SĄ MIĘDZY NAMI W SZKOLE I W PRACY-Scenariusz.doc

(50 KB) Pobierz
SĄ MIĘDZY NAMI W SZKOLE I W PRACY

SĄ MIĘDZY NAMI W SZKOLE I W PRACY

 

Chór – „Święty uśmiechnięty”.

 

Chłopiec – Łatwo powiedzieć. Świętym trzeba się urodzić.

        Do tego potrzebne są odpowiednie warunki.

 

(zjawia się św. Stanisław)

 

Św. Stanisław – Mówisz, że świętym trzeba się urodzić? Pokażę ci tych, którzy żyli blisko ciebie i sam zobaczysz, czy mieli odpowiednie warunki.

 

Św. Faustyna

 

Św. Stanisław – Spotkasz się teraz z siostrą Faustyną.

    Wielką świętą, niedawno wyniesioną na ołtarze.

 

(zjawia się św. Faustyna)

 

Chłopiec – Powiedz mi, Faustyno, jak to się stało, że zostałaś zakonnicą?

 

Św. Faustyna – W siódmym roku życia usłyszałam pierwszy głos Boży w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego. Ale nie zawsze byłam posłuszna głosowi łaski. Nieustanne wołanie łaski było dla mnie udręką wielką, jednak starałem się ją zagłuszyć rozrywkami. Kiedyś byłam z jedną z sióstr na balu, kiedy zaczęłam tańczyć, nagle ujrzałam Jezusa umęczonego, okrytego ranami, który mi powiedział te słowa: „dokąd cierpiał będę i dokąd mnie zawodzić będziesz?”. Opuściłam potajemnie towarzystwo, udałam się do katedry św. Stanisława Kostki. I tak się zaczęło.

 

Chłopiec – Powiedz mi, co Pan Jezus chciałby nam powiedzieć?

 

Św. Faustyna – Zapisałam to w „Dzienniczku”. Posłuchaj.

„Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Obiecuję, że dusza, która będzie czcić ten obraz, nie zginie. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały. Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie grzesznik. Dusze giną mimo Mojej gorzkiej męki, daję im ostatnią deskę ratunku, to jest Święto Miłosierdzia Mojego. Jeżeli nie uwielbią Miłosierdzia Mojego, zginą na wieki. Pisz, mów duszom o tym wielkim Miłosierdziu Moim, bo blisko jest dzień straszliwy, dzień Mojej sprawiedliwości”.

 

Chłopiec – Dzięki ci, Faustyno. To, co usłyszałem napawa nadzieją i radością. Teraz widzę, że jesteśmy głusi, ślepi i nierozumni. Nie dość, że Bóg umarł za nas, przypomina nam jeszcze o swoim Miłosierdziu. Wystarczy Mu zawierzyć.

 

Św. Jadwiga

 

Św. Stanisław To święta królowa Jadwiga, którą ukochał naród polski za jej wielką dobroć.

 

(Jadwiga i dama dworu idą pospiesznie)

 

Dama dworu – Jesteście, miłościwa Pani, najpiękniejszą królową w świecie.

Królowa – Powiedz, czy mu się spodobam?

 

Dama – Wilhelmowi? Upadnie przed wami na kolana. (Rozglądając się mówi szeptem):

                 Możemy iść.

 

(nagle pojawia się wartownik, kłania się i zagradza drogę)

 

Królowa – Puszczaj!

 

Wartownik – Najjaśniejsza Pani, powiedziano mi, że gdy was wypuszczę, odpowiem głową.

 

Królowa – (z gniewem) Przecież ja tu sprawuję rządy!

 

(Nadchodzi kasztelan)

 

Kasztelan – Najjaśniejsza Pani, co robisz?

 

Królowa – Jak śmiesz wydawać taki rozkaz! Chcę się spotkać z Wilhelmem.

       To jest moje prawo.

 

Kasztelan Najjaśniejsza Pani! Tyś już nie jest Jadwiga, córka Ludwika Węgierskiego.

         Tyś jest nasza królowa i odpowiadasz za losy naszego pastwa.

 

Królowa – Odejdź!

 

Kasztelan (padając na kolana) Królestwo nasze jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zagrażają nam Krzyżacy. W podobnej sytuacji jest Litwa. To jeszcze poganie. Krzyżacy chcą ją nawracać ogniem i mieczem. Gdy się złączymy z Litwą, obronimy się przed Krzyżakami. Związać się możemy przez twoje, najjaśniejsza pani, małżeństwo z Jagiełłą, który obiecał, że gdy staniesz się jego żoną, on przyjmie chrzest, a wraz z nim cały naród litewski. Skończą się bitwy, mordy.

(Jadwiga patrzy na niego zdumiona i przerażona)

 

Kasztelan – My wiemy, że on nie z twojego świata, że starszy od ciebie, żeś ty młoda dla niego. Zrobisz jak zechcesz. My cię tylko prosimy.

 

Królowa – (płacze, potem odchodzi na stronę i modli się) Panie, czy to ma być ten krzyż, o którym mówił ojciec? Czy chcesz ode mnie tej wielkiej ofiary? (Szlocha i milczy ze spuszczoną głową, potem podnosi głowę i mówi dalej) Jeżeli dzięki tej ofierze Litwa stanie się chrześcijańska o odda Ci chwałę, a Polska uwolni się od niebezpieczeństwa, niech się stanie wola Twoja.

(królowa podchodzi do kasztelana)

Królowa – Zgadzam się.

(kasztelan klęka i całuje jej suknię)

 

Św. Jan Kanty

 

Św. Stanisław – A oto św. Jan z Kęt – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, kapłan z przełomu XIV i XV wieku. Miłował ubogich i wspomagał ich.

 

(św. Jan idzie w stroju podróżnym. Nagle pojawia się bandyta)

 

Św. Jan – Pochwalony Jezus Chrystus.

 

Bandyta I – A dokąd to droga prowadzi?

 

Św. Jan – Do Rzymu.

 

Bandyta I – Czekają tam na was?

 

Św. Jan – Czekać nie czekają. Ale umyśliłem sobie raz w życiu do Rzymu powędrować, za swoje grzechy pokutę odprawić i uczcić namiestnika Chrystusa.

 

Bandyta I – no, to niesiecie trochę srebra ze sobą na tak długą drogę.

 

(wyskakują z ukrycia pozostali bandyci)

 

Bandyta II – A kogóż to zatrzymałeś?

 

Św. Jan – Jestem kapłanem, profesorem Uniwersytetu Krakowskiego.

 

Bandyta III – To nie stać cię na powóz albo brykę?

 

Św. Jan – Pensje u nas niewielkie, a wydatków dużo.

      Biednych jest wszędzie dość. A wśród żaków zatrzęsienie.

 

Bandyta IV – Dość żartów. Oddaj pieniądze i puszczamy cię w zdrowiu. Rozwiąż sakwy.

 

(św. Jan wykonuje polecenie. Zabójcy grzebią i znajdują mieszek ze srebrem)

 

Bandyta I – Wszystko?!

 

Św. Jan – Wszystko.

 

Bandyta I – Słowo?

 

Św. Jan – Słowo.

(bandyta zgarnia pieniądze)

 

Św. Jan To chyba trzeba mi będzie o żebraczym chlebie iść do tego Rzymu.

      Widać tak Pan Bóg chce.

 

Bandyta I – No idźcie już, nie macie na co czekać.

 

(bandyci rechoczą, św. Jan idzie dalej. Bandyci siadają w kącie.

Św. Jan nagle zatrzymuje się i wyciąga woreczek z monetami z ubrania)

 

Św. Jan – Jak mogłem o nich zapomnieć! Rektor kazał mi je zachować na czarną godzinę i nie pozwolił rozdać żakom. (Po chwili) Powiedziałem, że nie mam żadnych innych pieniędzy. Dałem słowo. Kapłańskie. (Waha się. Krok w stronę bandytów i zatrzymanie się). Przysięga pod przymusem nie jest ważna. A po drugie: przysięga powiedziana w dobrej wierze naprawy nie potrzebuje. (Idzie jednak z pieniędzmi w stronę bandytów).

 

Św. Jan – Powiedziałem wam, ze już więcej nic nie mam, a przypomniałem sobie w drodze, ze mam jeszcze to. (Daje woreczek z monetami, bandyta bierze go).

 

Bandyta I – Oddaj mu to, oddaj mu wszystkie pieniądze.

 

Bandyta II – A dlaczego to mam zwracać temu klesze pieniążki?

 

Bandyta I – Bośmy spotkali świętego. Jak długo żyję, czegoś podobnego nie widziałem.

                       Świętego trzeba uszanować. Oddaj mu pieniądze, bo cię zbiję.

 

(bandyta zwraca świętemu pieniądze)

 

Bandyta I – On mówi, że idzie pokutować do Rzymu za swoje grzechy. Nie wiem, jakie są jego. Pójdę i ja pokutować za swoje. Nic tu po mnie.

 

Św. Jan – Ale chyba nie pójdziesz z narzędziem mordu?

 

(bandyta rzuca pałę i idzie razem ze św. Janem. Pozostali stoją osłupieni)

 

Św. Brat Albert

 

Chłopiec – A to chyba jest św. Brat Albert?

 

Św. Stanisław Tak, masz rację. Zanim ubrał habit zakonny, był malarzem. Jego prawdziwe imię i nazwisko to Adam Chmielowski. To on pochylił się nad biednym człowiekiem, zamieszkał razem z nędzarzami, aby ich lepiej poznać.

 

Chłopiec – Bracie Albercie, powiedz mi, dlaczego porzuciłeś swój zawód i zająłeś się ludźmi, którzy mieszkali na ulicy. Przecież jest tyle instytucji pomagających ludziom biednym?

 

Brat Albert – Pewnego dnia idąc ulicą spotkałem leżącego pod latarnią człowieka – był cały zakrwawiony. Zapytałem go, czy nie potrzebuje mojej pomocy. Nie odpowiedział, tylko popatrzył na mnie. W jego oczach poznałem Chrystusa. Jego wzrok utkwiony we mnie prześladował mnie bardzo długo, do momentu, kiedy postanowiłem porzucić życie mieszczańskie i zamieszkać z ludźmi ulicy. Pytasz, po co? Aby poznać ich problemy, ich życie, ich potrzeby. I zacząłem dla nich pracować, a w ten sposób ukazywać im miłość Chrystusa.

 

Chłopiec – Powiedz mi, jak my dzisiaj możemy pomagać ludziom biednym?

 

Brat Albert – Aby móc pomagać ludziom biednym, najpierw trzeba ich pokochać. Jest to bardzo trudne. Ale dam ci wskazówkę: popatrz na Jezusa ukrytego w Eucharystii: czyż Jego miłość mogłaby obmyśleć jeszcze coś piękniejszego? Skoro On jest chlebem dla nas, i my bądźmy chlebem dla innych. Dawajmy siebie samych innym, kolegom, koleżankom, nauczycielom, rodzicom. Powinno się być dobrym jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić, jeśli jest głodny.

Chłopiec Czy to znaczy, że w każdym człowieku mam dostrzegać Chrystusa?

 

Brat Albert – Tak. Gdy nauczysz się kochać najbliższych, pokochasz także człowieka biednego. Pamiętaj, że im więcej kto opuszczony, samotny, smutny, zapłakany, z tym większą miłością służyć mu trzeba, bo samego Pana Jezusa zbolałego w osobie tego ubogiego ratujemy.

 

Chłopiec – Dziękuję ci, bracie, za tę wskazówkę. Myślę, że będzie ona wskazówką dla niejednego dziecka. A stając się lepszymi zbudujemy piękniejszy świat.

 

Św. Stanisław – No i co? Nadal uważasz, że świętym trzeba się urodzić?

 

Chłopiec – To fascynujące, faktycznie świętym może zostać każdy. Dziękuję ci, mój patronie.

 

(św. Stanisław odchodzi. Wszyscy śpiewają „Święty uśmiechnięty”).

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin