SW - Forteca Mroku - Karrde.doc

(39 KB) Pobierz
Forteca Mroku

Forteca Mroku
by Karrde

Z pewnej odległości piąta planeta systemu przypominała pozbawioną życia asteroidę. Z bliższej zresztą też. Gdyby nie regularny kształt, wielu pomyliłoby ją z Kessel. Dopiero z orbity można było zauważyć, iż pod dosyć grubą warstwą ciemnych chmur znajdują się piękne, gęsto zalesione wąwozy oraz krystalicznie czyste wody rzek i mórz. Idylliczny obraz całości psuła gigantyczna, czarna forteca, wyrastająca z jednego z największych wąwozów północnej półkuli.

Trudno było nazwać ją posępną, gdyż wyznaczyłoby to nową definicję tego słowa. Był to widok, który każda w miarę normalna istota widzi jedynie w najgorszych koszmarach. Siedlisko wszystkiego, czego chce uniknąć. Mówiąc wprost - Wielka Biblioteka Sithów.

Przed wieloma tysiącami lat, gdy Bractwo Sithów przeżywało swój renesans, pojawiła się pewna idea. Lordowie Sith przedsięwzięli budowę ogromnej biblioteki, w której murach postanowili zawrzeć całą mądrość i doświadczenie Bractwa. Jednak nie powstała ona na Korribanie. W jednomyślnym głosowaniu (a przynajmniej nikt żywy o takich sprzeciwach nie melduje) postanowiono znaleźć planetę, która swym położeniem mogłaby gwarantować wieczny spokój złożonych na niej danych. Szukanie czegoś poza ustalonymi szlakami nadprzestrzennymi było w ówczesnym świecie gwarancją szybkiej śmierci, przynajmniej w teorii. Teoria tym się jednak różni od praktyki, że nie uwzględnia wyjątków, a takim wyjątkiem była w tym przypadku Moc, która poprowadziła pilota Bractwa daleko na obrzeża galaktyki. Wprost do systemu, który później na mapach figurować będzie jako "Alturia". Jedyną zdatną do zamieszkania planetą tego systemu było piąte ciało niebieskie. Górzysta, gęsto zalesiona planeta, zwana odtąd Tarrgan, stała się powiernikiem tajemnic Sithów.

Od potężnego okresu czasu, budowla stała samotnie, pozbawiona nadzoru ze strony swych stwórców. Sithowie zostali bowiem wyniszczeni.
Przynajmniej w teorii...


Noc zalegała na Tarrganie. Nawet biorąc poprawkę na wiszące niemal tuż na głowami gęste, ciemne chmury, była to noc w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Niespodziewanym raczej widokiem był samotny, oświetlony airspeeder lecący środkiem wąwozu. Pasował tu niczym uczciwość do Jawy. Reakcją na ten wybryk natury była nienaturalna cisza całego świata ożywionego planety.

Śmigacz mknął przed siebie, światłami reflektorów przebijając ciemność, a wizgiem turbin tnąc ciszę. Pilot ostrożnymi i precyzyjnymi ruchami odmawiał pobliskim skalnym występom bliższej znajomości ze swoim pojazdem. Złość promieniowała z niego niczym światło z pękniętego reaktora. Wyglądało na to, że właśnie przybył na szkolenie nowy uczeń. Jednak nie zawsze zdarza się to, na co się zanosi...


Torrin Kmos poprowadził swoją maszynę prosto do wylotu wąwozu, którego drugi kraniec wyznaczały czarne mury Biblioteki. Nie zwalniając przeleciał połowę odległości do fortecy i dopiero wtedy pociągnął wajchę przepustnicy. Śmigacz posłusznie zwolnił. Mgła gęstniała coraz bardziej, więc młody Jedi włączył dodatkowe reflektory. Na końcu strugi światła zamajaczyły się wrota prowadzące do jednego z hangarów Biblioteki. Otwarte wrota. Torrin, mimo iż zdawał sobie z tego doskonale sprawę, nie chciał przyznać się przed samym sobą, że się boi. Nie pozwalały na to wyryte w pamięci słowa Mistrza o tym, że "strach prowadzi na ścieżkę Ciemności". Jednak ciarki przechodzące po plecach w odstępach wprost proporcjonalnych do odległości od mrocznej budowli wskazywały na co innego. Drugim zmartwieniem Kmosa był sam cel wizyty. Oczami wyobraźni wciąż widział konającego Ooltrotha, proszącego, by Torrin nie kierował się gniewem i zemstą.

"Nie leć za nim, Torrin. Gdy zechcesz sam wymierzyć mu karę, znajdziesz się po drugiej, ciemnej stronie... Dla niego wystarczającym cierpieniem jest droga, którą wybrał... Na każdego... przyjdzie czas, a ty masz przed sobą całe życie... nie popełnij je...go błę...du... Nie podą...żaj ś...ścieżką C...c...c...iemno...ści..."

Młody Jedi ledwo powstrzymał łzy napływające do oczu, widząc oczyma wyobraźni ciało swego Mistrza leżącego na ziemi z brzuchem przebitym ostrzem miecza. Nie. Jedi się nie waha. A on już wybrał. I musi to doprowadzić do końca.

Spreeder przeleciał przez wrota do ogromnego, ciemnego hangaru. Wrota zamknęły się za nim natychmiast. Hangar zalało jasne, mocne światło. Oślepiony Torrin próbując opanować natychmiastową chęć ucieczki, mógłby przysiąc, że słyszy iście koszmarny śmiech...


Obszedłszy ogromną halę dookoła i stwierdziwszy brak zagrożeń, podszedł do najbliższych drzwi. Dioda w zamku sugerowała, że są zamknięte. Kolejne drzwi również były solidnie zamknięte. Dopiero ostatnie otworzyły się bezgłośnie, gdy tylko się zbliżył. Tonący w ciemnościach korytarz nie był zbyt ciekawą propozycją, ale...
- To była jednak błędna decyzja... - mruknął pod nosem.
Odczepił od pasa pręt jarzeniowy i zapalił go. Żółte światło rozświetliło ciemność, tworząc na ścianach niezbyt zachęcające cienie.
Jedi ruszył powoli naprzód.

Korytarz, i w ogóle cały hangar, przypominały raczej pałac. Łukowato sklepiony, rzeźbiony sufit, płaskorzeźby na ścianach przedstawiające odwieczną batalię Jedi i Sithów. Kolejnych części korytarza strzegły naturalnej wielkości kamienne posągi strażników Bractwa.

Kmos zatrzymał się gwałtownie przy ścianie. Z niedowierzaniem spojrzał na płaskorzeźbę, która przedstawiała leżącego Sitha i klęczącego przy nim młodego człowieka. Nieświadomie wstrzymał oddech - na jego oczach płaskorzeźba zamieniła się w realistyczny obraz ambasady republikańskiej na Bothawui. Wszystko, co wtedy czuł powróciło z niesamowitą mocą. Każdy ruch, każdy oddech.

Usłyszał za plecami krzyk, tak jak wtedy. Tym razem nie odwrócił się. Wiedział, co zobaczy. Jednak krzyk nasilał się i teraz już wyraźnie słyszał, że ktoś go woła. Ostatkiem sił, które jeszcze go nie opuściły, spojrzał za siebie.

Wizja znikła momentalnie, krzyk ucichł. Jednak nie oznaczało to niczego dobrego.
To, co przed chwilą wziął za rzeźby strażników, zbliżało się majestatycznie ku niemu.
I trzymało zapalone miecze świetlne.


Młodego Jedi aż zatkało. Błyskawicznym ruchem dobył miecza, lecz równie szybko przyszło opamiętanie. Niemal zerowe szanse pokonania dwóch przeciwników.
- Może i ma mnie szlag trafić... - mruknął, gdy to sobie uświadomił. - ale najpierw trafi tego pieprzonego ciemniaka!

Biegiem ruszył w głąb korytarza, nie oglądając się za siebie. Jedynie słuch i Moc podpowiadały mu, że coraz więcej kamiennych strażników ożywa i rusza w pogoń. Jedyną myślą, jaka nie dawała mu spokoju w tym szaleńczym biegu, była chęć dania Rergowi znaku, by wynosił się stąd jak najdalej.

Rerg był najlepszym kandydatem na Jedi, jakiego Torrin znał. Zawsze spokojny i opanowany, nigdy nie pozwalał uczuciom wyznaczyć swej drogi. Jednak gdy tylko dowiedział się o losie Mistrza Ooltrotha, zorganizował błyskawicznie statek i wyruszył razem z Kmosem. Teraz czekał na orbicie na znak...

Torrin już wyciągnął i uruchomił komlink, jednak nim zdążył cokolwiek przekazać, na drodze stanęła mu ściana. Stanął bezradny i przerażony, słysząc za plecami coraz bardziej natrętne ni to pohukiwanie, ni to zawodzenie przebudzonych strażników. Jeszcze kilka sekund i stanie oko w oko z co najmniej dwoma tuzinami rozwścieczonych przeciwników.

Nagły błysk na bocznej ścianie sprowadził jego umysł do świata realnego. Niewidoczna dotąd na tle czerwonej ściany dioda zapłonęła żółcią. Nie wiedząc zbytnio, czego oczekiwać, wycofał się pod przeciwległą ścianę, mocniej ściskając rękojeść miecza.

W drugim końcu korytarza już pojawili się przeciwnicy. Na jego widok stanęli. Pierwszy z nich podniósł wyzywająco miecz. Nagle dioda zmieniła kolor na zielony i część ściany rozsunęła się, ukazując windę. Niewiele myśląc, Torrin wpadł do środka i nie patrząc, co robi, wcisnął przycisk.


Trzymając w roztrzęsionych dłoniach komunikator, Torrin Kmos próbował się uspokoić. Winda była już prawie u celu, więc młody Jedi przypiął z powrotem do paska komlink, a odpiął miecz. Gdy tylko to zrobił, winda odczuwalnie zwolniła, by po chwili zatrzymać się zupełnie. Drzwi rozsunęły się, ukazując...
...pokaźnych rozmiarów, okrągłą salę. Ściany miała przeszklone i znajdowała się na wysokości umożliwiającej podziwianie niesamowitej panoramy okolicy. Na gęstym, czarnym dywanie rzucały się w oczy czerwone fantazyjne wzory. Sufit zdobił batalistyczny fresk. Pod oknem, naprzeciw windy, stało okazałe biurko i siedem foteli w półkolu za nim. Wszystkie odwrócone w stronę okna.
- No i pięknie, teraz trafiłem do biura zarządcy. Jeszcze tylko jego ducha tu brakuje...
Myśli Jedi biegły coraz szybciej.
"Mogę wezwać Rerga, na statku na pewno jest jakaś dodatkowa broń. Rozniesiemy tę cholerną bibliotekę na strzępy..."
- Oj, Jedi. Ładnie to tak planować czyjąś zgubę?
Torrin zesztywniał. Środkowy fotel zaczął powoli się obracać, czemu towarzyszył syk zapalanego miecza. Kmos stanął w bojowej pozycji, gdy właściciel głosu ujawnił się w całości.

Średniego wzrostu człowiek, w długim, czarnym płaszczu. Z drwiącym uśmiechem wpatrywał się w młodego Jedi.
- Jesteś równie przewidywalny, co twój mistrz. Z równą chęcią i radością zabiję i ciebie.
Torrin rzucił się z krzykiem na oponenta, jednak w połowie drogi napotkał fotel lecący kursem kolizyjnym. Podniósł się szybko i znów wycelował koniuszek miecza w Ciemnego Jedi.
- Boisz się podjąć honorową walkę? - postarał się, by słowa zabrzmiały jak najbardziej przekonywująco. - Och, naturalnie. Z nas dwóch, to ja się tutaj boję.
Pod wpływem impulsu, Jedi zogniskował wzrok na szybie za fotelem wroga i padł na ziemię. W tej samej chwili tafla okna została rozniesiona na strzępy przez strzały pokładowego działka "Żarłoka". Po kolejnej serii fotel wraz z Ciemnym Jedi zamieniły się w zwęglone szczątki. Unosząc z niedowierzaniem głowę, Torrin zobaczył salutującego mu z kokpitu Rerga.


Gdy planeta została daleko w tyle, a statek szykował się do skoku w nadprzestrzeń, Torrin zdecydował się w końcu odezwać.
- Dzięki.
- Więc jednak umiesz mówić?
- Chyba tak...
- Powinieneś się jednak cieszyć z tego, co zaszło.
- Ciekawe, z jakiego powodu - warknął Kmos.
- A z takiego, że wreszcie dostałeś nauczkę. Może trochę cię to utemperuje.
Na pokładzie znów zaległa cisza. Gdy "Żarłok" pokonywał już nadprzestrzeń, Torrin zapytał.
- Skąd wiedziałeś, ze mam kłopoty?
- Moc, przyjacielu, Moc...
- Nie powiesz, że wyczułeś to z tak daleka?
- Pozwól dokończyć. Moc... - Rerg spojrzał na niego z krzywym uśmiechem - współczesnej techniki. Zapomniałeś wyłączyć komunikator...

Karrde
 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin