SW - Księżniczka Cally - Dark Miagi.doc

(46 KB) Pobierz
Księżniczka Cally

Księżniczka Cally
by Dark Miagi
 

- PROLOG -


Nie wyglądało to dobrze. Właściwie Cynx nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział ich statek w gorszym stanie. A przecież to wcale nie musiało się stać. Gdyby tylko pilnował swej pani, jak to zwykle robił, gdyby tylko był przy przyrządach nawigacyjnych, zamiast brać kolejną, skądinąd przyjemną, kąpiel w oleju, wypadku można byłoby uniknąć. Cóż, przynajmniej panience Cally nic nie było. Żyła... Na razie...

 

- AKT I -



- Jak bardzo jest źle, Cynx? Czy nadajnik wciąż działa? Udało ci się wezwać pomoc? - Cally starała się ukryć zdenerwowanie w głosie. Zupełnie daremny wysiłek - Cynx dysponował pełnym zestawem sensorów dźwiękowych i doskonale wyczuł niepożądane wibracje w strunach głosowych swej właścicielki, które zdefiniował jako 'strach'.
- Jednostka ratunkowa będzie tu jutro, panienko Cally. Może panienka zdjąć hełm - moje sensory stwierdzają dostateczną ilość azotu i tlenu w powietrzu - "Powietrza jest dość, ale co z pożywieniem", pomyślał Cynx.

Wysoko nad pustynnym kanionem świeciły bliźniacze słońca, wypalające niemiłosiernie swe trwałe piętno na planecie. Rozgrzane powietrze drgało, rozmywając kontury skał oraz poskręcanych i nadpalonych elementów czegoś, co kiedyś było całkiem wygodnym frachtowcem corelliańskim, a obecnie spoczywało na dnie kanionu.

Cynx, korzystając z niewielkich generatorów repulsorowych, uniósł się kilkanaście metrów nad ściany kanionu. Gdzież na tej bezkresnej skalnej bryle przysypanej piaskiem znajdzie pożywienie dla panienki... Wysunął niewielką antenę i obracając swą kopułą omiótł najbliższe tereny promieniami czujników. Może uda się znaleźć coś strawnego...

Po chwili wrócił do swej właścicielki. Bujne blond włosy uwolnione spod hełmu delikatnie spływały jej na ramiona. Jej twarzyczka była, jak zwykle, pokryta nienaganną warstewką makijażu. Siedziała w cieniu na kawałku skały, w obcisłym kombinezonie pilota, kierując swój zatroskany wzrok to tu, to tam. Wreszcie jej błękitne oczy zatrzymały się na kopułce Cynxa.
- Naprawdę, strasznie mi przykro Cynx - powiedziała cichutko. - Ja... Nie powinnam była próbować pilotować Gwiazdki sama...
Cynx znał się na ludziach. Taka była jego praca - ekspert od relacji człowiek-droid (i astronawigator z zamiłowania).
- To był mój błąd, panienko - zaczął, gorączkowo szukając słów pociechy w swoich bankach danych. Cally westchnęła.
- Ech, nie. Ty nigdy się nie mylisz... To znowu głupiutka ja, znów coś zepsułam. Jak zwykle... - Ukryła twarzyczkę w dłoniach. - Pewnie żałujesz, że utknąłeś z tak tępym człowiekiem.
- Służba u twego boku tu przyjemność, panienko Cally - zapewnił pospiesznie Cynx. Ku wielkiej radości dostrzegł niewielką zmianę biochemiczną w ciele swej właścicielki, którą czujniki zdefiniowały jako 'ulgę'
Cally spojrzała na Cynxa i uśmiechnęła się niepewnie.
- Wszystko będzie dobrze, prawda Cynx? Nie utknęliśmy tu na dobre, prawda? - zapytała z nadzieją. Coś, co Cynx sam sobie tłumaczył, jako 'oddanie', stanęło naprzeciw logice i oprogramowaniu. Nie mógł jej powiedzieć. Podpłynął jedynie bliżej, samą swoją obecnością próbując dodać jej otuchy.
 

- AKT II -



- Spójrz Cynx: grzyby! - Cally pochyliła się i sięgnęła po potencjalny posiłek. Szukali już przeszło godzinę; nie zanosiło się na to, by słońca w najbliższym czasie zrezygnowały z rażenia powierzchni planety swymi promieniami.
Cally uniosła grzyb bliżej oczu. Miał niebieskawe zabarwienie, tu i tam poplamione żółtym.
- Wyglądają smakowicie! Jestem taka głodna... Mogłabym zjeść siluriańskiego szczura... - Nim jednak zdążyła dokonać degustacji, grzyb przechwycił Cynx jednym ze swoich manipulatorów.
- Lepiej będzie, jeśli najpierw go przeskanuję, panienko - Cynx przysunął grzyb do wizjera i omiótł go promieniami skanera.
- ... Struktura białkowa ... śladowe ilości tlenku toru... Tak... Powinien się nadawać. Przyniosę sztućce ze statku - stwierdził i podryfował w kierunku wraku.
Cally patrzyła, jak Cynx znika za skałami.
- Ech - westchnęła. - Jak mogłam się w coś takiego wpakować... Będę pośmiewiskiem, ot co. Wszyscy znajomi będą mnie wytykać palcami. Już widzę te uśmieszki... - Zirytowana, kopnęła niewielki odłamek skały w stronę innych, podobnych niewielkich odłamków. "Życie jest nie fair", pomyślała.

Grzyby smakowały trochę jak pianka waniliowa. Były jednocześnie rozkosznie soczyste. Cally najchętniej rzuciłaby sztućce w kąt (jeśli takowy znalazłby się na pustyni) i do jedzenia użyła rąk, ale stwierdziła, że resztki przyzwoitości należy zachować.
- Gdy panienka skończy, sugerowałbym, byśmy udali się dalej na północ. Być może uda nam się znaleźć inne formy pożywienia...
- zaczął droid. Przerwało mu potwierdzające, lecz nieco zniecierpliwione mruknięcie, zagłuszane głośnymi mlaśnięciami.
Cynx westchnął i wzruszył ramionami. Metaforycznie, rzecz jasna.

- Ze wszystkich durnych planet w tym rejonie, musieliśmy rozbić się akurat na tej kupie skał i piachu - Cally, już z pełnym żołądkiem, poczuła, że może sobie pozwolić na to, by nieco ponarzekać. - Dlaczego nie mogła to być jakaś miła, zielona planeta, pełna pięknych, wysokich lasów, przecinanych gdzieniegdzie błyszczącymi strumykami... Wiesz, jak w tej bajce o hapańskiej księżniczce i siedmiu Drallach - zwróciła się do Cynxa. - Byłoby cudownie, prawda?
Cynx przytaknął.
- To nie byłoby takie złe życie, wiesz - podjęła po chwili milczenia Cally. - Mieszkać sobie na takiej planecie... Być księżniczką, nie mieć żadnych obowiązków... Nic, tylko przesiadywać całe dnie wśród zieleni.
Usiadła na pobliskiej skałce, zdjęła buty i zaczęła rozcierać zmęczone stopy.
- Jestem za głupia na cokolwiek więcej... - na jej lewym policzku pojawiła się łza.
Cynx podleciał bliżej.
- Niech panienka zje jeszcze jednego - powiedział, podając Cally niebieskawego grzyba.

Chwilę później powędrowali dalej. Cynx bacznie obserwował panienkę...

 

- AKT III -



- Cynx, patrz! Tam w dole! Las! I cudowna rzeczka! - Cally była zachwycona. W kanionie poniżej królowała zieleń i błękit. Zaczęła zbiegać na dół...

- Och, tu jest cudownie! Tak jak w tej opowiastce o hapańskiej księżniczce! Och, spójrz na te soczyste owoce... - Cally biegła przez magiczny las, rozglądając się wielkimi z wrażenia oczyma dookoła, ze zręcznością, której pozazdrościłby jej każdy droid serii R2.
- Hej, Cynx! Może znajdziemy chatkę Dralli, hmm? Albo może spotkamy tę wredną czarownicę... Albo kopalnię kryształów! Ha ha! - Podskakując wesoło i podśpiewując pod nosem, Cally zanurzała się coraz bardziej w głąb leśnych odstępów.
Cynx nie odstępował jej na krok.

Głęboko w leśnej głuszy Cally znalazła niewielką polanę, a tuż obok...
- Jeziorko! Och, jakie cudowne... Kryształowo czyste - "W samą porę", pomyślała Cally. "Przyda mi się kąpiel. Może w końcu zmyję z siebie cały ten brud".
Chwilę później rozpięty kombinezon pilota wraz z butami spoczywał już na brzegu. Złotowłosa postać stała zanurzona po kolana w kryształowej wodzie, wystawiając swe nagie ciało na działanie promyków słonecznych.
- Uch, jaka chłodna. Cynx, skarbie, bądź tak dobry i skocz do statku po mój szampon, dobrze?

- ...I wtedy, Drallowie wykuli dla księżniczki trumnę ze szkła, ponieważ kochali ją tak mocno, że nie mogli znieść myśli o tym, by ją pochować pod ziemią. Ułożyli ją więc w środku... - Cally ciągnęła swą opowiastkę bez chwili przerwy, myjąc jednocześnie swe długie, złote włosy.
Cynx wciąż bacznie ją obserwował.

- ...Wówczas przystojny koreliański książę podniósł szklane wieko i pocałunkiem zbudził księżniczkę. Żyli razem długo i szczęśliwie w jego zaczarowanym zamku - zakończyła Cally, mocując się z butem. Czuła się lekko i świeżo. - Prawda, że słodka historyjka, Cynx?

Przystanęła. Czuła się trochę dziwnie... Oparła się o piękny strzelisty dąb.
- Uch - ziewnęła. - Jestem... taka śpiąca. Mmm..
Usiadła. Cynx podleciał bliżej.
- Dziwnie... się czuję... Kręci mi się w ... głowie. Nie mogę... skupić... myśli. - Swymi niebieskimi oczami, każde niczym błyszczące w świetle słońca kryształowe jezioro, spojrzała na Cynxa. - Cynx... Co... mi jest...? - Jej wzrok gubił się; uciekał to tu, to tam. Spróbowała się skupić.
Cynx zauważył - nikła iskierka zrozumienia w tej błękitnej głębi, błękitnej mgle...
- Grzyby... Trujące...? D-Dlaczego... pozwoliłeś mi je zjeść...?
Cynx mógł jedynie patrzeć... Chłodnym, mechanicznym okiem.
- Statek... Nadajnik... Nie udało się wezwać... pomocy, prawda? Nikt tu... po nas nie przyleci... Prawda? - wyszeptała Cally.

Cynx co sił w repulsorach pognał do wraku. Na pokładzie były narzędzia. A kadłub to przecież także nierdzewna stal...

Cally nie miała już siły, by powstrzymać powieki przed zamknięciem. Dostrzegała już tylko nikłe cienie, przesuwające się szybko w tę i z powrotem. Nieopodal coś się działo - dobiegały do niej... dźwięki. Uderzenia... czegoś ciężkiego. I jeszcze jakieś... jęki. Słowa powoli odpływały. Czuła się coraz lżej... Ten dziwny zapach...
Po chwili dźwięki ustały. Cally leżała u stóp drzewa, pomrukiwała coś cichutko. Cynx przybliżył się.
Otworzyła na moment oczy.
- Nie... - Jedynie nikły szept... - Nie mam ci za złe, Cynx... To, co zrobiłeś... Wiem, czemu. Żałuję... - zatrzymała się na chwilę, po czym podjęła z wysiłkiem - Żałuję tylko... że wyciągnęłam cię... ze sobą. Biedny... sam... co... zrobisz... sam...

 

- EPILOG -



Jej słodki oddech ustał... Jej błękitne oczęta zamknęły się... Zaczarowany las na powrót zmienił się w skalistą pustynię. Bliźniacze słońca zachodziły w oddali, nadając niebu rubinową barwę...
Cynx wyłączył sensory, ograniczył pobór mocy do niezbędnego minimum i spoczął u boku swej pani.
Cally spała, wygodnie ułożona na miękkim materiale, pod kopułą ze szkła.
Cynx jeszcze przez chwilę rozmyślał... O kopalniach kryształu, o lśniących strumykach i przystojnych księciach...

I Cynx modlił się...

- FIN

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin