Bunsch Karol - Powiesci Piastowskie 03 - Rok tysięczny 002.pdf

(1644 KB) Pobierz
994273035.002.png
B UNSCH K AROL
R OK T YSIĘCZNY
POWIEŚĆ Z CZASÓW B OLESŁAWA C HROBREGO
UZUPEŁNIONA OPOWIADANIEM OBRONA NIEMCZY
C YKL : O POWIEŚCI PIASTOWSKIE TOM 3
PWZN
L UBLIN 1998
P RZEDRUKU DOKONANO
NA PODSTAWIE POZYCJI
WYDANEJ PRZEZ
W YDAWNICTWO L ITERACKIE
K RAKÓW 1978
994273035.003.png
Część pierwsza
I
Na ciemnym niebie bezksiężycowej nocy migotały niezliczone gwiazdy. Ich odblask iskrzył się w
zamyślonych oczach wtopionego w mrok człowieka. Głuchą ciszę górskiej pustaci zakłócał tylko
chrzęst końskich żuchw.
Przerwał ją niski głos Stoigniewa:
- Powiadasz, Zyńka, że o śmierci kniazia Mieszka Zbrozło wiedział? Nie czas go szukać.
Samemu trzeba powziąć postanowienie.
W głosie jego brzmiał zawód i wahanie. Po chwili dorzucił:
- Jeno jakie?
- Boże drogi są jasne i proste - padła z mroku odpowiedź. Stoigniew żachnął się niecierpliwie:
- Gdy własnego jeno szukać zbawienia. Iście trafiłem tu, choć po bezdrożach i w mroku. Jeno mi
ostać i poniechać sprawy. Alem ja przysiągł w całości utrzymać Mieszkowe dziedzictwo, by na
marne nie poszła praca mych przodków i krew mego rodzica. Obce odrośle na Piastowym pniu jeno
soki żywe wyssą, jako jemioła z dębu. Adelajdziem przyrzekł, że nie zwolę, by je zaszczepiono. Tyś
nikomu nic nie dłużen, tu siedzisz zali nad Mosiną - za jedno. Ale co byś sam rzekł o rodzicu, który w
czas moru małżonkę i dziatki porzuci, by ratować jeno siebie? Lubo o żupanie, co z oblężonego grodu
uciecze, powierzonych sobie wojów na przepadłe ostawując? Zali nie winni trwać, choćby na
zatratę?
Pytał sam siebie. Gdy składał przyrzeczenia, nie było Ody i jej potomków, kraj jednoczył się w
jednym ręku. Dotrzymać ich dziś to wywołać wojnę wewnętrzną, gdy grożą postronne. Wracał myślą
do tej chwili, gdy przed dwudziestu laty rannemu w bitwie pod Cydzyną Mieszkowi składał to
przyrzeczenie. Tam poznał siłę zdolną znieść od jednego zamachu wszystko, co jest obcego w kraju, i
omal jej nie rozpętał. Od tego czasu zmieniło się wiele, zmienił się i on sam. Sięgnąć do tych sił
byłoby łatwo i dziś, ale to, co wtedy uczynił bez wahania, teraz budzi w nim wątpliwości. A jeśli
tego nie uczyni, czy zdoła dopełnić, co przyrzekł?
Jakby zgadując przyczynę rozterki wojewody, pustelnik rzekł:
- Tyle człek dłużny, na ile go stać, i tam powinność swą pełnić winien, gdzie go Bóg postawił.
Wszędy grzechu ustrzec się można. Ja ludzi nie szukam, ale nie uciekam przed nimi. Boże słowo
głoszę tym, którzy chcą go słuchać, bez nijakiej przemocy czy nakazów. Łacniej wierzą, gdy widzą,
że żadnej z tego nie czekam korzyści, nawet ci, co je za niemieckie szalbierstwo uważać zwykli. I
994273035.004.png
dotrę z nim tam, gdzie żaden nakaz nie dotrze.
Stoigniew ważył coś w sobie. Odezwał się wreszcie:
- Tak, jak ty, zacząć należało. Aleć siłą ochrzcili Niemce Połabian, orężem ochrzcił Wtóry Otto
Swena. I u nas, jako sam mówisz, chrzest dotarł tam, gdzie nakaz książęcy. Zda mi się, za późno ze
słowem iść, gdy siłą chybiono. Zwalił się Kościół na Załabiu, w Danii nie ostało ni jedno
biskupstwo. Jako Wacław w Czechach i duński Harald życiem przypłacił, że się przy
chrześcijaństwie upierał. Bo gdy misja a podbój i ucisk to jedno, dzieckiem być trzeba lubo
niewolnikiem, by przeciw mieczowi nie podnieść miecza. Kto siłą dobywa, siłą trzymać musi. Cóż
zdziałają tacy jak ty? Prosto mówiąc, przed biskupem tu uszedłeś, bo prawa nie masz apostołować.
Jako lenna misje rozdają, nie darmo.
- Chrystus rzekł, że bramy piekielne nie przemogą Jego Kościoła. Nie wróci pogaństwo nigdzie,
dokąd raz dotarło słowo Boże.
- Nie wróci, mówisz? A czemuż to Wojciech Sławnikowic cisnął swą trzodę i mnichem ostał?
Po cóż mu pogan daleko szukać, gdy doma ich najdzie bez liku? A u nas? My mamy podpierać, co na
sile jeno książęcej stoi, gdy na co inne potrzebna? Niechaj się zwali obcym na głowy. Nikt rozsądny
nie czeka, aż spiętrzona woda jaz przerwie. Sam go zburzy, by mu fala nad głową nie poszła.
Urwał, ale Zyńka wiedział, o czym myśli Stoigniew. Kraj znał, może lepiej od wojewody,
wiedział, że na uroczyskach i żalnikach po staremu pogańskie obrzędy się odprawują. Raz już przeżył
próbę nawrotu pogaństwa, której początek dał młodociany wówczas Stoigniew. Gdyby dziś
doświadczony i zażywający powagi zarówno w kraju, jak i u młodego księcia wojewoda znowu dał
hasło nawrotu, zadepce wątły, dopiero wschodzący nieśmiały siew nowej wiary. Zapytał cicho:
- Zali wy nie wierzycie w jedynego Boga?
- Wolałbym wierzyć, że Go nie ma, niż że jest zły. Że krzywdzić zezwala słabych, że władzę daje
okrutnikom, którzy burzą jeno stary ład, nowego nie wprowadzając. Ale nie w tym rzecz, zali ja
wierzę, czy nie wierzę.
Zyńka w zamyśleniu zapatrzył się w niebo. Wskazując na nie, powiedział cicho:
- Spójrzcie na ten ład i piękno. Nie może być zły ten, co to stworzył.
- Ja muszę patrzeć na ziemię - szorstko odparł Stoigniew. - Szukam silnego sprzymierzeńca.
Zyńka zaczął po chwili milczenia:
- Kniaź Mieszko mądry był. Też szukał silnego sprzymierzeńca. Kraj ochrzcić postanowił nie z
miłości do Boga, bo Go nie znał. Jeno w Jego Kościele widział ład i moc. Wyście w Rzymie bywali,
nieobce wam pismo. Sami wiecie, zali jeno w mieczu jest siła.
- Kniaź Mieszko pozór chciał odebrać wrogiej napaści. Wżdy przymierza szukał i z cesarstwem,
choć nie miłował Niemców. Ale ninie w Rzymie Krescencjusz rządzi, przed którym papież uchodzić
musiał, sam pozbawiony oparcia, w Niemczech zasię rządzi ten, kto cesarskiego wyrostka ma w ręku.
Raniej Kłótnik, ninie stara cesarzowa wraz z mogunckim Willigizem. Dla nich Kościół sługą i
narzędziem. Ład, mówisz? Iście, na niebie, gdzie każda gwiazda, wielka czy mała, swoje miejsce i
drogi ma. Patrzysz w nie, a nie wiesz, co się na ziemi dzieje. Ład i moc! Łońskiego roku na synodzie
w Reims Arnold z Orleanu wszem wobec głośno powiedział, jaki to ów ład:
994273035.005.png
Kościół galijski posłuszeństwa Rzymowi odmówił.
- Jedna ma być owczarnia i jeden pasterz.
- Jeden pasterz! Iście, jak pamięcią sięgnę, jeden czestny człek, godzien tej nazwy, na Piotrowej
stolicy siedział - Benedykt, piąty tego imienia. Dlatego na wygnaniu zmarł. A inni? Antychrysty - jako
rzekł ów Arnold. Nie masz zbrodni, która by nie skalała Piotrowej stolicy. Jeden pasterz drugiego
wyklina i wygania lubo głodem morzy, a trupa włóczy po ulicach.
Zaległo milczenie. Przerwał je przejmujący głos pustelnika:
- Zbliża się tysięczny rok. Antychryst uprzedzić ma przyjście Chrystusa.
Znaki będą na ziemi i niebie...
Urwał. Smuga jaskrawego światła spadającej gwiazdy przekreśliła niebo od wschodu na zachód
i roztopiła się w zielonawej poświacie, która oddzielać zaczynała ciemny widnokrąg od jaśniejącego
już nieba. Długo milczeli, wstrząśnięci niezwykłym zjawiskiem.
Ciszę przerwały nieśmiałe zrazu głosy budzącego się ptactwa, krótka czerwcowa noc ustępowała
przed dniem. Stoigniew wstał:
- Konie rozstawne czekają, czas mi jechać, droga daleka.
Nie odchodził jednak. Zapytał cicho:
- Ty wierzysz, że skoro już przyjdzie Chrystus i sprawiedliwość uczyni?
- Wierzę, że przyjdzie. Jeno nie wiemy dnia ni godziny. Ale jak one panny mądre - każdy winien
iść Mu naprzeciw, niosąc kaganek sprawiedliwości, nim jej słońce wzejdzie.
Stoigniew nic nie odrzekł. Zadumany dosiadł konia i ruszył w dół po stoku.
Bolesław patrzył czerwonymi z bezsenności oczyma na zwłoki ojca, złożone na wysokich marach
w chłodnym cieniu poznańskiej katedry. Zdało mu się, że chłód ten wieje od rodzica; daleki już jest i
obojętny. Nie odpowie na pytanie, które cisnęło się na usta młodego księcia:
- Cóżeś mi ostawił?
Wieść o śmierci ojca doszła Bolesława w dalekim Krakowie, gdy gotował się właśnie do
odparcia zagrażającej napaści kijowskiego Włodzimierza. Rzucił wszystko i pognał do Poznania, nie
śpiąc i nie jedząc, nie tylko by oddać rodzicowi ostatnią posługę, ale by uprzedzić knowania
wewnętrznych wrogów, nie dopuścić do wykorzystania przez nich wstrząsu po śmierci Mieszka.
Prócz macochy, której nienawiść do czasu obezwładniona niedojrzałością synów, nie brak i innych,
od krewniaków do dawnych szczepowych i plemiennych książątek, którym podział Mieszkowego
dziedzictwa przypomni nie zadawnioną jeszcze samodzielność. Dotąd uginać się musieli przed
władcą wszystkich plemion lechickich. Teraz dzielnicowi książęta o ich przychylność zabiegać będą
zmuszeni, wzajem przeciw sobie szukać sprzymierzeńców. Oda szukała ich już za życia małżonka.
Przybywój i Odylen wiedzą, że los ich i życie związane są z jej zwycięstwem.
A zewnętrzni wrogowie? Jak szerokie rubieże Mieszkowej dziedziny, nie masz miejsca, skąd nie
wyciągałyby się wraże ręce po jego spuściznę. Nie tylko Mieszko swoje państwo budował, budują
wszyscy dokoła, każdy rad cudzy kamień w węgieł swej budowli wmurować. Czeski Bolesław
994273035.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin