Jaquelyn Frank - Pij ze mnie - rozdział 1.pdf

(372 KB) Pobierz
Microsoft Word - Jaquelyn Frank - Pij ze mnie
Okładkę przerobiła Revaya
439514468.001.png
Pij
ze
mnie
Jaquelyn Frank
Drink of Me”
Tłumaczenie: Mikka
Beta: agusia.666
MYSTIQUE
Przesunęła się tak, że siedziała wyżej na jego udach, jej nos znalazł się na
jednym poziomie z jego, gdy spojrzała mu głęboko w oczy. Tak głęboko, że
czuł się jakby to on był kompletnie nagi, nie ona. Czuł ciepłą kaskadę jej
oddechu na swoich ustach, opływającego jego twarz i szczękę. Była w tym
intymność, która sprawiła, że chciał się poddać jej prośbie. Pan wiedział, że
chciał jej ust pod swoimi niemal od początku.
- Więc dlaczego? – zapytała. – Dlaczego bycie Sánge robi taką różnicę? Albo
dlaczego myślisz, że robi różnicę? – poprawiła się po chwili.
- Bo nie ma na tym świcie rasy, która nie pogardza Sánge, kébé. A ty równie
dobrze możesz należeć do jednej z nich.
- Sama podejmuję decyzje – powiedziała, odrzucając własnych ludzi ze
wzruszeniem ramion.
- Nie masz pojęcia, jakie są twoje decyzje – warknął z powstrzymywaną
furią. – Nie wiesz, kim jesteś. Czym jesteś. Komu jesteś poślubiona? Czyją
jesteś matką, kébé? Panie i Pani, Mystique, nie zastanawiasz się, kto za tobą
tęskni? Musi ktoś być. Piękna, potężna i intrygującą kobieta jak ty nie jest
ignorowana, niezauważona czy niekochana!
- Cóż, tobie na pewno świetnie to wychodzi! – Odgryzła się.
Rozdział 1
Smutek.
Bił na niego jak nieustający bęben, pulsując przez jego umysł i wibrując w
jego duszy, aż czuł jak palił jego ciało jakby był jego własny. Zdumiony
intensywnością napaści, Reule właściwie zawahał się przez kilka chwil,
rozpraszając się w najbardziej nieodpowiedniej chwili. Czuł czystość
niszczącej emocji drżącą w nim. Zbyt czystą i zbyt rozpraszającą, szybko
zrozumiał Reule, gdy wzniósł dobrze wypraktykowaną i potężną mentalną
barykadę, blokując większość dzikiej rozpaczy, która rozpraszała jego
skupienie.
Było to beztroskie z jego strony pozwolić na taka intruzję w tak krytycznym
momencie.
Linie niezadowolenia pojawiły się na jego czole i wokół ust. Źródło tej
niepokojącej napaści było tajemnicą. Kusiło go. Ale o to, zrozumiał, mogło
chodzić. To mogła być celowa przynęta.
Reule natychmiast odrzucił ten pomysł, pewny, że może odróżnić pozór i
szczerość. Choć nigdy nie czuł tak przejmującego smutku, było to brutalnie
szczere. Odrzucając go by się skupić na swoimi celu w tej chwili, uniósł głowę
i poszukał zapachu innych, rozróżniając ich pozycje, gdy minimalizowali
mentalną komunikację. Ich ofiara wyczuje ich zbliżenie, jeśli odbiorą moc
myśli krążących na telepatycznych kanałach pogoni.
Reule rozróżnił tożsamości i lokalizacje innych samców Watahy. Rye, na
północ wzdłuż kamiennej ściany w krzakach. Darcio, o kilka jardów z tyłu
niego, nisko przy pniu szerokiego i starożytnego dębu. Delano, oczywiście,
przed nimi, poruszający się wzdłuż obwodu wrogiego terytorium, na które
chcieli wejść.
Reule skupił się na domu głęboko w ciemności, koncentrując się aż jego
wzrok przebił zasłonę ceglanych ścian, odbierając zielono-białe kleksy ruchu,
które wskazywały życie w jednej lub innej formie. Łatwo było rozróżnić ich
cel, usadzony w centrum i otoczony przez innych jak pszczoły krążące wokół
cennej królowej. Cała aktywność miała miejsce na drugim piętrze.
Reule zwrócił uwagę na Delano, patrząc na gładką prędkość jakiej samiec
używał by przełamać linię własności. Jednomyślnie, reszta Watahy ruszyła
naprzód, ich zmysły były ostro dostosowane do rytmu, którego wymagał
sukces. Mógł zamknąć oczy i ciągle wiedziałby, że Rye odskoczył od
kamiennej ściany z łatwością, a Darcio utrzymywał krok idealnie dopasowany
do kroku Reule, gdy ruszył.
Każdy członek Watahy zbliżył się do struktury z ostrożnością. Reule
przysiadł nisko na piętach, ostro skupiony i stał się nieruchomy i niewidzialny
jak cień. Jego nieruchomość była idealnie dopasowana czasowo. Jego cel
przeszedł przez pobliskie drzwi, tak blisko, że niemal potknął się o Reule’a.
gdy niefortunnie przeszedł przed nim, Reule uderzył z szybkością kobry. Jego
kły osiągnęły pełną, wspaniałą długość gdy zaatakował, ale nie spróbuje tego
odrażającego stworzenia. Kontrolował ten impuls, oszczędzając sobie
niesmaku takiego doświadczenia.
Zamiast tego, jego wydłużone pazury uderzyły. Reule chwycił ofiarę ponad
ustami, szarpnął jego głowę do tyłu i przebijając ramię ostrymi jak igły
pazurami przez koszulę, wełniana tkanina nie dawała żadnej osłony. Mięście
Reule się napięły, gdy jego ofiara szarpała się i wałczyła, ale obaj wiedzieli, że
to wysiłek skazany na porażkę. Gdy paraliżujące czubki jego pazurów
przebiły skórę była to tylko kwestia czasu. Jednak wciąż, Reule trzymał go,
uciszając aż narkotyk zadziałał, używając mentalnej siły by dławić go, by nie
podniósł alarmu. Gdy samiec w końcu stał się martwą wagą w jego uścisku,
puścił go. Ciało wroga opadło na ziemię jak worek kamieni, z chorobliwym
łomotem gdy kości uderzyły o ziemię.
Reule kopnął go na bok z pogardą. Toksyna go nie zabije, ale jeśli Reule nie
spodoba się to co znajdzie w środku, wróci skończyć robotę.
Wyprostował się i ruszył ku drzwiom. Był czujny na innych maruderów gdy
szukał wymownego ciepła i ruchu. Wszyscy byli na piętrze w centralnym
pokoju i teraz Reule rozumiał dlaczego. Słyszał śmiech, doping i szyderstwa i
nagle zrozumiał dlaczego niewystarczające straże pilnowały tego miejsca.
Warknął nisko z pogardą i dźwięk odbił się echem od jego Cienia, Darcio. Inni
nie odpowiedzieli, ale czuli wściekłość Reule’a, a on czuł ich podobne emocje.
A to ponownie otworzyło go na smutek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin