Robertson Patricia - Niewinne kłamstwo.pdf

(707 KB) Pobierz
375033214 UNPDF
Patricia Robertson
Niewinne kłamstwo
375033214.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ben Kendricks powiedział mi dzisiaj, że zrezygnował z
ratowania nieuleczalnie chorych na raka, bo to zbyt
wyczerpujące psychicznie, a nie daje efektów. Jak twierdzi,
nie żałuje, że przestał pracować na onkologii i przeszedł do
nas, na chirurgię - powiedziała Sally Travers, siostra
przełożona, z łoskotem stawiając tacę z porcją sałatki i
jogurtem na stole. Była wraz z Laurą w stołówce dla
personelu.
Laura z namysłem odłożyła sztućce na talerz i wolno
sączyła mleko.
- Nie obchodzi mnie, co Ben porabia ani dlaczego -
odparła. - Wolałabym, żeby został w Londynie.
Naprawdę tak uważała. Nie chciała się z nim kontaktować,
zwłaszcza po tym, jak potraktował jej męża. Była na siebie
zła, bo samo wspomnienie tego mężczyzny wzbudzało w niej
dziwnie przyjemne drżenie. Działał tak na nią zawsze, odkąd
tylko mąż poznał ich z sobą, zaraz po ślubie. Podniecenie
mieszało się z niechęcią wobec własnej słabości, bo z powodu
tych niezrozumiałych doznań nie spała po nocach. Przecież
kochała Davida, nic więc dziwnego, że niepokoiło ją
mimowolne zainteresowanie człowiekiem, który, co gorsza,
był jego przyjacielem.
Kiedy dowiedziała się od Sally, że Ben ma podjąć pracę w
Ledborough, wpadła w popłoch. Pocieszała się wprawdzie, że
będą przecież pracować na różnych oddziałach, a jeśli nawet
przyjdzie zbadać jakiegoś pacjenta, przyprowadzi z sobą
pielęgniarkę, więc uda się uniknąć spotkania sam na sam.
- Nie rozumiem, dlaczego tak go nie lubisz - dziwiła się
Sally, wbijając listki sałaty na widelec.
- Czy stosowana przez ciebie dieta jest skuteczna? -
zainteresowała się nagle Laura.
375033214.003.png
- Oczywiście, ale nie zmieniaj tematu - odparła Sally, nie
spuszczając oka z przyjaciółki. - Przecież twój mąż nie żyje
już od dwóch lat, więc nie ma sensu dłużej mieć do Bena żalu.
- Żalu?! Nawet nie próbował namówić Davida na... - łzy
napłynęły do oczu Laury - ...chemioterapię, kiedy już było
wiadomo, że to nowotwór - dokończyła z trudem.
- Wiem, ten rodzaj raka jest nieuleczalny, ale dzięki
chemioterapii David mógłby przynajmniej zyskać kilka lat.
Zapewniał mnie o tym inny lekarz, już po jego śmierci.
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś. Dlaczego nie złożyłaś
skargi u ordynatora?
- David prosił, żebym nie obwiniała Bena - westchnęła
ciężko. - Widocznie podejrzewał, że będę miała pretensje.
Musiałam uszanować jego życzenie.
Pamiętała, jakby to było wczoraj. Benjamin Kendricks,
który pełnił funkcję konsultanta na onkologii w londyńskim
szpitalu, powiedział szorstkim tonem:
- Nic na to nie poradzę. Musisz się pogodzić z jego bliską
śmiercią.
Te słowa na zawsze zapadły jej w pamięć. Sytuację
pogarszała niechęć do samej siebie, bo nawet w tamtej
dramatycznej chwili, podczas rozmowy z Benem, czuła
narastające pożądanie. To wspomnienie zachowa jednak dla
siebie, nie wolno się nim dzielić nawet z przyjaciółką.
Sally pochyliła się nad stolikiem, wyciągając rękę do
Laury.
- Przykro mi - odezwała się skruszona. - Wybacz...
Wyglądała na tak strapioną, że Laura roześmiała się.
- Nie ma sprawy. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Przyjęłaś
mnie do mieszkania, kiedy ojca delegowano do Kanady i
rodzice wyjechali. Cierpliwie znosiłaś moje humory, kiedy
dowiedziałam się, że Ben jest wykonawcą testamentu Davida.
375033214.004.png
Ten fakt do dziś napełniał jej serce goryczą. Mąż był od
niej piętnaście lat starszy i kierował się dawnymi zasadami.
Powiedział, kogo wyznaczył na egzekutora swojej ostatniej
woli, kiedy był już bardzo chory. Nie chciała się z nim
spierać, chociaż nie aprobowała jego pomysłu.
Gdy umarł, okazało się, że ograniczył konto w ten sposób,
by nie mogła dysponować pokaźną sumą, którą odziedziczył
po dziadku, bez konsultacji z Benem. Dopiero przeczytawszy
testament zrozumiała, dlaczego powiedział:
- Chcę być pewien, że po mojej śmierci nikt cię nie
wykorzysta. Ufam ci, ale jest tylu mężczyzn, którzy
polecieliby na twoje pieniądze.
Była wtedy zbyt zrozpaczona bezsilnością wobec
postępującej choroby Davida, jednocześnie próbowała przed
nim to ukryć, więc nie pytała, co ma na myśli. Że też musiał
powierzyć opiekę nad nią swemu najlepszemu przyjacielowi! -
pomyślała po raz chyba tysięczny.
Jej twarz złagodniała na wspomnienie opiekuńczości
małżonka. Tym właśnie najbardziej ją ujął, kiedy się spotykali
w okresie narzeczeństwa. Skąd mogła wiedzieć, że po ślubie
jej niezależny duch zacznie się buntować? Jakże często z
trudem powstrzymywała się od wzniecania przykrych kłótni!
David niechętnie rozmawiał o swojej chorobie.
- Nie chcę, żebyś się zadręczała z tego powodu - mówił,
uśmiechając się przy tym, jakby chciał ją pocieszyć.
To typowe dla niego: kompletny brak egoizmu i ogromna
troska o innych.
Laura nie była jednak potulna. Wyszła wtedy z sali po
zakończeniu wizyty i dogoniła Bena. Opuszczał już szpital.
- A chemioterapia? Może to by go uratowało? - zapytała
nerwowo.
- Chemioterapia nie pomoże twojemu mężowi - odparł z
kamienną twarzą i odszedł pospiesznie.
375033214.005.png
- Mógłby zyskać chociaż kilka lat! - krzyknęła za nim
zdesperowana.
Przystanął na chwilę, ale szybko odwrócił się i zniknął,
zostawiając ją samą.
Spoglądając na strapioną twarz Sally, wróciła na ziemię.
- Szkoda, że nie jesteśmy siostrami - powiedziała. Sally
uśmiechnęła się wreszcie.
- Zrobię dziś kolację - zaproponowała, kiedy wyszły na
korytarz i stanęły przy windzie.
- Pod warunkiem, że nie będzie dietetyczna - zastrzegła z
uśmiechem Laura.
Pochylała się nad pacjentką na oddziale urazowym, kiedy
dostrzegła na kołdrze duży cień. Obejrzała się i zobaczyła
Bena Kendricksa. Stał nad nią, wysoki, ciemnowłosy,
niezwykle przystojny, jednym słowem - mężczyzna z marzeń
wielu kobiet. Koleżanki zachwycały się jego urodą. Ona
wolałaby nie spotkać go nigdy więcej.
- Czy jest tu gdzieś pielęgniarka do pomocy? - zapytał.
Spojrzała na niego obojętnie.
- Siostrę Jackson znajdziesz w dyżurce - poinformowała
oschle.
- Zaglądałem tam przed chwilą, ale nikogo nie zastałem -
rzucił ze złością, jakby się chciał zrewanżować pięknym za
nadobne.
Patrząc na nią, zastanawiał się, jakim cudem zakochała się
niegdyś w Davidzie Osbournie, który był typem naukowca,
człowiekiem spokojnym i łagodnym, zupełnym
przeciwieństwem tryskającej energią Laury. A może właśnie
ujął ją łagodnym usposobieniem?
Nie była pięknością, ale emanowała jakąś dziwną siłą,
witalnością, która go porażała. Kiedy spotkali się po raz
pierwszy, zwrócił uwagę na jej jasnobrązowe kręcone włosy,
które teraz sięgały ramion, układając się w fale.
375033214.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin