Incydent w Falcon Lake.pdf

(225 KB) Pobierz
66864979 UNPDF
Incydent w Falcon Lake
Jednym z najciekawszych zdarzeń na terytorium Kanady był incydent z udziałem Stephena
Michalaka, mechanika, który 20 maja 1967 roku natknął się na NOLa lądującego w pobliżu Falcon
Lake, na granicy między prowincjami Manitoba i Ontario. Poniższą relację zaczerpnąłem z
dokładnego opisu Chrisa Rutkowskiego.
Tego dnia o godzinie 12.15 Michalak, który trochę po amatorsku zajmował się poszukiwaniem
złota, ze Zdumieniem ujrzał dwa jarzące się czerwono, cygarowate obiekty z „guzami”, schodzące
w dół. Gdy podszedł bliżej, obiekty wydały mu się bardziej owalne, podobne do dysków. Nagle ten
dalszy zawisł w powietrzu, drugi zbliżył się doń, a następnie wylądował jakieś sto sześćdziesiąt stóp
dalej. Obiekt, znajdujący się w powietrzu, unosił się przez jakiś czas, a potem bezgłośnie uleciał,
zmieniwszy barwę z czerwonej przez pomarańczowo-szarą, a niknąc w chmurach znowu był
pomarańczowy. Pojazd na ziemi także zmieniał barwy: od czerwieni do szarości aż po „rozżarzoną
stal” w otoczce złotawej poświaty. Miał około trzydziestu pięciu stóp średnicy i dwunastu
wysokości.
Szkic obiektu wykonany przez S. Michalaka.
Michalak przykląkł na skale, obserwując tę scenę przez okulary spawalnicze, które zwykle brał
ze sobą, żeby chronić oczy przed odłamkami skał. Okolicę zalało oślepiające amarantowe światło,
wydobywające się z otworu w górnej części obiektu. Świadek przysiadł na skale i przez pół godziny
rysował obiekt, starając się odnotować jak najwięcej szczegółów.
Z pojazdu emanował gorący podmuch i woń siarki, dochodził też odgłos pracy jakby silnika
elektrycznego, a także syk. Potem po jednej stronie pojazdu otworzyło się wejście, a spod spodu
wydobywało się światło. Michalak postanowił podejść bliżej i kiedy od obiektu dzieliło go tylko
sześćdziesiąt stóp, usłyszał głosy podobne do ludzkich, jeden miał tembr wyższy niż drugi.
Przekonany, iż obiekt jest nowym eksperymentalnym samolotem amerykańskim, zapytał
załogantów, czy mają kłopoty. Odpowiedzi nie było, głosy przycichły, więc spytał po rosyjsku:
„Czy mówicie po rosyjsku?”. Choć zadawał pytanie po niemiecku, włosku, francusku i ukraińsku, a
w końcu ponownie po angielsku – brak było odpowiedzi. Michalak podszedł jeszcze bliżej – tak
blisko, że światło nieznośnie go raziło, opuścił więc zieloną przesłonę na okulary i zajrzał do
otworu. Ujrzał „plątaninę” światełek na planszy, promienie światła układające się ukośnie i
poziomo, a także grupę świateł pulsujących bez ładu i składu. Cofnął się, czekając na reakcję.
Wtem trzy panele zakryły całkowicie otwór, więc Michalak jął badać bok pojazdu ręką w
rękawiczce. Nie wyczuwał spawów ani złączeń, powierzchnia byka doskonale wypolerowana,
wyglądała jak kolorowe szkło odbijające światło. Kiedy cofnął dłoń, zobaczył, że rękawica jest
66864979.006.png 66864979.007.png
spalona i stopiona, tak samo zresztą jak kapelusz. Pojazd – a przynajmniej jego kontur – jakby
zmienił położenie, bo w tym momencie Michalak stał na wprost kratkowanego „ujścia spalin”, które
poprzednio zauważył na lewo od otworu. W tym momencie w pierś uderzył go podmuch gorącego
powietrza, zapalając koszulę i kamizelkę oraz dotkliwie parząc skórę. Zdarł z siebie odzież i
przyglądał się, jak pojazd startuje, identycznie jak ten pierwszy; poczuł też pęd powietrza. Doszedł
go zapach spalonych kabli elektrycznych i siarki. Od tlącej się odzieży zapalił się mech, Michalak
zaczął więc wdeptywać płomienie w ziemię, a potem wrócił do miejsca, gdzie pozostawił swoje
rzeczy. Zauważył, że kompas zachowuje się dziwnie, ale po chwili przyjął prawidłową pozycję.
Stopiona rękawica, kapelusz i koszula S. Michalaka.
Wróciwszy do miejsca lądowania, które wyglądało jak świeżo oczyszczone, z wyjątkiem
piętnastostopowego okręgu z igieł sosnowych, kurzu i liści, Michalak poczuł pulsujący ból głowy i
mdłości. Zawrócił w kierunku motelu, często po drodze wymiotując. Doszedłszy do autostrady
stwierdził, że znalazł się prawie milę dalej od miejsca, gdzie wszedł w las, skierował się więc we
właściwą stronę. Zatrzymał przejeżdżającego samochodem oficera RCMP, który wysłuchał jego
opowieści, a potem odjechał mówiąc, że śpieszy się do swoich obowiązków... Świadek w końcu
dotarł do motelu, ale sądząc, iż jest „skażony”, postanowił pozostać na zewnątrz. Jednak o godzinie
16.00 wszedł do motelowej kawiarni i spytał o lekarza, ale najbliższy doktor mieszkał w odległości
czterdziestu pięciu mil. Postanowił więc złapać następny autobus do Winnipeg.
Czekając na autobus, zatelefonował do „Winnipeg Tribune”. Tak potem opowiadał:
„Ból był nie do wytrzymania... Bałem się, że straciłem zdrowie, i w wyobraźni już widziałem
siebie jako kalekę. Musiał być jakiś sposób uzyskania pomocy lekarskiej... Pomyślałem o
prasie... Nie chciałem niepokoić żony czy wywoływać paniki w rodzinie. Zadzwoniłem do niej,
doprowadzony już do ostateczności, i powiedziałem, że miałem wypadek”.
Kiedy Michalak przybył do domu, syn zawiózł go do Miscricordia Hospital, gdzie pozostał przez
noc.
Skutki fizjologiczne
Po przybyciu do szpitala Michalak nie opowiedział badającemu go lekarzowi całej historii.
Oświadczył tylko, że został poparzony „spalinami wydobywającymi się z samolotu”. Stwierdzono
oparzenia pierwszego stopnia, opatrzono je i wypuszczono go do domu. Dwa dni później zbadał go
lekarz domowy, który przepisał leki przeciwbólowe i przeciw wymiotne. Testy wykonane w tydzień
66864979.008.png 66864979.009.png
później w Zakładach Badań Nuklearnych w Whiteshell nie wykazały promieniowania powyżej
normalnego poziomu tła.
Przez kilka tygodni po incydencie Michalak nie był w stanie utrzymać pokarmu w żołądku i
stracił na wadze dwadzieścia dwa funty. Limfocyty we krwi spadły z 25 do 19 procent, ale po
czterech tygodniach wróciły do normy. Oględziny lekarskie ujawniły, że cierpiał także na infekcję
skóry „ze zmianami typu pokrzywkowego, z liszajowatymi zmianami zapalnymi”. Wystąpiła
biegunka i „ogólna pokrzywka”, okresowe zmęczenie, zawroty głowy i mdłości. Odczuwał
drętwienie i chronicznie puchły mu stawy. Czasami ciało wydzielało „nieznośny odór”.
Diagnoza hematologa stwierdzała, że krew Michalaka zawiera „pewne nietypowe komórki
limfoidalne w szpiku kostnym i wykazuje umiarkowany wzrost liczby komórek plazmatycznych”.
Świadek uskarżał się także na uczucie pieczenia w okolicy szyi i klatki piersiowej. Niekiedy jego
ciało „stawało się fioletowe”, dłonie puchły „jak balony”, zawodził go wzrok, tracił przytomność.
S. Michalak z widocznymi poparzeniami.
W sierpniu 1968 roku Michalak spędził dwa tygodnie w Klinice Mayo w Rochester, w stanie
Minnesota, USA, na własny koszt. Stwierdzono tam, że jest zdrowy, z wyjątkiem zapalenia skóry
na podłożu neurologicznym i lekkich omdleń wskutek nagłego spadku ciśnienia krwi w mózgu,
przypisywanego hiperwentylacji lub zakłóceniom w układzie krążenia (Michalak cierpiał na kłopoty
z sercem od wielu lat). Testy psychiatryczne nie wykazały skłonności do urojeń, halucynacji czy
zaburzeń emocjonalnych. Szczególne geometryczne blizny po oparzeniu na piersi i brzuchu
przypisywano działaniu termicznemu. Ślady odpowiadały „kracie wydechowej” NOLa, z około
trzydziestoma małymi otworami.
W sumie Michalak został przebadany przez dwudziestu siedmiu lekarzy, ale żaden nie umiał
wyjaśnić przyczyny jego dolegliwości. Dochodzenie było prowadzone przez departamenty Zdrowia
i Opieki Społecznej oraz Obrony Narodowej, Narodową Radę Badań Naukowych (NRC),
Uniwersytet w Kolorado, Kanadyjską Radę Badania Zjawisk Atmosferycznych, RCMP i RCAF, a
także przez Zakłady Badań Nuklearnych w Whiteshell. Doktor Horace Dudley, były szef
laboratorium radioizotopowego w Szpitalu Marynarki Wojennej USA w Nowym Jorku, uważa, że
mdłości i wymioty, po których następowała biegunka, utrata wagi i spadek liczby limfocytów „są
klasycznymi objawami poddania ciała promieniowaniu rentgenowskiemu lub gamma”. Doktor
Dudley stwierdza:
„Zakładam, że pan Michalak otrzymał dawkę od stu do dwustu rentgenów. Na szczęście
działanie promieniowania trwało krótko, bo w przeciwnym razie byłoby śmiertelne...”
66864979.001.png 66864979.002.png
Co znaleziono w miejscu lądowania?
Stewan Hunt, inspektor Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej, znalazł w miejscu
lądowania mały skrawek skażonego terenu, nie większy niż sto cali kwadratowych, który
wykazywał „znaczny” stopień napromieniowania radem 226. Nie można było tego wytłumaczyć w
sposób konwencjonalny. Jednakże testy przeprowadzone przez Zakłady Badań Nuklearnych w
Whiteshell nie ujawniły żadnych odchyleń od normy, a dokonana w czerwcu 1979 roku powtórna
analiza potwierdziła, że promieniowanie to może być wynikiem rozpadu uranu znajdującego się w
naturze. Niemniej jednak dla oddziału antyradiacyjnego było wystarczająco duże, aby w 1967 roku
teren ten zamknąć dla ludzi.
W rok po spotkaniu NOLi Michalak powrócił z przyjacielem na miejsce ich lądowania,
zabierając tym razem licznik Geigera, za pomocą którego odkrył dwa srebrne pręty w kształcie
litery „W”, o długości cztery i pół cala, a także kilka kawałków tego samego metalu pod porostami,
w miejscu, nad którym unosił się NOL. Mimo wątpliwości wysuwanych przez Roya Craiga,
badacza z programu NOL przy Uniwersytecie Kolorado, inny badacz, Brian Cannon, stwierdził, że
koncentracja srebra była „znacznie wyższa niż spotykana zazwyczaj w wyrobach standardowych
lub stopach monetarnych”, aczkolwiek jedno- lub dwuprocentowa zawartość miedzi była prawie
taka sama – albo nawet mniejsza – jak w wyrobach ze srebra. Metal nosił ślady podgrzewania,
zginania i radioaktywności oraz był osadzony na zewnątrz wraz z krystalicznym kwarcem, a także z
krzemianem uranu, blendą smolistą, skaleniem i hematytem. Dlaczego inni badacze nie zauważyli
tego srebra? – pytał Cluis Rutkowski.
Szkic zaobserwowanego obiektu.
66864979.003.png 66864979.004.png
Oficjalne reakcje
Major lotnictwa P. Bissky, reprezentujący Królewskie Kanadyjskie Siły Powietrzne, stwierdził,
że cała ta sprawa to mistyfikacja. Tymczasem w oświadczeniu Narodowej Rady Badania Obiektów
Niemeteorycznych (tzn. NOLi), Akta Doniesień (Departament Obrony Narodowej, DND 222)
czytamy:
„Grupy badawcze DND i RCMP nie były w stanie dostarczyć dowodów, dzięki którym
można by podważyć relację pana Michalaka”.
Analiza kryminalistyczna dokonana przez RCMP „nie dostarczyła wniosków mogących
tłumaczyć spłonięcie” ubrania Michalaka.
W czerwcu 1967 roku doniesiono, że poseł Ed Schreyer zapytał w kanadyjskiej Izbie Gmin o
badania nad NOLami, mając przede wszystkim na uwadze przypadek Michalaka. Przewodniczący
Izby „przeciął sprawę, nie dopuszczając do udzielenia przez rząd odpowiedzi”. 6 listopada 1967
roku minister obrony Leo Cardieux, odpowiadając na pytania kilku członków gabinetu w sprawie
Michalaka, oświadczył, że „Departament Obrony Narodowej nie zamierza ujawniać publicznie
raportu na temat rzekomego spotkania”. 11 listopada 1967 roku Ed Schreyer (który później został
generalnym gubernatorem) złożył w Izbie Gmin formalne pytanie na piśmie, domagając się
informacji o NOLach.
14 października 1968 roku – siedemnaście miesięcy po incydencie – przywódca większości w
Izbie Gmin, Donald MacDonald, odmówił członkowi parlamentu Barry'emu Matherowi dostępu do
raportu w sprawie Michalaka. Jednakże 6 lutego 1969 roku Mather otrzymał od członka Tajnej
Rady pozwolenie na przestudiowanie znajdujących się tam akt dotyczących NOLi, „z których po
prostu usunięto kilka stron”. Co ważniejsze, stwierdzono, że całkowite udostępnienie akt „nie służy
interesowi publicznemu i może stać się groźnym precedensem, który zaszkodziłby zarządzaniu
sprawami państwowymi”.
Aczkolwiek większość rządowych dokumentów w sprawie Michalaka została w końcu
udostępniona badaczom z NRC, to jednak w całości akta te nigdy nie ujrzały światła dziennego. W
1982 roku, kiedy rząd kanadyjski przyjął Ustawę o swobodnym dostępie do informacji (FOIA),
badacz Graham Conway zażądał na jej podstawie wydania akt Michalaka, które w miarodajnym
dokumencie wymienione były wśród najdokładniejszych i najobszerniejszych relacji o NOLach,
obejmujących od stu dwudziestu pięciu do stu pięćdziesięciu stron. Otrzymał jedynie sto trzynaście
stron.
Autor: Timothy Good
66864979.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin