ona nabiera? To nie żadna iskra! Ten głód był rozbucha­nym, niepohamowanym płomieniem. Jej ciało 19nęło do Luke'a rozpaczliwie. Ale umysł kazał uciekać w przeciwnym kierunku - szybko!

Rozdarta pomiędzy dwoma sprzecznymi nakazami, nie umiała poddać się żadnemu z nich. Z powodu swojej misji.

Wciągnęła głęboko powietrze, żeby się uspokoić, i weszła do przyczepy.

- No więc ... - zaczął Luke, wyjmując zimne piwo z prze­nośnej lodówki ustawionej za stołem kreślarskim, na którym leżała kalka techniczna i stosy projektów. - Co tu robisz? Tęsk­nota za mną zmiękczyła twoje serce?

Co za tupet, żeby zadać jej takie pytanie! Ona miała bardzo miękkie serce, kiedy zerwał z nią w tamte fatalne wakacje czte­ry lata temu.

- Nie. W moim przypadku potwierdziło się, że co z oczu, to z serca - odrzekła.

- Czyżby?

- Z całą pewnością.

- To zabawne - wycedził kpiąco. - Jakoś nie miałem wrażenia, że o mnie zapomniałaś.

- Ludzie, którzy zapominają o swoich błędach, skłonni są je powtarzać. To dla mnie dostateczny powód, żeby cię nie zapomnieć.

- Język masz cięty jak dawniej. Ciekawe ... - wlepił w jej usta natarczywy wzrok - ... czy wciąż jest tak aksamitny i słodki.

- Nawet nie myśl o tym, żeby zaspokoić swoją ciekawość - ostrzegła, mierząc go gniewnym spojrzeniem.

_ Żadne prawo nie zabrania myśleć o tym, o czym się chce, Hillary. Jesteś teraz prawnikiem, więc powinnaś. o tym wiedzieć. _ A ty powinieneś wiedzieć, że nie podobają mi się twoje aluzje - odparowała.

- Kiedyś nie tylko ci się podobały, ale ...

_ To było dawno temu - ucięła krótko. - Od tamtych czasów dużo się wydarzyło. Dlatego chciałam się z tobą zobaczyć. Jak mogłeś dopuścić do tego, żeby sprawy zaszły tak daleko?

_ Jeśli chodzi o mnie, nie posunęły się dostatecznie daleko - odparł oschle. - Stanowczo nie.

_ Nie do wiary! - Wbiła w niego zdumione spojrzenie. ­Pomyśleć, że ja naprawdę sądziłam, że będziesz w stanie mi pomóc. A ty jesteś równie zły jak twój ojciec.

Luke' owi wydało się to mało zabawne. Kiedy był blisko ojca, rozpierała go duma, że w niczym go nie przypomina. Słowo "umiarkowanie" było jego dewizą, a w słowniku jego ojca po prostu nie istniało.

- Zaczekaj ...

_ Nie, to ty zaczekaj! Jak możesz patrzeć spokojnie na to, co się między nimi dzieje?

- Zdaje się, że mówimy o różnych rzeczach.

- A o czym ty mówisz?

- O tym, co zdarzyło się między nami tam na schodkach kilka minut temu.

- Aja o wojnie między naszymi ojcami - wyjaśniła.

- Ach tak ...

_ Tak. Nie było mnie tutaj i nie zdawałam sobie sprawy, że sytuacja wygląda aż tak fatalnie.

_ Mnie też tu długo nie było. Uruchamiałem własną firmę, jeśli tego nie zauważyłaś.

Ta firma była powodem ich decydującej kłótni, pomyślał ponuro. Hillary nie potrafiła zrozumieć, że on musi stanąć na własnych nogach. Nie pogodziła się z tym, że przyjął intratną pracę daleko za granicą, żeby zarobić pieniądze na założenie własnej firmy. Nie, ona chciała, żeby skorzystał z pomocy finansowej któ­regoś z ich ojców. Odmówił. A potem doszło do tej piekielnej awantury i tydzień później wyjechał na Bliski Wschód.

- Ty i ta twoja drogocenna firma! - syknęła wściekle Hilla­ry, nie zapomniawszy, że ten temat doprowadził ich do rozstania. Obsesyjna potrzeba założenia firmy budowlanej własnymi siła­mi przesłaniała Luke'owi wszystko, łącznie z nią.

Cztery lata temu ich związek legł w gruzach, gdy Luke o­znajmił jej, że podpisał dwuletni kontrakt, z możliwością prze­dłużenia go do trzech lat. Nie zapytał jej. o zdanie. Po prostu oznajmił o swojej decyzji, jakby wszystko było między nimi uzgodnione. Hillary była w szoku. Nigdy nie sądziła, że mógłby zrobić coś, co dotyczyło ich wspólnej przyszłości, bez porozu­mienia się z nią. Chyba że wcale nie myślał o wspólnej przy­szłości. Takie podejrzenie zdruzgotało jej pewność siebie. Do­tknęło do żywego. Ta egoistyczna samowola Luke'a pogłębiła tylko obawy Hillary, że zależy jej na nim bardziej niż jemu na niej. Ona wyznała mu swoją miłość, a on nigdy nie powiedział, że ją kocha. A jednak wierzyła, że odwzajemnia jej uczucia, choć nie ubiera tego w słowa.

Patrząc wstecz, dochodziła do wniosku, że oszukiwała samą siebie. Jak mogło mu na niej zależeć, jeśli potraktował ją w ten sposób? Kiedy próbowała odwieść go od wyjazdu, Luke obru­szył się. Nie chciał przyjąć pomocy swojego albo jej ojca. Po­kłócili się. Potwornie.

- Usiłujesz mną manipulować! - wrzeszczał na nią. - Nie rób tego! Nie próbuj mnie ograniczać.

- Świetnie. Więc jedź sobie na Bliski Wschód. I idź do diabła! Guzik mnie to wszystko obchodzi! - wykrzyczała ostat­nie zdanie. 

Luke wybiegł z pokoju, a potem nie widziała go ani nie miała od niego żadnych wiadomości aż do dzisiaj, kiedy sama go znalazła. Wróciła do Knoxville zaledwie kilka dni wcześniej, ale gdyby Luke tylko zechciał, mógłby odnaleźć ją bez trudu w college'u. Oczywiście nie chciał.

Cztery lata temu przedstawił listę swoich życiowych celów. Jej na tej liście nie było. I nie ma.

Hillary wmawiała sobie, że to nie boli. I nie ma zamiaru dopuścić, żeby bolało. Nigdy więcej.

_ A więc zdobyłeś swoją wymarzoną firmę· - Miała nadzie­ję, że powiedziała to zimnym, beznamiętnym tonem. - Wygląda więc na to, że los dał ci wszystko, czego chciałeś.

- Nie wszystko. Jeszcze nie.

Na pewno marzy o większym przedsiębiorstwie, z biurami rozrzuconymi po całym stanie. Ale co ją to obchodzi.

_ Kiedy ty poświęcałeś całą uwagę swojej firmie, nasi ojco­wie starali się nawzajem wykończyć! - Widząc sceptyczną minę Luke' a, wprowadziła drobną poprawkę. - Może nie dosłownie. Na razie ... - dodała złowieszczo. - Jeśli my czegoś nie zrobimy, to prędzej czy później do tego dojdzie. Na razie ograniczają się do walki na polu zawodowym, ale kto wie, jak to wszystko potoczy się dalej!

_ Zdrowa rywalizacja to rzecz normalna w interesach. - Luke wzruszył ramionami.

_ Nie widzę nic normalnego w dążeniu do sprowadzenia kogoś za wszelką cenę do parteru, tak żeby gryzł ziemię, w żą­dzy starcia go na pył, wdeptania w glebę, aż do ostatecznego wykończenia.

- To słowa twojego ojca?

_ Trochę to upiększyłam... nie zmieniając sensu. A twój ojciec?

_ Używa bardziej dosadnych słów - odpowiedział cierpko Luke. Hillary umiała sobie wyobrazić, jak bardzo dosadnych. Pamiętała czasy, kiedy ci dwaj mężczyźni byli przyjaciółmi i wspólnie zarządzali przedsiębiorstwem budowlanym. Shawn McCallister był wykonawcą tego przedsięwzięcia, jej ojciec, Charles, mózgiem. I wtedy obaj zgadzali się na taki układ. Shawn McCaUister był krzepkim, pracowitym mężczyzną, który klął jak szewc. Bez wątpienia nie zapomniał niczego ze swojego repertuaru.

Korzenie rodziny Grantów w Tennessee sięgały czasów woj­ny. o niepodległość, a pochodząca z północy rodzina jej matki w oczach przedstawicieli szanowanej rodziny ojca uchodziła za parweniuszy. To był tylko jeden z wielu powodów, które dopro­wadziły do rozwodu jej rodziców, kiedy Hillary skończyła sześć lat. Wtedy też matka zabrała ją ze sobą z powrotem do Chicago.

Hillary spędzała letnie wakacje u ojca w Knoxville, a Luke' a poznała, gdy skończyła szesnaście lat. Wystarczyło jedno spoj­rzenie i wpadła. Przez dwa lata cierpiała w milczeniu i robiła, co mogła, żeby Luke nie domyślił się, jak bardzo jest w nim zakochana. O pięć lat starszy, droczył się z nią jak starszy brat - przynajmniej tak sobie wyobrażała starszego brata, bo była jedynaczką.              

Luke także nie miał rodzeństwa. W tamte długie, sa­motne letnie noce przekonywała samą siebie, że to jedna z tych rzeczy, które ich łączą. Kiedy skończyła dwadzieścia jeden lat i ich stosunki stały się intymne, odkryła, że mają ze sobą więcej wspólnego. Naprawdę o wiele więcej ...

- Obudź się, Hillary! - Luke machnął dłonią przed jej oczami.

- No więc jak wspomniałam ... - Hillary ocknęła się i mówiła dalej, jakby wcale nie została wyrwana ze snu najawie- że mój ojciec jest wrzodowcem i ogólny stan jego zdrowia ciągle się pogarsza. Dzieje się tak przez tę jego obsesję, żeby zrujnować twojego ojca.

_ Obwiniasz mojego ojca za to, że twój tato ma problemy ze zdrowiem? - zapytał Luke.

_ Nie. Mówię tylko, że musimy sprawić, aby skończyli z tą ich żałosną wojną·

- Zgadzam się·

_ Naprawdę? - Hillary nie spodziewała się, że pójdzie jej tak łatwo. Miała, oczywiście, nadzieję, że Luke w końcu ją zrozumie, ale sądziła, że będzie go przekonywać znacznie dłużej.

- Jasne.

_ Co za ulga. Szczerze mówiąc, trochę się denerwowałam, jadąc tu dzisiaj. Teraz jestem zadowolona, że jednak się odwa­żyłam.

- Ja też.

Jestem bardzo zadowolony, pomyślał Luke, gdy wszystko wydało mu się jasne. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu _ do tej sytuacji pasuje każdy wyświechtany frazes, którego używa się, kiedy sprawy przybierają pożądany obrót. Teraz, gdy Hillary wróciła, za nic nie pozwoli jej odejść.

_ Masz jakiś pomysł? - zaciekawiła się Hillary. - Oczywiście.

_ Ja też. Ale ty mów pierwszy. Jaki masz pomysł?

- To proste. Wyjdź za mnie.

 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

- Co powiedziałeś? - spytała Hillary, bo przecież musiała się przesłyszeć.

- Wyjdź za mnie. - To nie było pytanie ani oświadczyny.

 

Nie, to był w połowie rozkaz, w połowie wyzwanie na poje­dynek.

Przez całe lata Hillary pragnęła usłyszeć od Luke'a te słowa.

 

Ale nie wypowiedziane w taki sposób. Wyobrażała sobie ro­mantyczną chwilę z miłosnym wyznaniem i z tuzinem róż w tle. l z muzyką. Może Czajkowski? Zawsze miała słabość do Czaj­kowskiego.

 

Zawsze też miała słabość do Luke'a. Okłamywałaby samą siebie, gdyby nie przyznała w duchu, że jego słowa głęboko ją poruszyły. Zawsze tego chciała, marzyła o tym jako nastolatka. Być żoną Luke'a.

- Żartujesz sobie, prawda?

- Nie, jestem śmiertelnie poważny.

 

Jego spokój sprawił, że Hillary się opamiętała. O czym ona roi? O ich wspólnej przyszłości? Przecież to mrzonki. Jeśli to miał być dowcip,' to wcale jej nie rozbawił.

 

- Zwariowałeś! Przez ostatnie cztery lata nie widzieliśmy się ani razu.

- Naprawdę? - spytał Luke zaczepnie.

- Jeżeli nie zamierzasz traktować mnie poważnie, to przestańmy o tym rozmawiać. - Jego nonszalancja doprowadziła Hillary do furii. Czy naprawdę kochała kiedyś tego bufona? Musiała być niespełna rozumu.

 

Nie zdążyła zrobić nawet dwóch kroków, gdy Luke chwycił ją za ramię.

 

- Chwileczkę. Nie opowiedziałaś mi o swoim planie. Jestem rozsądnym facetem. - Zlekceważył jej pogardliwe spojrzenie. - Chciałbym wysłuchać, co ty masz do powiedzenia. - Ujął jej rękę·

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin