Faulcon Robert - Nocny łowca 02 - Talizman.pdf

(566 KB) Pobierz
336179019 UNPDF
Robert Faulcon
Talizman
2. Tom z cyklu:
N OCNY Ł OWCA
Night Hunter 2: The Talisman.
Tłumaczyła Anna Jasiakiewicz
336179019.001.png 336179019.002.png
I
Edmonton, Kanada
Myśl, z która walczyła tak długo, stała się natarczywa. Nie mogła się jej pozbyć:
spotkał inną kobietę. Miał wiele okazji podczas pobytu na farmie w Norfolk. Mogła to być
dziewczyna z miasta, a może jakaś turystyka. Przez miesiące, które upłynęły od ich wakacji w
Anglii wariował z miłości, samotności i tęsknoty.
Kiedy zmęczona wracała do domu z pracy, brnąc poprzez głęboki, skrzypiący śnieg
pokrywający Edmonton, Karen Seymour z trudem powstrzymywała płacz. Być może gdzieś
na świecie jest teraz wiosna, ale tutaj na północy śnieg był tak głęboki jak zawsze. I było tak
zimno jak zawsze. Oddech zamieniał się w obłok pary, a każda łza natychmiast stawała się
kawałkiem lodu. Miała na sobie ciepłe, zimowe ubranie i niosła torbę pełną zakupów.
Karen była przystojną kobietą. Skończyła niedawno trzydzieści lat i po raz drugi była
w ciąży. Często miewała mdłości i ataki depresji. Właśnie teraz najbardziej potrzebowała
opieki i obecności Jacka i ich synka, czteroletniego Chrisa. Ale Chris zamykał się w pokoju
ze swoimi zabawkami i książkami. Był zmęczony ciężką i długą zimą jak każdy dorosły. A
Jack...
Jack przeżywał trudny okres. Stał się ponury i roztargniony i coraz częściej panowała
w ich domu melancholijna cisza. Przez ostatni miesiąc prawie z sobą nie rozmawiali.
Jedynym wytłumaczeniem była dla Karen myśl, że znalazł sobie inną kobietę.
Jej samochód popsuł się. Zdecydowali, że będzie chodzić do pracy pieszo, bo pracuje
bardzo blisko domu. Jack pracował daleko, a samochód był mu niezbędny w prowadzeniu
interesów. Tego popołudnia wyszła wcześniej z pracy, gorzej się czuła. Po drodze zrobiła
zakupy. Cieszyła się na samą myśl, że usiądzie przed telewizorem z nogami ułożonymi
wygodnie na krześle i odpocznie, zanim Jack wróci z pracy, a Chris z przedszkola.
Kiedy zobaczyła samochód Jacka stojący w drzwiach garażu, zatrzymała się na ulicy i
wpatrzyła w dom.
On już był w domu!
Była kompletnie zaskoczona - miał przecież dzisiaj po południu bardzo ważne
spotkanie. Nawet gdyby je odwołano, to i tak Jack nigdy nie wracał do domu przed szóstą!
Czasami bardzo pragnęła, aby wrócił kilka godzin wcześniej, ale on był bardzo pracowity i
nigdy nie zdarzyło się, żeby to pragnienie urzeczywistniło się.
Ruszyła w stronę domu nie chcąc spotkać sąsiada, który mógłby wdać się w
bezsensowną dyskusję o śniegu i o tym, że może znowu wyłączą prąd. Położyła torbę z
zakupami w kuchni. Zdjęła gruby kombinezon i powoli weszła do pokoju.
Był tam Jack, ubrany w koszulę i spodnie. Popijał piwo z puszki. Na stole rozłożył
zdjęcia, siedząc w głębokim fotelu przyglądał się im. Uniósł wzrok znad fotografii i
uśmiechnął się.
- Karen! Cześć! Wcześnie wróciłaś.
Nie mogła zmusić się, aby odpowiedzieć uśmiechem.
- Często jestem w domu po południu. Ale co ty tutaj robisz? Co z twoim spotkaniem?
Jack nie zwrócił uwagi na ponury wyraz jej twarzy. Podniósł zdjęcie i wpatrywał się w
nie. Zauważyła, że były to fotografie z Wansham, tej wioski w Norfolk w Anglii, gdzie byli
razem w zeszłym roku.
- Pamiętasz ten stary kościół? Świętego Magnusa? Co to za miejsce. To kawał
historii... - Rozsiadł się wygodniej w fotelu i spojrzał na żonę.
Dobiegał już czterdziestki, lekko łysiał, ale jeszcze ciągle miał ciemne włosy. Był
szczupły. Jest przystojny - pomyślała i silny. Jest też dobrym ojcem dla Chrisa. Dobrze się
stało, że długo zastanawiali się, zanim zdecydowali się na dziecko. Chcieli lepiej się poznać i
mocno stanąć na nogach, zanim mogliby przyjąć na siebie odpowiedzialność za nowe życie.
Ale coś się popsuło, coś się dzieje. Karen nie mogła myśleć o tym spokojnie. Nie
zdawała sobie dotąd sprawy z tego, jak bardzo potrzebuje jego siły i spokoju. Teraz, kiedy
Jack zachowywał się tak dziwnie, czuła się zagubiona.
- Dlaczego wróciłeś wcześniej? - spytała ponownie.
Jack wzruszył ramionami.
- Wziąłem tydzień wolnego...
Był to dla niej prawdziwy wstrząs. Szybkim krokiem przeszła przez pokój.
- Wziąłeś cały tydzień wolnego? Po co?
- Zrobimy sobie wakacje - powiedział cicho. - Jedziemy do Norfolk. Muszę się
przygotować...
- Co takiego?
- Jedziemy do Norfolk.
Przez chwilę stała oniemiała. Wpatrywała się w niego, nie mogąc uwierzyć w to, co
usłyszała. Chociaż, nie powinno być to dla niej szokiem. Jego coraz większa obsesja
związana z ostatnimi wakacjami utwierdziła ją w przekonaniu, że to właśnie tam spotkał inną
kobietę. I dlatego wydawało się jej naturalne, że zaproponował właśnie Anglię.
Odwróciła się ze złością i podeszła do okna wychodzącego na ogród.
- Co się, do diabła, z tobą dzieje, Jack? - spytała ponuro i zimno. - O co tutaj chodzi?
Powiedz mi. Wyduś to z siebie. Powiedz mi to teraz. Niech to się już skończy -
pomyślała z rozpaczą.
- Nic się nie dzieje. Wszystko w porządku. Wziąłem po prostu tydzień wolnego,
żebyśmy mogli spędzić tam trochę czasu. Nie rozumiem, dlaczego tak to ciebie poruszyło.
Podeszła do niego. Siedział w fotelu i uśmiechał się spokojnie.
- Dlaczego, Jack? - nalegała.
- O co chodzi?
- Dlaczego chcesz wracać do Anglii?
Wzruszył ramionami, jakby nie rozumiał jej pytania.
- Przecież ostatnie wakacje w Anglii bardzo się nam podobały. Byłaś zadowolona.
Wpatrywała się w męża i chciało się jej płakać.
- Tak. To były świetne wakacje. Było przyjemnie. Zgadzam się. Ale, Jack, nie było aż
tak przyjemnie, aby wracać tam już po ośmiu miesiącach. Ten wyjazd będzie kosztował co
najmniej dwa tysiące dolarów!
Jack wstał i przeszedł się po pokoju. W jego oczach Karen wyczytała determinację.
- Już podjęłam decyzję, Karen. Jedziemy tam. Posłuchaj, naprawdę będzie ci się
podobać. Możemy sobie pozwolić na wydatek kilku tysięcy...
- Ale czy znajdziemy kwaterę poza sezonem? Nie wiesz nawet, czy można teraz coś
wynająć.
- Znajdziemy, już dzwoniłem. Poza sezonem ceny są o jedną trzecią niższe.
- Na litość boską... - odwróciła się plecami do okna. Trzęsła się ze zdenerwowania.
Chciała głośno mu powiedzieć, że jeśli chce, to niech ją zostawi samą i niech sobie jedzie.
Ale nie mogło jej to przejść przez gardło. Bała się, że gdyby pojechał sam do Anglii...
straciłaby go może na zawsze.
Jack położył ręce na jej ramionach, starał się ją uspokoić.
- Co się z tobą dzieje, Karen?
- Nie chcę tam jechać. To nie ma sensu.
- Nieprawda. Są przecież wakacje. Można się wyrwać z tej piekielnej zimy.
Okręciła się gniewnie na pięcie.
- Dobrze, zgadzam się. Ale jedźmy na Hawaje. Jeśli mamy mieć wyjątkowe wakacje
to jedźmy tam, gdzie jest ciepło. Jedźmy na Hawaje.
- Nie chcę jechać na Hawaje - odrzekł z rozdrażnieniem.
- A ja nie chcę jechać do Anglii! Zimny, ponury, cholerny kraj!
- Wydawało mi się, że ci się tam podobało.
- Nie tak bardzo, jak myślisz - wykrzyknęła histerycznie.
Na krótko zapadła cisza. Przerwała ją Karen:
- A co będzie z Chrisem?
- Zaopiekuje się nim twoja siostra. Wiesz, że się zgodzi. To tylko tydzień. Ja muszę
tam wrócić. - Zmarszczył brwi zdziwiony dobitnością swoich słów. Powtórzył po raz kolejny:
- Muszę zobaczyć to miejsce. Nie mogę pozbyć się tej myśli, Karen. Muszę tam wrócić.
Znalazła w sobie dość odwagi, aby wyrzucić z siebie to, co gnębiło ją od pewnego
czasu.
- Spotkałeś tam kogoś. Spotkałeś inną kobietę. Powiedz, Jack, do cholery, powiedz
mi...
- Przestań przeklinać - skarcił ją ostro. Potrząsnął głową i uśmiechnął się dobrotliwie. -
To cię dręczyło? Że spotkałem w Norfolk jakąś kobietę i teraz muszę się z nią zobaczyć?
Pozwoliła się objąć i przytulić.
- A co mogłam myśleć? Przez ostatnie dni doprowadzałeś mnie do szału. Zamyślony,
niespokojny, nie mogłeś spać. Ta obsesja, aby wrócić do Wansham... Co innego mogłam
pomyśleć?
- Przecież chcę, abyś pojechała ze mną, Karen. Nie ma innej kobiety, przysięgam. Nie
zakochałem się nawet w Agnes Hadlee... - powiedział i uśmiechnął się. Karen też roześmiała
się na samą myśl o tłuściutkiej, wesołej żonie gospodarza, u którego mieszkali w zeszłym
roku w Anglii.
- Dlaczego tak bardzo chcesz jechać do tego ponurego i okropnego miasteczka?
Przytulił ją jeszcze mocniej. Kiedy odsunęła się nieco, ujrzał strach w jej oczach.
Wzdrygnął się i uśmiechnął się zakłopotany.
- Nie wiem. Po prostu muszę tam pojechać. Coś mi każe to zrobić. Przysięgam na
Boga, Karen, że nikogo nie ma, nie ma żadnej kobiety. Może to moja przeszłość, coś, co
pobudziło moją podświadomość. Chcę, żebyś tam ze mną była. Tylko na tydzień, Karen.
Tylko jeden tydzień. Tylko zobaczę to miejsce. Proszę...
Wyrwała się i usiadła na brzegu fotela. Wzięła dwie lub trzy fotografie: dom był
ponury, ciasny, zimny i wilgotny, chociaż gospodarze bardzo o niego dbali. Okna wychodziły
Zgłoś jeśli naruszono regulamin