Mead Richelle - Melancholia sukuba 05 - Cienie sukuba.pdf

(985 KB) Pobierz
Richelle MEAD
RICHELLE MEAD
CIENIE SUKUBA
Przekład Joanna Lipińska
Rozdział 1
Byłam pijana.
Nie wiedziałam, kiedy się upiłam, ale najprawdopodobniej wtedy, kiedy mój
przyjaciel Doug założył się ze mną, że nie dam rady wypić trzech drinków z wódką szybciej
od niego. Obiecał, że jeśli przegra, weźmie moją zmianę w weekend, natomiast gdyby
wygrał, ja miałam przez tydzień pilnować dostaw do księgarni.
Kiedy skończyliśmy, nic nie wskazywało na to, żebym w ten weekend pracowała.
- Jak udało ci się z nim wygrać? - zdziwił się mój przyjaciel Hugh. - Jest dwa razy
większy od ciebie. Poprzez tłum wypełniający moje mieszkanie spojrzałam w stronę
zamkniętych drzwi do łazienki.
- Miał w tym tygodniu grypę żołądkową. Zdaje się, że grypa i wódka to niezbyt dobre
połączenie. Hugh uniósł brew.
- Kto przy zdrowych zmysłach założyłby się o coś takiego po tym, jak miał grypę
żołądkową? Wzruszyłam ramionami.
- Doug.
Licząc na to, że Dougowi nic się nie stanie, przyjrzałam się innym uczestnikom
przyjęcia, tak jak królowa z zadowoleniem ogląda swoje włości. Przeprowadziłam się tu w
lipcu i od dawna zbierałam się do zorganizowania parapetówki. Kiedy w końcu nadeszło
Halloween, uznałam, że połączenie go z parapetówką będzie doskonałym rozwiązaniem. W
związku z tym moi goście byli przebrani w najróżniejsze kostiumy, poczynając od
wypracowanych strojów z epoki renesansu, po leniów ograniczających się do włożenia
spiczastego kapelusza.
A ja byłam przebrana za Sierotkę Marysię - a w każdym razie byłabym, gdyby
Sierotka była striptizerką i/albo bezwstydną ladacznicą. Moja falbaniasta niebieska
spódniczka kończyła się tuż powyżej połowy uda, a biała bluzka z bulkami miała tak głęboki
dekolt, że musiałam uważać, gdy się schylałam. Ukoronowaniem stroju, i to w dosłownym
znaczeniu tego słowa, była burza lnianoblond włosów uczesanych w dwa kucyki związane
błękitną wstążką. Wyglądały doskonale, zupełnie jak prawdziwe, bo... no cóż, były
prawdziwe.
Umiejętność zmiany postaci zawsze się przydawała w pracy sukuba, a na Halloween
była po prostu na wagę złota. Zawsze miałam najlepsze kostiumy, bo po prostu mogłam
przybrać postać, jaką chciałam. Oczywiście musiałam się trochę ograniczać. Zbyt wiele
zmian mogłoby wzbudzić podejrzenia u ludzi, wśród których się obracałam. Ale inny kolor
włosów i inna fryzura nikogo nie dziwi. O tak, umiejętność zmiany wyglądu była bardzo
praktyczna.
Ktoś dotknął mojego łokcia. Odwróciłam się i na widok Romana, mojego
socjopatycznego współlokatora, moje zadowolenie z siebie trochę osłabło.
- Zdaje się, że ktoś się pochorował w łazience - stwierdził. Roman był nefilimem, pół
człowiekiem, pół aniołem, o miękkich czarnych włosach i zielonych jak morze oczach.
Gdyby nie to, że czasami popadał w szał mordowania nieśmiertelnych, a ja znajdowałam się
na jego liście „do odstrzału”, byłby niezłą partią.
- Tak - odpowiedziałam. - To Doug. Przegrał zakład o picie wódki. Roman się
skrzywił. Miał diabelskie rogi i czerwoną pelerynę. Załapałam ironię.
- Mam nadzieję, że nie chybi. Nie chciałbym tego czyścić.
- Co? To sprzątanie też cię nie obowiązuje? - zapytał Hugh. Dowiedział się ostatnio,
że Roman nie płaci czynszu, bo „szuka pracy”. - Nie powinieneś tu trochę pomagać?
Roman rzucił Hugh ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie mieszaj się w to, Roosevelcie.
- Jestem Calvinem Coolidge'em, trzydziestym prezydentem Stanów Zjednoczonych! -
wykrzyknął obrażony Hugh. - Podczas inauguracji miał na sobie taki sam surdut.
Westchnęłam.
- Hugh, nikt już tego nie pamięta. - To była jedna z wad nieśmiertelności. Wraz z
upływem czasu nasze wspomnienia stawały się przestarzałe. Hugh, diablik, który skupował
dusze dla piekła, był znacznie młodszy niż ja czy Roman, ale i tak był o wiele starszy niż
którykolwiek z obecnych na przyjęciu ludzi.
Zignorowałam dysputę panów i poszłam porozmawiać z gośćmi. Kilkoro kolegów z
księgarni, w której pracowałam z Dougiem, stało przy wazie z ponczem, więc zatrzymałam
się przy nich na chwilę. Natychmiast zasypali mnie komplementami.
- Masz niesamowite włosy!
- Ufarbowałaś je?
- W ogóle nie wyglądają na perukę! Zapewniłam ich, że to bardzo dobra peruka i
odwzajemniłam się komplementami. Ale jedną osobę skwitowałam tylko smutnym
kiwnięciem głową. Masz więcej inwencji twórczej niż wszyscy tutaj razem wzięci i tylko na
tyle cię stać? - zapytałam.
Seth Mortensen, autor bestsellerów, odwrócił się do mnie z jednym z tych swoich
charakterystycznych, lekko skrzywionych uśmiechów. Mimo że od wódki kręciło mi się w
głowie, to ten uśmiech sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej jak zawsze.
Chodziliśmy kiedyś ze sobą, a Seth odkrył przede mną głębię miłości, jakiej nigdy
sobie nawet nie wyobrażałam.
Bycie sukubem oznaczało między innymi to, że przez wieczność miałam uwodzić
mężczyzn i kraść ich energię życiową, więc prawdziwy związek wydawał mi się niemożliwy.
I tak też ostatecznie było. Seth i ja zerwaliśmy ze sobą, dwa razy, i mimo że zazwyczaj
godziłam się z tym, iż on sobie z tym jakoś poradził i żył dalej, wiedziałam, że będę go
kochać zawsze. Jak dla mnie „na zawsze” oznaczało naprawdę coś poważnego.
- Nie mogę jej marnować na przebieranki - odpowiedział. Jego bursztynowobrązowe
oczy spojrzały na mnie czule. Nie wiedziałam, czy nadal mnie kocha. Wiedziałam tylko, że
zależy mu na mnie jak na przyjaciółce. I starałam się sprawiać takie samo wrażenie. -
Inwencję twórczą muszę oszczędzać na następną książkę.
- Marne wytłumaczenie - parsknęłam. Seth włożył koszulkę z Freddym Kruegerem, co
można by uznać za znośne przebranie, gdyby nie to, że podejrzewałam, iż miał ją na długo
przed tym Halloween.
Seth pokręcił głową.
- I tak nikogo nie obchodzi, w co przebiorą się na Halloween faceci. Liczą się tylko
kobiety. Rozejrzyj się. Tak zrobiłam i uświadomiłam sobie, że ma rację. To kobiety miały
wymyślne, seksowne stroje. Poza kilkoma wyjątkami mężczyźni zdecydowanie ustępowali im
pola.
- Peter się przebrał - zauważyłam. Seth podążył za moim wzrokiem i spojrzał na
jednego z moich nieśmiertelnych przyjaciół. Peter był wampirem, szalenie drobiazgowym i
obsesyjno-kompulsywnym. Był ubrany w strój z przedrewolucyjnej Francji, włącznie z
frakiem w wytłaczane wzory i upudrowaną peruką kryjącą jego cienkie brązowe włoski.
- Peter się nie liczy - stwierdził Seth. Przypomniawszy sobie, jak w zeszłym tygodniu
Peter pracowicie odrysowywał łabądki na listwach przypodłogowych w łazience, nie mogłam
się nie zgodzić.
- No racja.
- A za kogo przebrał się Hugh? Jimmy'ego Cartera?
- Calvina Coolidge'a.
- Skąd wiesz? Nie musiałam odpowiadać, ponieważ pojawiła się narzeczona Setha i
jedna z moich najbliższych przyjaciółek, Madzie Sato.
Była przebrana za wróżkę. Miała nawet skrzydełka i zwiewną suknię, której daleko
było do zdzirowatości mojego stroju. W czarne, upięte w kok włosy wplotła sztuczne kwiaty.
Do tego, że jest z Sethem, też się już mniej więcej przyzwyczaiłam, ale byłam pewna, że
zawsze będzie mnie to trochę drażniło. Maddie nie wiedziała, że kiedyś się spotykaliśmy i nie
miała pojęcia, jakie odczucia budził we mnie ich związek.
Spodziewałam się, że weźmie Setha pod ramię, ale to mnie złapała i odciągnęła na
bok. Zachwiałam się odrobinę. Zazwyczaj dziesięciocentymetrowe szpilki nie stanowiły dla
mnie problemu, ale wódka trochę komplikowała sprawę.
- Georgino! - wykrzyknęła, gdy odsunęłyśmy się wystarczająco od Setha. - Potrzebuję
twojej pomocy. Wyciągnęła z torebki dwie kartki wyrwane z kolorowych pism.
- W czy... och. - Żołądek podszedł mi do gardła i mało brakowało, a dołączyłabym do
Douga w łazience. To były zdjęcia sukien ślubnych.
- Prawie się zdecydowałam - wyjaśniła. - Co myślisz o tych? Przyznanie, nawet z
trudem, że mężczyzna, którego kocham, żeni się z jedną z moich najlepszych przyjaciółek, to
jedno, ale pomoc przy organizowaniu ich ślubu to już zupełnie co innego. Z trudem
przełknęłam ślinę.
- Och, Maddie. To nie moja para kaloszy. Spojrzała na mnie rozszerzonymi ze
zdziwienia oczami.
- Żartujesz? To ty mnie nauczyłaś, jak należy się ubierać! Najwyraźniej nie wzięła
sobie do serca moich rad. Te suknie co prawda doskonale prezentowały się na
anorektycznych modelkach, ale na Maddie wyglądałyby fatalnie.
- No nie wiem... - Nie zabrzmiało to przekonująco i odwróciłam wzrok. Te suknie
nasuwały na myśl obraz Maddie i Setha idących do ołtarza.
- Oj przestań - nalegała. - Wiem, że masz wyrobione zdanie na ten temat.
Miałam. I to złe. I szczerze mówiąc, gdybym była dobrym sługą piekieł,
powiedziałabym, że w obu wyglądałaby doskonale. Albo wskazałabym najgorszą. To nie
moja sprawa, co zamierzała włożyć. I może gdyby pojawiła się na ślubie w czymś
koszmarnym, to Seth uświadomiłby sobie, co stracił, kiedy się rozstaliśmy. Ale mimo to...
Nie mogłam. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, nie mogłam Maddie na to pozwolić. Była
dobrą przyjaciółką, nigdy nie podejrzewała, że coś zaszło między mną a Sethem ani przed ich
związkiem, ani w trakcie. I mimo że małostkowa, egoistyczna część mnie tego chciała, nie
mogłam jej pozwolić iść na ślub w nieodpowiedniej sukni.
- Żadna z nich nie jest dobra - wydusiłam w końcu. - W tej bezie będziesz wyglądała
na niską. A kwiaty na dekolcie tamtej będą cię pogrubiały.
- Serio? - zapytała zaskoczona. - Nigdy... - Przyjrzała się zdjęciom i uśmiech zniknął
jej z twarzy. - Cholera. A już myślałam, że wreszcie mam to opanowane.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin