Jadwiga Courths_Mahler Tajemnica Marleny Przek�ad z niemieckiego Eugenia Solska "Wydawnictwo ��dzkie", ��d� 1991 Dzie� dobry, panno Marleno! Czy panienka dobrze spa�a? - Dzie� dobry, droga pani Darlag! Spa�am doskonale! - To wida�! Wygl�da panienka tak �wie�o, jak uosobienie wiosny! Marlena wdzi�cznie si� roze�mia�a. - Wygl�dam wiosennie w styczniu? To dopiero sztuka! - Sztuka, kt�ra si� panience udaje jak wiele innych. - Czy�by? - Wszyscy przecie� wiedz�, �e panienka ju� prze�cign�a pana prokurenta Zeidlera. A ma panienka dopiero dwadzie�cia jeden lat... - Ale� to przesada! - O nie! Pan Zeidler sam powiedzia�, �e panienka mog�aby zaj�� jego stanowisko w firmie "Forst i Vanderheyden". M�wi� mi, �e jest pani do tej pracy lepiej przygotowana od niego. - Z tym si� nie zgodz�! Na pewno �artowa�. - M�wi� zupe�nie powa�nie. Pan Zeidler przekona� si� o tym w czasie swojej choroby. Stwierdzi�, �e dzi�ki pomocy panienki unikn�� ba�aganu w interesie. Jedna tylko osoba mog�aby da� sobie z tym rad� - pan Forst. Ale wszystko sz�o jak w zegarku, ka�d� spraw� za�atwia�a panienka doskonale. Czy pani wie, co jeszcze powiedzia� pan Zeidler? - C� takiego? - Powiedzia�, �e panna Marlena to zuch_dziewczyna, zas�uguj�ca na szacunek. Ja te� tak uwa�am. Panienka wnosi w moje �ycie tyle rado�ci! Marlena obj�a staruszk�, kt�ra w swojej szarej sukience oraz bia�ym fartuchu wygl�da�a schludnie i mi�o. - Prosz� mnie nie zawstydza�! Wykonywa�am jedynie to, co do mnie nale�a�o. Przej�am zaj�cia pana Zeidlera i czuwa�am, aby wszystkie sprawy za�atwia� w terminie. Pracowa�am tyle lat pod jego kierunkiem, �e nie mog�am si� nie orientowa�. Sukces w przeprowadzeniu wszystkich transakcji to nie moja zas�uga, lecz szcz�liwy traf. Poza tym urz�dnicy wykonywali moje polecenia, poniewa� traktowali mnie jak zast�pczyni� pana Zeidlera. Nigdy mnie nie zawiedli, a wydawa�o si� nawet, �e pracuj� z wi�kszym zapa�em, aby sprawi� mi przyjemno��. - Panienka potrafi zach�ca� do pracy dobrym przyk�adem. Wydaje mi si�, �e praca jest dla panienki najwi�ksz� przyjemno�ci�. Marlena spowa�nia�a. - Praca jest najwy�szym celem cz�owieka. Nie mog�abym �y� w lenistwie. Odziedziczy�am to po ojcu, kt�ry po�wi�ci� si� pracy, zachowuj�c przy tym pogod� ducha. Im wi�cej przeszk�d musia� pokona�, tym by� weselszy. R�ce mia� mocne, muskularne, prawdziwe r�ce rze�biarza. Cz�sto powtarza�: "Pami�taj, Marleno, praca jest najwi�kszym dobrem cz�owieka! Je�li b�dziesz ca�e �ycie ci�ko pracowa�a, pokonasz smutek i niezadowolenie!" Wtedy nie rozumia�am jeszcze znaczenia tych s��w. By�am bardzo m�oda, czu�am si� szcz�liwa i nie musia�am szuka� pociechy. Jednak po �mierci ojca i ci�kich prze�yciach, kt�re potem przysz�y, uczepi�am si� tych s��w jak deski ratunku. Uparcie szuka�am jakiego� zaj�cia, nie zwa�aj�c na zakazy bliskich. Pani Darlag z u�miechem skin�a g�ow�. - Doskonale to pami�tam. Chcia�a si� panienka zajmowa� domem, a ja nie pozwoli�am. Marlena za�mia�a si�. - Czu�am si� bardzo pokrzywdzona i nieszcz�liwa. W domu panowa� nienaganny porz�dek, dla mnie za� nie starczy�o pracy. Nawet ogrodnik nie chcia� skorzysta� z mojej pomocy. By�am przygn�biona, gdy sta�am obok niego bezczynnie, patrz�c, jak szczepi r�e. Wtedy w�a�nie przechodzi� pan Zeidler. Zobaczy� �zy w moich oczach, przystan�� i zapyta�: "Dlaczego pani p�acze, panno Marlenko?" Szlochaj�c odpowiedzia�am mu, �e czuj� si� w tym domu zb�dna, bo nie ma tu dla mnie �adnej pracy. Prosi�am go �arliwie, aby za wszelk� cen� znalaz� mi jakie� zaj�cie. Pan Zeidler popatrzy� na mnie powa�nie, a potem spyta�: "Czy pani chodzi o mi�� rozrywk�, czy te� naprawd� chce pani pracowa�?" Odrzek�am, �e nic tak nie zaprz�ta moich my�li, jak uczciwe zaj�cie i satysfakcja p�yn�ca z faktu, �e jest si� po�ytecznym. Skar�y�am si�, �e odk�d umar�a pani Forst, nie mog� znale�� sobie miejsca w tym domu; nie potrzebuje ju� moich stara� i opieki, ja za� czuj� si� zupe�nie zbyteczna. I pan Zeidler zrozumia� mnie! Powiedzia�, �e w mym g�osie wyczu� tak� rozpacz, i� postanowi� mi pom�c. Kaza� mi przyj�� nazajutrz rano do biura, no i rozpocz�am u niego praktyk�. Pani Darlag poklepa�a Marlen� po ramieniu. - Ten czas praktyki nie by� wcale �atwy! Pan Zeidler przyzna� mi si� wtedy, �e celowo b�dzie panienk� m�czy�, aby si� przekona�, czy nowa praktykantka posiada wytrwa�o�� i zami�owanie do pracy. - To prawda. Nie u�atwia� mi zadania! Na pocz�tku wszystko wydawa�o mi si� bardzo trudne, ale zaciska�am z�by i nie oponowa�am. Z czasem zacz�am si� lepiej orientowa�, na�laduj�c we wszystkim swego zwierzchnika. Pan Zeidler cz�sto �mieje si� ze mnie i powiada, �e nie mog� doczeka� si� chwili, kiedy obejm� po nim stanowisko. Mam nadziej�, �e ta chwila tak pr�dko nie nast�pi. Jednak cieszy mnie, �e jestem po�yteczna i nie na �askawym chlebie. Ostatnie s�owa Marlena wypowiedzia�a z cichym westchnieniem. Pani Darlag po�o�y�a r�k� na jej ramieniu. - Prosz� nie my�le� w ten spos�b! Dobrze, �e pan Forst tego nie s�yszy! �askawy chleb, b�j si� Boga, dziecinko! Ojciec panienki w�asnym �yciem okupi� prawo pobytu swej c�rki w tym domu. Umar� przecie�, aby ratowa� �ycie naszemu paniczowi. Pan Forst spe�ni� jedynie przyrzeczenie dane pani ojcu, �e b�dzie si� opiekowa� jego c�rk�. Pami�tam, jak sprowadzi� panienk� do matki, m�wi�c: "Mamo, ta dziewczyna zosta�a sierot� z mojej winy. Jej ojciec zgin��, ratuj�c mi �ycie". Nasza pani odpowiedzia�a: "Odt�d ja b�d� jej matk�. Postaram si� zast�pi� ojca. B�d� mia�a teraz dwoje dzieci, wy za� kochajcie si� jak prawdziwe rodze�stwo". Od tej chwili nasz panicz zacz�� panienk� nazywa� "siostrzyczk� Marlen�", a panienka jego "bratem Haraldem". Nasz� pani� nazwa�a panienka "mam�". Tak by�o a� do jej �mierci. Nasz panicz przywi�za� si� do panienki jak do siostry. Powiada, �e spe�nia tylko sw�j obowi�zek. Marlena odgarn�a z czo�a pasma l�ni�cych blond w�os�w i spojrza�a zamy�lona przed siebie. - Uczyni� dla mnie bardzo wiele, wi�cej, ni� nakazywa� zwyk�y obowi�zek. Pami�tam t� chwil�, gdy zjawi� si� w naszym skromnym mieszkanku obok pracowni ojca. Ojciec by� wtedy na wojnie, a ja zosta�am sama ze star� s�u��c�. Harald wzi�� mnie za r�ce i powiedzia� ze wsp�czuciem: "Jestem zwiastunem okropnej wie�ci. Tw�j ojciec poleg�, z�o�y� swe �ycie w ofierze za mnie". Nie mog�am wtedy poj�� ogromu nieszcz�cia, cho� przez ca�y czas bardzo t�skni�am za tatusiem, a ju� od dawna trapi�y mnie straszne przeczucia. Harald zrozumia� m�j b�l, tote� obj�� mnie i stara� si� pocieszy� tak tkliwie, tak serdecznie, jak to tylko on potrafi. Potem zawi�z� mnie do Hamburga, do swojej matki. Pani Forst okaza�a si� r�wnie dobra i serdeczna jak jej syn. We w�asnym odczuciu nie zas�ugiwa�am na tyle dobroci, mia�am wra�enie, �e mi si� to wcale nie nale�y. Dopiero choroba mamy sprawi�a, �e znalaz�am sposobno��, aby da� jej dowody swej bezgranicznej wdzi�czno�ci. Wyr�cza�am j� i piel�gnowa�am tak czule, jak tylko potrafi�am. By�am taka szcz�liwa, �e mog� si� na co� przyda�. - Nasza pani nie mog�a si� wtedy obej�� bez panienki. Nie znalaz�aby troskliwszej opiekunki. A przecie� panienka mia�a wtedy zaledwie pi�tna�cie lat! - Szczerze j� pokocha�am i cieszy�o mnie, �e wreszcie znalaz�am cel �ycia. Gdybym mia�a wi�cej do�wiadczenia, zaraz po jej �mierci poszuka�abym sobie posady. Powiedzia�am o tym Haraldowi, gdy przyjecha� do domu na pogrzeb matki. By�o to przed ko�cem wojny, a Harald otrzyma� wtedy kr�tki urlop. M�j pomys� bardzo go zmartwi�, s�dzi� bowiem, �e b�dzie musia� z�ama� dane ojcu s�owo. Obieca�, �e zostan� w jego domu a� do zam��p�j�cia. Musia�am mu wtedy przyrzec, �e nigdy bez jego zezwolenia nie opuszcz� tego domu. Zosta�am tutaj pod pani opiek�, bo przecie� Harald tu� po wojnie wyjecha� do Aczynu. Mijnheer Vanderheyden domaga� si� tego, trzeba mu by�o m�odego pomocnika, kt�ry zast�pi�by go i poprowadzi� przedsi�biorstwo. - O ile dobrze pami�tam, w�a�nie w czasie, gdy umar�a nasza ukochana pani, zdarzy�o si� to nieszcz�cie z panem Vanderheydenem w Kota Rad�a. Obie nogi ma sparali�owane. Nie m�g� sobie sam da� rady, tote� wezwa� naszego panicza. A teraz mija ju� pi�ty rok, odk�d Harald siedzi na Sumatrze. - Tak, ju� od pi�ciu lat nie mia�am od niego prawie �adnych wiadomo�ci. Wysy�a� tylko poczt�wki, pytaj�c, czy jestem zdrowa, szcz�liwa i czy nie mam jakich� szczeg�lnych �ycze�. - Zapewne o innych sprawach, zwi�zanych z przedsi�biorstwem, pisa� do pana Zeidlera. To od niego panienka przecie� wie, �e Harald jest zdr�w i dobrze mu si� powodzi. Marlena odwr�ci�a si�, usi�uj�c ukry� cie� b�lu, kt�ry jej si� przesun�� po twarzy. - Tak, pan Zeidler otrzymuje bardzo d�ugie listy... - Mam przeczucie, �e nasz panicz wkr�tce przyjedzie do Hamburga. Zwrotnikowy klimat nie s�u�y Europejczykom. A poza tym powinien przyjecha�, aby�my nareszcie poczuli, �e mamy pana w domu. Czy nie pisa�, kiedy wraca? Marlena westchn�a. - Nie, s�owa o tym nie napisa�. Trudno mu si� ruszy� z Kota Rad�a, bo przecie� tam jest teraz centrala naszej firmy. Biuro w Hamburgu od wojny sta�o si� jedynie fili�. - Oj, ta wojna, ta straszna wojna i te kiepskie czasy, kt�re ze sob� przynios�a! Ale B�g nam jako� dopomo�e. Chcia�abym jeszcze zobaczy� nasz� firm� w stanie rozkwitu... - Da�by to B�g! My�l�, �e ju� nied�ugo ujrzymy Haralda. By�oby lepiej, gdyby ...
zingania