PamietnikiJasnowidzącejA-Pilchowej(Fragment).doc

(36 KB) Pobierz

Dwa fragmenty z “Pamiętników jasnowidzącej” Agnieszki Pilchowej .

Czy i w jakiej mierze może jasnowidz przepowiadać przyszłość?

 

Często przyglądałam się kliszom astralnym, na których są odbite wypadki nadchodzące, lub mające się w dalszej przyszłości odegrać. Jedne stworzone siłą złej woli, są już niejako nieuchronne, stanowią jakby gotowy czyn. od fotografowany na kliszy astralnej- inne znów pod wpływem złej woli powstałe, są tu i ówdzie przekreślone przez lepsze moce duchowe. Niechętnie opowiadam o tych kliszach, jakie snują się w świecie astralnym, by ktoś nie wziął tego za przepowiednię nieuchronnych faktów i by nie czekał na urzeczywistnienie ich na ziemi, bo tym wyczekiwaniem pomagałby do urzeczywistnienia niejednego nieszczęścia. Są jednak klisze, zwisające tuż nad ziemią, czekające tylko na ich wykonanie. Przed tymi kliszami choćby się ostrzegało, to i tak ciężarem Karmy spadną jako cios nieszczęścia na jedną czy wiele głów. Niech poniżej przytoczone zdarzenie posłuży jako  przykład:

Polityczne zacietrzewienie, niepokój między ludnością, walka  o kawał ziemi. Obie strony czuły się pokrzywdzone: lud, należący do Czechosłowacji i lud należący do Rzeczypospolitej Polskiej. Obie strony patrzyły na siebie nieżyczliwie. Chodziło o utworzenie granicy, przy czym jedna i druga strona miały do siebie pretensje, uważając się za pokrzywdzoną. Było źle -krew i łzy skrapiały ziemię. Przebywałam wówczas w Czechosłowacji, gdzie znajdowała się większa część mojej rodziny. Byłam już wolna, od  pierwszego męża, ale jako przynależna jeszcze do Państwa Polskiego, nie byłam pożądanym gościem dla niektórych czynników w republice czechosłowackiej. Mając już dowody mego jasnowidzenia, gdyż uczęszczałam do klubu okultystycznego , w którym odbywały się różne eksperymenty, miejscowe czynniki poczęły obawiać się że zacznę działać na niekorzyść Czechosłowacji. Co do mnie byłam od tego bardzo daleka, wiedząc, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga i modląc się za wszystkie narody, by miłość między nimi zapanowała. Toteż nie robiłam różnicy, czy prosił mnie Polak , czy Czech o radę w różnych swoich udrękach życia. Czasem zarzucano mi, dlaczego bratam się tak z Polakami. Odpowiadałam, że tak mi jest miły Polak, jak każdy inny.-Zresztą leży to w mojej naturze, że czuję się zawsze bliższą tych, którzy cierpią-a Polacy wówczas cierpieli tam bardziej, niż kiedy indziej. Niedługo potem widziałam, że władze postanowiły się mnie stamtąd pozbyć i rzeczywiście zaczęły mnie bardzo prześladować. Przeciwnie lud zarówno czeski, jak polski w znacznej mierze lgnął do mnie. Nie pytano mnie o sprawy polityczne, wiedząc, że nie udzielę żadnej odpowiedzi , jednak władze podejrzewały mnie o to i dręczyły mnie bardzo. Policja, tajni agenci szpiegowali mię ustawicznie. A tymczasem straszne przekleństwa ludu ,krew i łzy potworną czarną chmurą z błyskawicami astralnymi wbijały się w ziemię. Złe Moce dążyły do wywołania jak największej nienawiści i przelewu krwi. Widziałam jak przekleństwo łączy się z trującymi gazami kopalń, a myśli wyrzucania sobie wzajemnie domów w powietrze drogą wybuchów opadły na dno szybów budząc niejako z uśpienia potworne siły: ognia i gazów trujących. Zaczęłam ostrzegać ludzi, by uważali na gazy, nagromadzone w szybach górniczych. Ostrzegłam w ten sposób niektórych górników, jednak przeszło to bez większego echa, gdyż obawiali się powiedzieć to władzy, żeby ich nie wyśmiano. Pewnego wieczoru powracałam do domu; było ciemno, ani jedna gwiazdka nie świeciła na niebie. Przyjechałam tramwajem o godzinie 10-tej wieczorem. W okolicy panowała względna cisza. Nie przeszłam jednak ani kilometra , kiedy opadł mnie ciężki smutek. Po  twarzy spływały łzy. a całe ciało stało się ociężałe. Szłam bardzo powoli. Nagle odczułam jakby falowanie ziemi pod moimi nogami. Przystanęłam, chcąc zbadać przyczynę tego niesamowitego zjawiska-wtem koło mnie zaczęło jakby biec wiele widm ludzkich, narzekając rozpaczliwie i równocześnie ujrzałam pod stopami mymi wiele ludzkich czaszek. Przyspieszyłam kroku, po chwili, jednakże przystanęłam. Zjawiło się jakieś podłużne, wysokie i równomiernie świecące światło. W pierwszej chwili myślałam, że to refleks od auta, względnie latarni-myliłam, się jednak, bo światło to nie było ziemskie. Znów przymknęłam powieki i ujrzałam w tym świetle wielką postać, mającą wybitne podobieństwo do malowanej na obrazach patronki górników, św. Barbary. Koło niej przesunęły się, krzycząc rozpaczliwie, gromady biegnących ludzi, składające się przeważnie z kobiet i dzieci. Postać wsparta na mieczu na środku zabudowań kopalni dziwnym wzrokiem patrzyła w jedna tylko miejsce, ukryte w głębi ziemi, gdzie spoczywały nagie czaszki ludzkie. Istota ta, mająca odsuwać nieszczęścia od górnika , nie wyglądała jak duch, świadomy swego zadania, tylko jakby to był astralny wytwór imaginacji myślowej wielu ludzi, oświetlony światłem modlitwy i ufności. Czułam się bardzo znużona i zgnębiona narzekaniem tylu ludzi. Zbliżając się do lasku, usiadłam na pniu , zapytując swego ducha, Opiekuńczego, czego bym się miała podjąć żeby zapobiec nieszczęściu i jakie moje zadanie w tym wypadku. Odpowiedział mi:“Na ciebie jest skierowane wiele nienawiści z niższych sfer duchowych, że i tu wyrywasz z ich szponów niejedną ofiarę-ale tu też mają dla siebie najlepsze podłoże, by cię zgnębić. W tym zamęcie różnych myśli najlepiej im się sieje nieufność i nienawiść ku tobie. Nie jest to w twej mocy, byś odsunęła te łzy, to grożące niebezpieczeństwo. Zło, wytworzone przez ludzi a ostatnich czasach, już złączyło się z klątwą  z wnętrza ziemi. Gdybyś teraz poszła i zaczęła ostrzegać, by górnicy nie zjeżdżali do kopalń, aż minie niebezpieczeństwo, zamknęliby cię do więzienia jako rozsiewającą niepokój , a tamto i tak by się stało. Pociesz się tym że nas tu wielu pracuje nad unicestwieniem, względnie złagodzeniem tego zła”. Tej nocy nie spałam wcale, nie mogąc się nawet modlić. Różne obrazy, związane z nadchodzącą katastrofą przesunęły mi się przed oczyma. Ujrzałam górnika, zakładającego lont, a w miejscu, gdzie go założył, ujrzałam potwornego ptaka z ogromnymi czerwonymi oczami,  z których buchało ogniste światło. Rozległ się huk-w tej chwili ptak rzucił się do lotu, bijąc skrzydłami po ścianach szybu, łamiąc przy tym  drewniane podpory, tzw. stemple . Tumany prochu i gazu kłębiły się pod jego skrzydłami. Nad sobą miał dwa tzw. chodniki, które również pod wpływem uderzeń jego skrzydeł rysowały się. Potem widziałam straszne męki duszących się w otchłani kopalnianej i rozpaczliwie biegających w koło. A jeszcze więcej, niż nieszczęśliwych, duszących się górników, jeszcze więcej było tam potwornych duchów. Były one zarówno na powierzchni ziemi, jak i w jej wnętrzu, z ślepiami utkwionymi w nieszczęśliwych. I tak, jak na kościele dzwonią umarłemu, tak w  astralu usłyszałam jękliwy dzwon, alarmujący w nieszczęśliwym wypadku. Ściągnął on wiele duchów, przebywających w zaświecie krewnych tychże nieszczęsnych, ginących w gazach i w płomieniach. Wszyscy chcieli się dostać bliżej ku cierpiącym, ale i im płomień i gazy przeszkadzały. Duchy te niewiele różniły się od postaci ludzkich żyjących na ziemi, a niemal wszystkie miały ubrania na sobie-ale fluidyczne i ukształtowane z własnych swych myśli. Spojrzałam na duchy górników, odłączające się od swoich zniszczonych ciał-ze wszystkich twarzy bił przeraźliwy lęk i nie widzieli witających ich duchów dawniejszych członków rodziny. Ciemne duchy wyły jak dzikie zwierzęta, udając przy tym płacz, a wiele z nich stało na głowie, wymachując w powietrzu nogami, podobnymi raczej do nóg zwierzęcych. I znów jasna podłużna smuga, znacząca nieszczęśliwym niejako drogę-to pasmo, utworzone z ich własnych myśli i myśli wielu innych, polecających ich pod opiekę św. Barbary i Boga. Lecz owa postać tam nie stała: zamiast niej było wiele dobrych. Biorących pod opiekę ogłuszonych i ślepych. Więcej świadome duchy, które przyprowadziły członków rodziny, polecały lepiej myślącym modlić się. A dzwon dzwonił coraz ciszej... Udręczona zasnęłam i spałam sama w pokoiku, mając zamknięte drzwi. Myślano że może jestem na spacerze, a ja w odłączeniu w ciszy wypoczywałam po szeregu gorzkich dni. Kiedy otworzyłam oczy i wstałam , uchylając drzwi opadł mnie smutek, zmieszany z dziwną rezygnacją. Matka moja weszła, chcąc mi oznajmić , że stało się wielkie nieszczęście. “Wiem- odrzekłam-już 74 jest odłączonych od ciał”. Niebawem zaczęli się do mnie schodzić ludzie, padając z łkaniem na kolana i zapytując, czy ich drodzy dostaną się żywi na wierzch. Stary górnik, płacząc, prosił, mnie:--Pani całą chałupinę dam ci, gdyby syn mój mógł wydostać się żywy. Wcale nie myślałam o tej propozycji, lecz ból ściskał mię za gardło, gdy patrzyłam na niego. Wyszeptałam w duchu:" Czy wolno mi będzie uratować chociaż jednego z tych wszystkich i wziąć częściowo jego Karmę na siebie?" Górnik ów, za którym ojciec się wstawiał, został wydobyty z pod ziemi i złożony między innymi jako nie dający z początku znaku życia. Umarli mieli być pogrzebani na koszt kopalni. Stary górnik zabrał syna, wierzył bowiem w to że syn jeszcze nie odłączył się od ciała swego. Jeden z dobrych duchów skłonił mnie ku mej prośbie i napisał radę w jaki sposób usunąć gazy z organizmu zatrutego. Polecił, aby nabrać gliny z pod koniczyny, rozłożyć ją na prześcieradle i otulić tym nagie ciało chorego, a okład ów zmieniać często. Zrobiono tak, ja tymczasem nacierałam dłońmi żołądek i piersi chorego, usuwając magnetyczne gazy z jego wnętrzności. Cierpiałam przy tym wiele, bo wszystkie gazy jakby z niego we mnie się tłoczyły. Niebawem przez zaciśnięte zęby zaczął się wydobywać głos. Z lękiem powtarzał chory ostatnie myśli, wśród których stracił był przytomność: "Ogień, pali się pali się!" Zaczął robić ruchy, jakby chciał uciekać. Powoli odzyskał jednak przytomność zupełną. Najtrudniej było z przywróceniem wzroku, lecz i to niedługo stało się dzięki magnetyzowaniu oczu. Za kilka dni bowiem odzyskał i wzrok, choć lekarz uznał, że widzieć nie będzie. Zaraz po tym wypadku byłam jeszcze bardziej prześladowana-widocznie Karma z tego chłopca została przeniesiona na mnie, przejawiając się w postaci prześladowań. Tu i ówdzie zapytywali mnie górnicy, czy już nie grożą wybuchy w kopalniach gdzie pracowali, i widziałam że są one jeszcze możliwe, bo niskie Moce skwapliwie gromadziły niebezpieczne gazy w podziemiach, chcąc zgotować sobie znowu piekielną zabawę. Widziałam na kliszy astralnej, że Karma już nie odgrywa tu wielkiej roli i że wrogowie ludzkości więcej z własnej swej złej woli starają się pchnąć na ludzi nieszczęście. Toteż, gdy zbliżała się chwila, kiedy urzeczywistnić chcieli ów plan , poszłam naprzeciw kilku górników, idących  grupami do pracy, oznajmiając im, by byli ostrożni i bacznie zważali, biorąc za miernik światło lampki bezpieczeństwa, jaką biorą ze sobą. Przy pierwszych niespokojnych błyskach światła i w ogóle przy pierwszych jakichkolwiek innych oznakach, po których zwykle górnicy poznają zmaganie się gazów trujących, niechaj natychmiast żądają ich wypuszczenia na powierzchnię. I istotnie kiedy nadchodziła groźna chwila, zaczęli górnicy przejawiać zaniepokojenie; ten i ów domagał się lepszego wietrzenia szybów itp. Ja na pewien czas wyjechałam wtedy z tej miejscowości, ale już po ostrzeżeniu górników. Władze myśląc, że jestem w miejscu mego pierwotnego pobytu, podobno chciały mnie ukarać za szerzenie niepokoju wśród górników, w następstwie czego obawiają się oni zjeżdżać na dół. W zastępstwie mnie wzięto moją matkę do przesłuchania myśląc, ze to ona w moim imieniu ostrzega górników. Skrzyczano ją, grożąc jej więzieniem, co bardzo przykro na nią podziałało; dopiero, gdy należycie im wytłumaczyła, że nigdy żadnych rad nikomu nie dawała i dawać nie myśli, nie mając zdolności jasnowidzenia, puszczono ją na wolność. Następnego dnia po jej przesłuchaniu nastąpił nowy potężny wybuch gazów, na szczęście jednak wszyscy górnicy zdołali ujść przed tą katastrofą, gdyż zostali wcześniej wywiezieni na powierzchnię ziemi. Wypadki owe odegrały się w Suchej, w zagłębiu Karswińskim, w roku 1919. O katastrofach tych rozpisywały się szeroko gazety. Tak to nieraz, gdy przeglądam życie czyjeś, przeniósłszy się do jego aury, widzę różne wypadki, które go spotkały, albo też które go jeszcze czekają. Czytając wyrok Karmy, powodujący złamanie ręki lub inny cios, zawsze znajduję odpowiedź, dlaczego tak, a nie inaczej się stało; równocześnie odczuwam lżejszy, czy silniejszy ból i na swoim ciele w miejscu, które uległo wypadkowi u danego osobnika, choćby to było i szereg lat wstecz. Kiedy widzę przyszłość czyjąś, gdy czytam w jego księdze karmicznej wypadki mające nastąpić, to jeżeli klisza jakaś jest nad jego głową, a nie płynie w falach magnetyzmu poza obrębem ciała astralnego, wówczas mam niemal pewność, że ów wypadek spotka istotnie danego osobnika, tym bardziej, gdy jeszcze odczuwam ból w tym samym miejscu, gdzie ten człowiek ma być karmicznie dotknięty. Nawet i przygnębienie duchowe udziela mi się.-Jeżeli jednakże klisza luźno się porusza w fali magnetycznej, wówczas wypadku tego da się jeszcze uniknąć i można przed nim ostrzec. Karmę nie zawsze w tym samym miejscu trzeba wyrównywać, gdzie się popełniło tzw, grzechy. Przeszłość przypływa jak miraż i zawisa w chwili wyrównania nad swoim twórcą. Jeżeli ma podłoże podatne, to ciężarem swoim opada, a nieraz tak, na pozór i znienacka, że ten ktoś mówi: "Nieszczęście spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba". A jednak bardzo często wypadki regulowane są przez istoty inteligentne. I często zdarza się , że ten ktoś powie : "Nie skończyło się na jednym smutnym przeżyciu, czy katastrofie-nastąpiły trzy jedna po drugiej". Tam gdzie trzy wypadki idą po sobie ,z pewnością są kierowane przez istoty świadome-jak przez ciemne duchy, tak i przez szlachetne. Jest to wyrównywanie Karmy, obliczone na siły danego osobnika. Ciemne moce niemal zawsze starają się załamać cierpiącego i wywołać w jego duchu bunt na jakieś niesprawiedliwe losy, którymi Bóg nas obdarza. Dobre duchy tępią ostrze ciosu i starają się, by ich wołanie :Dziej się wola Twoja, Panie!" przedostało się do głębi serca cierpiących, a nie rozumiejących, że zbierają to, co ongiś posiali. Nasza ziemia obecnie więcej niż do połowy otoczona jest w świecie astralnym niesamowitymi narzędziami walki. Jest to ogromna i ciężka klisza i co jakiś czas niżej ku ziemi opada. Gdyby wszystkie te narzędzia miały być użyte wraz z trującymi gazami, już sporządzonymi względnie sporządzanymi, to w ruiny obróciłyby się wszystkie miasta, nad którymi wisi ta klisza, a na milion mieszkańców zostałaby setka. Cały świat przedstawiałby jedno wielkie cmentarzysko i ruinę. Klisza ta jednak luźno się porusza i gotowe już niby obrazy wojny, czy powstań w poszczególnych miastach jako wstępu do ogólnych bratobójczych walk są stale przez wyższe moce przekreślane. Ludzkość mogłaby sama stępić to straszne ostrze, zwrócone na siebie, gdyby sobie chciała uświadomić, że ma tę moc: stworzyć sobie odblask raju na ziemi i ze wszystko zło, jakie na nią się wali, jest dorobkiem wielu,  "bo któżby sobie łamał głowę nad takimi zawiłymi zagadnieniami!" Często wiele z naszych klisz udziela nam się we śnie w postaci symbolu. Niejedną sprawę, której symboliczną stronę widzi jasnowidz na jawie, widzi inny człowiek we śnie lub w niejasnym przeczuciu. Jednakże po powrocie ze sfery Snu do ciała fizycznego często, bardzo często zaciera się to, co widział i rozumiał. Mało jest tych ludzi, co pamiętają sny po przebudzeniu się ,a jeszcze mniej takich, którzy by potrafili sobie wytłumaczyć ich znaczenie, o ile są ujęte w symbole.
 

Inny fragment:


Wojna srożyła się coraz bardziej .Pewnego dnia zdarzyło się że nie miałam w domu żadnych zapasów żywności, prócz małego bochenka chleba  na stole i trochę soli w solniczce. Nie miałam pieniędzy by coś kupić i ugotować, a zresztą i nie myślałam wcale o obiedzie. Wtem przyszły cztery kobieciny, prosząc usilnie, żebym dała im napić się gorącej herbaty. Otworzyłam odruchowo jedną szufladę po drugiej, żeby przekonać się już może po raz trzeci że są puste. Rozkroiłam bochenek chleba wątpliwej wartości spożywczej, wzięłam połowę oblałam przegotowaną wodą, posoliłam i zaprosiłam je do jedzenia. Jadły chciwie. Były to kobiety z rosyjskiej strony, przepłynęły przez Wisłę. Pięć ich wybrało się w drogę...Łzy płynęły im po twarzy, gdy wystraszonym szeptem coś między sobą opowiadały. Zrozumiałam; Pięć ich wyruszyło z domu, lecz jedna utonęła w nurtach Wisły- dostała w zimnej wodzie kurczu a lud był popękany i zranił ją w brzuch. Zostawiłam je w dobrze ogrzanym mieszkaniu, poleciwszy im wysuszyć przy piecu przemoczone i zmarznięte suknie. Niewesoło było w ich aurze; przerażenie, smutek i utajona złość kłębiły się naokoło nich. Poszłam do sklepu wziąć trochę żywności na kredyt; lecz choć nie miałam nigdzie długów po sklepach, tak się jakoś złożyło, że nie mogłam dostać żywności, tegoż dnia nie było właściciela sklepu, a bez jego pozwolenia nie wolno było wydać nic bez pieniędzy. Znów otoczyła mnie nieprzyjemna aura. Czułam jakby gdzieś z kąta sklepu ktoś się śmiał. Wyszłam szybko i zaraz usłyszałam za sobą głos głosy niskich duchów:

-Nie żryj, nie żryj, kiedy nie masz pieniędzy! Zgiń, zgiń, zgiń wraz z dziećmi! - O nie, nie zginę- Powiedziałam-żyć będę wiecznie. A jeśli inni głodują ,to i ja mogę trochę  pogłodować;  lecz wiem, że nie zginę.  I znów posypały się wymyślania: "cholero" itp. tak, że nie podobna wymieniać tych strasznych wyzwisk.

-Wynoś się, wynoś się, czego tu jeszcze chcesz na świecie ? Dlaczego oni sobie ciebie nie wezmą?! Idź  sobie z nimi , idź, my ciebie tu nie chcemy, będziemy cię prześladować na każdym kroku! Wróciłam do domu. Kobiety już trochę poweselały, jakaś otucha malowała im się na twarzy, bo wychodząc "pocieszyłam je, że może przyniosę coś do zjedzenia; ale opuściły prędko głowy. Widząc, że nic nie niosę. O już więcej podobnych nieszczęśliwych znalazło u mnie przytułek, ogrzanie i posiłek; pewnie od nich o mnie wiedziały, więc myślały, że i one także z węzełkiem w ręce ode mnie powrócą, tymczasem nie było nic nad ten bochenek chleba i trochę soli. Opowiadały, jak w zmarzniętych sukniach biegły ku najbliższym domom przy granicy, gdzie dym uchodził z komina, z myślą. By się prędko ogrzać; o jedzeniu już nie myślały, tylko o tym, by ogrzać skostniałe członki. Lecz odpędzano je od wrót i od drzwi miotłami, przeklinając i krzycząc:- Wy moskalki, wasi mężowie mordują, czego tu jeszcze chcecie?! I jedna dodała przyciszonym głosem ze łzą w oku :-Albo ja choć wiem gdzie mój mąż? Zabrali mi go z domu, zabrali mi krowę i wszystko, co im wpadło pod rękę, a co sądzili, że im się przyda. Druga odezwała się też ze smutkiem: - I ja nie wiem nic o moim mężu ,nic mi nie pisze. Co dzień nowa nadzieja: a może dostanę kartkę? Przyjdzie wieczór i nic z mojej nadziei, a tu dzieci głodne i nie wiadomo, gdzie udać się po zapomogę! Kiedy w silnym cieple za dwie godziny jako tako suknie im przeschły, kobiety  poodwijały sobie koce i prześcieradła, które im dałam poprzednio do zawinięcia , ubrały się, a ja zachęciłam je, by jednak poszły prosić dalej, bo ja im nic dać nie mogę. Na wszelki wypadek, gdyby nigdzie nic nie dostały, rozdzieliłam im drugą połowę chleba, odkrajawszy tylko małe kromeczki dla dzieci. Przy krajaniu tych skromnych kromek ścisnęło mi się serce, pomyślałam: - Boże, gdybym nie miała wiary w Ciebie, gdybym  nie wiedziała o twoim wielkim miłosierdziu, jak straszną byłaby ta myśl: ginąć z głodu! Już nic dla mnie ,ale patrzeć na męczarnię dzieci!...Nie były jednak zgłodniałe; ten jeden dzień przeszedł dosyć szczęśliwie. Dwa puste pudełka po kakao wypłukałam z resztek wodą, zagotowałam ją wyjęłam z nietkniętej dotychczas małej rureczki pastylkę sacharyny i osłodziłam tym kakao. I dzieci spokojnie zasnęły z kromeczką kukurydzianego chleba w ręce, w którym chciały zaspokoić odzywający się w nich głód i prosiły o niego jeszcze, leżąc już w łóżku.. Zbierając twarde okruszyny naokoło nich i wysuwając im cicho z ręki chleb, czy raczej jego namiastkę , ujrzałam nagle mnóstwo dzieci, płaczących i proszących bodaj o taki chleb. Wstrząsnęłam się, jakby mróz ściął wszystko ciepłe powietrze w mieszkaniu. Wtem zapachniał mi aromat świeżego, czystego chleba i różnych ciast. Przypomniało mi się, że już trzeci dzień nie miałam nic w ustach. Uśmiechnęłam się, że nawet głodu nie czuję. Położyłam się na łóżku, myśląc , że wczesnym rankiem coś przyniosę dla dzieci; lecz i ta myśl szybko zniknęła, sen zmrużył mi powieki. I znów silna woń świeżo upieczonego chleba, zmieszana z wonią ciasta.. a tu wysunęła się do mnie ręka  z pełnym półmiskiem czereśni i soczystych gruszek i jabłek. Pomyślałam:- Ach śni mi się, śni!...Mówią: głodnemu chleb na myśli-więc chociaż głodu za dnia nie czułam, to on we śnie próbuje mię prześladować, bym i ja zaczęła myśleć o chlebie. Woń była jednak tak silną, że przerwało mi to zasypiania. Otworzyłam oczy, lecz mimo to znajdowały się nadal przede mną owoce z silną wonią. Zrozumiałam, że dobre duchy wytwarzają z ożywczych molekuł w przyrodzie te, dla innych zapewne, niewidzialne owoce, by pokrzepić mi magnetyzm w astralnym ciele, by on tym aromatem posilił słabnące moje ciało fizyczne. -Dziękuję, dziękuję -rzekłam-za dużo mnie chcecie nasycić!- Nie dziękuj-Odezwał się miły głos-oddychaj przez chwilę głęboko z myślą że tym aromatem nagradzasz w ciele fizycznym i astralnym to, czego nie otrzymałaś przez zwykłe jedzenie. A kiedy już nawdychałam się dowoli, powiedziałam:--a teraz może byłoby dobrze, gdyby i dzieci się pokrzepiły. -Pokrzepić ciała astralne i fizyczne dzieci, tak jak twoje, to sprawa trochę trudniejsza. Innym jest ich ciało, zarówno astralne jak i fizyczne, niż ciało twoje-i nie z takim zrozumieniem  duchowym patrzyłyby na to posilanie. Mogłoby to wywołać odwrotny skutek; zamiast miałyby wchłaniać to przez  ciało astralne, a tą drogą posilać umiejętnie  i ciało fizyczne , zbudziłoby się u nich ludzkie łaknienie i spożywając te czereśnie, bodaj we śnie, nie posiliłyby się jednak w całości. Mogłyby się zbudzić w nocy i wołać z płaczem:--Czereśni, mamuśko, czereśni! A gdybyś powiedziała "nie ma"! wołałyby: To ciasta, chleba, gruszek, jabłek! I męczyłyby ciebie i siebie. Z tobą jest co innego, ty obeszłabyś się na ziemi bez chleba, pieczonego w piecu, bez pokarmów, gotowanych na ogniu, jak i w ogóle  bez wszelkiego pożywienia prócz wody; co więcej, zdrowszą byłabyś z pożywienia takiego, jakim teraz nasyciłaś oba swoje ciała, astralne i fizyczne, niż z pokarmów, sporządzonych na ziemi. Jest jednak pewna przeszkoda z powodu której trudno byłoby ci poprzestać tylko na takim odżywianiu. Magnetyzmem swoim przenikasz niemal wszystkie ciała ludzkie, na które skieruje się trochę twoja uwaga, a nawet ciała tych, na których nie zwracasz uwagi, o ile staniesz w ich pobliżu na drodze, w sklepie, czy w pociągu. Niewidzialny twój magnetyzm przenika je na wskroś, niby promienie Roentgena, a tym samym ściągasz na siebie z ich aury , z ich fluidów ich właściwości, chęci ,żądze, a więc i głód, o ile są głodni; jeśli mają na coś apetyt, udziela się to i tobie ,a choć podporządkowuje się to twojej woli, to jednak niemniej przeszkadzałoby przy bezpośrednim zasilaniu twego ciała astralnego i fizycznego. Owszem mogłoby się to odbywać nawet w tych warunkach, ale z większym wysiłkiem z naszej strony , a równocześnie i z twojej strony z większym skupieniem uwagi na podawane ci przez nas pokarmy. Lecz to nie ma większego znaczenia dla ciebie wśród zadań, jakie na siebie wzięłaś na świecie. Niema ci braknąć na ziemi chleba, ni innych koniecznych pokarmów dla ciała. Tego że dajesz innym wszystko, co otrzymujesz, i to nawet, co już niejako prawem życia ziemskiego masz zostawiać dla siebie i dla dzieci , nie będzie ci nikt z nas zapisywał  w księdze życia jako grzech. Nie będziemy cię też chwalić, że to czyn ładny, bo nie dla pochwał  masz robić dobrze. Choć wiedz, że nieraz niskie siły rozmyślnie podsuną ci istotę, mającą dużo więcej żywności , niż na 3 miesiące, aby jeszcze coś wyciągnęła od ciebie -i ty dajesz wszystko, do ostatka. Nie maż zakorzenionego w duchu kłamstwa, więc trudna ci dostrzec ten podstęp, maskowany wielką dobrocią, patrzącą z  ócz, skierowanych ku tobie, zalewających się może nieraz łzami i użalającymi się na srogą nędzę. A sami nie odkrywamy ci szybko złej strony ; wszak już dosyć złego widzisz na świecie, niezależnie od twej woli i żal nam wprowadzać cię w stan smutku i niepokoju. I naraz ujrzałam kobiecinę, która przybyła do mnie przed trzema dniami i już zaraz na wstępie, choć nie zwróciłam jej bynajmniej uwagi, jakobym nie wierzyła jej słowom, zaczęła się przysięgać, że "tako bida tako bida, do ust nie ma  co włożyć, a tyle dzieci!" pozbierałam wówczas ,co gdzie się jeszcze dało, a ona gorączkowo związała końce napełnionej płachty, włożyła na plecy i aż uginając się pod ciężarem, wyszła prędko, nie mogąc już wyksztusić "z Bogiem", gdyż węzeł dławił jej gardło. Poprawiała to już za drzwiami; a tak dziwnie szybko zgarniała, co jej dałam jakby się obawiała że jej to jeszcze odbiorę. Nocą przeniosła to do zupełnie suchej, zbitej z desek, ciemnej komory, sprytnie zrobionej w celu ukrycia żywności.. Odgarnięte od drzwi szkło, z różnych rozbitych butelek i garnków, znów przygarnęła aby nadać temu pozory szopy, zapchanej czymś całkiem niepotrzebnym. Już nie tyle było mi żal że dałam jej wszystko , co jeszcze posiadałam, a czym mogłam przecież bodaj trochę nakarmić innych biednych , ile było mi wstyd na myśl, iż  ta kobieta może się teraz śmiać za mnie przed innymi że wcale nie jest możliwe widzieć coś okiem duchowym, że to blaga, bo nie umiałam dojrzeć, ile ona ma zgromadzonych zapasów. Widziałam też uśmiech na jej twarzy, kiedy wychodziła ze spiżarni i jej myśli: Ale to głupie cielę! Takich więcej a wojna nic by  mi nie zrobiła.. Niechby się głupcy bili choćby i 10 lat ,jakbym sobie dobrze żyła!. .Lecz już Opiekun łagodnym skinieniem ręki przesłonił mi ten przykry widok. Odłączyłam się od ciała i z jakąś, rzec można, aż chciwą radością, zaczęłam patrzeć na inny obraz, dający mi znów chwilę zapomnienia o życiu  na ziemi. Znalazłam się w niczym nie z mąconej ciszy. Odczuwałam w sobie i naokoło siebie lekkość, czarowną lekkość, niby w rześkiej kąpieli, która dziwnie rozszerza płuca, pozwalając na wolne oddychanie. Ale wnet stanął przy mnie duch opiekuńczy i całując mnie w czoło rzekł: Wróć do ciała swego , wróć, bo znów przygotowują się do ataku. Widzieli cię z dala, choć tyś ich nie widziała. To ci dawni wtajemniczeni, ale wtajemniczeni w swoją własną siłę, czyniący wszystko z własnej woli, a patrzący zazdrośnie na wszystkich tych którzy bez ich przygotowań, z ominięciem ich wtajemniczeń, uwalniają się od ciała, i zastawiwszy je na ziemi, potrafią bez niego swobodnie unosić się w przestworza. Z niechęcią patrzą na twoje swobodne ruchy , na twoje śmiałe oddalanie się od ciała, a niechęć ich łączy się z niechęcią duchów, jawnie przeciwstawiających się woli Bożej. Wysłali oni już twór astralny w postaci wilka na twoje ciało. Wróć już wróć, by nie  otoczyła cię atmosfera lęku, który wyrzucą  z  ogromną dynamiczną siłą przez jego zawycie w pobliżu ciebie. Żal mi się zrobiło że trzeba  wracać. -Nie żałuj , nie smuć się , bo tym osłabiasz siebie i utracisz  energię, którą właśnie powinnaś skupić by stanąć spokojnie przeciw złej sile wyjącego elementala. Wróciłam, lecz w momencie przyłączenia się do ciała ,rzucił się na mnie straszny wilk z otwartą paszczą, z wyszczerzonymi zębami, wyjąc przeraźliwie. Wycie to było tak potężne, że jednak napoiło mnie lękiem; a gdy przyłączyłam się do ciała, co nie trwało dłużej niż 3 sekundy, to pod wrażeniem prędkiego odsunięcia się od elementala, zesunęłam się z łóżka na ziemię. Otworzyłam oczy; jeszcze huczało mi w głowie od wycia, a ja zawstydzona , ujrzałam się na ziemi. Tak się jakoś czułam upokorzoną tym upadkiem z lóżka że nie chciałam nic, nic wiedzieć, wiedząc że pewnie śmieją się ze mnie ci których to było sprawką. Wyszłam szybko w pola, zaśpiewałam, a modląc się, przepraszałam dobre duchy za wszelkie trudy dla mnie poniesione i za moją niechęć do życia na ziemi. A kiedy już spokojnie przymknęłam oczy, układając się ponownie do snu, ujrzałam, że chcieli tym wilkiem nastraszyć mnie w chwili przyłączenia się , bym gwałtownie odsunęła się od ciała, i by ktoś z nich bodaj na chwilę owładnął mną i mógł chociaż trochę kląć przez moje usta.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin