Słowo wyraziste S. Wołkoński.pdf

(30544 KB) Pobierz
573559747 UNPDF
Słowo wyraziste
S. Wołkoński
Poznań 1925
Spis treści
I. Mowa 5
II. Oddech — Mechanizm 8
III. Oddech — Uczucie12
IV. Oddech — Ćwiczenia 13
V. Samogłoski 17
VI. Spółgłoski 20
VII. Wyraz 24
VIII. Głos 26
IX. Prowadzenie głosu — Mechanizm 32
X. Prowadzenie głosu — Wyrazistość 35
XI. Zdanie pytające 42
XII Intonowanie 47
XIII. Pauza 56
XIV. Zakończenie 62
XV. Kilka rad 63
2
Mowa ludzka, gdyby nie składała się więcej z niczego, jak z pewnej tylko liczby
wyrazów i z pewnej kombinacji wyrażeń, nie byłoby różnicy między literaturą a
matematyką: literatura byłaby tylko błędną matematyką! Jeżeli więc mędrcy i
filozofowie dzisiejsi nauczają nas, ze słowa nas wyrażają, przepraszam i ostrzegam,
że to jest mimowolna zdrada, bo wyrazy i słowa nasze są takie i na to, że nas sądzą,
nietylko że nas wyrażają.
Cyprian Kamil Norwid.
PRZEDMOWA TŁUMACZA
Oddając do druku tłumaczenie „Człowieka wyrazistego" w r, 1920, miałem już prawie ukończone
tłumaczenie „Słowa wyrazistego” 1 , niestety, przyjęcie, jakiego doznał w sferach aktorskich w Warszawie
„Człowiek wyrazisty" skłoniło mnie do odłożenia druku tej drugiej książki na później. Po pierwsze zbyt
wziąłem do serca surową i bezwzględną krytykę „Człowieka wyrazistego", wychodzącą z kół aktorskich
poważnych i głęboko myślących o wychowaniu scenicznym; po wtóre postanowiłem i „Słowo wyraziste"
przejść praktycznie rozdział za rozdziałem i sprawdzić doświadczalnie wartość wychowawczą tego dzieła.
Odkładając więc wydanie tłumaczenia „Słowa wyrazistego", starałem się w ciągu tego czasu posługiwać się
tym podręcznikiem w szkołach dramatycznych, wykładając w Warszawie przez dwa lata; następnie zaś, w swej
pracy zawodowej na stanowisku kierownika Teatru Narodowego- w Toruniu, miałem dość okazji stosowania
tego systemu wśród młodzieży aktorskiej i aktorów starszych, chętnych czegoś się jeszcze nauczyć. System ten
w obu wypadkach dawał nieocenione rezultaty. To mi dodało otuchy i wiary
w pożyteczność tego dzieła dla teatru i ośmielam się twierdzić, że przyswojeniem go teatralnej literaturze
polskiej, spełniam swój obowiązek w kierunku uzupełnienia wychowania technicznego aktora polskiego. I dziś
już nie zrażą mnie zacietrzewieni przeciwnicy wychowania technicznego aktora; dysputować co prawda z nimi
nie będę, bo każda stronica „Człowieka i słowa wyrazistego” da im odpowiedź na ich niedowiarstwo. Mogę co
najwyżej użyć tu słów Gethego: „Nasi poczciwi niemieccy durnie mniemają i boją się, że utracą talenty, jeżeli
pracować będą nad zdobyciem wiedzy; tymczasem każdy talent musi żywić się wiedzą i tylko z jej pomocą
owładnie swymi siłami".
Zgadzam się z tym najzupełniej, że zdanie, a nawet przekonanie, jakoby zbytek wiedzy, nauki, rozmyślań
był szkodliwy dla bezpośredniości, intuicji i nieświadomości artystycznej, — [(moment, którym najwięcej
chełpi się aktor — (natchnienie)], — że przekonanie to bywa głęboko wryte w serca talentów, ale średniego
gatunku, t. j. utalentowanego, ale tłumu; talenty wybitne (nie mówiąc o geniuszach) zawsze rozumieją, że
prawda tego zagadnienia leży pośrodku. Natchnienie, jako jeden z momentów artystycznej twórczości, jest
zawsze tylko chwilą tego skomplikowanego aktu psychologicznego; nagromadzona zaś wcześniej wiedza,
rozmyślania, nauka, ćwiczenia w chwili natchnienia wypowiedzą się bezwarunkowo tak, lub inaczej, choćby i
nieświadomie. W twórczości aktora, jako komentatorze autora, oddającego poprzez siebie cudzą twórczą
fantazję, powyższe rozwagi posiadają wyjątkowo dużo podstaw. Nie zapominajmy, że do momentu
natchnienia i bezpośrednio po nim akt twórczy musi często trwać nadal, lecz już świadomie. Zapominamy, że
aktor to nie improwizator, lecz człowiek, który przyswaja sobie cudzą twórczość i zaraża się nią,
przeprowadzając ją poprzez swą indywidualność; środkami zaś swej sztuki (głos i ruch ciała) zaraża słuchaczy,
pobudzając ich fantazję. Jeżeliby u każdego artysty cały akt twórczy płynął nieświadomie, to czyżbyśmy mieli
taki wiersz, jak Słowackiego, taką prozę, jak Żeromskiego?
Przyjrzyjcie się rękopisom Mickiewicza, Słowackiego, jak są pokreślone, poprawiane i t. p., a przecież w
spojeniu formy artystycznej z artystyczną ideą tkwi ośrodek ciężkości tej twórczości. Najwięksi artyści, którzy
najbardziej cenią bezpośredniość swego natchnienia, zawsze twierdzili, że natchnienie samo nie wyczerpuje
pracy twórczej, wiedzą też o tym, że im bardziej człowiek obserwuje życie, myśli o nim, bada go, tym głębiej,
tym zgodniej i poważniej uwydatni się praca jego nieświadomej twórczości. Poza tym natchnienie i intuicja nie
wychowywane, nie podtrzymywane wiedzą i ćwiczeniami dość szybko więdną, wysychają, coraz częściej
zdradzając aktora i przedwcześnie zanikają prawie zupełnie. I czy to w pracy aktora odosobnionej, czy
3
zespołowej, technika, studiowanie jej, ćwiczenia nie tylko nie zabijają bezpośredniości, lecz ją potęgują.
To też tym drugim tomem tłumaczenia, uzupełniam to, czym aktor oddziaływa i przekonywa słuchacza i
widza, daję w ręce aktora polskiego materiał do pracy, do rozmyślań, do doskonalenia się, a tym samem do
rozwoju Sceny Polskiej.
Książka ta winna oddać równe usługi niemal każdemu człowiekowi, który dba o piękno i wyrazistość swej
mowy, szczególnie zaś tym, którzy swą wymową pragną oddziaływać na innych. Żyjemy już w okresie
niezależnym, wolnym i każdy z nas winien być przygotowany do życia publicznego, stojąc na straży pięknej i
wyrazistej mowy Ojców naszych. Zakończę słowami M. Mochnackiego: „Człowiek jest drobnym i
nieudolnym, ale tam jest prawdziwie wielkim, gdzie usiłuje pokonać własną nieudolność, przestronniejszym
uczynić znikomy i nietrwały byt, uzmysłowić nie wcielone, uduchowić, co było wcielone".
MIECZYSŁAW SZPAKIEWICZ
POZNAŃ — WRZESIEŃ 1925
Przedmowa autora
Wyraziste zdolności człowieka przejawiają się w różnych formach, lecz odbieramy je tylko dwojako, —
wzrokiem i słuchem. W poprzedniej książce mojej p. t. „Człowiek wyrazisty" rozpatrywałem te formy
wyrażania się, które widzimy (położenie i ruch ciała). W tej książce pragnę zanalizować formy wyrażania się,
które słyszymy: dźwięk, wyraz, mowa.
Zaczynając od pierwiastków najprostszych, dojdziemy do bardziej złożonych. Do zbudowania domu potrzebne
są cegły. By lekko, niewymuszenie odegrać nokturn Szopena, musimy wykształcić uderzenie każdego
poszczególnego palca. W sztuce wymowy, cegłami i palcami są dźwięki, odpowiadające literom. Jeżeli niema
wyraźnych dźwięków, odpowiadających literom, — niema i wyrazów, a gdy niema wyrazów, niema i mowy.
By swobodnie wypowiedzieć wiersz poety, musimy kształcić wymawianie każdego poszczególnego dźwięku,
odkryć w sobie całą różnorodność środków głosowych i zdobyć umiejętność świadomego posługiwania się
niemi według swej woli. Bezwątpienia, każda sztuka w swym procesie twórczym jest syntetyczna, lecz jasne
zrozumienie pierwiastków tej syntezy osiągnąć możemy tylko drogą cierpliwej, powolnej, ściśle konsekwentnej
analizy. Aby upewnić się, że do istniejącej pracy twórczej (syntetycznej) nie wprowadzimy niepotrzebnych,
wadliwych i niedostatecznie opracowanych elementów, musimy dotrzeć do korzeni przyszłego drzewa i od
nich rozpocząć pracę; musimy rozłożyć swój materiał artystyczny, (w danym wypadku mowę), — na
zasadnicze, najprostsze, nie dające się już dzielić części składowe. Zaczynając pracę w ten sposób, możemy
być pewni postępów. Nie można przecież idealnie „deklamować", nie kształcąc przedtem dźwięków, nie można
zaś kształcić dźwięków, nie kształcąc ruchu następczego specjalnych narządów, biorących udział w ich
wymawianiu, i t. d.
Przejdźmy teraz dalej w analizie, do pierwotnego elementu mowy, do oddychania, albo raczej do wydechu,
gdyż tylko ten trzeci moment w procesie oddychania (wdech, pauza, wydech) stanowi właściwy materiał
mowy. Mowa jest przede wszystkim świadomą przemianą wydechu, — przez rozbicie, pauzę, przyśpieszenie,
zwolnienie i głównie — różnorodność oporu przy swobodnym wydechu; każdy dźwięk, każda intonacja jest
rezultatem oporu. Czyż nie spotykamy się z tym samym w muzyce? Struna jest oporem dla uderzającego
smyczka, powierzchnia instrumentu — oporem dla rozlewającego się dźwięku, ucho nasze — oporem dla fali
dźwiękowej. A człowiek? Czymże jest człowiek, jego wrażliwość, jeżeli nie rezultatem większego lub
mniejszego oporu, który przeciwstawia zewnętrznym wpływom, działającym na niego? A energia i siła czyż
nie jest tylko oporem w stosunku do niszczących wpływów z zewnątrz i z wewnątrz? Czymże jest kształt, ten
istotny pierwiastek sztuki, jeżeli nie przeszkodą, ustalaną przez artystę, dla swego materiału? I czymże jest
wreszcie życie, jeżeli nie ustawicznym opieraniem się, podczas gdy śmierć nie jest niczym innym, jak
niemożnością przeciwdziałania?
Jeżeli posłuchamy mowy naszej, — wszystko jedno, w życiu, czy na scenie, lub na mównicy, zauważymy, że
brak w niej właśnie tego pierwiastka, o którym przed chwilą mówiliśmy, — pierwiastka przeciwdziałania,
kontroli, przytomności umysłu, pierwiastka odporności. W mowie naszej widzimy zanik oporu; nie
sprzeciwiamy się szybkości, nie sprzeciwiamy się samodzielnym przejawom działalności narządów mowy,
pomimo udziału naszej nakazującej woli. Z punktu widzenia sztuki, wadę tę musimy określić, jako brak
4
kształtu. Kształt tutaj jest, — w plastycznym, powiedziałbym, anatomicznym sensie wyrazu, -—
anatomicznym kształtem konstrukcyjnych elementów mowy. Wyobraźcie sobie, że skrzynki, w których prasują
cegły, są krzywe, — jakiż będzie dom z tych cegieł?...
Z tego punktu widzenia wypływa cała nasza praca. Jak w „Człowieku wyrazistym" tak i w tej książce
położyłem głównie nacisk na stronę praktyczną — teorię postawiłem na drugim miejscu.
Jednak ani komentarze, ani przykłady, które cytuję, nie spełnią swego zadania jeżeli sam człowiek nie zrozumie
swoich błędów, gdyż leczyć chorobę można tylko po ustaleniu diagnozy. Zdaję sobie sprawę, że w tej pracy,
tak jak i w „Człowieku wyrazistym" występuję przeciwko ustalonym pojęciom i spotkam się zapewne z
krytyką. Będzie prawdopodobnie kwestjonowana konieczność zachowywania prawideł, które tutaj zalecam, a
nawet samo twierdzenie moje, że tych prawideł nie przestrzegamy. Jednym z zarzutów, skierowanych
przeciwko mojej pracy, będzie zlekceważenie tego, o co chcę walczyć; twierdzić będą, że to, czego się
domagam od aktora, są to drobiazgi bez znaczenia, a z mojej strony chęć wywołania tylko dyskusji, bo
„przecież nigdy na to nie zwracamy uwagi". I rzeczywiście, nigdy na to nie zwracamy uwagi. Straciliśmy miarę
porównania, jeżeli uważamy za naturalne to, że nie „zwracamy uwagi". Jak wtedy, kiedy jest mowa
0 ruchu ciała tak i w tej materji spotykamy się z ulubionem zdaniem; że istotnem i najważniejszym w sztuce
aktorskiej jest uczucie. „Odczujcie, a będzie dobrze". Czy naprawdę? A czy mało spotykamy w życiu ludzi,
którzy mówią: rozumiem i czuję, ale wyrazić tego nie umiem?" — A pomijając już samą niemoc
wypowiedzenia uczucia, które nami owłada, czy nie uważacie, że to ciągłe wysuwanie uczucia jest jakby
przedwczesnem dążeniem ku wyżynom wtedy kiedy jeszcze same podstawy są kruche i niezabezpieczone?
Według mnie jest to poniżenie uczucia, kiedy uważa się, że ono powinno pokryć sobą wszelkie nieuctwo,
wypełnić wszelkie braki, przeistoczyć w genjusza tego, który nawet pierwszych kroków stawiać nie umie. Nie,
uczucie zastępujące nieumiejętność, to to samo, co rękawiczki wciągnięte na brudne ręce; powinno się
rękawiczki zdjąć, a ręce umyć starannie. Za dużo mówi się o uczuciu, a za mało zwraca się uwagi na to, że
mowa jest mechanizmem takim samym, jakim jest ruch ciała. — Cały człowiek jest maszyną. —
Bezwarunkowo, uczucie jest poważnym czynnikiem, ale w czem wypowiada się ono dla mnie, jako dla widza i
słuchacza zarazem? — Oto tylko w widocznych dla mnie przemianach mechanizmu ludzkiego: przecież nie z
tego wnioskuję o strachu człowieka, że on odczuwa strach, ale z tego, że widzę trzęsące się jego ręce, że słyszę
drżący jego głos. A więc aktor musi się zapoznać z wszystkiemi prawami tych przemian i dojść do ich
zupełnego opanowania.
Przypuszczam, że wszystko co powiedziałem wyżej, jasno określa założenie tej książki — i uważam, że
kwestje w niej poruszane, (niezależnie od ich właściwego lub niewłaściwego rozwiązania) są zasadniczemi
kwestjami wychowania scenicznego. Dlaczego? Choćby dlatego że głos i mowa są centralnym punktem
działania scenicznego. Istotną cechą różniącą teatr od każdej innej sztuki jest ruch. A czy mowa właśnie nie jest
ruchem? Mowa jest ruchem w połączeniu z dźwiękiem, a dźwięk sam w sobie jest ruchem. Mowa więc
jest ruchem dźwiękowym ciała; jest tem, w czem łączy się to wszystko, co człowiek i czym — wyrazić może. Z
punktu widzenia fizycznego, mowa jak wszelki ruch, należy do kategorji przestrzeni; zaś dźwiękowo (jak
wszelka sztuka dźwiękowa) do kategorji czasu. A czyż są możliwe dla człowieka inne sposoby wypowiedzenia
się, prócz tych, które są zamknięte w przestrzeni i w czasie? Mowa wobec tego jest tem, w czem wszystkie
wyraziste „możliwości" człowieka kojarzą się ze sobą: jest ona punktem wyjścia dla pełnej „wyrazistości"
człowieka. Ale wpośród wszystkich czynności ludzkich, służących sztuce, mowa zajmuje dominujące
stanowisko; w żadnej bowiem naszej czynności fizycznej, nie są ze sobą związane tak ściśle, jak w niej,
pierwiastki życia i sztuki. Przypatrzmy się choćby tańcowi, gdzie zdawaćby się mogło, że cały człowiek
pochłonięty jest sztuką. Jak bardzo dalekimi są „tancerz" i „człowiek" od siebie, jak nieodgadnioną dla nas
zostaje „osobowość" wraz z jej zaletami i wadami. Zupełnie odwrotnie jest z głosem, z mową, gdzie wszystko
ujawnia się nazewnątrz prostactwo, subtelność, ordynarność i szlachetność, wszystko to głos oddaje, życie
przeistaczając w sztukę, a w każdym razie dążąc do tego przeistoczenia. Oto dlaczego zabójczą rzeczą w
teatrze jest niedoskonałość mowy, tem bardziej występująca na tle wiele bardziej od niej wydoskonalonej
techniki dekoracyjnej, kostjumowej i muzycznej.
Wszystkie te pierwiastki zacierają się, jeżeli mowa jest niedoskonałą; zła mowa wszystko zabija. Rzecz
naturalna, że wtedy kiedy zabraknie ośrodka, samego rdzenia, stoimy wobec pustego miejsca, a rdzeniem
dramatu jest mowa. Mowa to człowiek; niema mowy, niema wtedy i człowieka, a kiedy człowieka niema na
scenie , scena wtedy jest pustem miejscem. — Niestety, scena jest pustynią. Żeby ją zaludnić musimy
5
wychować aktora. Kształćmy ruch ciała, kształćmy mowę, ponieważ w tem zasadza się cała istota teatru.
I oto stajemy przed najważniejszem zagadnieniem — przed zagadnieniem szkoły. — Jest to zasadnicze ale i
wielce smutne zagadnienie; myśląc
1 szkole, nie myślę przecież ani o gmachu dla niej, ani o samej instytucji, myślę o całym systemie
2 opracowywaniu prawideł, myślę o podstawowych wymaganiach ... A czy mamy tego rodzaju szkołę?
Nikt nie powie, że istnieje taka szkoła. Jedni (nieliczni) ze smutkiem odpowiedzą — niema; inni
(większość) twierdzić będą że jej niema „bo jest niepotrzebna". — Nikt nie powie, że „jest".
Dyskutować z tymi, którzy twierdzą, że szkoła jest niepotrzebna, — nie warto, ale widząc jakich skutków
staje się ofiarą młody aktor, poddający się jedynie wpływowi uczucia, mimowoli przypominamy sobie
rozpaczliwy okrzyk poety: „czuję zapał wzniosłych namiętności, lecz słów nie znajduję"..,
Bibliografia niniejszej kwestji jest zbyt obszerna żeby ją można objąć, cóż dopiero tu podać; każdy znajdzie
ją w katalogach. Niestety, literatura ta z małemi wyjątkami jest jednostronna, a mianowicie więcej interesuje
się istotą samego zagadnienia niż jego stroną pedagogiczną. W samej zaś analizie przedmiotu zwraca się
więcej uwagę na anatomję aparatu mówniczego, a mniej na stosunek jego z logiką i psychologią mowy. Z
wszystkich prac, traktujących o tej kwestji, zainteresowało mnie najwięcej kilka prac amerykańskich, które
zwracają głównie uwagę na punkty istotne, w znaczeniu materjału dla wskazówek praktycznych i które traktują
mowę przedewszyst- kiem jako wyraziciela naszych myśli i uczuć. Szczególnie cenne jest dzieło Dra Rush'a
„Philosophy of the human voice" (r. 1827). Zasady wyłożone w jego kapitalnej pracy „Filozofja głosu
ludzkiego" są wzięte za podstawę niniejszej książki* Od niego też zapożyczyłem sposobu notowania
dźwięków samogłoskowych (przecinki „końcem do góry" i „końcem nadół"). Ćwiczenia oddechowe
częściowo wzięte są wedle Guttmanna (Oscar Guttmann „Gymnastics of the voice" N. J. E* Verner & Co),
częściowo wedle Stebbins (G. Steb- bins „Dinamic Breathing and harmonie Gymnastics" N. Y.).
Autor tej książki dalekim jest od przekonania, że przedmiot traktowany w jego pracy został całkowicie
wyczerpany. Nietylko sam przedmiot, ale i wszystkie inne kwestje z nim związane i tu rozpatrywane są
kwestjami w tym zakresie, nie dająccmi się wyczerpać. — Tem bardziej więc
autor liczy na to, że praca jego wywoła dyskusję — komentarze lub zarzuty. Dla dobra sprawy i jedne i
drugie są pożądane. Ale niech wolno mi będzie mieć nadzieję, że głos krytyczny wyjdzie ze środowiska
artystycznego, przedewszystkiem ze środowiska pedagogów sceny, lub artystów sztuki scenicznej. Zbyt już
długo kwestje „dykcji" były terenem badań li tylko w zakresie szkolnym. Bez chęci obniżenia znaczenia tych
wyników, musimy stwierdzić, że przeważnie odczuwa się w nich brak jednego pierwiastka, najistotniejszego
w dziedzinie sztuki — brak temperamentu artystycznego. Czyż nie czas, aby wiedza i sztuka zespoliły się w
jedno?
Sama teorja i sama wiedza, bez pragnienia i umiejętności produkowania, równie mało przyczyni się do
rozwoju sztuki, jak samo pragnienie i sama umiejętność wypowiedzenia się, bez tych podstaw jakie daje
wiedza i obserwacja. W połączeniu właśnie tak sobie przeciwnych pierwiastków, leży przyszłość, a może
nawet samo istnienie sztuki. Wiedza powinna się zlać w jedno z intuicją, prawo z natchnieniem,
podporządkowanie się pewnym prawidłom i zupełna swoboda, „wskazówka" z „wynalazkiem". Praca moja
w tym. kierunku i do tego jedynie ideału chce dążyć.
Rzym, 3 lipca 1913 r.
I. Mowa
Z trzech środków wyrazistych, któremi przyroda obdarzyła człowieka (głos, ruch, mowa) głos jest
dominującem narzędziem życia, ruch — uczucia, mowa przeważającem narzędziem umysłu.
I rzeczywiście kiedy człowiek mówi słabym, niedosłyszalnym głosem , to co mówi jest martwe
(nienapróżno mówimy „śmiertelna" cisza); kiedy mówimy bez ruchu, to co chce wyrazić jest oschłe (ruch jest
Zgłoś jeśli naruszono regulamin