Olivia Cunning - Sinners on tour 01 - Backstage Pass.pdf

(984 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Olivia Cunning – Sinners on tour 01 – Backstage Pass
łumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
868638912.004.png 868638912.005.png 868638912.006.png 868638912.007.png
Książka dedykowana
"Dimebagowi" Darrellowi Abbottowi
mistrzowi riffów gitary metalowej
i kowbojowi z piekła,
który spalił swój gryf
swoimi magicznymi palcami.
Był utalentowanym muzykiem,
który odszedł od nas zbyt szybko,
ale żyje w swojej muzyce
i w strunach gitarzystów których wciąż
inspiruje.
Wciąż Cię słyszę, Dimebag.
Rock on. 1
\m/
1
Wyraz używany wśród rockmanów, który służy do pozdrawiania się, żegnania albo gdy zdarzy się coś świetnego.
Zazwyczaj podkreślane gestem ręki: \ m /
868638912.001.png 868638912.002.png
Rozdział 1
Stos materiałów informacyjnych spadł z pokrowca na laptop Myrny na kwiatowo
wzorzysty dywan. Cholernie niewiarygodne. Zapomniała zapiąć przegródkę gdy w
pośpiechu uciekła z sali konferencyjnej. Z głośnym westchnieniem, pochyliła się by
pozbierać rozproszone kartki. Ten dzień mógłby być jeszcze bardziej spieprzony, proszę?
Chór „uch, uch, uch, uch” podążył za entuzjastycznymi okrzykami, które dobiegły z
holu koło windy. Cóż, ktoś dziś wieczorem będzie miał dobrą zabawę. Z pewnością nie była
to ona.
Wepchnęła dokumenty do wnętrza torebki i szarpnęła za suwak przed ruszeniem w
kierunku hotelowego holu, aby dostać się do swego pokoju na szóstym piętrze. Długa,
gorąca kąpiel brzmiała jak niebo. Dlaczego pozwoliła swemu pre dziekanowi się
wmanewrować w prezentację na tej głupiej konferencji? Co za strata czasu. Pozostali
profesorowie w jej dziedzinie nie widzieliby w tym innowacyjnego pomysłu, gdyby stali na
przodzie i śpiewali hymn Stanów Zjednoczonych. I dlaczego obchodziło ją co pomyślą jej
koledzy o jej metodach? Studenci kochali jej zajęcia. Klasy zawsze były pełne. Miała listy
oczekujących na...
Rozległo się za nią echo kroków. Włosy na jej karku stanęły dęba. Zatrzymała się -
jej serce waliło, dłonie zwilgotniały.
Ktokolwiek szedł, zatrzymał się kilka kroków za nią. Słyszała jego oddech.
Jeremy?
Nie, nie mógł to być jej były mąż. Nie wiedział jak ją znaleźć. Prawda? Powiedzcie
to zimnej, wąskiej strużce potu, która spływała między jej piersiami.
Chwyciła za uchwyt pokrowca na laptop, przygotowując się do uderzenia
kogokolwiek, kto był na tyle głupi, aby się za nią skradać.
- Dałaś świetne seminarium, doktor Evans - obcy głos powiedział do jej pleców.
To nie Jeremy. Dzięki Bogu. Wzięła głęboki, chwiejny oddech i spojrzała przez swe
ramię.
Chudy mężczyzna który podchodził pod czterdziestkę, wyciągnął w jej kierunku
rękę.
- Kto by kiedykolwiek pomyślał, żeby użyć gitarowych riffów w dyskusji na temat
ludzkiej psychologii? Nie ja. Jestem przekonany do tej metody. Tylko nie jestem pewien,
czy mógłbym sięgnąć do twojego poziomu, uch... - odchrząknął.- ... entuzjazmu -
uśmiechnął się, jego wzrok spadł na dekolt który otaczał specjalnie dopasowany garnitur
868638912.003.png
w szarym kolorze.
Z wciąż kującym sercem w piersi, Myrna stłumiła chęć uduszenia go i wyciągnęła
swą wolną rękę aby przyjąć jego uścisk dłoni.
- Dziękuję, panie uch...
Kiedy jego palce owinęły się wokół jej, jego uśmiech rozszerzył się od ucha do
ucha.
- Doktorze. Doktor Frank Elroy z Stanford. W rzeczywistości kierownik działu
psychologi anormalnej.
Ach Doktor Dupek. Doktor Napuszony Dupek. Spotkałam cię już wiele razy. Tysiące razy.
Skinęła głową i przykleiła do swej twarzy znużony uśmiech.
- Miło mi pana poznać, Doktorze Elroy.
- Powiedz, chciałabyś ze mną wypić drinka?- skinął głową w kierunku baru po jej
lewej, jego gładził wierzch jej dłoni.
Myrna skuliła się w swoim środku jednocześnie zachowując swój uśmiech. Ten facet
był przeciwieństwem jej typu. Był nudny. Nie, dziękuję. Jej awersja do nudnych istnień
była instynktowna.
- Przykro mi, ale muszę odmówić. Właśnie zmierzałam do swojego pokoju by
odpocząć. Może innym razem.
Pękł ją przebity balon.
- Jasne. Rozumiem. Musisz być wyczerpana po tak żywej... - uśmiechnął się
ponownie.- ... dyskusji.
Dyskusji? Był tam? „Krwawa kąpiel” wydawała się bardzo odpowiednim opisem, gdy
czuła się tak szczególnie anemiczna w tej chwili.
- Tak - mruknęła, zwężając oczy. Wyszarpnęła rękę z jego, odwróciła się na pięcie i
ruszyła w kierunku windy, okrążając hotelowy bar i kilka krzaczastych roślin doniczkowych.
Głośna salwa śmiechu dochodząca z baru przykuła jej uwagę. Czterech mężczyzn
siedziało na pół okrągłej kanapie, śmiejąc się z piątego mężczyzny który leżał na swych
plecach na środku ich stołu. Stół był pokryty szklankami, które zawierały różne ilości
bursztynowej cieczy, niebezpiecznie przechylone pod ciężarem mężczyzny, który przewrócił
się na bok. Jego towarzysze rzucili się do uratowania swego piwa przez niechybnym
zgonem.
- Powiedzcie pokojowi, żeby się zatrzymał - krzyknął wylegujący się facet i kopnął
lampę Tiffany'ego ze stołu.
- Nie ma dla ciebie więcej piwa, Brian - powiedział jeden z jego przyjaciół.
Brian podniósł palec.
- Jeszcze jedno - podniósł drugi palec.- Albo twa - kolejny palec.- Mmmmmoże
cztery.
Myrna uśmiechnęła się. Ta piątka nie była „mieszanką” uczestników konferencji,
głownie profesorów, którzy byli rozsiani po holu i barze. Niekonwencjonalna załoga przy
stoliku przyciągała więcej niechęci i spojrzeń. Czy to tatuaże? Różnorodny piercing i
kolczasta biżuteria? Pofarbowane włosy, dziwne fryzury i czarne ciuchy? Nieważne. Byli po
prostu facetami którzy byli chłopakami. I mogła się założyć, że nie byli tacy nudni jak
tamten.
Myrna zrobiła niepewny krok w kierunku windy. Chciałaby spędzić z nimi trochę
czasu. Mogłaby wykorzystać trochę zabawy - coś innego niż stymulowane rozmowy z
intelektami. Miała już dość tej pracy.
Brian, wciąż wylegując się na środku stołu, wymawiał riff, podczas gdy grał palcami
po mistrzowsku na powietrznej gitarze. Myrna od razu je rozpoznała. Używała je w swojej
klasie dyskutując o męskiej zmysłowości, gdyż nikt na ziemi nie grał bardziej zmysłowo na
gitarze niż Mistrz Sinclair. Chwileczkę! Czy to mógł być...? Nie, co zespół rockowy Sinners 2
robiłby na konferencji uczelni? Byli pewnie tylko fanami zespołu, choć imię Brian
skierowane do gitarzysty, sprawiło że przeszły przez nią ciarki. Czyż główny gitarzysta
Grzeszników nie nazywał się Brian Sinclair?
Jeden z mężczyzn siedzących w loży, odwrócił głowę i podrapał podbródkiem o swe
ramię. Mimo swych lustrzanych okularów przeciwsłonecznych, od razu rozpoznała
wokalistę Sedrica Lionheart. Jej tętno się rozpędziło. To byli Sinnersi.
- Jestem cholernie pijany!- krzyknął Brian. Stoczył się ze stołu przewracając kilka
pustych butelek po piwie i wylądował na kolanach dwóch swoich towarzyszy.
Bezceremonialnie zrzucili go na podłogę.
Myrna prychnęła a następnie rozejrzała się by się upewnić, że nikt nie był
świadkiem produkcji tak niekobiecego dźwięku. Musiała z nimi porozmawiać. Mogła
udawać, że chciała ich spotkać z powodu swego seminarium. Prawdę mówiąc, kochała ich
muzykę. Nie byli zbyt twardzi w jej oczach. Byli definitywnie w jej typie. Dzicy. Tak, proszę.
Gwarantowali wszystko czego potrzebowała po takim dniu.
Porzucając swój plan aby ukryć się w swoim pokoju, Myrna ominęła niski murek,
który udzielał bar od korytarza. Zatrzymała się przed Brianem, który starał się czołgać na
czworakach. Postawiła swój nierówny pokrowiec z laptopem na podłodze i pochyliła się, by
mu pomóc wstać na nogi. W chwili gdy dotknęła jego ręki, jej serce pominęło rytm i
zaczęło pędzić.
Zwierzęcy magnetyzm. Miał go. Witam, Panie Witam Dobrą Zabawę.
Jego wzrok popłynął w górę jej nóg i ciała, jego twarz powoli odchyliła się w pole
widzenia. Miał ryscy, które rzeźbiarz by pokochał: silna szczęka, ostry podbródek, wysokie
kości policzkowe. Byłaby to arogancja z jej strony, gdyby zbadała kontury jego twarzy
swymi palcami? Swymi ustami? Skupiła swą uwagę na swojej dłoni, która chwyciła dobrze
umięśnione ramię.
- Bądź ostrożny z tą ręką - powiedziała.- Tylko niewielu gitarzystów posiada twoje
umiejętności.
Użył jej wsparcia do wstania na nogi. Kiedy się na niej oparł, złapała jego oddech i
zaciągnęła się głęboko, jej oczy zamknęły się. Prymitywne pragnienie zbombardowało jej
zmysły. Czyżby warknęła na głos?
Jego silne ręce chwyciły ją za ramiona, gdy się ustabilizował. Każdy nerw jej ciała
przygotowało się do najwyższej gotowości. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnim
razem tak natychmiastowo przyciągnęło ją do mężczyzny.
Brian uwolnił ją i oparł się o kabinę dla wsparcia. Zamrugał ciężko, starając się
skupić na jej twarzy swoje intensywne, brązowe oczy.
- Wiesz, kim jestem?- zapytał, jego głos był niewyraźny.
Uśmiechnęła się i skwapliwie skinęła głową.
- Kto nie wie?
Machnął ręką teatralnie wokół miejsca, co wyrwało go z równowagi.
- Każdy palant pod krawatem w tym przeklętym miejscu, oto kto.
Warknął na siwą kobietę w ciężkim swetrze, która otwarcie się na niego gapiła.
Kobieta zadyszała i odwróciła się, skupiając swoją uwagę na koktajlu koloru oceanu,
siorbiąc napój przez niewielką, czerwoną słomkę tak nonszalancko, jak tylko było to
możliwe.
- Brian, nie dramatyzuj - powiedział Sed, główny wokalista zespołu. Kwaśne
spojrzenie, które posłał Brian Sedowi, mogło zeskrobać farbę ze ściany.
- Co? Ja niczego nie zaczynam. To ci popieprzeni ludzie mają problem z gapieniem
się!
2
Grzesznicy – mam słabość do angielskich nazw
Zgłoś jeśli naruszono regulamin