Ib Melchior - Operacja Werwolf.rtf

(1050 KB) Pobierz

IB MELCHIOR

OPERACJA

WERWOLF

PRZEŁOŻYŁ

BARTŁOMIEJ ZBORSKI

Tczew 2010

Tytuł oryginału ORDER OF BATTLE: HITLER'S WEREWOLVES

Przekład z języka angielskiego

Bartłomiej Zborski

Redakcja techniczna

Jarosław Bartosiński

Korekta

Marek Barylewski

Projekt okładki

Jarosław Wróbel

Przygotowanie okładki do druku

Agencja Reklamowa ZENIT

www.zenitreklamy.pl

Opracowanie graficzne, skład i łamanie

GRAFIKO, Krzysztof Pałubicki

Druk i oprawa

ARSPOL Sp, z o.o. Bydgoszcz

© Copyright O 1972 by Ib Melchior

Copyright © 1991 by Ib Melchior

Copyright © for the polish translation by Bartłomiej Zborski

Copyright © 2009 for the Polish edition by Wydawnictwo SDK

ISBN 978-83-928215-5-7

Wydanie I

Tczew 2010

Wydawca

Sprzedaż Dobrej Książki

Alicja Bartosińska

83-110 Tczew, ul. Piaskowa 3

tel. (058) 777-43-28

fax (058) 777-32-05

e-mail: jarbart@vp.pl

Z serdecznościami dla mojej żony, Cleo Baldon, dzięki

której niezmiennemu zrozumieniu oraz wsparciu, ilekroć przyłapała mnie na pustym wpatrywaniu się w przestrzeń,

zdołałem ukończyć pisanie tej książki

Jestem niezmiernie wdzięczny Autorowi oraz pułkownikowi Michałowi Gluzie za cenne uwagi i informacje, których mi nie szczędzili, gdy tłumaczyłem „Operację Werwolf”.

Bartłomiej Zborski

Na dane wywiadowcze zawarte w Ordre de Bataille składają się starannie wyselekcjonowane i poddane wnikliwej ocenie informacje uzyskane z rozmaitych źródeł, dotyczące liczebności organizacji i gotowości bojowej nieprzyjaciela. Informacje te oddają dokładnie stan rzeczy i ułatwiają nie tylko planowanie działań wojennych, ale również pomagają dowódcom na froncie w ocenie zdolności operacyjnych przeciwnika na lokalnym szczeblu oraz w podejmowaniu stosownych decyzji.

ORDRE DE BATAILLE

ARMII NIEMIECKIEJ

1943

WOJSKOWE SŁUŻBY WYWIADOWCZE,

WASZYNGTON, D.C.

Do użytku wewnętrznego

Prolog

Gdy piszę te słowa, bandy terrorystów, poszczute przez zdeterminowanego i nieposkromionego Saddama Husajna na kilka tygodni przed klęską jego armii, sieją na świecie ziarna zła i szerzą panikę:

W Manili, na Filipinach, terroryści iraccy zaatakowali amerykańską instytucję, Bibliotekę imienia Thomasa Jeffersona, co zakończyło się śmiercią jednego z napastników i zranieniem drugiego. Pierwszy sekretarz Ambasady Iraku został wydalony z Filipin za współudział w tym gwałcie.

W Kairze przewodniczący egipskiego parlamentu zginął od kul irackiego terrorysty, który zastrzelił także kierowcę dyplomaty i jego ochroniarza.

W tureckich miastach Izmir, Stambuł, Ankara i Adana eksplodowały bomby podłożone w amerykańskich instytucjach oraz w konsulacie francuskim; zginął również, zastrzelony na ulicy, obywatel USA.

Na granicy indyjsko-pakistańskiej od wybuchu bomby podłożonej w samochodzie poniosło śmierć pięć osób, a dwadzieścia siedem odniosło rany.

W Atenach wykorzystuje się żołnierzy do wspierania policji usiłującej powstrzymać falę zamachów bombowych i rakietowych, dokonywanych na instytucje brytyjskie i amerykańskie przez terrorystów

popierających prezydenta Iraku Saddama Husajna.

Lista takich bezsensownych okrucieństw powiększa się z dnia na dzień. Blisko pół wieku temu inny bezwzględny dyktator, Adolf Hitler, spuścił ze smyczy swoje własne bandy terrorystów - werwolfowców. Gdy rozpadające się Niemcy hitlerowskie zmierzały ku Götterdämmerung, w listopadzie 1944 Reichsleiter Martin Bormann, działający w myśl rozkazów Führera, zarządził niezwłoczne sformowanie organizacji partyzancko-terrorystycznej znanej później pod nazwą „Werwolf. Jej członków miano rekrutować z szeregów Hitlerjugend oraz BDM (Bund Deutscher Mädchen), jej żeńskiego odpowiednika, jak również z SS, Wehrmachtu, a nawet spośród ludności cywilnej.

Nadzór nad Unternehmen Werwolf - operacją „Werwolf” -Bormann powierzył oficerowi swojego sztabu, Gruppenführerowi Hansowi Prützmannowi. Prützmann miał koordynować i nadzorować rekrutację oraz przygotowania do działań; zachowało się jednak stosunkowo niewiele dokumentów bądź informacji świadczących o jego rzeczywistej działalności. Schwytany przez Brytyjczyków po zakończeniu wojny, popełnił samobójstwo przegryzając ukrytą w ustach ampułkę z cyjankiem potasu, a że nie został wcześniej przesłuchany, całą wiedzę o Werwolfie zabrał do grobu - w przeciwieństwie do innych wysokich rangą hitlerowców, na przykład Baldura von Schiracha, przywódcy Hitlerjugend, Hansa Fritzschego, szefa wydziału radia w goebbelsowskim ministerstwie propagandy, oraz Alberta Speera, ministra uzbrojenia Rzeszy, których zeznania dotyczące Unternehmen Werwolf można znaleźć w aktach procesów norymberskich (Międzynarodowy Trybunał Wojenny, tomy XIV, XVI i XVII). Gdy korespondowałem z Albertem Speerem po jego zwolnieniu z więzienia Spandau w Berlinie, w liście z 3 kwietnia 1972 roku napisał mi co następuje:

Do wysyłania w eter codziennych wiadomości Werwolfu wykorzystywany był największy i najsilniejszy niemiecki nadajnik. Oprócz tego doktor Robert Ley(przywódca Niemieckiego Frontu Pracy - IM.)

oraz kilku innych popędliwych panów skupiło swoje wysiłki na rozszerzeniu akcji sabotażowych prowadzonych na tyłach wojsk amerykańskich i brytyjskich. Akcjom tym nadano ogólny kryptonim „Werwolf”. Wcześniej miały miejsce narady z udziałem przedstawicieli armii oraz innych instytucji i organizacji, podczas których ustalano sposób zaopatrywania werwolfowców w broń i amunicję - oraz inne tego typu sprawy.

Nazwa „Werwolf” została trafnie wybrana. Źródła etymologiczne podają bowiem, iż słowo werewolf pochodzi od skandynawskich słów: wer - człowiek, oraz wulf- wilk. Jest to ktoś, kto według średniowiecznych wierzeń przybiera postać okrutnego wilka-mordercy grasującego nocą, o świcie zaś zmienia się ponownie w człowieka. Wzorując się na legendzie, hitlerowscy werwolfowcy uchodzili za dnia za zwykłych obywateli, a z zapadnięciem nocy wyruszali siać śmierć i zniszczenie w szeregach przeciwnika.

Od samego początku organizacja nadawała własną audycję radiową przeznaczoną zarówno dla żołnierzy wojsk Sprzymierzonych, jak i dla tych Niemców, którzy mogli ulec pokusie kapitulacji wobec nieprzyjaciela czy nawet współpracy; programy te rozpoczynały się ścinającym krew w żyłach wyciem wilka, po którym anonimowy głos oświadczał: „Amerykanie, strzeżcie się!” Co wieczór podawano informacje o nowych aktach terroru dokonanych na wrogu.

Artykuł redakcyjny w gazecie US Army, „Stars and Stripes” z 21 kwietnia 1945 roku, cytuje tekst audycji Werwolfu z 1 kwietnia, w której określono cele organizacji:

Na naszych ziemiach, które znalazły się pod okupacją wroga, powstał niemiecki ruch wolnościowy –

„Werwolf”. Celem jego działań będzie każdy Brytyjczyk i Amerykanin, który postawi stopę na niemieckiej ziemi. Również każdy Niemiec - bez względu na przynależność do klasy społecznej i zawód - który podejmie współpracę z wrogiem, poczuje naszą

karzącą dłoń. Werwolf jest organizacją zrodzoną z ducha nazizmu. Nie zna ograniczeń w prowadzeniu walki, jakie obowiązują wojsko regularne. Każdy środek jest dobry, jeśli służy do zadania ciosu wrogowi. Bądźcie dzielni jak lwy i jadowici jak węże. Działajcie w nocy - uczyńcie noc waszym sprzymierzeńcem. Spadajcie na karki wroga przy każdej nadarzającej się okazji. Nie zawahajcie się przed pozbawieniem go życia, albowiem on pragnie pozbawić życia naszych rodaków. Musicie odpłacić każdemu obcemu żołnierzowi, który znalazł się na naszej ziemi. Mamy tylko jedno hasło: zwycięstwo lub śmierć.

Oprócz odezw takich jak zamieszczona powyżej, ozdobionych dziwacznie zdeformowanymi swastykami, w całych Niemczech zaczęły się pojawiać ulotki o następującej treści:

25.4.1945

Do ludności wszystkich miast

Werwolf

Górna Bawaria

UWAGA

Ostrzega się wszystkich zdrajców oraz kolaborantów

Organizacja „Werwolf” działająca w Górnej Bawarii ostrzegła wszystkich, którzy zechcieliby udzielić poparcia wrogowi, działać na szkodę Niemców oraz ich sprzymierzeńców i wypowiedzieć wierność Führerowi. Ostrzegamy was! Zdrajcy i zbrodniarze, dokonujący przestępstw przeciw ludności niemieckiej, zapłacą za to życiem.

Miasta, w których zostanie narażone na szwank życie naszych rodaków lub też w których pojawią się białe flagi kapitulacji, ugodzi wcześniej czy później straszliwy odwet.

Nasza zemsta będzie krwawa!

Werwolf

Górna Bawaria

Werwolfowcy dali niebawem o sobie znać. „Stars and Stripes” informowały o wielu popełnianych na żołnierzach alianckich morderstwach oraz innych zamachach szerzących terror wśród ludności niemieckiej. Natrafiano na przeciągnięte w poprzek dróg znajdujące się na wysokości karku cienkie, mocne druty, ucinające głowę kierowcy otwartego dżipa albo motocykliście; wielu żołnierzy padało ofiarą napadów; minowano trasy dla wojska.

W Gieseen, trzydzieści mil na północ od Frankfurtu, werwolfowcy dowodzeni przez oficera belgijskich formacji SS wtargnęli za amerykańskie linie i dokonali tam egzekucji lekarza, którego oskarżono o kolaborację z „Amis” - jak Niemcy pogardliwie określali Amerykanów. Dalej na południe, opodal miasta Ulm w Bawarii, znaleziono zastrzelonego szeregowca: do piersi miał przyczepioną ulotkę Werwolfu, a w ustach odcięty penis.

W Bawarii stanęły w płomieniach i wyleciały w powietrze składy gazoliny należące do 4 Dywizji Pancernej. Nie był to odosobniony przypadek. W kwietniu, również w Bawarii, zginęło ośmiu żołnierzy amerykańskich, trzech zaś odniosło rany, gdy ludzie z oddziału rozbrajającego bomby podnieśli pudło z TNT ustawione na czterech skrzyniach niemieckich materiałów wybuchowych; choć skrzynie wcześniej sprawdzono i nie znaleziono min-pułapek. Jak podali świadkowie zdarzenia, tego samego dnia po południu widziano opodal składów trzech skradających się chłopców. Jednego z nich schwytano: przyznał się, że należy do Werwolfu, gdzie został przeszkolony do takich akcji.

Na północy, niedaleko Lubeki, w nocy z 3 na 4 maja żołnierze brytyjscy zastrzelili werwolfowca - strzelca wyborowego w cywilnym ubraniu, ale zaraz potem w innej zasadzce snajperskiej zginął John Poston, młody oficer łącznikowy marszałka polnego Bernarda Montgomery'ego - zabójstwa tego dokonała grupa młodocianych werwolfowców.

Jednak najgłośniejszy akt terroru, noszący kryptonim „Karnawał”, miał miejsce w Akwizgranie, w północnej Nadrenii-Westfalii, tuż przy granicy holendersko-belgijskiej. Ze zdobycznej „Latającej Fortecy” w pobliże miasta zrzucono na spadochronach grupę werwolfowców. Było ich siedmioro: szesnastoletni członek Hitlerjugend, dziewczyna z BDM i esesmani. Ich ofiarą stał się mianowany przez Amerykanów

burmistrz Akwizgranu - Franz Oppenhoff. 25 marca wtargnęli do jego domu i zastrzelili go. „Radio Werwolf przez całe tygodnie trąbiło o tej akcji, czyniąc z niej ostrzeżenie dla wszystkich, którzy zamierzali pójść na współpracę z wrogiem.

W SHAEF (Naczelne Dowództwo Sojuszniczych Sił Ekspedycyjnych) poczynania Werwolfu bardzo niepokoiły sztabowców - stanowiły wielką niewiadomą w strategicznych działaniach wojennych. Nawet po oblężeniu Berlina przez Rosjan, kiedy jasne już było, iż za kilka dni nastąpi koniec wojny, generał Omar Bradley uważał, że werwolfowcy mogą skupić się w Reducie Narodowej położonej w Alpach Bawarskich, czyli w Alpenfestung - Twierdzy Alpejskiej, jak nazywali ją hitlerowcy - żeby bronić się tam do ostatka.

Generał Dwight D. Eisenhower tak pisze w swojej Krucjacie w Europie:

(...) Równie ważne było zdobycie tak zwanej Reduty Narodowej i jej zniszczenie. Od wielu tygodni otrzymywaliśmy meldunki, że hitlerowcy zamierzają wycofać elitę SS, gestapo i innych fanatycznie oddanych Hitlerowi organizacji w góry południowej Bawarii, zachodniej Austrii i północnych Wioch. Chcieli zablokować kręte przejścia górskie i tam stawić czoło aliantom.

Dalej Eisenhower opisuje jedną z organizacji, która - jak się tego obawiał - miałaby stanowić część załogi Reduty:

Celem tej organizacji, składającej się z wiernych wyznawców Hitlera, było szerzenie terroru w całym kraju. Miała wchłonąć chłopców, dziewczęta i ludzi dorosłych wszystkich regionów dla utrudnienia okupacji.

Wiarygodność podanych wyżej informacji potwierdziło w swoich pracach wielu historyków o międzynarodowej renomie.

Wśród nich są takie nazwiska jak H. R. Trevor-Roper i Glenn B. Infield, Gerhard Boldt i Simon Wiesenthal, wreszcie Cornelius Ryan i Charles Whiting, który w książce Hitler 's Werwolves podaje szczegółowy opis operacji „Karnawał”, zakończonej zamordowaniem burmistrza Akwizgranu.

Niniejsza książka znajduje wierne oparcie w faktach, a powieściowa forma została wybrana z przyczyn dramaturgicznych: autorowi chodziło o możliwość zaprezentowania obu stron konfliktu: Amerykanów i Niemców. Osnową zdarzeń jest sprawa, którą zajmował się autor, gdy pełnił służbę jako agent kontrwywiadu w 212 oddziale CIC (Counter-Intelligence Corps - Korpus Kontrwywiadu) XII Korpusu, członek zespołu śledczego Wojskowych Służb Wywiadowczych 425-G. Z powodu specyfiki obowiązków agenta CIC jego stopień wojskowy pozostawał tajny: nie nosił żadnych dystynkcji na mundurze, z wyjątkiem oznaki oficera Armii Stanów Zjednoczonych na kołnierzyku - bez względu na to, czy był oficerem, czy nie. Ilekroć ktoś pytał agenta o jego stopień, otrzymywał odpowiedź: „mój stopień jest tajny, ale w tej chwili nikt z tu obecnych nie przewyższa mnie stopniem”. Jedynie generałowie mieli prawo do pełnej odpowiedzi.

Operacja Werwolf” zawiera dokładny opis wykrycia oraz likwidacji podziemnego dowództwa Werwolfu, Sonderkampfgruppe Paul. Akcja książki rozpoczyna się 28 kwietnia 1945 roku, jedenaście dni przed zakończeniem wojny. Jest godzina 11.00. Werwolfowcy znajdują się na swoich pozycjach i są gotowi do podjęcia działań. Niczym jadowity wąż, którego postać nakazał im przyjąć Reichsführer SS Heinrich Himmler, ukąszą każdego, kto ich zaatakuje.

Ib Melchior

luty 1991

Część I

12-17 kwietnia 1945

12 kwietnia 1945

Neustadt

Godzina 9.17

Erik spojrzał na powalonego na podłogę, wspartego plecami o ścianę Niemca. Przed chwilą uderzył go z całej siły w twarz.

Niemiec sprawiał wrażenie porażonego: jego szeroko otwarte oczy wyrażały jednocześnie zaskoczenie, niedowierzanie - i strach.

Erik Larsen rozpoznawał nieomylnie ów strach. Podszedł do leżącego i spojrzał na niego z góry. Nieoczekiwanie zaswędziała go prawa dłoń. Doznał dziwnego uczucia, że na skórze odcisnął mu się szczeciniasty zarost Niemca. Z trudem zwalczył pokusę roztarcia tego miejsca. Być może będzie potrzebny kolejny cios...

Niemiec wyglądał, jakby chciał się wtopić w brudną ścianę bawarskiej Bauernstube. Wpatrywał się nieufnie w Erika. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie obaj w oczy.

Erik poczuł skurcz w krtani. Z wysiłkiem przybrał nieugięty wyraz twarzy. Nie mógł dopuścić do tego, żeby Niemiec wyczuł jego wątpliwości. Na ułamek sekundy ogarnęły go złość i zawód. Do diabła, chcąc nie chcąc człowiek musiał polegać jedynie na własnym instynkcie. Nie było czasu na prawdziwe przesłuchania. Procedura przebiegała w każdym wypadku właściwie tak samo: grzęzło się w bagnie rutynowych pytań i wykrętnych odpowiedzi - oraz w przenikającym wszystko odorze strachu.

A teraz ten skurwiel na podłodze. Erik wiedział, że Niemiec jest jakiś niewyraźny. Ale jak, do jasnej cholery, można dojść do prawdy w ciągu kilku minut? Bo przecież tylko tyle czasu mógł przeznaczyć na każde badanie. Niemieccy uchodźcy już od dawna przekraczali całymi tabunami wschodnią linię frontu, usiłując desperacko ujść nadciągającej Armii Czerwonej. Kim byli? Wielu z nich na pewno miało uzasadnione powody, by unikać spotkania z Rosjanami. Zadaniem CIC, którego agentem był Larsen, było sprawdzenie tych ludzi przed zezwoleniem im na marsz w głąb Niemiec.

Anton Gerhardt był jednym z nich. Wjechał do małego bawarskiego miasteczka Neustadt niewielkim citroenem wyładowanym aż po dach sprzętem gospodarczym, jakimiś pudłami i walizkami. Bez sprzeciwu pozwolił się zatrzymać, po czym posłusznie wysiadł z samochodu i dołączył do kolejki uciekinierów oczekujących na przesłuchanie. Żandarmi odprowadzili citroena na pobocze i zaczęli przeszukiwać stertę klamotów, Gerhardta zaś doprowadzono do Erika Larsena.

Po kilku wstępnych pytaniach Erik miał już pewność.

Gerhardt przekroczył niedawno pięćdziesiątkę. Miał przy sobie jedynie nieważną kenkartę, w której figurował jako niższy urzędnik pocztowy w Budweis, miasteczku w sudeckim obszarze Czech. Nic szczególnego. Gdyby przedstawił pełniejszy zestaw papierów, byłby jednym z tysięcy i potraktowano by go jak wszystkich innych. Jednak w tym człowieku było coś innego. Przejawiał zbytnią pewność siebie, zachowywał się niemal profesjonalnie, brakowało mu też właściwej innym uciekinierom służalczości.

Erik miał nieomylne przeczucie, tak jak miałby je każdy, kto przesłuchał setki podejrzanych. Takie przeczucie trudno było racjonalnie uzasadnić - ale rzadko się nie sprawdzało.

Gerhardt nie był żadnym drobnym urzędnikiem.

Takich urzędników było wielu w hitlerowskich Niemczech. W rozmowach z petentami przejawiali arogancję i wyniosłość, natomiast przed władzą płaszczyli się i popisywali służalczością. Erik poznał ich dobrze podczas podróży po przedwojennych Niemczech, lecz stereotyp, jaki zachował w pamięci, nie pasował do postaci Antona Gerhardta.

Wypytywanie nie przyniosło spodziewanego efektu. Niemiec trzymał się swojej wersji. W Budweis zrobiło się gorąco. Zagrożenie rosyjską okupacją wywołało panikę wśród Niemców. Służby pocztowe przestały normalnie działać, zanikła wszelka dyscyplina, toteż Gerhardt doszedł do wniosku, iż najlepiej byłoby powrócić do ojczyzny. Wydawał się bardzo pewny siebie, a Erik nijak nie mógł udowodnić mu kłamstwa.

Drażnił go bezczelny uśmieszek, który nie schodził z twarzy szkopa. Przypatrywał mu się badawczo.

-              Nie wierzę w wasze opowieści - oświadczył. Jego niemczyzna była bez zarzutu. Gerhardt wzruszył ramionami.

-              Mówię prawdę.

-              To bzdury, a nie prawda.

Niemiec nic nie odpowiedział. Erik mierzył go beznamiętnym spojrzeniem. Po chwili odezwał się rzeczowym tonem:

-              Zdajecie sobie oczywiście sprawę z tego, że jeśli nie powiecie mi prawdy, ktoś inny ją z was wyciągnie, ktoś, kto będzie miał więcej czasu niż ja.

Niemiec uśmiechnął się blado.

-              Grozi mi pan? Przemoc fizyczna? - w jego głosie zabrzmiało lekkie szyderstwo. - Proszę mi wybaczyć, ale teraz to ja panu nie wierzę. Wiem, że amerykańscy oficerowie są zbyt cywilizowani, żeby uciekać się do takiego... do takiego rosyjskiego barbarzyństwa. Poza tym ja naprawdę nie kłamię.

Erik już wiedział, jak ma postąpić.

Wstał z krzesła i zbliżył się do Niemca stojącego naprzeciw biurka. Powoli, z namysłem obszedł go dookoła.

-              Więc jesteście przekonani, że nie użyjemy wobec was przemocy? - rzucił obojętnie.

-              Ależ oczywiście. Nigdy nie dawałem wiary propagandowym bredniom doktora Goebbelsa. To dla bardziej łatwowiernych.

-              A wy naturalnie nie jesteście łatwowierni?

-              Nie.

-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin