Sujkowski Bogusław ''Miasto Przebudzone''.pdf

(1890 KB) Pobierz
Microsoft Word - Sujkowski_Boguslaw_-_Miasto_przebudzone.rtf
Bogusþaw Sujkowski
Miasto przebudzone
30276407.001.png
1
Keriza, córka Makassusa, zatrzymaa si na ocienionej stronie placu i przez chwil
rozgldaa si ciekawie. Przychodzia tu prawie co dzie , bo tdy wioda najbli"sza droga do
portu, a ryby kupowane wprost z odzi byy naj#wie"sze i najta sze. Poza tym zawsze dziao
si tu co# ciekawego.
Ot i teraz. Jaki# Etiop sprzedaje wyroby ze skóry sonia – baty, rzemienie, wysuszon
przedziwnym sposobem tarcz, l"ejsz od metalowych i odporniejsz. Jaki# Syryjczyk
wypytuje o drog do #wityni bogini Atargatis, a dwaj chopcy usiuj mu wytumaczy*, "e
nale"y i#* przez plac Hannona ku bramie Thewesta skiej. Tam stoi ta #witynia, w
niepozornej uliczce, jak wszystkie przybytki obcych bogów. Kapani miejscowych
opieku czych bóstw zgadzaj si na ich istnienie, bo to dobrze usposabia przybyszów, ale
pozwalaj je budowa* tylko w zaukach. Dwóch klinabarów, czonków uprzywilejowanego
ochotniczego oddziau gwardii, jedynego, w którym su" rodowici Punijczycy, przechodzi
powoli i dumnie, nie raczc dostrzega* plebsu. Numida sprzedajcy modego, mo"e
dwuletniego konia zachwala go zbyt wrzaskliwie, zapewniajc, "e wyhodowa go od /rebaka
na najlepszych pastwiskach w dolinie rzeki Bagradas. Egipcjanin w czepcu, przepasce na
biodrach i barwnym fartuszku, wyró"niajcy si zotawym kolorem skóry, przechodzi powoli,
u#miechnity, jakby niczego nie widzc i nie syszc. Dwóch kapanów Molocha szepce co#,
pochylajc ku sobie ogolone gowy. Chopi z okolic miasta rozkadaj na bruku sterty
owoców, kozich serów, kosze z drobiem. Garncarze ustawiaj misy i dzbany, inni – górale
chyba – usiuj sprzeda* grube, domowego wyrobu sukno.
Wszystko to przybysze, bo miejscowi rzemie#lnicy sprzedaj swoje wyroby albo wprost
w warsztatach, albo w kramach. Tu, na placu jest wszystko ta sze, wikszy wybór, wiksza
rozmaito#*. Tote" w#ród porozkadanych towarów, we wrzawie – bo ka"dy sprzedajcy
nawouje, zachwala swój towar, targuje si wrzaskliwie – kr" tumy kobiet. Wielka to
przyjemno#* pokrci* si tu, potargowa*, cho*by nie miao si zamiaru niczego kupi*.
Keriza lubia gwar targowiska, jak wszystkie jej ssiadki i znajome, ale tego dnia nie
zatrzymywaa si du"ej, lecz skrcia koo #wityni Apollina i po#pieszya do portu. Bya to
jedyna #witynia po#wicona obcemu bogowi, wystawiona na tak wa"nym i widocznym
miejscu, ale Greków "yo w mie#cie wielu, statków greckich zawijao do portu wicej nawet
ni" egipskich, a kult boga muzyki i poezji znajdowa coraz wicej wyznawców w Kartaginie.
Dziewczyna obejrzaa si raz i drugi. Ujrzawszy, "e od strony Malki, dzielnicy zej sawy,
nadchodzi kilku pijanych marynarzy, oddalia si szybko z placu. Marynarze pochodzili
zapewne z numidyjskiej galery. Wiele mówiono o niej w mie#cie. Przybia przy skadach
Klejtomachosa, wyadowali j w nocy niewolnicy bogacza, a zaoga, gdy zesza na ld na
zwyk hulank, rzucaa srebrem i zachowywaa si jak zwycizcy w podbitym mie#cie.
Pijani marynarze rozpychali tum, wrzeszczc, #piewajc, zaczepiajc ordynarnie
dziewczta. Stra" rabduchów patrzaa ponuro, ale majc zapewne odpowiednie rozkazy i
wskazówki – nie wtrcaa si.
Keriza wolaa odej#* jak najdalej. Tego wymaga i tak poucza ojciec, a czste wypadki
zaginicia bez #ladu dziewczt i kobiet potwierdzay konieczno#* zachowywania ostro"no#ci.
W ogromnym mie#cie tyle byo zauków, zakamarków, kryjówek, "e handlarze niewolników
mogli zawsze znikn* z upem. A opu#ci* miasto cho*by na której# z galer, wci"
wpywajcych do portu – nie byo trudno. Par srebrnych sykli, wsunitych we wa#ciw
do , lub zota moneta – gdy zdobycz bya lepsza – usuwao wszelkie trudno#ci.
Uliczka bya cicha i pusta, nikt dziewczyny nie goni, wic zwolnia kroku. Lubia takie
miejsca ze wzgldu na panujc tu cisz, o któr w ogromnym, tocznym i ruchliwym mie#cie
byo tak trudno. Spokój panowa tylko na Byrsie, na zadrzewionych obszarach midzy
#wityni Eszmuna i paacem suffetów, tylko w piknych ogrodach bogini Astarte,
otwierajcych si raz do roku dla wszystkich w #wit noc mio#ci... Keriza na wspomnienie
to zaczerwienia si i przy#pieszya kroku.
Matka jej, Greczynka, oburzaa si na ten zwyczaj i wpoia w córk obrzydzenie i wstrt
do niego. Cho* umara ju" dwa lata temu, nauki jej zostawiy w pamici dziewczyny trway
#lad.
Domieszce krwi helle skiej zawdziczaa zapewne Keriza i swoj „odmienno#*”, któr
ojciec czasem jej wymawia, zwaszcza gdy sobie podpi. Ot, cho*by to umiowanie ciszy.
„Ciszy bd mia do#* w grobie – gniewa si Makassus. – A póki "yj, chc mie* du"o
gwaru.”
Keriza, gdy tylko moga, wyszukiwaa ciche zaktki, jak na przykad t uliczk przy
#wityni Apollina, i tylko tam czua si dobrze. Apollinowi te" skadaa najcz#ciej ofiary, a
gdy miaa czas, przygrywaa sobie na salselinie, lirze o agodnym, delikatnym d/wiku,
nucia piosenki lub recytowaa wiersze poetów greckich.
I teraz, chcc odegna* my#l o Astarte i #witej nocy, pocza skandowa* pógosem:
Trafi mnie Eros zotowosy, may
Purpurow pik, podrzucon w doni,
I z dziewczyn w barwne przybran sanday
Do zabawy wspólnej "ywo mnie nakoni.
Ze smutkiem spojrzaa na swoje stopy. Nie, nie miaa barwnych sandaów, lecz
najzwyklejsze, bardzo ju" nawet podniszczone, wzorowane na rzymskich. Ma wprawdzie
inne, zdobne, ale na #wita tylko.
Przypomniay jej si nagle sowa matki, gdy podra"niona kócia si z m"em, "e
Kartagina nie wytworzya niczego wasnego. Odzie" wzorowana na greckiej, obuwie
rzymskie, szka fenickie, domy w stylu budowli egipskich, "onierze najemni, instrumenty
muzyczne libijskie lub numidyjskie, a wasnych poezji i pie#ni nie ma wcale.
Na to Makassus odpowiada spokojnie, "e owszem, Kart Hadaszt (nigdy nie u"ywa
greckiej, przyjtej i przez Rzymian, nazwy „Kartagina”) posiada co# wasnego: pienidz.
Pienidz? Keriza zatrzymaa si na chwil. Kartagina uchodzi za pa stwo bardzo bogate.
Tak wci" powtarzaj mówcy na zebraniach ludowych, tak ka" wierzy*. Czy bogactwem s
pot"ne, pono najmocniejsze na #wiecie mury, które otaczaj miasto? Czy wspaniae
#witynie? Na #wityni Eszmuna na Byrsie dach jest cay zocony. Czy paace suffetów, paac
Rady Trzystu, Rady Stu? A mo"e paace bogaczy? Dlaczego mówi si, "e pa stwo jest
bogate, gdy przecie" jej ojciec, zdolny i uznany mistrz kamieniarski, tak ci"ko musi
pracowa*, aby jako# wy"y*? Takich jak on jest wielu. Mieszkaj w obrzydliwych,
zatoczonych, picio – lub sze#ciopitrowych domach, gdzie panuje haas, krzyki, pacze,
cigy ruch...
Jak"e czsto domy te zawalaj si nagle i tylu, tylu ludzi ginie. A paace bogaczów na
Megarze nie zawalaj si jako# nigdy. I "adna z tych piknych, wypielgnowanych dam nie
nosi wody na szóste pitro po stromych, niewygodnych schodach, umieszczonych na
zewntrznej stronie domu. Schodach, z których ka"dy przechodzcy zaglda do mieszkania.
Zwaszcza tacy zuchwalcy jak ten mody Matho. Niezno#ny natrt!
Ach, gdyby tak mie* niewolnic... Jedn niewolnic, która by speniaa najci"sze,
najbardziej dokuczliwe prace. Keriza z westchnieniem wymówia pógosem to "yczenie,
szczyt pragnie wszystkich rzemie#lników kartagi skich, ale zaraz w my#lach dodaa, "e na
rynek, po zakupy chodziaby jednak sama. To... to bardzo przyjemne zajcie. Niewolnica
nosiaby wod i wykonywaa najci"sze prace... Có", kiedy ojciec nie chce nawet sysze* o
czym# takim. Owszem, kupiby, ale raczej niewolnika, silnego i zdrowego pomocnika do
swego warsztatu. Jej, Kerizie, nic to by nie ul"yo. Musiaaby jeszcze pamita* o jedzeniu dla
tego czowieka.
Ale ojciec nie ma racji. Niewolnic mo"na czsto naby* okazyjnie, bardzo tanio. Ot, par
dni temu stara Domarata sprzedawaa jedn ze swoich dziewczt, Murzynk, jeszcze niestar
i zdatn do pracy, tyle tylko, "e pijany „go#*” rozci jej no"em policzek i staa si tak
brzydka, "e nikt ju" na ni nie chcia nawet spojrze*. Ale do posug domowych by si
nadawaa.
Ojciec wci" si waha. Mówi, kupi* niewolnika mo"na. Owszem, jego pomoc bardzo by
si przydaa. Ale trzeba pamita*, co potem? Zestarzeje si i co? Nikt go nie kupi, a "ywi*
trzeba. Wygna* lub zabi* – nie pozwala prawo. O tym trzeba pamita*.
Keriza niechtnie wzruszya ramionami. Ze zwyk beztrosk modo#ci odsuwaa od
siebie wszelkie rozwa"ania o przyszo#ci, a my#l o staro#ci, jako co# przykrego, odrzucaa bez
namysu. To byo co# nierealnego, wymy#lonego, jak za bajka, któr straszy si dzieci.
Wszystkie rozwa"ania porzucia natychmiast, gdy znalaza si w porcie. I tu znaa ka"dy
kamie , i tu zawsze dziao si co# ciekawego. Statki ze wszystkich stron #wiata, ludzie w
dziwacznych strojach, mówicy niezrozumiaymi jzykami, egzotyczne towary...
Westchna, przypomniawszy sobie zdarzenie sprzed paru tygodni. Przygldaa si
wówczas wyadowywaniu towarów z jakiego# egipskiego statku. Kupiec by Etiopem. Ju" na
brzegu, tu" przy niej, pokazywa nabywcy przywiezione materiay. Jeden zwój rozwin si.
Od tej pory Keriza wzdycha ci"ko na wspomnienie tej chwili. Ach, "eby mie* kiedy peplos z
takiego materiau – cienkiego, mienicego, cudnie si ukadajcego. Kapanka Labitu, któr
czasem czesaa, miaa taki wa#nie szal i mówia, "e to z krajów, dokd nie dotar nawet
Aleksander, król macedo ski. A ten przecie" podbi nieomal cay #wiat... Ale peplos, peplos z
takiego materiau – to byo marzenie odbierajce nawet sen. Ile" on jednak musi kosztowa*?
Strach pomy#le*. Ten kupujcy, cho* wyglda na bogacza, przecie" zdawa si waha*.
W porcie jaka# wielka pentera pontyjska wychodzia wa#nie na morze, ale to bya rzecz
zwyka. Wiadomo te" byo, "e wioza adunek purpurowego materiau, poszukiwanego i
bardzo cenionego na wschodzie. Dawniej materiay barwiono we wszystkich miastach
fenickich. Teraz ten dochodowy przemys przeniós si do Kartaginy, bo jedynie w jej
okolicach zachoway si cenne ma"e, dajce purpur.
Pontyjczyka wyprowadza wojenna birema. Po co? Piraci nie zbli"aj si do Kartaginy,
gdy" boj si rzymskiej floty. Przecie" nie Kartagi czyków. Ojciec mówi, "e z kartagi skiej
floty #mieje si ka"dy zuchwalszy wódz piratów. Bo i co zostao po ostatnim pokoju z
Rzymem dawnej wadczyni mórz? Dziesi* birem. I to tak ju" starych, "e wa#ciwie wielka to
odwaga wypywa* na tym na morze.
I te my#li porzucia Keriza, gdy dosza do cz#ci portu naprzeciwko #wityni Melkarta,
opiekuna "eglarzy, gdzie przybijay odzie rybackie. Stao ich tego dnia tylko par, ale Keriza
poznaa pierwsz z nich ju" z daleka. To ód/ Kadmosa; zaledwie miesic temu reperowa
burt i nie poczerniay jeszcze kawa drewna odcina si wyra/nie. Nazwa sw ód/ „Kalait” –
turkus. Cho* przecie" jest szara, jak inne, nie malowana i nic na niej nie ma turkusowego. Ale
w ubiegym roku, gdy si przypadkiem poznali, ona, Keriza, miaa turkusowe zauszniki.
Jedyne swe klejnoty. A Kadmos przyglda si im i spyta, czy ona lubi turkusy.
Odpowiedziaa zmieszana, "e tak, cho* to nie bya prawda. Woli korale, a nade wszystko ów
tajemniczy, zocisty, lekki elektron, przywo"ony gdzie# z pónocy. Ale sama nie bardzo
wiedziaa wówczas, co mówi, a gdy nastpnym razem ujrzaa ód/ Kadmosa, ju" bya na niej
wymalowana nowa nazwa. Rzucaa si w oczy, bo litera aleph bya jako# dziwnie wykrcona.
Keriza udaa, "e nie widzi napisu i nigdy o tej zmianie nazwy nie wspominaa. Cho*
uprzednio ód/ zwaa si „Metamira”, a to na pewno imi jakiej# podej greckiej hetery,
prostibuli, ndznicy, któr... och, któr trzeba by...
Bardzo trudno byo si uspokoi* po takiej my#li, "e Kadmos musia wida* dobrze zna*
jak# Metamir.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin