Związek Przeznaczenia 24.doc

(40 KB) Pobierz
Związek Przeznaczenia

Związek Przeznaczenia

 

Rozdział 24
Nawet w środku zimy, Harry nie zrezygnował z przejażdżek na miotle i energicznych spacerów po błoniach, by utrzymać formę i opaleniznę. Zaś przebywając wewnątrz zamku, pracował nad swoimi szkicami, zachęcany przez profesor Mukherjee, która przyznała, że posiada ku temu wyjątkowy dar.
Pewnego dnia, postanowił narysować Nessę. Wąż z wielką ostrożnością owinął swe cielsko wokół moździerza, kiedy pozował Gryfonowi, a Severus, nieco rozdrażniony tym, że nie mógł otworzyć drzwi (czynność ta spowodowałaby przemieszczenie portretu gada, w czasie gdy chłopak pracował), postanowił obserwować ten proces, stanąwszy obok swojego męża szkicującego jej portret suchą pastelą.
— Portret obrazu — skomentował, zerkając na zwierzaka. — Co za próżne stworzenie.
— To ja poprosiłem ją, żeby mi pozowała — odpowiedział Potter z uśmiechem, podczas gdy Nessa uprzejmie udawała, że nie słyszała słów swego pana.
— Co powiesz na autoportret?
— Po cóż miałbym malować siebie? — zapytał szczerze zdziwiony chłopak.
— Może, żeby zobaczyć, jak się postrzegasz? To wcale nie musi odpowiadać twojemu prawdziwemu wyglądowi.
— A więc portret samo postrzegania?
— Tak.
— Hmm, właściwie to już narysowałem obraz, jak moim zdaniem ty mnie widzisz — no cóż, widziałeś. To było na piątym roku, po lekcjach oklumencji.
— I co wtedy narysowałeś?
— Mojego ojca — odparł Harry.
Zapadła cisza, gdy obaj mężczyźni poczuli prawdziwy sens tych słów. Twarz Snape’a pozostała nieprzenikniona.
— Nadal masz ten portret?
— Nie, wyrzuciłem go po Bożym Narodzeniu. — Ponownie zapadła cisza. Nessa bacznie im się przyglądała. — Czy nadal widzisz we mnie…
— Jamesa Pottera? — Mistrz Eliksirów dokończył zdanie. Przez kilka chwil spoglądał na męża. — Jesteś do niego bardzo podobny... ale nie jesteś nim.
— To dobrze, czy źle? A może to i to? — zapytał Harry.
Severus uśmiechnął się delikatnie i, zahaczywszy palec wskazujący pod brodą Pottera, uniósł jego twarz ku górze.
— To dobrze. — Gryfon uśmiechnął się w odpowiedzi i nagle, szybkim ruchem ręki, narysował kreskę na wyniosłym nosie opiekuna Ślizgonów. — Harry Potterze! — zagrzmiał starszy czarodziej, wykrzywiając usta w swym zwyczajowym grymasie, gdy młodzieniec zaśmiał się w głos. — Wstrętny bachor! — dodał. — Chłopak wyciągnął ramię i starł smugę wierzchem dłoni. — Potter!

Podczas tego zajścia, Nessa zachowywała niesłychanie zimną krew. Jedynie koniec jej ogona drżał delikatnie. Severus złapał jedną z pasteli leżącą na krześle. Chwilę później, chłopak zarobił mu kolejną krechę na policzku i szybko chwycił następny kawałek farby. Mężczyźni krążyli wokół siebie, dzierżąc kredę jak miecze. Harry zapobiegawczo rzucił zaklęcie ochraniające ich oczy, które Snape natychmiast wypróbował, zanim przystąpili do „pojedynku”. Wąż zapomniał o pozowaniu i zwisał teraz niedbale z moździerza, przyglądając się walczącym z błyskiem w oczach. Pojedynek zakończył się, gdy Harry rozbroił Severusa. Twarze obu pokryte były kolorowymi liniami. Mężczyźni spojrzeli na siebie i Gryfon uśmiechnął się szeroko. W odpowiedzi Mistrz Eliksirów uniósł brew.
— Co za dziecinada — stwierdził, choć z nutą przekory w głosie. — Chodźmy do środka usunąć ten bałagan. Po wejściu przywołał do siebie ten sam krem, którego użył na Harrym kilka miesięcy wcześniej. — Zaklęcie czyszczące wysusza skórę jak kartkę papieru — stwierdził mężczyzna, nakładając maść na twarz męża. Potter nie ruszał się, czując długie, wprawne palce, masujące delikatnie jego skórę.
— Mogę? — zapytał, wyciągając rękę po balsam.
— Jeżeli chcesz — odpowiedział profesor, nieco rozbawiony.
Chłopak zanurzył palec w naczyniu i nałożył krem na zabrudzone miejsca, zaczynając od szczęki, poprzez policzki i nos, a kończąc na czole. Podczas całej tej operacji nie przerywali kontaktu wzrokowego.
— Naprawdę powinieneś poważnie zastanowić się nad produkcją kosmetyków, Severusie — stwierdził młodzieniec, gdy ich twarze były już czyste.
— Z całą pewnością, nie — warknął Snape.
— Dlaczego nie? Mógłbyś wyrabiać różnego rodzaju cudowności, a ja wymyślałbym dla nich etykietki i szatę graficzną. — Kąciki ust starszego czarodzieja zadrgały lekko. — Moglibyśmy rozdawać darmowe próbki w szkole — dodał entuzjastycznie Harry. — Jestem pewien, że Dumbledore wspomoże nasze niezwykłe starania.
— Niezwykłe starania? Albus?
— Snape Delux, kosmetyki do pielęgnacji skóry…
— Potter, majaczysz! — burknął mężczyzna.
— Nie, to świetny pomysł! Mógłbym poprosić bliźniaki…
— POTTER!
— Doprawdy, Severusie, ten krem jest rewelacyjny. Wcale nie jest taki zwyczajny. Widziałem jego recepturę w bibliotece. To ty ją stworzyłeś. — Mistrz Eliksirów wyglądał tak, jakby wolał przygotowywać mikstury powodujące, że ludzka skóra pokrywa się krostami lub innymi wstrętnymi rzeczami. Gryfon wciąż mamrotał pod nosem: — … seria dla mężczyzn. Środki do pielęgnacji skóry przeznaczone są głównie dla kobiet. To niesprawiedliwe...
— Harry Potterze, za chwilę użyję zaklęcia uciszającego.
Chłopak chwycił męża za ręce.
— Daj spokój, Severusie. Tylko jedna mała próba.
— Nie jestem tu po to, by pomagać ludziom w ich problemach dermatologicznych — odpowiedział chłodno Ślizgon. — Jesteśmy członkami Zakonu Feniksa, a nie Zakonu Chorób Skórnych.
— Może zmienisz zdanie, gdy się nad tym zastanowisz — powiedział zuchwale Harry, siadając na sofie i bębniąc palcami o oparcie.
Snape przewrócił oczami. Jednak, prawdą było to, że jego krem był dobrze odbierany. Madame Pomfrey sama zasugerowała, żeby zaczął go sprzedawać, ale jej rady zostały przywitane z pogardliwym prychnięciem.
— Rozumiem, a więc to bardzo ekskluzywny produkt — roześmiała się czarownica.
Mimo to, chodziło mu o coś więcej niż sam krem. Było mu niezwykle miło, że ktoś — a mianowicie Harry — czuł się tak swobodnie w jego towarzystwie, by żartować, lecz nie okazywać lekceważenia i śmiać się swobodnie w obecności złowrogiego Mistrza Eliksirów. Zastanawiał się, jak, na brodę Merlina, ten młodzieniec zdołał tak bardzo przywyknąć do jego odpychającego zachowania. Severus polubił go bardziej niż był w stanie przyznać.

Wysoki czarodziej przyjrzał się twarzy swojego młodego małżonka. To była twarz mężczyzny — Snape mógł już dostrzec delikatny cień zarostu. Na szczęście, dojrzewanie oszczędziło mu trądziku, dzięki czemu jego skóra była gładka i delikatna niczym brzoskwinia. Jedyną widoczna blizną, jaką nosił, była pamiątka po klątwie Voldemorta, którą ukrywał pod grzywką. Harry powiedział kiedyś Severusowi, że sama w sobie mu nie przeszkadza — w zasadzie, nawet dość lubił jej kształt — ale nie znosił uwagi, jaką na niego ściągała. Ten chłopak był ucieleśnieniem niewinności i zmysłowości.
Charakterystyczne, niepokojące spojrzenie, znów pojawiło się w oczach mężczyzny.
Większość ludzi w wieku Harry’ego z całych sił cieszyła się życiem, co z Voldemortem na karku było niezwykle ważnym doznaniem. Tymczasem Potter wydawał się być szczęśliwy tu, w lochach, mając za towarzystwo jedynie Severusa Snape’a i Nessę.
— Chciałbym ci coś pokazać — powiedział nagle profesor. — Proszę, ubierz się ciepło, bo wyjdziemy na dziedziniec.

Śnieg skrzypiał pod nogami dwóch postaci — jednej wysokiej, a drugiej nieco niższej — które znaczyły swoimi śladami białą kołderkę śniegu. Snape zaprowadził Pottera do tylnej części zamku, mało uczęszczanej przez innych mieszkańców Hogwartu. Do uszu Gryfona dotarły kojące dźwięki, przywodzące na myśl nieliczne szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa. Zatrzymał się i wsłuchał w melodię.
— Chodź — zaprosił go Severus. Harry udał się za nim w stronę bramy prowadzącej na jeden z mniejszych dziedzińców. Na jego środku rosła wierzba kompletnie pozbawiona liści. Do jednej z gałęzi przymocowano dzwoneczki. Chłopak podszedł do drzewa i wiszącego na nim instrumentu, który delikatnie dzwonił. Podszedł jeszcze bliżej. Widział i słyszał już wcześniej podobną rzecz. Jeden z sąsiadów Dursleyów zawiesił je na podwórku, co wywołało protest ze strony wuja i ciotki, narzekających na „głupi jazgot”, jaki robiły dzwonki w czasie wietrznej pogody. W końcu sąsiedzi usuwali je co noc, po tym jak wuj Vernon najechał na nich niczym wojskowy czołg, a później pozbyli się ich na stałe. Jednakże, dla Harry’ego cichy dźwięk dzwonków zawsze brzmiał kojąco. Nie miał pojęcia, że ktoś zainstalował je w tym miejscu.
W jednym z kątów podwórza stała ławka. Severus usiadł na niej i obserwował jak Harry podchodzi do drzewa, unosi głowę i wsłuchuje się w wygrywaną melodię. Powiew wiatru spowodował, że instrument ponownie ożył. Lubi je, pomyślał. Po chwili chłopak usiadł obok Mistrza Eliksirów, składając na kolanach dłonie odziane w rękawiczki.
— To ty zawiesiłeś tutaj dzwonki?
— Tak — odpowiedział Snape. — Ty i dyrektor macie nieograniczony dostęp do tego miejsca. Dla wszystkich pozostałych osób jest ono poza zasięgiem. Będą słyszeli dzwięki, ale zaklęcie będzie ich trzymać z daleka. Czar rozpozna magiczną sygnaturę osób, które mogą tu przebywać.
Chłopak uśmiechnął się do niego.
— I zdecydowałeś, że będą osiągalne dla mnie?
— Tak, po świętach.
Gryfon uśmiechnął się jeszcze raz.
— Dziękuję, że pokazałeś mi to miejsce, Severusie. — Opowiedział mężowi o dzwonkach, których słuchał w dzieciństwie, dopóki sąsiad nie został zmuszony do ich usunięcia.
— Mają doprawdy kojące właściwości — powiedział starszy czarodziej, a jego twarz i ton głosu przybrały niezwykle łagodny ton. — Albus wie, że bardzo lubię taki nastrój. Pokazał mi to miejsce wiele lat temu i powiedział, że mogę go używać dla własnych celów. Sam lubi przechadzać się po swoim sadzie, który znajduje się gdzieś na terytorium Hogwartu.
— A więc jest to dla ciebie czymś w rodzaju sanktuarium.
— Tak. Dobrze jest wyrwać się z lochów od czasu do czasu.
— Dla ptaków też? — zapytał Harry, wskazując na domek zawieszony na drzewie.
— Hmm… Tylko ani się waż zdradzić komuś, że groźny Mistrz Eliksirów ma słabość do dzwoneczków i ptaszków.
Chłopak roześmiał się. Severus jeszcze nigdy nie słyszał, by ktokolwiek śmiał się na tym dziedzińcu, biorąc pod uwagę, iż był jego jedynym odwiedzającym. Nawet Dumbledore, chociaż miał do niego dostęp, nigdy nie naruszył prywatności profesora w tym małym zakątku.
— Cała szkoła ustawiłaby się w kolejce u bramy, gdybym im powiedział — zauważył Potter, schylając się, by nabrać pełną garść śniegu. Severus zmrużył oczy i przygotował się do bitwy na śnieżki.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin