Wybranka Ognia - rozdział 7.pdf

(83 KB) Pobierz
Microsoft Word - ROZDZIAŁ 7.doc
ROZDZIAŁ 7
Obudził mnie przera ź liwy trzask, po którym nast ą piło gło ś ne przekle ń stwo,
za które osobnik, który ś miał zakłóci ć mój błogi sen, został opieprzony.
Delikatny głos, teraz zirytowany, niew ą tpliwie nale ż ał do Agnes, a tego
drugiego nie umiałam rozpozna ć ; wiedziałam tylko, ż e był m ę ski. Mo ż e gdyby
nie te szepty i szumy w głowie, to mogłabym si ę skupi ć na tym, co si ę działo w
pokoju, ale nie mogłam.
- Była ś wczoraj w tym…
- Nie gadaj…!
- Stary, naprawd ę nie…
- A on do mnie, ż e jestem…
Głowa p ę kała mi od tych wszystkich głosów, a nie wiedziałam nawet sk ą d
one si ę bior ą . Z tego, co zd ąż yłam si ę zorientowa ć , w tym samym
pomieszczeniu, gdzie byłam ja, przebywały tylko dwie osoby, a nie dziesi ęć ! I
jeszcze ten ból we wszystkich ko ń czynach…
Spróbowałam podnie ść powieki, ale wydawały si ę by ć z ołowiu. To samo
było z innymi cz ęś ciami mojego ciała. Zaczynałam panikowa ć .
- Co z ni ą ? – Usłyszałam ten sam m ę ski głos, co wcze ś niej, w którym
brzmiała troska. To był Matt, byłam ju ż tego pewna.
- Nie obudziła si ę od wczoraj. Coraz bardziej si ę martwi ę . – Głos mojej
przyjaciółki dr ż ał pod wpływem emocji. Czułam, jak jej chłodna dło ń zaciska
si ę na moich palcach z sił ą imadła, lecz nie odczuwałam bólu, którego si ę
spodziewałam. Było tylko lekkie mrowienie, które koiło moje ciało. Agnes
znowu odezwała si ę niepewnym tonem. – Czy nie lepiej byłoby…
- Nie – odpowiedział jej Matt, zanim ta doko ń czyła pytanie. Chyba domy ś lił
si ę o co jej chodzi. – Lepiej, ż eby nauczyciele, ani nikt inny, nie dowiedział si ę
o tym, co wczoraj zaszło.
- Ale… - Angie próbowała co ś powiedzie ć , ale przerwał jej nowy, cichy głos
dobywaj ą cy si ę z odległo ś ci kilku metrów ode mnie, który rozpoznałabym
nawet w ś ród krzyków.
- Matt ma racj ę , Ag – powiedziała Liz. – Je ś li jaki ś nauczyciel si ę o tym
dowie, zabroni ą nam si ę do niej zbli ż a ć dopóki sami nie wyci ą gn ą od niej, co si ę
tam stało. Albo wci ą gn ą j ą w co ś wi ę kszego, ju ż ja ich znam. – Za ś miała si ę do
siebie cicho, jakby co ś sobie przypomniała. – Nie wiem, jak wy, ale ja nie mam
zamiaru oddawa ć im jej pod opiek ę .
- A co je ś li sama si ę nie obudzi? Je ś li to co ś powa ż niejszego ni ż zwykłe
„zm ę czenie”? – spytała sceptycznym tonem Agnes.
Wybranka Ognia
- 1 -
by shiny
Usłyszałam ci ęż kie westchnienie.
- Miejmy nadziej ę , ż e jednak jeszcze dzisiaj oprzytomnieje.
Miałam ochot ę ju ż teraz powiedzie ć im, ż e jestem przytomna, ż e nic mi nie
jest, ale głos nie chciał wydoby ć si ę z mojego gardła. Moje ko ń czyny nie
chciały cho ć by drgn ąć , co szczerze mnie niepokoiło. Omdlenie, okej, to nic
wielkiego. Ale ż ebym teraz nie mogła si ę w ogóle poruszy ć , odezwa ć ? Czułam
si ę , jak sparali ż owana jakim ś zakl ę ciem, którym wcale nie dostałam.
Ally?, zawołałam w przestrze ń mojego umysłu, lecz nikt mi nie
odpowiedział.
Najwyra ź niej musieli mi ś ci ą gn ąć medalion. A szkoda. Mo ż e przynajmniej z
czarodziejk ą mogłabym spokojnie porozmawia ć o tym, co zaszło, gdy nie
mogłam si ę odezwa ć do moich przyjaciół.
- Jeste ś cie pewni, ż e ten ogie ń wywołała Cat? – zapytała Liz, w której głosie
dało si ę usłysze ć niepokój, jak i zafascynowanie.
- Stuprocentowo nie, ale sposób, w jaki zachowywała si ę przed tym… co ś jej
było. Poza tym, ta sytuacja z Ericiem była troch ę podobna.
- Jaka sytuacja z Ericiem? – spytał nagle Matt, a mnie ś cisn ę ło si ę serce. A
wi ę c jeszcze nie wiedział? Znaj ą c go, b ę dzie na pewno zły, albo nawet i
rozczarowany, ż e nie powiedziałam mu, kto spowodował, ż e wznieciłam po ż ar
w bibliotece.
- W bibliotece. Nic nie wiesz? – Angie przybrała ostro ż ny ton, który
jednocze ś nie ś wiadczył o jej zaskoczeniu.
- Jaka sytuacja w bibliotece z Ericiem? O czym ty gadasz? – doł ą czyła si ę do
pytania Liz.
O cholera… Liz te ż nic nie wie? Miałam przechlapane. Zacz ę łam si ę
zastanawia ć nad tym, czy jednak nie pozosta ć nieprzytomn ą przez jaki ś tydzie ń .
- No… - zacz ę ła niepewnie Agnes – jaki ś czas temu podobno Cat podpaliła
Erica w bibliotece. Niby to tylko plotka, któr ą rozpu ś cił Eric, ale co ś ka ż e mi
wierzy ć , ż e Cat byłaby do tego zdolna, gdyby zmusił j ą Dallas. Cat mi o tym nic
nie wspominała, ale my ś lałam, ż e te ż to usłyszeli ś cie z plotek. A przynajmniej
s ą dziłam, ż e ty, Matt, o tym wiesz, bo ostatnio prawie przez cały czas z ni ą
przebywałe ś .
- Nic mi nie powiedziała – mrukn ą ł i wiedziałam, ż e my ś li teraz o tym dniu,
kiedy znalazł mnie w ś ród płon ą cych regałów.
Zacisn ę łam mocniej powieki. Byłam pewna, ż e teraz moi przyjaciele b ę d ą
chcieli wyci ą gn ąć ze mnie prawd ę . Mogłam albo ich okłama ć , albo powiedzie ć
o tym, ż e jestem Wybrank ą i narazi ć ich na niebezpiecze ń stwo zwi ą zane z t ą
wiedz ą . Tego nie mogłam zrobi ć . Nie chciałam. Wi ę c pozostało mi kłamanie?
Tego równie ż nie chciałam robi ć .
Wybranka Ognia
- 2 -
by shiny
Wiedzenie o tym, ż e jestem Wybrank ą Ognia mogło skaza ć ich na ś mier ć , a
kłamstwo mogło zniszczy ć nasz ą przyja źń . Co było gorsze? Oczywi ś cie, ż e
ś mier ć . Wolałam, ż eby moi przyjaciele ż yli, ni ż miałabym ich nara ż a ć na
ś mier ć , za co pó ź niej bym siebie obwiniała do ko ń ca ż ycia.
Wydawało si ę to takie łatwe w głowie – postanowienie, ż e ich okłami ę . Ale
wcale takie nie było. Pr ę dzej czy pó ź niej, domy ś l ą si ę , ż e co ś przed nimi
ukrywam i nie dadz ą mi spokoju. A gdy ju ż dowiedz ą si ę , ż e ich okłamałam,
b ę d ą w ś ciekli. To mogłam prze ż y ć . Musiałam, by oni mogli prze ż y ć .
Łzy zebrały mi si ę pod powiekami. Naprawd ę nie chciałam tego
wszystkiego. Wszystkiego, czyli bycia Wybrank ą . To był dla mnie za du ż y
obowi ą zek. Przez to mogłam straci ć przyjaciół, nawet swoje ż ycie. Musiałam
okłamywa ć i krzywdzi ć innych, a jednocze ś nie sam ą siebie. To
niesprawiedliwe. Czemu ten głupi obowi ą zek uratowania ś wiata spadł akurat na
mnie? Na zwykł ą osob ę z własnymi problemami, która chce normalnego ż ycia?
Nagle zrobiło mi si ę zimno. Bez powodu. A mo ż e dlatego, ż e zbierało mi si ę
na płacz? Cz ę sto tak miałam. Cho ć mogła by ć to te ż gor ą czka.
W uszach mi zaszumiało, gdy próbowałam znowu podnie ść powieki.
Nieznajome głosy znów zacz ę ły narasta ć w mojej głowie.
- Ale, Kayle…
- I wtedy ona…
- Musz ę wyj ść gdzie ś na chwil ę . – Ten głos nale ż ał ju ż do Matta.
- Matt…
- Liz, czekaj! – zawołała nagle Agnes do Lizzie, jakby ta miała zamiar wyj ść
za Mattem. – Cicho, popatrz… po prostu patrz na ni ą , no!
Nie po ś wi ę całam dziewczynom wi ę kszej uwagi, zaj ę ta wypychaniem
natr ę tnych głosów z mojej głowy. W pewnym momencie musiałam sapn ąć
gło ś no, czuj ą c w skroni gł ę bokie ukłucie, jakby kto ś wbił mi tam gwo ź dzia.
Po chwili – a mo ż e kilku godzinach? – wszystko min ę ło jak za machni ę ciem
ż d ż ki. Niemal si ę u ś miechn ę łam, gdy mogłam zacisn ąć r ę k ę w pi ęść i
otworzy ć oczy, które zaraz zamkn ę łam, o ś lepiona ra żą cym ś wiatłem latarki,
która wisiała nad moj ą głow ą .
- Och, dzi ę ki Bogu. – Lizzie westchn ę ła z ulg ą , łapi ą c mnie za lew ą r ę k ę i
ś cisn ę ła j ą lekko.
- Jeszcze nie dzi ę kuj. Poka ż oczy, Cat – powiedziała do mnie Agnes i
wiedziałam pod ś wiadomie, ż e nadal celuje latark ą w moj ą twarz.
- To zabierz te cholerstwo – szepn ę łam zachrypni ę tym głosem.
- Najpierw musz ę sprawdzi ć twoje oczy.
- A od kiedy z Ciebie jest taka lekarka? – j ę kn ę łam, powoli uchylaj ą c
powieki.
Wybranka Ognia
- 3 -
by shiny
- Od kiedy zaczynasz bawi ć si ę ogniem – mrukn ę ła Agnes, wpatruj ą c si ę z
uwag ą w moje t ę czówki z pomoc ą latarki, która sprawiła, ż e nie widziałam nic
oprócz czarnych plamek.
Przemilczałam to, co powiedziała, doskonale wiedz ą c do czego d ąż y. Je ś li
my ś lała, ż e miałam zamiar od razu rozpocz ąć temat o wczorajszym wydarzeniu,
to musiała si ę rozczarowa ć .
- Okej. – Odsun ę ła si ę ode mnie i odło ż yła latark ę na szafk ę obok łó ż ka, nie
odrywaj ą c ode mnie czujnych niebieskich oczu.
- Która jest? – Mrugałam przez kilka chwil, staraj ą c si ę pozby ć z pola
widzenia denerwuj ą cych plam.
Liz zerkn ę ła na zegarek na swojej r ę ce. – Pi ę tna ś cie po szóstej.
- Rano? – spytałam, dopiero po chwili u ś wiadamiaj ą c sobie, ż e w moim
głosie zabrzmiała nadzieja.
- Wieczorem – odparła Lizzie, przenosz ą c wymowny wzrok na Agnes, a ona
posłała jej zirytowane spojrzenie. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale naprawd ę ,
mało mnie to teraz obchodziło. Starałam si ę tylko wymy ś li ć jak ąś dobr ą
wymówk ę na to, co si ę wczoraj stało. Ognista ospa? Chyba si ę ju ż na to nie
nabior ą . Ból głowy, który kompletnie mnie za ć mił? Zbyt dramatyczne.
Zm ę czenie? Nie, w to na pewno nie uwierz ą .
Cholera.
Poczułam na nogach ci ęż ar, którym była Liz, sadowi ą ca si ę na moim łó ż ku
pod ś cian ą , z nogami na moich. Wci ąż nie puszczała mojej dłoni,
przekrzywiaj ą c głow ę w bok i wpatruj ą c si ę we mnie wielkimi, zatroskanymi,
czekoladowymi oczami. Odwzajemniłam spojrzenie, piorunuj ą c j ą wzrokiem,
ż eby przestała si ę na mnie gapi ć , ale ona podniosła tylko wyzywaj ą co brwi,
pokazuj ą c mi, ż e si ę nie podda. Wywróciłam oczami i przeniosłam wzrok na
Agnes, dostrzegaj ą c jeszcze lekki u ś miech na ustach Liz. Ta krótka, zwykła
chwila, sprawiła, ż e niewidzialna r ę ka jeszcze mocniej zacisn ę ła si ę na moim
sercu, powstrzymuj ą c przed, mo ż liwie, najgorszym bł ę dem w moim ż yciu.
Za ś Angie wpatrywała si ę uporczywie w swoje dłonie, spoczywaj ą ce na jej
kolanach odzianych w ciemne d ż insy. Wmawiałam sobie, ż e ona wcale nie
unika mojego wzroku, bo czemu miałaby to robi ć ? Nie mogła o niczym
wiedzie ć . Nie mogła, prawda?
Potrzebowałam natychmiast Alice.
- Słuchaj, Cat… - zacz ę ła moja rudowłosa przyjaciółka, ale przerwałam jej
niegrzecznie, dostrzegaj ą c, podczas mojego nerwowego obchodu wzrokiem
pokoju, połysk czerwonego kamienia na moim biurku:
- Mo ż esz poda ć mi medalion?
- Co? – Agnes podniosła zdziwiona wzrok.
Wybranka Ognia
- 4 -
by shiny
- Mój medalion. Le ż y tam – z zadziwiaj ą cym wysiłkiem podniosłam rami ę i
wskazałam palcem na medalik – mo ż esz mi po da ć ? Uspokaja mnie.
Podczas gdy Ag podniosła si ę z krzesła, ustawionego obok mojego łó ż ka i
podeszła do biurka, zerkn ę łam przelotnie na Liz i zauwa ż yłam jej dziwne
spojrzenie. Nim zd ąż yłam zapyta ć , o co chodzi, ubiegła mnie.
- Medalion Ci ę uspokaja?
Skin ę łam głow ą .
- Nie wystarczy Ci nasza obecno ść ? – Zadała kolejne pytanie, lecz tym
razem ton jej głosu wyra ź nie wskazywał na to, ż e jest ura ż ona.
- To nie chodzi o was… - mrukn ę łam, uciekaj ą c wzrokiem od jej
przenikliwego spojrzenia.
- A o co? Czy mo ż e o kogo? – K ą tem oka zauwa ż yłam, jak zaciska mocno
wargi. – Co si ę dzieje, Cat? Masz jakie ś problemy, o których nie chcesz nam
powiedzie ć ? Od kilku tygodni co ś si ę z Tob ą dzieje, nie zaprzeczaj. Ju ż nie
mówi ę o tym, ż e ani razu nie wspomniała ś mi czy Agnes o Twojej przygodzie z
Ericiem w bibliotece… albo gdzie znikasz nocami. – Na te słowa gwałtownie
zbladłam, a Liz to zauwa ż yła. – Tak, wiem o tym. W ko ń cu jestem
zmiennokształtn ą z wyostrzonym słuchem, a w dodatku ostatnio nie mog ę spa ć ,
wi ę c słyszałam, jak wymykasz si ę nocami z pokoju. I by ć mo ż e to nie nasza
sprawa, ale jeste ś nasz ą przyjaciółk ą , i chcemy wiedzie ć czy co ś jest nie tak?
Głupia, głupia, głupia. Jak mogłam nie przewidzie ć tego, ż e Liz dowie si ę o
moich wieczornych schadzkach? Przecie ż ma pokój obok mnie!
Idiotko, po co w ogóle dawała ś si ę wyprowadza ć Alice do lasu na te durne
ć wiczenia?! , przekl ę łam si ę w my ś lach.
- Prosz ę . – Angie pomogła mi podnie ść pulsuj ą c ą głow ę znad poduszki i
wło ż yła mi medalion.
Alice!
Cat? Dobrze Ci ę słysze ć , westchn ę ła z ulg ą Ally.
Naprawd ę ? Zreszt ą … pogadamy o tym pó ź niej. Teraz powiedz mi, co si ę
wtedy stało. A przynajmniej, co mam powiedzie ć przyjaciołom.
- Cat? – Teraz Liz razem z Agnes patrzyły na mnie nagl ą co, oczekuj ą c mojej
odpowiedzi.
- Wszystko jest w jak najlepszym porz ą dku – powiedziałam, obracaj ą c w
palcach medalik i oparłam si ę wygodniej plecami o poduszk ę , z ulg ą witaj ą c
coraz mniejsze niewidzialne obci ąż enie mojego ciała.
- Nie wydaje mi si ę – rzekła niedowierzaj ą cym tonem Angie, wodz ą c
j ę zykiem ze skupieniem po wargach i kr ąż yła wzrokiem po pokoju, nad czym ś
si ę zastanawiaj ą c.
Wybranka Ognia
- 5 -
by shiny
Zgłoś jeśli naruszono regulamin