Snicket Lemony - Seria niefortunnych zdarzeń 07 - Wredna wioska.doc

(654 KB) Pobierz
A

Lemony Snicket WREDNA WIOSKA

Seria niefortunnych zdarzeń KSIĘGA SIÓDMA

Tytuł serii: A Series of Unfortunate Events Tytuł oryginału: Vile village

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Beatrycze Póki byliśmy razem, zapierało mi w piersiach dech.

Teraz Tobie zaparło dech - na zawsze.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kimkolwiek jesteś, gdziekolwiek mieszkasz, ilekolwiek osób cię ściga, w każdej sytuacji to, co czytasz, jest równie ważne jak to, czego nie czytasz.

Jeśli, dla przykładu, spacerujesz po górach i nie przeczytasz tablicy ostrzegawczej z napisem„Uwaga! Urwisko!, bo akurat jesteś zajęty czytaniem antologii dowcipów, to może się nagle okazać, że maszerujesz po świeżym powietrzu, zamiast po twardym skalistym podłożu. Jeżeli pieczesz ciasto dla przyjaciół i zamiast książki kucharskiej czytasz artykuł zatytułowany Jak skonstruować krzesło, to twoje ciasto będzie zapewne miało smak drewna i gwoździ, zamiast smaku kruszonki i nadzienia. A jeżeli upierasz się przy czytaniu tej książki, zamiast zająć się lekturą czegoś weselszego, to z pewnością zaczniesz się niebawem skręcać z bólu i żalu, zamiast ze śmiechu. Jeśli więc masz choć trochę oleju w głowie, odłóż tę książkę natychmiast i sięgnij po jakąś inną. Znam, na przykład, książeczkę pod tytułem Najmniejszy Elf która opowiada historię ludzika, krzątającego się po Czarodziejskiej Krainie i przeżywającego tamrozmaite ucieszne przygody. Naprawdę uważam, że powinieneś poczytać sobie raczej Najmniejszego Elfa, radując się uroczymi zdarzeniami, jakie napotyka na swojej drodze owa zmyślona istotka w zmyślonej krainie, zamiast czytać tę książkę i jęczeć ze zgrozy na wieść o strasznych rzeczach, które przydarzyły się sierotom Baudelaire w wiosce, w której ja właśnie piszę na maszynie te oto słowa. Niedola, żałość i zdrada zawarte na kartach tej powieści są tak straszliwe, że dla własnego dobra nie powinieneś czytać więcej, niż już przeczytałeś.

W każdym razie sieroty Baudelaire, w chwili gdy rozpoczyna się ta oto historia, wiele by dały za to, aby nie czytać rozpostartej przed ich oczami gazety. Gazeta, o czym z pewnością wiecie, jest to zbiór rzekomo prawdziwych historii, opisanych przez autorów, którzy albo sami widzieli opisane zdarzenia na własne oczy, albo rozmawiali z ludźmi, którzy byli ich świadkami. Autorów tych nazywamy dziennikarzami, a dziennikarze, podobnie jak telefonistki, rzeźnicy, baletnice i stajenni, mogą niekiedy popełniać błędy Niewątpliwie widać to było na pierwszej stronie porannego wydania Dziennika Punctilio - gazety, którą czytały sieroty Baudelaire w gabinecie pana Poe. PORWANIE BLIŹNIĄT PRZEZ HRABIEGO OMARA - głosił największy tytuł.

Trójka Baudelaire'ów spojrzała po sobie w zdumieniu na widok błędów popełnionych przez reporterów „Dziennika Punctilio.

- Duncan i Izadora Bagienni - odczytała na głos Wioletka - bliźnięta, które są jedynymi ocalałymi członkami rodziny Bagiennych, zostały porwane przez znanego przestępcę Hrabiego Omara.

Policja od dawna poszukuje Omara podejrzanego o szereg strasznych zbrodni. Hrabia Omar jest osobnikiem łatwym do rozpoznania: ma pojedynczą długą brew oraz tatuaż z okiem na kostce lewej nogi. Uprowadził - z niewiadomych powodów - jeszcze jedną osobę, niejaką Esmeraldę Szpetną, szóstą najważniejszą doradczynię finansową w mieście. A fe! - słowa A fe! nie figurowały w tekście artykułu, lecz zostały dodane przez Wioletkę jako wyraz niesmaku, zniechęcającego do dalszej lektury.

- Gdybym skonstruowała wynalazek tak niestarannie, jak napisany jest ten artykuł - stwierdziła Wioletka - moje urządzenie natychmiast by się rozleciało.

Wioletka, która miała lat czternaście i była najstarszą z rodzeństwa Baudelaire'ów, specjalizowała się w wynalazkach i sporo czasu spędzała z włosami związanymi wstążką, żeby nie leciały jej do oczu, gdy obmyśla nowe urządzenie mechaniczne.

- A gdybym ja czytał książki tak niestarannie, jak napisany jest ten artykuł - powiedział Klaus - nie zapamiętałbym z nich ani jednego faktu.

Klaus, środkowy przedstawiciel rodzeństwa Baudelaire'ów, przeczytał chyba więcej książek niż ktokolwiek inny w jego wieku, a lat miał niespełna trzynaście. W wielu decydujących momentach siostry Klausa liczyły na to, że zapamiętał on jakiś użyteczny fakt z przeczytanej przed laty książki - i nigdy się nie przeliczyły.

- Krecin! - powiedziało Słoneczko. Słoneczko, najmłodsze z Baudelaire'ów, było niemowlęciem płci żeńskiej, niewiele większym od arbuza. Jak to niemowlę, Słoneczko wypowiadało nieraz słowa trudne do zrozumienia, na przykład Krecin!”, które znaczyło coś w sensie: A gdybym ja swoimi czterema wielkimi zębami gryzła coś tak niestarannie, jak napisany jest ten artykuł, nie zostawiłabym na tym czymś nawet śladu zębów!.

Wioletka przesunęła gazetę bliżej jednej z lamp biurowych w gabinecie pana Poe i zaczęła liczyć błędy, które pojawiły się już w pierwszych przeczytanych przez nią zdaniach.

- Po pierwsze - wyliczała - Bagienni nie są bliźniętami, tylko trojaczkami. To, że ich brat zginął w pożarze razem z rodzicami, nie zmienia ich statusu cywilnego.

- Naturalnie, że nie - przytaknął Klaus. - A po drugie, porwał ich Hrabia Olaf, a nie Omar.

Jakby nie wystarczyło, że Olaf zawsze występuje w przebraniu, to jeszcze teraz ta gazeta przebrała jego nazwisko.

- Esme! - dodało Słoneczko, a brat i siostra pokiwali na to głowami. Najmłodsza latorośl Baudelaire'ów odniosła się do tej części artykułu, w której była mowa o Esmeraldzie Szpetnej.

Esmeralda i jej mąż Jeremi byli ostatnimi opiekunami prawnymi Baudelaire'ów. Dzieci na własne oczy przekonały się, że Esmeralda wcale nie została porwana przez Hrabiego Olafa. Przeciwnie:

Esmeralda w sekrecie pomagała Olafowi w jego niecnych planach i w ostatniej chwili uciekła wraz z nim.

- A już największy błąd to z niewiadomych powodów - dodała ponuro Wioletka. - Te powody wcale nie są niewiadome. My o nich wiemy doskonale. Znamy powody wszystkich niecnych czynów Esmeraldy, Hrabiego Olafa i wszystkich jego wspólników. To są po prostu niecni ludzie.

Wioletka odłożyła Dziennik Punctilio, rozejrzała się po gabinecie pana Poe i zawtórowała rodzeństwu w ciężkim, smutnym westchnieniu.

Sieroty Baudelaire westchnęły nie tylko nad tym, co właśnie przeczytały, ale i nad tym, czego nie przeczytały. Artykuł nie wspominał, że zarówno Bagienni, jak i Baudelaire'owie stracili rodziców w strasznych pożarach, że i jedni, i drudzy rodzice zostawili dzieciom w spadku ogromne majątki, i że Hrabia Olaf knuł swoje niecne plany właśnie w celu zagarnięcia owych majątków. Gazeta zaniedbała odnotować, że trojaczki Bagienne zostały uprowadzone w trakcie próby ułatwienia Baudelaire'om ucieczki z łap Hrabiego Olafa, i że Baudelaire'om raz już prawie udało się uwolnić Bagiennych, których jednak porwano im sprzed nosa po raz drugi, dosłownie w ostatniej chwili. Dziennikarze, którzy pisali wspomniany artykuł, nie wspomnieli o tym, że Duncan Bagienny, który sam był dziennikarzem, oraz Izadora Bagienna, która była poetką, prowadzili skrupulatne zapiski w swoich notesach.

Ani o tym, że wśród tych zapisków znalazł się odkryty przez Bagiennych straszliwy sekret Hrabiego Olafa, z którego Baudelaire'owie poznali tylko inicjały WZS, i odtąd usilnie rozmyślali nad tym, co stoi za tymi trzema literami i do jakich przerażających rzeczy mogą się one odnosić.

Przede wszystkim jednak Baudelaire'owie nie przeczytali w gazecie ani słowa o tym, że trojaczki Bagienne są ich najlepszymi przyjaciółmi, więc oni, Baudelaire'owie, bardzo się o Bagiennych martwią i co noc, usiłując zasnąć, wyobrażają sobie straszne rzeczy, które mogły spotkać ich przyjaciół - jedynych przyjaciół, a zarazem jedyny fortunny uśmiech losu od dnia otrzymania wiadomości o strasznym pożarze, który zabił ich rodziców i zapoczątkował serię niefortunnych zdarzeń, tropiących dzieci, gdziekolwiek by się skierowały. Artykuł w Dzienniku Punctilio nie wspominał o tym wszystkim zapewne dlatego, że dziennikarz, który go napisał, nie znał powyższych faktów albo nie uznał ich za ważne. Za to trójka sierot Baudelaire przesiedziała dłuższą chwilę w milczeniu, rozpamiętując te właśnie, niezmiernie ważne szczegóły.

Ich rozmyślania przerwał atak kaszlu, dochodzący od drzwi gabinetu, a gdy się odwrócili, ujrzeli pana Poe kaszlącego w białą chusteczkę.

Pan Poe byt bankierem, odpowiedzialnym za sieroty Baudelaire od dnia pożaru, lecz muszę z przykrością stwierdzić, że był to osobnik wyjątkowo podatny na błędy, co tu znaczy, że wciąż kaszlał i wciąż na nowo umieszczał trójkę sierot Baudelaire w nad wyraz niebezpiecznych środowiskach.

Pierwszym opiekunem, którego pan Poe znalazł dzieciom, był nie kto inny jak właśnie Hrabia Olaf, ostatnią natomiast wyznaczoną przezeń opiekunką Baudelaire'ów była wspomniana Esmeralda Szpetna, w międzyczasie zaś dzieci trafiły za sprawą pana Poe w szereg innych rąk, zawsze z równie nieprzyjemnym skutkiem. Tego ranka miały się dowiedzieć, gdzie będzie ich nowy dom, ale jak dotąd pan Poe dostał tylko kilku kolejnych ataków kaszlu i trzymał dzieci w swoim gabinecie sam na sam z kiepską gazetą.

- Dzień dobry dzieci - ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin