Lerum May Grethe - Puchar Boga Słońca 02 - Jak Feniks z popiołów.pdf

(467 KB) Pobierz
w:t>Jak Feniks z Popiołów</w:t>
Jak Feniks z Popiołów
Samos, w kwietniu roku 104 od narodzenia Chrystusa Granatowa wiosenna
noc była tak łagodna, że Mira mogła siedzieć na werandzie przed swym niskim
białym domkiem bez szala. Postarzała się. Dało się to wyczuć w opuchniętych
stawach i w oczach, które często bolały od długiego wpatrywania się w morze.
Mimo to jednak wciąż tu siedziała. Wieczór za wieczorem popijała w tym miejscu
gorące mleko z miodem, które podawała jej córka, Selina. Dziewczyna przynosiła
też matce okrycie, piękne kilimy albo egipskie tkaniny z wełny. Były już teraz
zniszczone, sporo z nich połatano w wielu miejscach. Najpiękniejsze zaś zostały
sprzedane żonie kupca korzennego. Ale Mira nie marzła. Ciągle jeszcze czuła
iskierki przytulnego ciepła, grzejące od środka: nie zagasający żar miłości,
tkwiący głęboko pod zapadniętą piersią i żebrami, które co rano dokuczały jej
bólem. Wciąż miała na kogo czekać, za kim tęsknić. Gdzieś daleko za mglistym
horyzontem jej dwaj synowie, Caspiccio i Galepios, pływali na wielkich, ciężkich
statkach do przewozu pszenicy, które żeglowały między Egiptem a Rzymem.
Rzadko pojawiali się w domu, na pięknej wyspie, położonej w takim oddaleniu od
szlaku zbożowego. Przypływali zaledwie na chwilę, na kilka dni, wiosną. Ale teraz
przecież była wiosna! Mira czekała zatem, dziękując bogini Artemidzie za własną
siłę i za siłę córki, Seliny. Dadzą sobie radę, przeżyły wszak kolejną zimę. Selina
wyjęła starą zniszczoną kitarę i, delikatnie szarpiąc struny, zaczęła usypiająco
grać sędziwej matce. Słońce powoli tonęło w połyskliwej szaroniebieskiej wodzie
na zachodnich krańcach horyzontu. Już niedługo, bardzo niedługo dojrzeją jabłka
i śliwki, już wkrótce będą mogły jeść parującą potrawę z selera z dodatkiem
orzeszków piniowych i świeżą rybą. Już niebawem synowie wrócą do domu,
przywiozą żywność i może kilka groszy, tak by starej wdowie i jej córce lżej
przeszła kolejna zima. Mira przymknęła obolałe oczy i zgodziła się wreszcie
narzucić na ramiona przyniesiony przez córkę pled. Dzisiejszego wieczoru Selina
nalała jej wina. Być może godzinami zaplatała włosy córkom zamożnego kupca w
Gallos i tam kupiła słodkie wino, zamiast schować pieniądze na czarną godzinę,
kiedy głód znów zapędzi je na targ. Mira z uśmiechem westchnęła nad
niefrasobliwością córki. Jej ojcu na pewno spodobałby się taki wybór. Zawsze
wyżej cenił sobie zmysłowe przyjemności ponad rozum, w każdym razie gdy
trzeba było wybierać pomiędzy słodkim winem i tym tańszym, kwaśnym.
"Wprawdzie za jego życia nie musieli się zastanawiać, czy kupić wino, czy może
raczej jedzenie... Wówczas „tęsknota" i „głód" były dla Miry jedynie pustymi
słowami. Teraz ciało i serce poznały już różne odcienie życia, lecz za sprawą bólu
i żałoby także radości stały się większe. Tak jak dzisiaj, gdy wieczór zmieniał się
w noc, radowało ją już samo to, że siedzi na własnej werandzie, spoglądając na
mroczne morze, i rozkoszuje się smakiem figowego wina, który zdawał się na
wargach błogosławieństwem. Dziś wieczorem córka uśmiechnęła się swymi
głębo- kimi piwnymi oczyma i niespodziewanie mocno ją uściskała. - Mamo,
kochana, nie możesz przecież tutaj spać! Pomogę ci wejść do środka... Mira ujęła
ją za rękę i z czułością przyciągnęła do siebie na wyłożoną poduszkami kamienną
ławę. - Nie, nie będę teraz spać. Chodź, posiedź przy mnie, taki mam dziwny
nastrój. Wiesz... tak jak morze... Selina pocałowała matkę. Rozumiała. Z czułością
szepnęła w nocny mrok: - Opowiadaj, mamo. Opowiadaj o Ennio i jego żydowskiej
ukochanej... Staruszka uśmiechnęła się, a tysiąc drobniutkich zmarszczek
utworzyło wokół jej ust delikatną pajęczynę. - Ojciec mej drogiej matki... Ennio,
którego nigdy nie poznałam, i jego Rebeka, ta, która posiadała puchar... Owszem,
była Żydówką, to prawda, lecz była także Egipcjanką, dumną jak sama Kleopatra!
Otrzymała puchar w podarku za pomoc. Tyle krążyło o nich historii, Selino, nawet
w Aleksandrii niosła się wieść o córce Anafiny i tym niezwykłym naczyniu. Selina
westchnęła. - Żałuję, że nie możemy mieszkać w Aleksandrii, mamo. Mira
odwróciła się wolno i popatrzyła na łagodną, piękną twarz córki. Usta dziewczyny
przypominały na wpół dojrzały owoc, wargi były jędrne, a zarazem soczyste. - A
to dlaczego? Sądziłam, że sam Zeus miałby trudności z oderwaniem cię od tego
miejsca. Przecież to wyspa twojego dzieciństwa... Ziemia rodu twego ojca...
Selina na widok lekko uniesionych brwi matki nie mogła powstrzymać się od
uśmiechu. - Tak, tak, mamo, ale... niewiele nam już tu zostało. Mira z rezygnacją
cmoknęła wargami. Wypiła jeszcze łyk ciepławego, słodkiego wina z fig. -
Rzeczywiście, jesteś już dorosła, Selino. Wkrótce skończysz dwadzieścia lat.
Chyba prawdą jest, iż w istocie zmarnowałaś najlepsze szanse na dobre
zamążpójście. Lecz nawet gdyby nie chodziło o wiek... Mało który młody
mężczyzna chciałby mieć żonę, bardziej zainteresowaną czytaniem tekstów i
dyskutowaniem o dialogach Platona, aniżeli rodzeniem dzieci i zajmowaniem się
domem! Selina wygodniej oparła się na poduszkach. W popękanych kawałkach
marmuru podpierających ławy, na których siedziały, wciąż dawało się wyczuć
słoneczne ciepło. Za plecami miała budynek, który zawsze nazywała domem.
Kiedyś był piękny, wprawdzie niezbyt wielki, lecz z dostateczną liczbą pokoi, by
pomieścić o wiele większą rodzinę aniżeli ona i matka. Teraz większość
pomieszczeń stała pusta, dach przeciekał, a wilgoć, zielona i lepka, pełzła po
ścianach. Ale w andronie, części domu przeznaczonej dla mężczyzn, książki ojca,
stołki obciągnięte jedwabiem, srebrzone karafki i kielichy wciąż stały nietknięte.
Ten pokój co tydzień sprzątała osobiście Mira. Tu ojciec zwykł przyjmować swoich
przyjaciół, mężczyzn wywodzących się z różnych klas, tu odbywały się głośne
sympozjony, na których smacznie jedzono i raczono się winem. Ojciec był
szanowanym człowiekiem, najbogatsi kupcy, a nawet najwyżej postawieni
rzymscy oficerowie przychodzili do niego po radę i pomoc, gdy chcieli
zainwestować pieniądze w budowę statków. A teraz już go nie było. Umarł. Zginął
w ogniu, obracając się w nicość. Selina poczuła ból przeszywający ciało. Usłyszała
bolesne westchnienie matki, przyszło jej do głowy, że chyba myślą o tym samym.
O tamtej strasznej nocy. O tamtej nocy, kiedy bogowie z Olimpu zapałali
gniewem, a iskry ich wściekłości uleciały nad światem, s wywołując katastrofy.
Nawet tutaj, na zielonej spokojnej wyspie Samos. O nocy, gdy spłonęła stocznia.
A mistrz ciesielski, konstruktor i budowniczy statków, Tricus, padł pastwą
płomieni. Dobrze to pamiętała. Od tamtej pory upłynęło zaledwie osiem lat, a
mimo to za każdym razem, gdy wracała myślą do wydarzeń owej strasznej nocy,
wydawały jej się one dalekim złym snem. Za każdym razem czuła w nozdrzach
potworny zapach zwęglonego ludzkiego ciała... Selina wciągnęła w płuca czyste,
słone morskie powietrze. W dole, w porcie, widziała niewolników, zapalających
pochodnie na statkach, przy brzegu płonęły także ogniska, jak zwykle. Ich dom
stał dość wysoko na zboczu wzgórza, bezpiecznie wybudowany na skale, lecz
otoczony na tyle żyzną ziemią, że zdołały go całkiem skryć bujne pnącza i krzewy
różane. Nawet teraz, siedząc na kamiennej werandzie, musiały odsuwać na bok
dziko rosnące pędy winorośli, by móc spoglądać swobodnie na port i na morze.
Kiedy indziej pozwalały im swobodnie zwisać i wtedy siedziały wśród ścian żywej
zieleni, zasłonięte przed wszystkimi ciekawskimi oczami. Jednakże pokrzykiwanie
ludzi, ujadanie psów i hałasy dochodzące ze stoczni przedzierały się nawet przez
gęsty wieczorny mrok i przez osłonę pnączy. Podmuchy wiatru przynosiły też
zapachy z ogrodu, miodowy aromat świeżo rozkwitłych magnolii mieszał się z
odorem gnijących rybich odpadków i wodorostów, dolatującym z portu. Wszystko
było tak, jak być powinno. </ w:t >
</ w:r >
- < w:r >
< w:lastRenderedPageBreak />
< w:t xml:space =" preserve "> Selina przymknęła oczy i mocno ścisnęła rękę matki, ale
płomienie ognisk w dole zaczęły rosnąć pod jej zamkniętymi powiekami i było już
za późno, by odwrócić się od koszmaru. Leżała wtedy w swoim miękkim łóżku na
materacu wypchanym suchą trawą i gęsim puchem. Z pokoju codziennego
dochodził odgłos kroków matki, słyszała też leciutkie pobrzękiwanie złotych
bransoletek, których Mira nigdy nie zdejmowała. W całym domu unosił się zapach
pieczonych ptaszków, bo na zewnątrz, pod słomianym dachem, dwie służebne
wolno obracały długie rożna. Do wieczornego posiłku przykładano w domu wielką
wagę, zarówno matka, jak i ojciec zbyt często spożywali te właściwie zanadto
ociekające tłuszczem jak na gust dziewczyny gołębie tusze. Popijali je winem,
potem więcej się śmiali, zachowywali tak dziwnie. Ale Selina miała prawie
dwanaście lat i nie czuła już wstydu, gdy skryta za zasłoną z liści szpiegowała
swoich rodziców podczas czułego spotkania. Sporo już wiedziała o miłości, w
każdym razie tak jej się wtedy wydawało... Gdzie może teraz być młody Janos,
czeladnik wytwórcy żagli, chłopak, który zniszczył sobie palce? Siedząc tutaj z
ową tragiczną nocą w pamięci i trzymając suchą dłoń matki, Selina poczuła coś na
kształt żalu. Była wtedy taka młoda, taka głupia, a ponieważ ojciec tak mocno ją
kochał i był taki ustępliwy, dopięła swego. Powiedziała mu, że chce Janosa,
żadnego innego, tylko Janosa. Odmówiła innym zalotnikom, żaden z nich jednak
nie był tak ważny, jak wielki Maximilian Hexius Scorpos, potężny partner w
interesach jej ojca, najbogatszy człowiek w podbitym królestwie wysp. Jego ród
pochodził z Pireusu, lecz Maximilian otrzymał prawa obywatelskie od wielkiego
cesarstwa rzymskiego. Być może dlatego z taką łatwością potrafił zapomnieć, jak
rzymski dyktator Sulla zniszczył jego rodzinę podczas najazdów... Maximilian
zdołał mieć już dwie żony, i to zanim skończył dwadzieścia lat. Obie zmarły w
połogu. Trzy wielkie statki towarowe, których był właścicielem, przywoziły mu
wiele złota i rzymskich denarów. Już wówczas, przed ośmiu laty, wielu
mieszkańców Samos odrobinę się go bało. Był bardzo postawny jak na Greka,
prawdopodobnie dlatego, że w żyłach jego przodków płynęła kropla
barbarzyńskiej krwi, tak przynajmniej poszeptywano złośliwie w winiarniach. Ale
cerę miał złocistą, włosy czarne i błyszczące niczym skóra węża. Jego ciało było
atletyczne, piękne i chętnie je pokazywał, zrzucając tunikę przed wspięciem się
na maszt lub skokiem wprost w morze z dziobu statku albo sznurowej drabinki.
To ten człowiek zabił jej ojca. Żadne prawo ani sprawiedliwość całego świata nie
zdołają nigdy zaprzeczyć tej prawdzie, pomyślała Selina. Odrzuciła jego
propozycję małżeństwa. Jej ojciec okrył wówczas się wielką niesławą. Do ich
domu przybywali mężczyźni z całej wyspy, a kobiety słyszały, jak usiłują nakłonić
Tricusa do zmiany decyzji i do przywołania do porządku upartej córki. Kusili go
bogactwem, z jakim wiązałoby się takie małżeństwo. Udzielali długich lekcji na
temat ojcowskiej władzy i spoczywających na nim obowiązków. Przestrzegali
przed przykrymi następstwami, jakie taka ojcowska słabość mogła sprowadzić na
jego młodą, niewinną córkę. Krótko mówiąc, nie do zaakceptowania było
odwrócenie się plecami do przyjaciela, partnera w interesach i zwierzchnika, gdy
ten z pełnym szacunkiem pragnął pojąć za prawowitą małżonkę córkę nędznego
budowniczego statków! Lecz Tricus nigdy nie przyznał im racji. Tricus przyszedł
do swej córki nocą, z małym tylko oliwnym kagankiem. Pamiętała dotyk jego
szorstkich dłoni na czole. I ciepło jego głosu, czułość w piosenkach, które jej
śpiewał. Mówił do niej, opowiadał. Jego wargi okazywały się o wiele bardziej
miękkie, aniżeli można by się spodziewać, gdy przyciskał je do policzka Seliny, i
przywołując słowa starej legendy, nazywał ją swoją ptaszyną. Selina mogła
wyciągnąć ręce, wtulić policzek w jego pierś i poczuć, jak muskularne ciało staje
się nieskończenie delikatne i bezpieczne, a zarazem twarde jak marmur. Mogła
ciągnąć za półdługie kręcone włosy, czuć smak słonego potu i dymu palonych
sandałowych drzazg. Taki był smak ojca. Smak poczucia bezpieczeństwa, radości
i bezwarunkowej miłości. Wystarczyło jedno jedyne klapnięcie szczęk
stróżujących demonów bogini losu i wszystko to zostało jej odebrane. W chłodną
listopadową noc nad portem Samos poniósł się krzyk: - Pożar! Pali </ w:t >
</ w:r >
- < w:r >
< w:lastRenderedPageBreak />
< w:t xml:space =" preserve "> się! Stocznie płoną! Krzyki słychać było wyraźnie nawet
w położonych w oddali, wysoko na zboczach domach. Selina pobiegła w dół na
bosaka. Jeszcze nim zarzuciła na ramiona wierzchnią szatę, ciężki himation,
wiedziała, że stało się coś strasznego, czemu nie można już zapobiec. Gromada
ludzi zdążyła się szybko zorganizować i wylewała teraz wiadra wody na
płomienie. Ale stare drogie drewno, ułożone w stosach przed barakiem, płonęło z
niezmordowanym zaciętym szumem. Stuletnie dęby na kile statków, smukłe pnie
cyprysów na koła sterowe, najlepsze drzewo sandałowe do budowy kajut,
kosztowne sosny z północy. Wszystko to trawiły płomienie. Tak samo zresztą jak
szkielet statku, serce i majątek jej ojca. On sam także płonął. Stocznia zmieniła
się w ogromny stos pogrzebowy, okrutny, hańbiący i wstrętny, na podobieństwo
tych, które, jak wieść niosła, płonęły tam, gdzie ludzie wierzyli w moc kamieni,
zwierząt i dziwacznych duchów, w dalekich krainach, w których nie znano kultury
i którymi nie rządził zawiły porządek ustanowiony przez bogów. Dlaczego oni,
najpotężniejsi, się nie włączyli? Dlaczego sam Posejdon nie poruszył fal, by w
porę ugasiły pożar? Dlaczego Atena, która potrafi ujarzmić najdziksze konie, nie
wysłała ich, by wyciągnęły Tricusa z objęć bogów śmierci? Jakiś obcy człowiek o
ciemnych błyszczących oczach złapał Selinę, gdy z krzykiem chciała rzucić się w
żar. - Spokojnie, moje dziecko. Pamiętaj, że jego miłość nigdy nie obróci się w
popiół. Nie zrozumiała tych słów, lecz mimo to wyryły się w jej sercu niczym na
kamiennych tablicach. Ale już nigdy więcej nie zobaczyła tego mężczyzny. Nie
ujrzała też nigdy ojca. Znaleziono jedynie zwęglony szkielet. Mira zadbała jednak
o to, by szczątki obmyto i oporządzono, a potem Tricus, budowniczy statków,
ojciec Seliny, spoczął pod grubymi kamiennymi płytami. Twarze dwóch braci
dziewczyny zmieniły się w maski. Cztery miesiące spędzili na pogorzelisku, kłócąc
się ze sobą i ze współpracownikami. Nie było jednak pieniędzy, by rozpocząć
wszystko od nowa. Największą, a właściwie jedyną wartością stoczni były
umiejętności Tricusa. Człowiek, który budował najpotężniejsze na świecie statki
do przewozu pszenicy, zginął w popiele wraz ze wszystkimi swoimi rysunkami i
obliczeniami. Zrekonstruowanie ich potrwałoby lata, a jego partner Maximilian
postawił jasne warunki przed wyłożeniem kolejnych sum pieniędzy: Selina musi
natychmiast ustąpić i zgodzić się na małżeństwo. W przypływie gniewu posunął
się jeszcze dalej: groził jej matce i braciom, oświadczył, że jeśli do tej pory nie
zrozumieli powagi jego planów, to równie zły los może spotkać także pozostałych
członków rodziny. Czy właśnie on był odpowiedzialny za pożar, tego Selina nie
wiedziała. Ale tego dzikiego, rubasznego śmiechu, który rozległ się w ów wieczór,
gdy Mira z płaczem kazała mu opuścić ich dom, Selina postanowiła nigdy mu nie
wybaczyć. Mira płakała przez cały następny rok. Ale nawet na moment nie
pozwoliła, by córka w jakikolwiek sposób odczuła surowe naciski braci. W końcu
to oni ustąpili i zaciągnęli się na służbę w rzymskiej flocie. Mira i Selina od wielu
już lat mieszkały same. Ostatnio do pomocy miały jedynie starą sługę. W kufrze z
pieniędzmi z wolna zaczynało przeświecać dno, z każdym miesiącem coraz bliższe
stawało się widmo głodu. Ale wciąż jakoś dawały sobie radę, ciągle jeszcze
znajdowały coś, co można było sprzedać. Jednakże swąd spalonych zwłok ojca
stał się jakby nieodłączną częścią powszedniego dnia. W ciągu tych lat nie minął
nawet dzień, by Selina nie zaobserwowała bólu matki w postaci drobnych cieni,
przemykających po jej twarzy, na której straszne wspomnienie wyryło swój ślad.
Matka bardzo wychudła, postarzała się, była zmęczoną kobietą. Wspomnienia
jednak najwidoczniej nie przestaną jej szarpać, dopóki wysuszona tak, że zostaną
z niej tylko skóra i kości, nie spocznie w grobie jak ojciec. I bardzo dziwne, lecz
Mira zdawała się znajdować coś na kształt chorej radości w ciągłym
przywoływaniu obrazów tamtej potwornej nocy. - Pamiętasz ich twarze, Selino? -
potrafiła pytać. - Pamiętasz krzyk, jaki wydobył się z gardła Livinii, gdy zawalił się
dach, a na nas posypał się deszcz iskier? Selina, słysząc podobne słowa, czuła, że
ogarnia ją niemal gniew. Na cóż się zda takie rozpamiętywanie? Po co siedzieć
tak i pozwalać, by wszystkie okrutne krople wspomnień tamtej nocy zlewały się
w jedno, tak </ w:t >
</ w:r >
- < w:r >
< w:lastRenderedPageBreak />
< w:t xml:space =" preserve "> jak oliwa gromadzi się na powierzchni wody... To
wszystko wina matki. Jej nieustanne mówienie o tragedii musi być tchórzliwym,
pozbawionym godności sposobem dręczenia samej siebie i innych! Jakże takie
zachowanie nie przystaje do ideałów, głoszonych na placach i w świątyniach
przez nauczycieli, którym Selina niekiedy się przysłuchiwała. Lecz oczywiście
wszystkie te tezy o godności, o działaniu skierowanym na przyszłość, o sile i
odwadze, dotyczą tylko mężczyzn. Kobiety mogą się żalić, wciąż drążyć bolesne
wspomnienia i załamywać ręce tak jak Pandora, gdy jej mąż Epimeteusz wypuścił
z puszki wszystkie troski i nieszczęścia, jakie odtąd trapią ludzkość. Mira mocno
uścisnęła córkę za rękę. - Tak żałuję... tak żałuję, że nie byłam przy nim. Gdybym
przy nim była... - Nic nie mogłabyś zrobić, mamo. Wiesz przecież, że wielu
silnych, odważnych mężczyzn osmaliło sobie włosy i brody, próbując go ratować.
Ale to było niemożliwe, dobrze o tym wiesz. Mamo, nie... Mira uśmiechnęła się
delikatnie. - Wcale nie o to mi chodziło, miałam na myśli jedynie to, że... że on
umarł w takiej samotności. I nikt, ab- solutnie nikt, nie miał mocy pomścić tej
niegodziwości. Czyżby w jej słowach kryło się nie wypowiedziane nigdy dotąd
oskarżenie wobec synów? Selina nie wiedziała. Prawie nie znała swych dwóch
starszych od niej braci. Dzieliła ich duża różnica wieku i w czasach, gdy ona
biegała jako ukochana córeczka ojca, jego ptaszyna, a myśli jej nie mąciło żadne
zmartwienie, niemalże nigdy nie było ich w domu. Nie było ich także tego roku,
gdy stała się kobietą. Brakło ich zawsze, gdy ojciec świętował swoje triumfy,
przebywali u nauczycieli w Atenach albo wiosłowali dumnymi trierami,
wojennymi statkami morskiego państwa. Gdy bracia z rzadka zjawiali się w
domu, chętnie obserwowała ich podczas posiłków. Wiele mieli wspólnych cech,
brązowe włosy, rzadkie u obydwu brody, kształt uszu, podobny trochę do uszu
ojca. Wysokie czoła, dumnie wyprostowane szczupłe sylwetki. Obaj mieli słabość
do pięknych ubrań, z pewnością zarazili się nią od próżnych Rzymian. Selina ich
nie znała. To jednak nie zmieniało faktu, że byli jej braćmi. I właśnie ich Mira
wyglądała każdego wieczoru. Może dzisiejszej nocy wiatr przyprowadzi ten
właściwy statek na wyspę? Może już jutro o świcie usłyszą stukanie podbitych
żelazem butów o wyłożoną kamieniem alejkę? Może zbudzi je wesołe
pogwizdywanie Caspiccia? Albo ochrypła piosenka Galepiosa... Selina opróżniła
kielich z winem i popatrzyła na matkę. Jej drobne ciało mieściło się całe na dwóch
poduszkach. Pewnie mimo wszystko Mira zapadła w sen. Może czeka \;\
spokojna noc, skoro tak zasnęła na werandzie, trzymając Solinę za rękę? Ale
przecież ta zmęczona kobieta nie powinna leżeć na dworze. Selina doskonale
wiedziała, że gdyby do tego dopuściła, matce przez wiele następnych dni
dokuczałyby bóle w kolanach i biodrach. Należało ją zanieść albo przynajmniej
pomóc jej dojść do pokoju, gdzie czekał materac obłożony króliczymi skórkami,
chroniący kruche ciało przed chłodną morską bryzą. Niedługo, już niedługo zbudzi
Mirę i pomoże jej wejść do domu. Ale tak cudownie siedzieć tu na dworze, chociaż
noc powoli robi się chłodna. Jakże uspokajająco działają przyciszone dźwięki
uśpionego miasta i nie mający końca szum morza, który towarzyszy wyspiarzom
od urodzenia i który na zawsze pozostaje w ich głowach. Dlatego nie potrafią
odróżnić go od wszystkich innych dźwięków, lecz on tkwi w nich niczym
odwieczna pieśń. W całym życiu Seliny nie minął nawet jeden dzień, by go nie
słyszała. Z ogrodu dobiegało cierkanie cykad. I krzyki ptaków walczących o
źdźbło sitowia na dachu szopy, gdzie budowały gniazdo. Już wkrótce lato
przebudzi się na dobre i cała wyspa bujnie rozkwitnie kolorami. Tak będzie,
dopóki gorące słońce znów nie wypali wszystkiego kiedyś w sierpniu. Ile takich
letnich pór roku może upłynąć, zastanawiała się Selina, zanim dusza Miry wypali
się, tak jak się wypaliło ciało ojca? I co wtedy zrobi ona? Po raz setny złożyła w
duchu przysięgę na imię zmarłego ojca. Żadne nieszczęście na ziemi nie zmusi jej
do odesłania tabliczki z listem, którą Maximilian wręczył jej, nim zamknięto grób
Tricusa. - Przyślij mi ją, kiedy będziesz gotowa. Ona dotrze do mnie wszędzie,
widnieje na niej moja najpotężniejsza pieczęć. Daj ją jakiemukolwiek
marynarzowi, nie- ważne, Rzymianinowi czy Grekowi, a oni przekażą mi twoją
wiadomość bez </ w:t >
</ w:r >
Zgłoś jeśli naruszono regulamin