81. Nigro Deborah M. - Spotkanie po latach(1).pdf

(536 KB) Pobierz
133078416 UNPDF
Deborah M. Nigro
Spotkanie po latach
Przełożył
Marek Kowajno
WYDAWNICTWO
»ABSOLUT«
1
— Nie, mamo, tym razem nie. — Shirley zacisnęła
palce na słuchawce i starała się nie okazywać zbytnio
złości. — Nie chcę już mieć nic do czynienia z tenisem
zawodowym. Wiem, że Skip gra tu w Bostonie najważniej­
szy mecz w swej karierze, ale mam tenisa po dziurki
w nosie... Nie musisz go ściągać do telefonu, decyzji nie
zmienię... Ja... Och, mamo...
Shirley, znużona, zamknęła oczy. Za każdym razem
było to samo. — Carla March, jej matka, próbowała ją
przekonać używając wszelkich środków. Przypomniała jej,
ile zawdzięcza swemu bratu, odkąd ten stał się jednym
z najlepszych tenisistów na świecie. Kiedy to nie poskut­
kowało, sięgnęła po chwyt z biedną, owdowiałą matką,
która robi wszystko, żeby rodzina trzymała się razem.
Shirley słuchała tych monologów o wiele za często — teraz
miała już tego dosyć.
Skończyłaś? — przerwała matce stanowczym to­
nem. Chciała zakończyć wreszcie tę rozmowę z Miami
Beach i pojechać do kancelarii adwokackiej w handlowej
dzielnicy Bostonu, gdzie pracowała jako asystentka. — Ni­
gdy nie rezygnujesz, prawda...? Kto...? Perry? — Złość
w głosie Shirley osłabła nieco. — Perry prosi mnie, bym
mu pomogła w organizacji gier eliminacyjnych...? A co
u niego...? Nie, mówię poważnie — zapewniła. — Nie chcę
mieć z tym nic wspólnego. Nie mam już ochoty nosić
rakiet i piłeczek" za moim wielkim bratem... Przykro mi,
mamo, jeśli cię zawiodłam... ale to moje ostatnie słowo...
5
Deborah M. Nigro
Oczywiście odbiorę Skipa jutro wieczór z lotniska. Trzy­
maj się, mamo.
Shirley pośpieszyła do dużej, staroświecko urządzonej
kuchni i usiadła przy stole obok swej okrąglutkiej siwo­
włosej ciotki Viv.
— To była mama. Dzwoniła z Florydy. Chce, żebym
pomogła Perry'emu w Glenwood Open. — Skrzywiła się
poczuwając się do winy. — Powinnam była zawołać cię do
telefonu, na pewno chętnie zamieniłabyś z matką parę
słów, ale taka byłam na nią wściekła... Za to, że próbowała
mnie przekonać, bym wróciła do tych podróży. Do tego
jeżdżenia autobusami po nocy i hoteli drugiej kategorii...
— Widziałam, że byłaś wściekła — przerwała Shirley
ciotka nalewając jej filiżankę kawy, po czym położyła
prawą dłoń na lewej ręce dziewczyny. — Wiesz, że nie
przepadam za tenisem, ale spójrzmy na sprawę realistycz­
nie. Chodzi o Glenwood Open, Skip gra przeciwko słyn­
nemu Royowi Archerowi. A te podróże autobusem i hote­
le drugiej kategorii, o których mówiłaś, to historia.
— Chyba masz rację. — Shirley z westchnieniem
zanurzyła wszystkie dziesięć palców we włosach. — Skip
jest teraz naprawdę wielką gwiazdą, co? Nie może się
opędzić od fanów, prasy... i tłumów dziewczyn. Zawsze
kiedy podróżowałam z nim i z matką, nie miałam w ogóle
własnej tożsamości. Zawsze byłam tylko siostrą Skipa.
Gotowałam mu kawę, prałam skarpety, troszczyłam się
o ekwipunek — i co z tego miałam? W ciągu czterech lat
zaliczyłam sześć różnych gimnazjów to cud, że w ogóle
skończyłam szkołę. Na moje studia nigdy me było pienię­
dzy, matka zawsze interesowała się tylko Skipem i jego
karierą. A teraz oczekuje ode mnie, że dla Glenwood Open
wszystko rzucę.. Czy to nie przesada?
Na chwilę zapanowała cisza.
— Już ci lepiej? — spytała ciotka i uśmiechnęła się
życzliwie.
6
Spotkanie po
latach
— Tak, trochę. — Także Shirley uśmiechnęła się. —
Chyba nigdy nie zdołam wyrazić, jak jestem ci wdzięczna
za to, że mnie przyjęłaś do swego domu.
— Ale od tego czasu minęło już parę ładnych lat,
kochanie. Masz dwadzieścia trzy lata, zarabiasz całkiem
dobrze u Harmona i Bowlesa i jestem z ciebie dumna —
wyliczyła ciotka. — Traktuję cię jak córkę, jesteś na
najlepszej drodze do pełnej niezależności finansowej,
a wkrótce zaczniesz studia.
— Bardzo sobie cenię twoje zdanie — odparła cicho
Shirley spuszczając głowę.
— Carla cię kocha, Shirley. Zawsze chciała jak naj­
lepiej dla ciebie i Skipa. Twój ojciec umierając nie zostawił
jej nic prócz góry długów. Już wtedy Skip wykazywał
ogromny talent do tenisa. Było więc rzeczą naturalną, że
kobieta obdarzona takim zmysłem do interesów jak Carla
nie przepuściła żadnej okazji, by pomóc mu wedrzeć się do
czołówki.
— Dalej jest na mnie zła, że pozwoliłaś mi zostać
u siebie wtedy, kiedy uciekłam, jak ona to nazywa. —
Shirley pociągnęła łyk kawy. — Skip twierdzi, że omal nie
włączyła w tę sprawę FBI.
— Wiem o tym. — Ciotka Viv westchnęła i zebrała ze
stołu jakiś okruszek. — Ale czy mogłam wtedy postąpić
inaczej? Przyjechałaś tu z Nowego Jorku w środku nocy
i za nic w świecie nie chciałaś wrócić do domu.
— Dlaczego matka nie zostawi mnie w spokoju? Wie
przecież, że nie chcę już mieć do czynienia z całym tym
cyrkiem tenisowym. — Shirley wstała i włożyła granatowy
płócienny blezer. — Nie czekaj na mnie z kolacją. Jestem
umówiona z Tedem Meehanem, synem właściciela firmy. —
Mrugnęła do ciotki. — W końcu mnie przekonał.
Mimo że spędziła miły wieczór w towarzystwie Teda,
telefon od matki nie wychodził jej z głowy. Po powrocie do
domu usiadła jeszcze na chwilę przy otwartym oknie i pat-
7
Deborah M. Mgro
rzyła w dół na oświetloną przez latarnie uliczne Railroad
Avenue. Pomimo późnej pory paru nastolatków grało
w koszykówkę, wykorzystując jako kosz rozwidlenie kona­
rów drzewa. Niektórzy z sąsiadów siedzieli przed domami
w stylu wiktoriańskim i zażywali wieczornego chłodu.
Shirley podparła dłońmi podbródek. Mimo woli wróciła
myślami do wydarzeń, które sprawiły, że znalazła się u swojej
ciotki w Bostonie. Chodziło o pieniądze brakujące na jej
edukację... (Po turnieju w Kalifornii — obiecała wówczas
matka — jeśli Skip wygra w San Diego, będziemy mieć
pieniądze na twoje studia.) Skip wygrał, ale o jej edukacji nie
było już mowy. A poza tym o pewnego młodego człowieka,
z którym się spotykała, lecz musiała zerwać tę znajomość, bo
zdaniem Carli Jimmy był jedynie graczem drugiej kategorii,
którego należało do oiebie zniechęcić.
Decydujące było jednak ostatnie spotkanie z Royem
Archerem. Shirley zakochała się bez pamięci w tym mło­
dym utalentowanym tenisiście, jednym z tych, którzy
czekali na wejście w wielkim stylu do międzynarodowej
czołówki. Roy zawsze zaliczał się do najlepszych i bardzo
wcześnie zaczął okazywać zadziwiającą pewność siebie,
dzięki czemu ustrzegł się załamania, które bywało skut­
kiem nieuniknnionych rozczarowań podczas ciągłych gier
kwalifikacyjnych. W przeciwieństwie do Skipanie miał
poza znakomitym trenerem nikogo, kto pomagałby mu
w karierze i troszczył się o jego sprawy. Roy Archer
zawsze był sam — jeśli pominąć tłumy jego fanów.
Na każdych kortach otaczały go niezliczone wielbiciel­
ki,.które wyciągały szyje, aby pochwycić choćby spojrzenie
swego idola. Serca kobiet zaczynały bić mocniej nie tylko
na widok jego foremnej twarzy. Obserwowanie sprężys­
tych ruchów jego szczupłego i wysokiego, a przy tym
atletycznie zbudowanego ciała sprawiało niemal zmysłową
przyjemność. Także Shirley uległa jego czarowi. Często
przyglądała mu się z ukrycia podczas porannych trenin-
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin