Ksiądz, który był na Sądzie Bożym.pdf

(87 KB) Pobierz
682719080 UNPDF
Sąd Boga miłosiernego: Prawdziwa historia księdza
Ksiądz Steven Scheier
18 października 1985 r. jest dniem, który będę pamiętał do końca moich dni. Byłem w tym czasie księdzem
diecezjalnym w diecezji Wichita i mieszkałem w małym miasteczku o nazwie Fredonia, w południowym Kansas.
Byłem proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tego dnia zdecydowałem się pojechać do Wichita,
Kansas, około 86 mil, aby poradzić się co do pewnego problemu, w parafii moich współbraci księży. Tego dnia ani
wieczora nie byłem z nikim umówiony, a wyjazd do Wichita miałby być pierwszym od chwili mojego pobytu we
Fredonii.
Wypadek
Do Wichita miałem podróżować autostradą stanową, zwaną Highway 96. Autostrada to nie miała poboczy, było
bardzo pagórkowata i przebiegała przez Wzgórza Flint (Flint Hills). Mijało się tu wiele wielkich ciężarówek, tirów oraz
mniejszych samochodów ciężarowych. Mówiąc oględnie autostrada była niebezpieczna. Pamiętam jak wracałem
późnym popołudniem z Wichita; i to było ostatnią rzeczą, którą pamiętam. Miałem wypadek – zderzenie czołowe z
wielką ciężarówką z Hutchinson, Kansas. Były w niej trzy osoby. Dzięki Bogu nikt nie zginął w tym wypadku! W
rezultacie kolizji, wyrzuciło mnie z samochodu (wówczas nie miałem zapiętego pasa), po czym wylądowałem na ziemi
koło mojego samochodu.
W tym momencie doznałem wielkiego wstrząsu mózgu i skóra z prawej części głowy została zdarta z czaszki. To tyle,
co pamiętam i więcej już klarownie niczego nie pamiętam.
Nie ma nadziei na przeżycie
Za mną podróżowała tą samą autostradą pielęgniarka Mennonitów z Frontenac, Kansas, która się zatrzymała i
została przy mnie, dopóki nie przybył ambulans i nie zabrał mnie. Dzięki jej rozeznaniu stwierdzono, że mam złamaną
szyję. Ona poinformowała kierowców ambulansu, żeby postępowali ze mną odpowiednio według jej rozeznania.
Gdyby moja szyja uległa przekręceniu w którąś stronę na miejscu wypadku, umarłbym na skutek uduszenia.
Dowiedziałem się potem, że cierpiałem na złamanie kręgu szyjnego C2, co określa się jako „złamanie powieszonego”.
Ambulans zabrał mnie do pobliskiego miasteczka, zwanego Eureka, które ma mały szpital. Dyżurny doktor przyszył
mi oderwaną skórę i gdy się zorientował, że nic więcej nie może już zrobić, zawezwał helikopter medyczny ze szpitala
Wesley w Wichita, Kansas, żeby mnie zabrał. Po wystartowaniu helikoptera z Eureki, doktor powiedział do swojej
siostry, która była pielęgniarką, że nie spodziewa się, żebym przetrzymał podróż między Euroką a Wichita, co nie było
dużą odległością. Po przybyciu do Wichita, helikopter wylądował na dachu szpitala Weley i zabrano mnie do Centrum
operacyjnego. Udzielono mi tam pomocy i następnie umieszczono w głównej części szpitala na Wydziale Intensywnej
Terapii.
Byłem kilka przecznic od mojego domu w Wichita, więc moja mama, która jeszcze żyła w tym czasie, przyszła do
mnie do szpitala tego wieczora i została ze mną. Zostałem skierowany do neurochirurga, pracującego w szpitalu,
który miał swoją praktykę prywatną w Wichita; i on leczył mnie stosownie do urazów, których doznałem.
Nie było potrzeby operacji połączenia (fuzji); zostałem położony na wyciągu i umieszczono mnie w czymś co określa
się technicznym terminem “halo” – szyjno-piersiowy przyrząd ortopedyczny. To urządzenie ortopedyczne jest
używane w wielu urazach szyjnych. „Halo” obejmował moją głowę przy pomocy czterech śrub (dwie z przodu i dwie z
1
tyłu), wkręconych w moją czaszkę, tak, żebym nie mógł nachylić, lub ruszyć moją szyją w żadną stronę. To urządzenie
było przymocowane do „kamizelki”, której także nie można było ruszyć. Te dwa urządzenia miałem na sobie przez
okres prawie ośmiu miesięcy. Pamiętam jednego razu, podczas wizyty lekarzy w szpitalu, jedna śruba wydostała się z
głowy. Nigdy przedtem ani potem nie czułem takiego bólu. Widocznie razem z tym ortopedycznym urządzeniem
znajdowałem się na wyciągu, żeby kości mogły się połączyć i kontynuować proces zdrowienia.
Nie pamiętam tej procedury. Doktorzy powiedzieli, że skoro przeżyłem wypadek, spodziewali się, że będę leżał na
plecach patrząc w sufit, sparaliżowany od szyi w dół do końca mojego życia. Widocznie Pan Bóg miał inne plany!
Modlitwa wiernych
Wieczorem tego dnia, kiedy był wypadek, do szpitala zadzwonił ktoś z parafii Najświętszego Serca we Fredoni z
pytaniem do pielęgniarki na moim piętrze, o moją kondycję. Osoba otrzymała odpowiedz od pielęgniarki na dyżurze,
że lekarze dają 15 procent na przeżycie. Sprawa wyglądała poważnie. Później się dowiedziałem, że tego wieczoru, po
wypadku, drzwi kościoła Najświętszego Serca otworzono, żeby ludzie mogli się za mnie modlić. Inny kościół
chrześcijański i kościół Metodystów we Fredoni także otworzyły swoje drzwi, żeby ludzie mogli się za mnie modlić.
Pastor z kościoła Zjednoczeni w Bogu (Assembly of God) powiedział mi później, że modlił się za mnie całą noc. Także
Mennonici modlili się za mnie. Tak więc miałem duże modlitewne wsparcie. Później usłyszałem, że moja parafia
odmawiała Różaniec św. dwa razy dziennie: raz rano i potem znowu wieczorem. Pod koniec mojej kuracji w szpitalu
mój neurochirurg skierował mnie do Kliniki Psychologicznej na terapię zwaną Syndromem Wstrząsu Mózgu
(Concussive Head Syndrome). Byłem wdzięczny za tę niezbędną terapię. Nie mogłem znieść większych
emocjonalnych urazów a nawet jakichkolwiek bardzo słabych dźwięków. Dobrze było mówić o tym z osobą, która,
miało się wrażenie, że rozumie przez co przechodziłem i czego potrzebowałem. 2 grudnia 1985 r. wypisano mnie ze
szpitala i poszedłem do domu, gdzie próbowałem odzyskać zdrowie, jak mogłem najlepiej, przy mojej manie i
młodszym bracie, który mieszkał niedaleko w Wichita. Drugi mój brat, odbywający służbę w Marynarce Wojennej, był
akurat na przepustce, więc był w domu dzień i noc – na moje szczęście. Mój doktor poinformował mnie, że zdrowieję
w rekordowym tempie po moim wypadku i że w swoim sprawozdaniu nie może użyć słowa „cud”, ale że każdy kto je
będzie czytał wyciągnie sam taki wniosek.
Mój biskup diecezji Wichita, pozostawił miejsce stałego proboszcza we Fredonii wolne. Wysłano tam księdza na
sprawowanie liturgii w weekendy, tam i w Neodesha, dopóki w pełnie nie wyzdrowieję. W maju 1986 r. zostałem z
powrotem skierowany do parafii we Fredonii. Pamiętam, że musiałem załatwić kupno innego samochodu i następnie
udać się w podróż powrotną do mojej parafii tą samą autostradą. Cieszę się, że musiałem to wykonać, choć
pamiętam, że było to bardzo trudne doświadczenie w tamtym czasie. Jechałem już przedtem do parafii w kwietniu
tego roku na Pierwszą Komunię Św. Wziął mnie ze sobą inny ksiądz z diecezji w ten weekend, na to szczególne
wydarzenie. Bardzo dobrze potraktowano mnie po moim powrocie w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, a
także w miasteczku Fredonia. Parafianie z pośpiechem opowiadali mi o tym, jak się o mnie martwili i modlili o moje
zdrowie i mój powrót. Mieszkańcy Fredonii z Kansas, a szczególnie parafia Najświętszego Serca, są katolikami bojaźni
Bożej, którzy bardzo poważnie traktują swoją religię. Kiedy wróciłem, zauważyłem, że nie wymagają dużo ode mnie
ze względu na moją poprzednią kondycję. Bardzo to doceniałem i starałem się jak najlepiej służyć tej parafii, a także
parafii św. Ignacego w Neodesha. Pewnego dnia, niedługo po powrocie do parafii, odprawiałem Mszę św. poranną,
do czego byłem przyzwyczajony, kiedy wydarzyło się nadzwyczajne, nadprzyrodzone zjawisko. Miałem zamiar
przeczytać fragment Ewangelii na ten dzień, fragment, który słyszymy wiele razy w ciągu lat. Jest on z Ewangelii św.
Łukasza. Dokładnie Łukasz 13:6-9 i brzmi jak następuje: „I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien
człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł
2
więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję.
Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział:
„Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości
możesz je wyciąć”».” Kiedy czytałem ten fragment Ewangelii było to tak, jak gdybym przypomniał sobie fragment
rozmowy. Oprócz tego sama strona z Księgi Lekcji zaczęła świecić, powiększyła się i wyszła z Księgi w moim kierunku.
Musiałem skończyć Mszę tak normalnie, jak to było możliwe i kiedy skończyłem, poszedłem na plebanię, usiadłem w
moim fotelu przy czterech filiżankach kawy i próbowałem sobie przypomnieć, dlaczego właśnie ta nauka z Ewangelii
poruszyła tyle poprzednich wspomnień – wspomnień dotyczących czego?
Oświecenie
Nie trwało to zbyt długo, gdy wszystko zaczęło z powrotem do mnie wracać. Zaraz po wypadku – oto, co się
wydarzyło. Znalazłem się przed Tronem Sądu! Jezus Chrystus był Sędzią. Nie widziałem Go, tylko Go słyszałem. To co
miało miejsce, było natychmiastowe w stosunku do tego, co się rozumie jako „nasz czas”. Przeszedł On [Pan Jezus]
przez całe moje życie i obwinił mnie o grzechy popełnione i grzechy zaniechania z których się nie wyspowiadałem i w
związku z tym są nie przebaczonymi i nie odżałowanymi grzechami. Przy każdej winie mówiłem:
„Tak, Panie!” Planowałem, że kiedy to nastąpi, będę miał różne rodzaje tłumaczeń dla Pana Boga. Na przykład, „Otóż
Panie, Ty wiesz, ona była bardzo napastliwą kobietą i można było stracić przy niej łatwo cierpliwość za każdym
razem. Otóż, gdy się rozmawia z osobową prawdą nie ma żadnego tłumaczenia; wszystko co się mówi to: „Tak,
Panie!”
Matko – jest Twój
Pan Jezus kończąc sąd powiedział do mnie, „Twój wyrok to piekło!” Znowu przytaknąłem,
„Tak, Panie, wiem!” Był to jedyny logiczny wniosek, który mógł wyciągnąć. To nie było dla mnie szokiem! To było tak,
jak gdyby honorował mój wybór, moją decyzję. Ja wybrałem mój wyrok, a On po prostu godził się z moim wyborem.
Po tym jak to powiedział, usłyszałem głos kobiecy, „Synu, czy uratowałbyś jego życie i jego nieśmiertelną duszę?” Pan
odpowiedział, Matko, on był kapłanem przez 12 lat dla siebie, a nie dla mnie; niech cierpi karę na jaką zasłużył!”
W odpowiedzi Ona powiedziała, „Ale Synu, gdybyśmy tak udzielili mu specjalnych łask i siły i wtedy zobaczymy czy
zrodzi owoce. Jeżeli nie, niech Twoja wola się spełni!” Tu nastąpiła krótka przerwa i wtedy usłyszałem Jego
mówiącego, „Matko, jest Twój!” Należałem do niej podwójnie: naturalnie i nadprzyrodzenie teraz przez poprzednie
12 lat. Nie wierzę, że mógłbym istnieć bez Niej przez ten okres czasu, gdyby była nieobecna w moim życiu i moim
życiu duchowym.
Pan Jezus zwrócił moją uwagę
Wiele osób powie: „Ależ ojcze, ty musiałeś mieć specjalne nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny zanim to się
wydarzyło. Nic dziwnego, że się za tobą wstawiła.” Na to muszę odpowiedzieć: „Nie”!
3
To świadczy przeciwko mnie jako księdzu, ale muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o moją wiarę w anioły, świętych,
Najświętszą Marię Pannę – wierzę, tak – ale moim rozumem, intelektem, ale nie moim sercem, wiedzą serca.
Aniołowie i święci byli dla mnie postaciami wyobraźni.
Wierzyłem w nie, ale one nie były realne! Poprzez ten wypadek odkryłem, jakże są one realne!
Pan Bóg musiał złamać mi szyję, żeby przyciągnąć moją uwagę! Trzeba pamiętać dzień śmierci Pana Jezusa na
Kalwarii. Maryja, Jego matka i apostoł, którego miłował, Jan, byli pod krzyżem, kiedy Jezus patrząc na nich z góry z
miłością powiedział: „Kobieto, oto syn Twój! Synu, oto matka twoja!” To wtedy Jezus dał swojej matce nas
wszystkich, jej córki i synów jako Jej dzieci. Ona bierze to bardzo poważnie! Ona przyjdzie z pomocą każdemu i będzie
się wstawiała za niego lub nią, jak wstawiła się za mną; Nie byłem nikim specjalnym!
Od czasu wypadku nauczyłem się bardzo ważnej prawdy odnośnie Najświętszej Marii Panny, Boga Ojca, Syna i Ducha
Świętego. Cokolwiek Matka Najświętsza chce – Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty nie mogą powiedzieć Jej „Nie”!
Niemożliwe jest to Jej odmówić!
Jeszcze o innej sprawie nauczyłem się od czasu wypadku, o dwóch powodach dla których moje życie fizyczne i
duchowe zostało uratowane. Pierwszy powód to ten, że piekło istnieje, a po drugie, równie ważny jest fakt, że księża
też mogą dostać się do piekła! Wielu ludzi w dzisiejszych czasach odrzuca fakt, że Pan Bóg jest samą
sprawiedliwością.
Źle sadzą, że Pan Bóg jest miłością i że nie ukarze nikogo na wieczność. To jest kłamstwo! Wszyscy musimy
przestrzegać przykazań Bożych i korzystać z Sakramentu Pojednania, żeby nasze grzechy zostały nam przebaczone.
Jeżeli uważamy, że nie grzeszymy, to lepiej zróbmy bardziej szczegółową analizę naszego sumienia. Jedną z prawd,
której się nauczyłem z tego mojego doświadczenia jest fakt, że Pan Bóg nikogo nie wysyła do nieba lub piekła, my
dokonujemy wyboru, my podejmujemy tę decyzję; Pan po prostu honoruje i zatwierdza nasz wybór. Musimy wrócić
do rzeczywistości: to, że ksiądz ma białą koloratkę nie oznacza, że ma zagwarantowane niebo. Jest dokładnie
odwrotnie. Ksiądz będzie tak samo rozliczony (a może nawet bardziej) niż osoby świeckie z przestrzegania przykazań
Bożych i musi być rodzajem księdza, który został wyświęcony po to, żeby był dla ludzi i dla Jezusa Chrystusa.
Matka Boża mówiła wiele razy, żebyśmy się modlili o księży, a nie krytykowali. Obecnie, łatwiej niż kiedykolwiek, w
czasach w których żyjemy, krytykować księdza lub biskupa, o których wiemy, że zeszli z ortodoksyjnego szlaku.
Musimy pamiętać, że Matka Boża nakazała nam modlić się za nich!
Doświadczenie mnie odmieniło
Pytano mnie wiele razy: „Jak to doświadczenie mnie odmieniło? Nie jest możliwa kompletna odpowiedź na to
pytanie. Muszę powiedzieć, że jako ksiądz i proboszcz, byłem przez te lata pasterzem i proboszczem dla siebie. Ojciec
Steve Scheier był na pierwszym miejscu i jego dotyczyła największa troska. Nigdy nie „wpadłem w rolę” księdza jako
taką!
Nie byłem zbyt uduchowiony i moje życie modlitewne było praktycznie żadne. Oczywiście, wielu innych (parafian i
braci księży) wierzyło, że jest zupełnie odwrotnie. Nikomu nie ujawniałem tych aspektów problemu. Byłem bardzo
zdziwiony podczas mojego Sądu, że Jezus nie wziął pod uwagę ilości głosów dotyczących mojej popularności.
Był tylko On i ja, i On znał mnie lepiej niż tysiące innych ludzi. Zdałem sobie wtedy sprawę, że trzeba było tylko Jemu
sprawiać przyjemność, a moja troska sprawiania przyjemności (lub próby zadowolenia) dotyczyła niezliczonej liczby
4
innych, była kompletną stratą czasu i energii. Teraz p-r-ó-b-u-j-ę być lepszym księdzem niż poprzednio. Dziękuję Panu
Bogu i Jego świętej Matce nieustannie za danie mi jeszcze jednej szansy.
Próbuję skupić się na tylko jednej rzeczy, która się liczy i którą pewnie straciłbym na wieczność – na szansie dostania
się do nieba i bycia z Panem Bogiem, aniołami i świętymi na zawsze!
A teraz na wstępie moich dalszych uwag, chciałbym zwrócić się do tych, których owe uwagi dotyczą. Kocham was
jako moich braci i siostry w Chrystusie. To co powiem, nie znaczy, że też nie poniosłem winy za te czyny, intencje lub
zaniechania, raczej wskazuje to na błędy, które także obecnie są popełniane w Kościele Chrystusa przez duszpasterzy
i Jego naśladowców. Widzę wiele spraw, o których trzeba dzisiaj mówić i mogę w prawdzie powiedzieć, że
zawdzięczam moją ekspertyzę faktowi, że byłem sądzony przez Boga Wszechmogącego
i zostałem uratowany przez Jego Boże Miłosierdzie. To co następuje, to część druga i najważniejsza część mojego
doświadczenia, którą adresuję do kościoła katolickiego całego świata.
Waga spowiedzi
Pierwsza sprawa, która wymaga uwagi na całym świecie, to sprawa spowiedzi. Trzeba tylko zajść do Kościoła w
weekend, żeby zobaczyć upadek i załamanie się tego wspaniałego sakramentu, który został ustanowiony przez
samego Chrystusa.
Jezus ustanowił ten sakrament po swoim Zmartwychwstaniu, kiedy po raz pierwszy ukazał się Apostołom.
Pierwszymi słowami, które wypowiedział po wejściu przez zamknięte drzwi wieczernika były słowa: „Pokój wam!”
Poczym dodał: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam.” A to rzekłszy, tchnął na nich i powiedział im:
„Przyjmijcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone a komu zatrzymacie, są im zatrzymane”
(Jan 20:21-22). To dlatego spowiedź ma miejsce (czyli Sakrament Pojednania), i dlatego księża mają władzę
odpuszczania i zatrzymywania grzechów. Więc gdzie tkwi problem?
Problem jest w tym, że coraz mniej ludzi ma poczucie winy i w konsekwencji czują, że nie grzeszą. Jeżeli nie czuje się
żadnej winy – nie ma potrzeby iść do spowiedzi. Odczuwa się (w jego lub jej umyśle), że się nie grzeszyło. Więc skąd
się bierze w społeczeństwie to wyobrażenie? Winię za to w ogromnej części psychologów i psychiatrów, którzy
mówią ludziom (czasem nawet publicznie), że nie muszą czuć się winni co do tego, czy tamtego, powinni obwiniać
swoich rodziców za wychowanie w taki, a nie inny sposób, albo złożyć winy na okoliczności, które wpłynęły na
problem, z którym pacjent się boryka – zadanie, lub rozwiązanie, to kompletne wykorzenienie poczucia winy osoby.
To jeden z największych fenomenów, który wpłynął na upadek spowiedzi w dzisiejszych czasach. Innym powodem
tego upadku jest to, że „niektórzy” księża, może nawet w dobrej intencji mówią penitentowi, że on, czy ona nie musi
uczęszczać do spowiedzi „często”, a następnie, kiedy penitent wymienia grzech lub grzechy, spowiednik jest szybki w
stwierdzeniu, że to czy tamto nie jest grzeszne, ale jest rezultatem napięcia, niepokoju lub przemęczenia. W
konsekwencji penitent czuje, lub myśli, że większość jego, lub jej grzechów nie jest w ogóle grzechami, ale po prostu
ludzką słabością, wynikającą z jakiejś fizycznej nienormalności lub fenomenu.
Większość katolików pozbawionych jest wyboru co do spowiedników. Niektórzy idą do innej parafii, gdzie ksiądz jest
bardziej tradycyjny w podejściu do penitentów. Ale niektórzy czują, że nie powinni opuszczać granicy parafii, żeby
uzyskać pokój umysłu i sumienia, którego z taką determinacją poszukują. Rezultatem tych kontaktów jest utrata
poczucia, że w ogole spowiedź jest konieczna, dodatkowo czują, że spowiednik nie jest tak wyrozumiały i
współczujący jak zwykli być księża dawnej. Dzisiaj, jedną z wielkich niegodziwości kapłaństwa jest niekontrolowane
rozpasanie we wszystkich częściach Stanów Zjednoczonych, głoszenie przez księży swoich opinii dotyczących spraw
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin