Gould Judith - Najlepsze przyjdzie jutro(1).rtf

(714 KB) Pobierz

Judith Gould

 

Najlepsze przyjdzie jutro

(The best is yet to come)

 

Przełożyła Katarzyna Kasterka

 


Rozdział 1

 

Gdzie Richie? – spytał Lyon. Ściągnął bluzę i niedbale rzucił na krzesło.

– Zaraz po szkole poszedł z Jeffem Adlerem do kina – wyjaśniła Carolina. Wsunęła jedwabne kimono na szczupłe, nagie ciało i luźno ściągnęła w talii paskiem. W kącikach jej ust pojawił się tajemniczy uśmiech.

Na ten widok Lyon też uśmiechnął się szeroko, odsłaniając przy tym idealnie równe, białe zęby.

– Przekupiłaś go?

Szybko zdjął spodnie od dresu, zmiął w kłąb i rzucił na bluzę. Carolina wybuchnęła śmiechem.

– Nie musiałam. Kiedy byłeś na siłowni, Richie zadzwonił od Jeffa i spytał, czy może iść.

– To bardzo ładnie z jego strony, że podarował nam kilka chwil. – Odwrócił się i chwycił żonę w ramiona, po czym pochylił się i pocałował ją mocno w usta. – Jest nieodrodnym synem swojego ojca, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.

– Chcę nieskromnie zauważyć, że po matce też co nieco odziedziczył – wtrąciła Carolina.

Lyon skubnął wargami koniuszek jej ucha.

– Oczywiście – zgodził się od razu. – Ty też postąpiłaś bardzo roztropnie, biorąc sobie wolne popołudnie.

– Hm – mruknęła cicho i pogładziła jego wilgotne od potu plecy. Uwielbiała, jak ją obejmował i przyciskał do muskularnego ciała. – Jakże mogłabym puścić cię w świat bez właściwego pożegnania?

– Zaczynam się zastanawiać – rzucił przekornym tonem – czy rzeczywiście kierowałaś się roztropnością czy może tylko własnymi pragnieniami.

Carolina lekko, żartobliwie szturchnęła go pięścią.

– Och, ty!

– Lepiej miej się na baczności. – Chwycił ją za rękę i nie wypuszczał z uścisku.

– Nazywaj to sobie, jak chcesz, ale przed twoim wyjazdem chcę się jeszcze zabawić.

Uniósł jej dłoń do ust i czule ucałował.

– Zrobimy tak: wskoczę na moment pod prysznic, a potem będziemy mogli się zabawiać, ile tylko zechcemy.

Carolina skinęła głową.

– Doskonały pomysł – odrzekła, spoglądając mu głęboko w oczy.

– Zaraz wracam. – Klepnął ją lekko w pośladek i wypuścił z objęć.

– Tylko się pospiesz. Licznik bije.

Usiadła na łóżku, patrząc, jak mąż ściąga koszulkę i rzuca na stertę piętrzącą się już na krześle. Wciąż ma wspaniale ciało, pomyślała, gdy Lyon zniknął za drzwiami łazienki.

Oparła się o poduszki i uśmiechnęła na myśl o tym, co wkrótce miało nastąpić. Chwilę później usłyszała szum wody i głos Lyona fałszującego niemiłosiernie jakąś melodię. Sięgnęła po stojącą na stoliku szklankę z wodą mineralną, uniosła się na łokciu i wypiła długi łyk.

Znowu opadła na poduszki, rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na garniturze wiszącym w plastikowym worku na drzwiach łazienki. Westchnęła ciężko. Nienawidziła tych wyjazdów Lyona – byli małżeństwem od siedemnastu lat, a ona wciąż ich nie znosiła.

Dwa tygodnie. Dwa długie tygodnie. Będzie pracować, wypełniać obowiązki matki – i wszystko, co się z tym łączy. Ale przede wszystkim czekać. Tak. W każdej chwili będzie jej towarzyszyć oczekiwanie, pomyślała smętnie. Oczekiwanie na powrót Lyona.

Chociaż jeszcze gorsze od jego nieobecności były chwile, gdy wracał do domu, ale wydawał się taki daleki i roztargniony. Jakby myślami błądził w zupełnie innym świecie. Na szczęście nie bywa tak ciągle, pocieszyła się szybko. Nie mogła jednak całkowicie ignorować faktu, że ta tendencja ostatnio się nasiliła. Od kiedy stał się obojętny na jej uczucia? I czy to jedynie stan przejściowy – może rezultat problemów w pracy – czy też nieuchronny znak, że ich małżeństwo, podobnie jak wiele innych związków, kiedyś wprost idealnych, znalazło się na niebezpiecznym zakręcie?

Przez ostatnich parę lat zapewniała się po cichu, że w ich małżeństwie nie mogłoby się wydarzyć nic złego, a gdy teraz szum wody nagle ucichł, uśmiechnęła się z zadowoleniem na myśl, że wkrótce Lyon znajdzie się przy niej w łóżku. Namiętny seks przed jego wyjazdem stał się już niemal rytuałem. Bez względu na to, jak bardzo była zajęta, przez owe wszystkie lata zawsze dbała, by tuż przed wyjazdem męża mogli spędzić trochę czasu we dwoje.

Lyon wyszedł z łazienki, energicznie wycierając włosy ręcznikiem. Miał czterdzieści pięć lat, lecz dzięki siłowni zachował wspaniałą sylwetkę. Co prawda twierdził, że nienawidzi ćwiczeń fizycznych, ale przez ostatnie trzy lata trenował zawzięcie, próbując powstrzymać działanie czasu.

Rzucił ręcznik na podłogę i spojrzał na Caroline przeciągle.

– Zaraz się do ciebie zabiorę – wymruczał.

– Obiecujesz?

W okamgnieniu znalazł się obok niej na łóżku, chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować. Carolina odwzajemniała pocałunki, rozkoszując się dotykiem jego warg.

Lyon szybkim ruchem wsunął dłoń pod kimono i zaczął delikatnie pieścić jej piersi. Przyciągnął ją bliżej do siebie, przycisnął usta do warg Caroliny i wodził dłońmi po jej gładkim ciele.

Chwilę później odsunął się, by ściągnąć z niej kimono. Ustami powędrował w stronę nagich piersi, zaczął pieścić je językiem. Carolina objęła go mocno za szyję, coraz bardziej podniecona. Lyon wsunął dłoń pomiędzy jej nogi i zamruczał z aprobatą, czując jak bardzo jest gotowa.

Uklęknął pomiędzy jej udami i rozsunął szeroko. Pochylił się, łakomie przywierając ustami do jej warg, a potem wszedł w nią powoli. Carolina jęknęła z rozkoszy i przyciągnęła go ku sobie gwałtownie, by poczuć go jeszcze mocniej i głębiej. Lyon zanurzał się w nią i wysuwał – najpierw wolno, potem coraz szybciej.

Przywierała do niego całym ciałem. Chwilę później krzyknęła, gdy przeszył ją dreszcz rozkoszy. Lyon poczuł jej drżenie, natarł jeszcze gwałtowniej i po chwili i z jego ust także wyrwał się głośny jęk. Opadł na nią, głośno chwytając ustami powietrze, po czym przytulił ją mocno i zaczął pokrywać jej twarz delikatnymi pocałunkami.

– Kocham... cię... Carolino – wyszeptał.

Tuliła się do niego z całej siły, przepełniona miłością. W tym momencie ogarnęło ją przekonanie, że ich miłość jest tak potężna, tak absolutna, że nikt ani nic nigdy nie może jej zburzyć.

– Ja... też... cię kocham – odrzekła cicho.

Kiedy wreszcie oboje odzyskali oddech, Lyon zsunął się na bok, otoczył ją ramieniem, a wolną ręką zaczął gładzić jej ciało. Delikatnie całował szyję i włosy żony, raz po raz powtarzając, jak bardzo ją kocha.

Carolina wsparła się na łokciu i spojrzała mu w oczy.

– Będę bardzo za tobą tęsknić – powiedziała z uśmiechem.

– Ja też będę za tobą tęsknił, skarbie. Ale przecież nie wyjeżdżam na wieki.

– Mam nadzieję, że wrócisz na urodziny Matta. Szykuję dla niego przyjęcie.

– Za nic w świecie nie opuszczę tej imprezy. Przecież wiesz. Carolina mocno go uściskała.

– Matt będzie bardzo szczęśliwy, jeśli przyjedziesz. Twoja przyjaźń wiele dla niego znaczy.

Pocałował ją w czubek nosa.

– Obiecuję, że się stawię, możesz być tego pewna. – Odsunął się trochę, by spojrzeć jej w oczy. – Ale jakim cudem znajdziesz jeszcze czas na urządzenie tego przyjęcia?

– Mam ten dzień od dawna zaznaczony w kalendarzu. I nic mnie nie powstrzyma. Choćby mi zlecili oprawę najbardziej wykwintnej gali.

– Powoli stajesz się prawdziwą kobietą interesu. Czy to oznacza, że wkrótce zostanę zepchnięty w kąt, podczas gdy ty będziesz najbardziej rozchwytywaną florystką w Nowym Jorku?

– W żadnym razie. Ani przez moment na to nie licz. Dobrze wiesz, że nigdy nie pozwolę, by praca stała się dla mnie ważniejsza od ciebie, od naszej rodziny.

Pocałował ją w usta.

– Wszystko już masz dobrze obmyślone, co?

– Staram się – odrzekła Carolina. – A właściwie sytuacja zmusza mnie do coraz bardziej szczegółowego planowania. Mamy tak dużo pracy, że być może będę musiała zatrudnić dodatkową osobę w kwiaciarni. – Zamyśliła się na moment. – Ale wciąż jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji – podjęła po chwili. – Nadchodzi lato, bogaci klienci wyjeżdżają na wakacje i wszystko się nieco uspokaja. Chociaż nie wiem, jak to będzie wyglądać w tym roku.

– A co się tak zmieniło?

– Ilość zamówień, ot co. Zainteresowanie jest tak duże, że jeśli nawet ruch nieco się zmniejszy, i tak będziemy mieć pełne ręce roboty.

– To dlatego, że wszystkie twoje prace są wyjątkowo piękne – oświadczył Lyon. – Zawsze jesteś o krok do przodu przed innymi, a każde twoje dzieło wygląda perfekcyjnie.

– Jesteś kochany. – Carolina cmoknęła męża w policzek. – Chociaż tak naprawdę to wszystko jest bardziej skomplikowane, sam wiesz. Ale dość już o moim zwariowanym interesie. Co miałbyś ochotę zjeść, zanim pojedziesz na lotnisko? Mogę ci zrobić jeden z moich słynnych omletów albo... Lyon zdecydowanie pokręcił głową.

– Nie, dziękuję. Zjem trochę musli i może banana. Nie mam już dużo czasu.

– Tak, wiem. – W głosie Caroliny zabrzmiał smutek. Niekiedy Lyon sprawiał wrażenie, jakby już nie mógł się doczekać, kiedy wyjdzie z domu. Podniosła się i szybko przywołała na twarz uśmiech. Nie chciała pokazywać mężowi, jak bardzo jej smutno za każdym razem, gdy on leci do Europy. – Garnitur, który chciałeś włożyć na drogę, jest już naszy-kowany – rzuciła lekkim tonem. – Walizki spakowane. Jesteś gotowy?

– Gotowy – potwierdził, siadając na łóżku. – Może zaparzyłabyś mocnej kawy, gdy będę się ubierał?

– Masz na myśli najprawdziwszego szatana?

– Właśnie.

– Już się robi.

Popijali razem kawę, siedząc przy dużym stole w aneksie jadalnym. Carolina spojrzała na męża znad kubka.

– O czym myślisz? – spytała po chwili. Na jej twarzy malowała się czułość.

Jezu Chryste, pomyślał Lyon pełen obrzydzenia do samego siebie i odwrócił szybko wzrok, by przypadkiem nie dostrzegła w jego oczach poczucia winy. Wciąż bardzo ją kocham. Nienawidzę siebie za to, że będę ją musiał zranić – i to najboleśniej, jak można. Ale kiedy wrócę z Amsterdamu, muszę jej wreszcie o wszystkim powiedzieć. Nie mogę żyć z taką tajemnicą. To mnie wykańcza....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin