Edwards Jane - Czas tkliwości.pdf

(716 KB) Pobierz
Jane Edwards
Czas tkliwości
Przekład Mirosława Chmielewska-Dryszel
1
Rozdział 1
Stefania powoli zacisnęła pięści.
Koralowo-czerwone paznokcie wbiły się w
miękkie ciało. Stała na werandzie hotelu,
obserwując sylwetkę wysokiego,
przystojnego mężczyzny.
Poznała go natychmiast, mimo że nie
widzieli się od z górą dwóch lat. Na jedną
krótką chwilkę zmyliło ją jego ubranie,
jakby żywcem wyjęte z westernu, ale i tak
wiedziała już, kto zbliża się ku niej takim
energicznym krokiem od strony parkingu.
Jordan McCloud... Bogaty, arogancki,
znany w swoim światku reklamy,
bezlitosny dla tych, których nie lubił, i
przesadnie hojny dla tych, którzy mieli
szczęście mu się spodobać. Najbliższych
traktował jak swoją własność. I ona była
tak kiedyś traktowana... a według prawa
2
nadal należała do niego.
Stefania zobaczyła teraz wyraźnie jego
twarz w świetle dwóch latarni stojących u
wejścia na werandę. I jak świetnie się
trzymał! Wyglądał zaledwie na
trzydziestkę, podczas gdy w
rzeczywistości miał już trzydzieści pięć lat,
o siedem więcej niż ona.
Wydatne kości policzkowe,
kruczoczarne włosy i ciemne oczy
zdradzały indiańskie pochodzenie Jordana.
Przeskoczył właśnie trzy stopnie naraz,
niecierpliwy jak zawsze. Stefania siłą woli
powstrzymała chęć ucieczki. Na ucieczkę
było już jednak za późno.
– Cholernie trudno cif znaleźć, Stefanio
McCloud! Co u ciebie słychać? – zapytał.
Stefania wiedziała, że było to pytanie
retoryczne. Jordan nie oczekiwał
odpowiedzi na nie.
– Wybacz, że nie skaczę z radości na
3
twój widok, ale myślałam, że mogę się już
czuć bezpieczna. Minęło w końcu trochę
czasu, prawda? Ciekawe, gdzie popełniłam
błąd?
– Nie popełniłaś żadnego błędu – odparł
Jordan. – To ja podwoiłem wysiłki, żeby
cię odnaleźć. Na moim biurku leży już
pokaźny rachunek z biura
detektywistycznego. Powinnaś być
zadowolona, że zadałem sobie tyle trudu.
Zmarszczył czoło, przesuwając
natarczywym spojrzeniem po Stefanii.
– Nie rozbieraj mnie tutaj, Jordanie,
bardzo cię proszę. Jest na to zbyt chłodno,
no i miejsce, w którym się znajdujemy,
należy zaliczyć do publicznych.
Ta kąśliwa uwaga wcale nie pasowała
do cichej, spokojnej dziewczyny, która
cztery lata temu wyszła za mąż za
najlepszą partię w Nowym Jorku. Jordan
zdziwił się niepomiernie.
4
– Sądzę, że jako twój mąż mam prawo
rozbierać cię, gdzie chcę i kiedy chcę –
odrzekł gniewnie. – Ale nie taki jest
powód mojego przyjazdu. Przynajmniej
nie w tej chwili. Wrócę do tej sprawy
później, być może nawet dziś wieczorem.
– Zabrzmiało to jak groźba, którą
zamierzał wprowadzić w życie.
Stefania odgarnęła włosy nerwowym
ruchem. – Po co tu przyjechałeś, Jordanie?
– spytała cicho.
– Ponieważ jesteś moją żoną i ponieważ
chcę cię zabrać do domu, tam, gdzie jest
twoje miejsce. Mam już dość tej zabawy w
chowanego. Pokazałaś, do czego jesteś
zdolna. Przyjąłem to do wiadomości, ale
uważam, że wszystko ma swój kres. Długo
trwało, zanim cię odnalazłem i
oświadczam, że nie zamierzam cię już
wypuścić z rąk.
Stefania spojrzała na niego z irytacją. –
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin