40 herbat 40 dni 13-19.doc

(106 KB) Pobierz
40 herbat 40 dni

40 herbat 40 dni

 

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

HERBATA TOSTOWA
 

W niedzielny poranek, gdy minęło już działanie Herbaty Czubka, Harry podszedł do Neville’a i mocno go uściskał.
— Dzięki — wyszeptał. — To nie miało tak wyglądać. Chciałem tylko nastraszyć bliźniaków i odpłacić im pięknym za nadobne. Nie sądziłem, że Hermiona zobaczy mnie w takim stanie.
— Ja też się przeraziłem — przyznał Neville, oddając uścisk.
— Wiem — odpowiedział Harry. — Przepraszam.
— No trudno, ale żeby mi to było po raz ostatni! — przykazał Neville.
— Słowo honoru — obiecał Harry.
Odetchnął z ulgą, wyczuwając, że Neville się odprężył. Było mu głupio, bo naprawdę nie przewidział, że ktoś (oprócz Freda i George’a) może zobaczyć go w takim stanie. Obaj chłopcy w znacznie lepszych humorach udali się do łazienki i rozpoczęli poranne ablucje.
Gdy weszli do pokoju wspólnego, Fred i George zerwali się na równe nogi i podbiegli do Harry’ego, ściskając go tak, że omal nie urwali mu głowy.
— Harry! — krzyczeli jeden przez drugiego. — Harry, przepraszamy! Tak nam przykro! Dosyć tego testowania, koniec! Znajdziemy jakiś inny sposób, ale nie będziemy cię więcej narażać!
— Nie, nie, wszystko w porządku — zapewnił Harry. — Nie zrezygnuję z testów.
— Nie ma mowy!
— Obiecałem, prawda? A ja zawsze dotrzymuję danego słowa.
— Ale Harry, nie chcemy, aby coś ci się…
— Wszystko będzie dobrze — powiedział Harry tonem, który wykluczał jakakolwiek dyskusję.
— Skoro tak mówisz… — mruknął George. Fred z wahaniem sięgnął po pucharek, napełnił go i podał królikowi doświadczalnemu dzisiejszą herbatkę. Harry bez wahania wypił płyn o srebrnej barwie i oblizał usta w zadumie.
— To w ogóle nie ma smaku — zauważył.
— Ciesz się, mogło być znacznie gorzej — zauważył rozsądnie Neville.
— No tak, masz rację.
W tym momencie w pokoju wspólnym pojawiła się Hermiona. Na jej widok Harry wyciągnął ramiona i uśmiechnął się. Hermiona rzuciła mu się w objęcia z takim impetem, że niemal zbiła go z nóg.
— Harry! — krzyknęła. — Tak się martwiłam!
— Wiem. Przepraszam — wyszeptał Harry.
— Wiesz przecież, że jeśli masz jakiś problem, zawsze jestem obok. Możesz mi powiedzieć o wszystkim…
— Obiecuję, że jeśli będę musiał z kimś porozmawiać, zwrócę się do ciebie. W końcu od czego ma się przyjaciół? A ty jesteś jedną z najbliższych mi osób.
— I wzajemnie. — Hermiona uśmiechnęła się blado.
Piątka Gryfonów opuściła wieżę, nie czekając na Rona, który, jak wszyscy wiedzieli, lubił sobie dłużej pospać w weekendy. W drodze na śniadanie wesoło sobie rozmawiali. Harry przez cały czas obejmował ramieniem Hermionę. Wszyscy usiedli przy stole Gryffindoru, nie dostrzegając dziwnego spojrzenia szarych oczu, które podejrzliwie prześlizgnęły się po ramieniu Harry’ego.
— Umieram z głodu — wyznał Harry. Chwycił tosta, posmarował go masłem i dżemem borówkowym, czując, że zaczyna lecieć mu ślinka. Para szarych oczu śledziła każdy jego ruch, podczas, gdy nieświadomy niczego Gryfon zajadał się tostem. Po chwili sięgnął po bekon. Starannie pokroił duży plaster na kilka mniejszych kawałeczków i sięgnął po jeden z nich.
W tym momencie kawałek bekonu zmienił się w tosta.
— Co to? — Harry w osłupieniu przyglądał się swojemu talerzowi. Chwycił kolejny kawałek bekonu. Znów to samo! Trzeci kawałek… i znowu tost!
Zirytowany chwycił pucharek i przechylił go do ust, chcąc się napić dyniowego soku. Niemal się udusił, gdy zawartość pucharka zmieniła się w kawałek chrupiącego tosta dokładnie w momencie, gdy sok dotknął jego warg.
— Co się dzieje? — zapytał Neville.
— Coś, co bardzo mi się nie podoba — odparł Harry. — Wszystko, czego się dotknę, zamienia się w tosta! Szlag by to, chciałem zjeść trochę bekonu…
Neville wzruszył ramionami, sięgnął po kawałek mięsa leżący na talerzu kolegi i podniósł go do ust Harry’ego.
— No to zamknij oczy, otwórz buzię — zaproponował.
Harry przewrócił oczami, ale dostrzegł, że Neville manewruje bekonem tak ostrożnie, aby nie dotknąć jego warg. Udało się!
— Pyszne — powiedział i szybko znów otworzył usta, czekając na kolejną porcję. W obserwujących go szarych oczach rozpalił się gniew.
— I jak? — spytał Neville.
— Nie masz na co narzekać, w końcu jem ci z ręki — zażartował Harry.
Neville zachichotał, nie przerywając karmienia. Po bekonie nadszedł czas na borówkowe mufinki, co spowodowało wytrzeszcz pewnej pary szarych oczu.
Co ten Longbottom wyrabia? Tylko on, Draco Malfoy, miał prawo tak karmić Harry’ego. A jedyną rzeczą, jaka miała prawo znajdować się w ustach Pottera, był jego malfoyowski język!
Draco zamarł z przerażenia. Skąd, u licha, wzięły się te myśli?
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. Tamtego dnia, na korytarzu, gdy usłyszał swoje imię wypowiadane tym głębokim, niemal pieszczotliwym tonem…
To właśnie wtedy się zaczęło. Potter stał się jego Potterem.
Oczy Dracona błysnęły drapieżnie.
Skoro tak… to czas rozpocząć grę.


ROZDZIAŁ CZTERNASTY

HERBATA MIĘTOWA


     W poniedziałek Harry wstał z łóżka we wspaniałym humorze. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze mu się spało. Żadnych koszmarów, złych wspomnień, wizji. Być może dlatego, że — do czego Harry absolutnie się nie przyznawał, skądże znowu! — przed pójściem spać przyglądał się fotografii Dracona, życząc mu w duchu słodkich snów?
     Po porannym prysznicu Harry wyjrzał na moment przez okno, radując się na widok zielonej trawy u podnóża zamku. Cóż za piękny dzień!
     Z uśmiechem na ustach i radością w sercu zbiegł do pokoju wspólnego, gdzie już czekali na niego Fred i George.
     — Witam! — zawołał wesoło.
     — Cześć! — odpowiedzieli bliźniacy, lekko zaskoczeni wspaniałym humorem kolegi.
     — Dziś będzie wspaniały dzień. Czuję to w kościach — oznajmił pogodnie Harry. — Jest tak pięknie i słonecznie, powietrze wręcz orzeźwia…
     — O tak — zarechotali bliźniacy. — My również mamy przeczucie, że będziesz dziś bardzo orzeźwiony.
     — No to co dzisiaj dla mnie macie?
     — Herbatę Miętową. — George wręczył Harry’emu pucharek.
     Harry wypił herbatę, nie mogąc się powstrzymać od komentarza:
     — Ale to smakuje jak serowe chrupki!
     — Naprawdę? — Zdumiony Fred zapisał uwagę Harry’ego w notesie.
     — Naprawdę. Dziwne, myślałem, że miętowa herbata powinna smakować miętą…
     — No bo powinna… dziwne, dziwne.
     We trójkę usiedli i pogrążyli się w dyskusji na temat poprzednich herbat i ich działania, czekając na pozostałych kolegów. Gdy dołączyli do nich Neville, Ron i Hermiona, cała szóstka udała się wspólnie na śniadanie.
     — Mam nadzieję, że dzisiaj nie będziesz już fiksował — zażartował Neville.
     — Oj nie, dzisiaj chyba będę w miarę normalny. — Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu i sięgnął po bekon, rozkoszując się jego smakiem i tym, że nie musi już być karmiony. Smak mięsa pomógł zabić smak serowych chrupek.
     O dziwo, miętowa herbata wydawała się nie wywoływać żadnych efektów. I tak też było, ale tylko do czasu, kiedy do Wielkiej Sali wkroczył Severus Snape. W chwili, gdy minął siedzącego przy stole Harry’ego, ten wbił w niego wzrok, śledząc każdy ruch profesora.
     Po drugiej stronie sali Draco Malfoy gapił się na czarnowłosego Gryfona.
     Nastąpiła dosyć ciekawa reakcja łańcuszkowa. Ślizgoni przyglądali się Draconowi, ten patrzył na Harry’ego, a ten z kolei nie spuszczał wzroku z Mistrza Eliksirów. Napięcie rosło. Przyglądający się spożywali śniadanie, nie patrząc na to, co wkładają do ust i macając dłońmi po stole w poszukiwaniu jedzenia.
     Gdy Snape skończył posiłek i odstawił pucharek, Harry wziął głęboki oddech. Profesor wstał i opuścił Wielką Salę. Harry natychmiast podążył za nim, rzucając przyjaciołom jakąś wymówkę. Nie wiedział, że podąża za nim wiedziony ciekawością Draco. Harry przemykał się korytarzami niczym rasowy szpieg, jak przystało na kogoś, kto miał na koncie pięć lat bezkarnego wałęsania się po ciszy nocnej.
     Snape stanął przed drzwiami klasy eliksirów i sięgnął dłonią do klamki. W tym momencie Harry wyciągnął różdżkę i mruknął:
     — Drętwota!
     Trafiony celnym „strzałem” Mistrz Eliksirów runął na ziemię jak worek ziemniaków. Harry, cały w skowronkach, szybko schował różdżkę do kieszeni, chwycił Snape’a za nogę i zaciągnął go do klasy, zapominając zupełnie o zaryglowaniu drzwi.
     Ponownie wyciągnął różdżkę i chwytając leżące na biurku pióro oraz kawałek pergaminu, szybko transmutował je w niezbędne mu akcesoria. Znakomicie. Miał już wszystko, czego potrzebował. Odłożył różdżkę na bok i trzymając w lewej dłoni nowiusieńką szczoteczkę do zębów, wycisnął na nią odpowiednią ilość miętowej pasty.
     Teraz był gotów przystąpić do działania. Otworzył usta leżącemu bez ruchu mężczyźnie i rozpoczął atak. Szuru-buru. Szast-prast. Lewa-prawa. A potem ruchy okrężne. Harry pracował w pocie czoła, dbając, aby każdy skrawek profesorskiego uzębienia został należycie dopieszczony. I w końcu się doczekał. Zęby Mistrza Eliksirów zalśniły oszałamiająco.
     Wprawdzie był to bardziej połysk wyglancowanego żółtego sera niż perełek, ale dobre i to. Zęby lśniły, a z otworu gębowego wydobywał się przyjemny zapach mięty. Harry starannie przepłukał profesorowi usta, pilnując, aby pacjent nie nałykał się pasty.
     Gdy skończył, wyrzucił zużytą szczoteczkę w kąt, usatysfakcjonowany dobrze wykonaną robotą. Prawdę mówiąc przyszło mu do głowy również nitkowanie w opcji full wypas, ale to byłoby zdecydowanie zbyt czasochłonne. Poza tym bolały go ręce od pieczołowitego usuwania pozostałości po posiłkach z ostatnich trzech lat.
     Zadowolony z siebie Harry opuścił klasę w podskokach, nie zdając sobie sprawy, że Draco, Fred i George byli świadkami całej akcji.
     Herbata Miętowa wzbudza zapędy mugolskiego zębisty, skrupulatnie zanotował Fred.
     Draco przyglądał się całej sytuacji w osłupieniu. Gdy wreszcie wrócił do swego dormitorium, zamknął się w nim na cztery spusty i świadom, że jest zupełnie sam, zaczął ryczeć ze śmiechu.
     Harry Potter właśnie spenetrował najintymniejsze zakątki boskiego ciała profesora Severusa Snape’a.
     Cóż, że ze szczoteczką do zębów.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

     HERBATA ZDZIECINNIENIA


     Harry wiedział, że powinien być przerażony tym, co zrobił, ale to było stanowczo zbyt zabawne. Nie dość, że oszołomił i zgwałcił doustnie Snape’a, ale jeszcze uszło mu to na sucho. Syriusz byłby z niego cholernie dumny. Gdyby tylko umiał wysyłać zakodowane listy, na pewno by mu się pochwalił.
     Rozbawiony Gryfon bez oporów wypił dzisiejszą herbatę.
     W chwilę potem zdarzyło się coś dziwnego — poczuł lekki ból, rozprzestrzeniający się po całym ciele. Wrażenie było tak nieprzyjemne i niespodziewane, że sapnął z zaskoczenia. Nagle błysnęło jasne światło i na miejscu piętnastoletniego Harry’ego Pottera stał on sam — tyle, że w wieku pięciu lat.
     Na szczęście ubranie skurczyło się wraz z nim, ale to była jedyna dobra wiadomość. Zła była taka, że nie rozpoznawał stojących przed nim bliźniaków.
     Oczy dziecka rozszerzyły się ze strachu na widok wysokiego, nieznanego mu człowieka o rudych włosach. Zaczął się powoli cofać, szukając drogi ucieczki. W tym momencie do pokoju wspólnego wszedł jeden z uczniów. Harry błyskawicznie prysnął w panice na korytarz, korzystając z uchylonego portretu Grubej Damy. Zmykał tak szybko, że bliźniacy nie mieli szans go złapać.
     — Cholera, szybki jak Błyskawica! — mruknął George.
     Bracia Weasley rzucili się w pościg korytarzami Hogwartu. Wprawdzie wiedzieli, że w zamku nic złego nie mogło się chłopcu przydarzyć, ale dziecko nie wiedziało przecież, gdzie jest i musiało być śmiertelnie przerażone.
     — Jak mogliśmy tak skrewić? — wysapał Fred, biegnąc tak szybko jak mógł.
     — A żebym ja to wiedział. Miał zdziecinnieć, ale umysłowo — odparł George.
     Harry przemierzał pędem nieznane mu korytarze, uciekając jak mógł najdalej od dwóch rudowłosych potworów. Zbiegł ze schodów i wtedy zrozumiał, że jest już bezpieczny. Drobiąc nóżkami, podbiegł do Draco Malfoya i chwycił go za rękę.
     — Na rączki! — zażądał.
     Draco był w takim szoku na widok pięcioletniego Harry’ego Pottera, że odruchowo usłuchał. Pochylił się i poczuł, jak ręce dziecka obejmują jego kark, a nóżki owijają się wokół pasa.
     — Co się stało, malutki? — spytał Draco, gładząc malca po plecach.
     — Gonią mnie potwory o czerwonych włosach — pożalił się Harry. — Musisz mnie przed nimi bronić.
     — Potwory? Jakie potwory? — Nie zrozumiał Draco.
     W tym momencie dobiegli do nich Fred i George.
     — Malfoy, natychmiast oddaj nam Harry’ego — powiedzieli stanowczo.
     — Nie pozwól im mnie zabrać! — błagał Harry.
     — Nie pozwolę — obiecał Draco, nadal gładząc malca po plecach uspokajającym gestem. Spojrzał ostro na bliźniaków. — Obawiam się, że muszę odmówić.
     — Sam widzisz, co się stało. To nasza wina i musimy przywrócić Harry’ego do normalnego stanu. Po prostu nam go oddaj.
     — Nie! — jęknął Harry, chowając twarz w zagłębieniu ramienia Dracona.
     — Harry, na Merlina, dlaczego tak się uparłeś, aby uczepić się właśnie jego? — Fred kręcił z niedowierzaniem głową.
     — Bo on jest wężem — wymamrotał Harry. — A węże nigdy nie robią mi krzywdy.
     Draco poczuł, że tężeje na dźwięk tych słów. Czy to znaczy, że ktoś krzywdził jego Harry’ego? W oczach błysnęła mu wściekłość, ale dłonie wciąż pozostały łagodne i delikatne.
     — Możecie się wypchać — parsknął w kierunku bliźniaków i odmaszerował korytarzem w kierunku Wielkiej Sali, trzymając w objęciach trzęsącego się ze strachu malca. Zajął swoje miejsce przy stole z taką swobodą, jakby codziennie siadał do śniadania z pięciolatkiem na kolanach.
     Dziecko patrzyło na piętrzące się na stole sterty jedzenia, ale po nic nie sięgnęło. Ściągnęło to zaciekawione spojrzenia ze strony siedzących nieopodal uczniów. W końcu Pansy nie wytrzymała i spytała łagodnie:
     — Harry, czemu nie jesz? Nie jesteś głodny?
     — A wolno mi jeść? — Harry popatrzył na nią z dziecinną nadzieją.
     Żałosny ton głosu dziecka poruszył serca nawet najtwardszych Ślizgonów. Czyżby ktoś go głodził?
     — Oczywiście, że ci wolno — powiedział Draco. — Na co masz ochotę?
     Harry przygryzł wargę i spojrzał poważnie w twarz swojemu wybawcy.
     — Mogę naleśniczka? Zawsze chciałem spróbować choć jednego…
     Pansy błyskawicznie sięgnęła po naleśnik, posmarowała go masłem, pokropiła obficie słodkim syropem i podała chłopcu.
     — Bardzo proszę, Harry — wyszeptała.
     — Dziękuję! — Buzia dziecka rozpromieniła się jak słoneczko. Chłopiec nabił naleśnik na widelec i jadł małymi kęsami, rozkoszując się każdym przełykanym kawałeczkiem. — Ale dobre!
     — Słuchaj, ty nas naprawdę nie pamiętasz? — spytał Draco.
     — Ja was znam? — zdumiał się Harry.
     — Owszem, już się spotkaliśmy. Jestem Draco.
     — Fajnie. A ja jestem Harry.
     — Wiem, maleńki. — Na twarzy Dracona pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
     — Więc jesteśmy przyjaciółmi — stwierdził Harry pewnym siebie głosem.
     — Dlaczego tak myślisz? — zaciekawiła się Pansy.
     — Bo jesteście wężami — odparło dziecko tonem, który zdradzał, że odpowiedź jest oczywista i absolutnie zrozumiała.
     — Tak? — Draco uniósł lekko jedną brew.
     — No. Wszyscy moim przyjaciele w domu to węże. Pilnują, abym był bezpieczny i nigdy nie zostawiają mnie samego. Cały czas z nimi rozmawiam. Ludzie się ich boją, bo ich nie rozumieją, a ja rozumiem wszystko! Węże są fajniejsze od innych zwierzaków. Jak kogoś kochają, to już na zawsze. I mnie chronią — wyjaśnił Harry.
   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin