Pratchett Terry - Kot w stanie czystym.rtf

(113 KB) Pobierz

 

Kampania na rzecz

Prawdziwych Kotów

Aż nazbyt wielu ludzi w tych czasach przyzwyczaja się do nudnych, masowo

produkowanych kotów, które często wręcz ociekają zdrowiem i odżywczymi witaminami,

jednak nie mogą się równać z dobrymi, starymi kotami, jakie bywały kiedyś. Kampania na

rzecz Prawdziwych Kotów dąży do zmiany tej sytuacji, pomagając ludziom rozpoznawać

koty Prawdziwe, kiedy je spotkają. Stąd ta książka.

Kampania na rzecz Prawdziwych Kotów jest przeciwna masowo wytwarzanym

kotom z beczki.

No dobrze. Wiec jak mamy rozpoznać kota Prawdziwego?

Proste. Natura wykonała za was sporą część pracy, dzięki czemu liczne koty

Prawdziwe są rozpoznawalne natychmiast. Na przykład wszystkie koty z pyszczkami,

które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem

owiniętym skarpetą, są Prawdziwymi kotami. Koty z uszami, które sprawiają wrażenie,

jakby ktoś przyciął je nożycami o zębatych ostrzach, też są Prawdziwymi kotami. Prawie

każdy nierodowodowy, niewysterylizowany kocur jest nie tylko Prawdziwy, ale w miarę

bywania w waszym domu staje się Prawdziwszy i Prawdziwszy, aż w jego Prawdziwość

nikt już nie może wątpić.

Puszyste koty niekoniecznie są niePrawdziwe, ale jeśli przed obiektywem,

reklamując cokolwiek ze słowem „Miau" na dołączonym zdjęciu produktu, uparcie

przybierają urażony wyraz pyszczka, to stanowczo każą powątpiewać w swoją

Prawdziwość.

Aha. Czyli koty w reklamach nie są Prawdziwe?

Właściwie pojawienie się w reklamie nie czyni jeszcze kota niePrawdziwym. Nic przecież nie może

na to poradzić, że ktoś wsadzi go w dziwaczną dywanikową piramidę, a potem zrobi zdjęcie, jak zirytowany

wygląda przez otwór ze środka. Natomiast jego zachowanie nie jest obojętne.

Na przykład: jeśli postawimy niePrawdziwego kota przed rzędem misek z kocią karmą, posłusznie

wybierze tę, którą wyprodukował sponsor, nawet jeśli pozostałe nie są podlane olejem samochodowym.

Prawdziwy kot za to skieruje się do tej najdroższej, wyrzuci ją na podłogę studia, zje z wyraźną

przyjemnością, skosztuje niektórych innych, zapłacze się w nogi kamerzyście, a potem utknie za podium

prezentera wiadomości. Tam zwymiotuje. A potem, kiedy jego właściciele kupią już kilka dużych puszek tej

nieszczęsnej karmy, odmówi tknięcia jej po raz drugi.

Prawdziwe koty nigdy nie noszą kokard (chociaż czasami noszą rrmszki - patrz „Koty z kreskówek").

Ani nie pojawiają się na kartkach świątecznych.

Ani nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.

Prawdziwe koty nie noszą obróż. Ale często się zdarza, że kot Prawdziwy nosi ubranka lalek i siedzi

z wyrazem futrzastego debilizmu na pyszczku, podczas gdy mózgiem dokonują złożonej analizy radarowej

bezpośredniego otoczenia. Po czym wykonuje nagle specjalny rodzaj skoku, który w jednym ruchu wyrywa

go z kapturka, sukienki i wózka dla lalek. Prawdziwe koty nie zawsze są opanowane. Ani nie są całkiem

neurotyczne. Są i takie, i takie, całkiem jak ludzie.

Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło. I wszystko inne, co zostanie na stole, jeśli tylko

uznają, że im się uda. Prawdziwe koty słyszą otwieranie drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej.

Kwestia ta wywołała pewną dyskusję, ale twardogłowi członkowie KnrPK uważają, że Prawdziwe

koty nie trafiają do kocich schronisk, kiedy ich właściciele wyjeżdżają, ale są karmione dzięki prostemu

systemowi misek i sąsiadów. Utrzymuje się również, że Prawdziwe koty nigdzie nie wyruszają w eleganckich

wiklinowych chatkach z cienkimi pręcikami od frontu. Zastanówmy się. Schizmy i debaty są życiem i krwią

demokracji, ale chciałbym tu przypomnieć niektórym co bardziej entuzjastycznym członkom wielkie szkody,

jakie Kampanii wyrządziła Dyskusja o Obroży Przeciwpchelnej (1985), Kłótnia o Prywatną Kuwetę (1986) i

to, co zostało dość pogardliwie określone jako Awantura o Wielką Miskę z Wypisanym Imieniem (1987). Jak

mówiłem wówczas, oczywiste jest, że idealny Prawdziwy kot zjada swoje posiłki z wyszczerbionego talerza z

zaschniętymi na brzegach resztkami poprzedniego posiłku, albo - bardziej typowo - z podłogi obok, to jednak

Prawdziwa kotowatość zależy od tego, czym się jest, a nie tego, co z tobą zrobią. Niektórzy z nas

mogą czuć się zadowoleni, transportując swoje koty w kartonowych pudłach z nazwą płatków śniadaniowych

na ściance, jednak Prawdziwe koty żywią wrodzoną nieufność do białych fartuchów i potrafią natychmiast

odgadnąć, kiedy w perspektywie pojawia się weterynarz. Wystrzeliwują wtedy z najtwardszego nawet

kartonu niczym pocisk balistyczny. Zwykle zdarza się to na zatłoczonej drodze albo w pełnej ludzi

poczekalni.

Mimo wielu złych emocji, jakie pozostawiła wspomniana wyżej Awantura o Wielką Miskę z

Wypisanym Imieniem, chcemy wyraźnie stwierdzić, że Prawdziwe koty jedzą z misek, na których wypisano

słowo MRUCZUŚ. Jadłyby z nich, nawet gdyby wypisano tam ARSZENIK. Jedzą ze wszystkiego.

Prawdziwe koty łapią różne rzeczy.

Prawdziwe koty zjadają prawie w całości wszystko, co złapią.

Celem Prawdziwego kota jest przejść przez życie spokojnie, tak by ludzie jak najrzadziej się do

niego wtrącali. Całkiem jak prawdziwi ludzie, jeśli się dobrze zastanowić.

Czy mogę być kotem rodowodowym i Prawdziwym kotem jednocześnie ?

Oczywiście, że nie. Jesteś człowiekiem.

Znaczy, czy kot może być...

Aha. Interesujący problem. Logicznie rzecz biorąc, wiedza, jak miał na imię pradziadek, nie powinna

stanowić przeszkody, by żyć pełnią życia, jednak niektórzy bardziej oddani sprawie członkowie Kampanii

sądzą, że Prawdziwy kot powinien żywić niejakie wątpliwości nawet w kwestii własnej egzystencji - a co

dopiero egzystencji swoich rodziców.

Uważamy, że to pogląd raczej ekstremalny. Prawdą jest, że w opinii wielu z nas Prawdziwy kot w

pełnym tego słowa znaczeniu wygląda jak ocalały po paskudnym wypadku z maszynką do mięsa-Jeśli

jednak ludzie zechcą oceniać Prawdziwość kota jedynie po wyglądzie i barwie futra, to muszą zrozumieć, że

doprowadzą do stworzenia całkiem nowej, osobnej rasy („W tym roku Absolutnym Championem zostaje

Węgielek, po ojcu Tenprzekletyszarydrańodsąsiadówznowuwlazłdokarmnika i malce Nazywamy Ją Po

Prostu Pusią z BedWellty").

Chodzi o to, że koty różnią się od psów. Aby przekształcić szorstkich i twardych psich przodków w

tych cuchnących, nadskakujących i zaślinionych kretynów*, jakich widzimy dzisiaj, niezbędny był pewien

wysiłek hodowlany. W trakcie przemiany w to, czego społeczeństwo owych czasów we własnej opinii

rzeczywiście potrzebowało - na przykład maszyn do prac ziemnych albo ozdób na rękawy - ich zasadnicza

psiowość stopniowo ulegała rozcieńczeniu.

Zatem typowy Prawdziwy pies o wiele częściej okaże się kundlem, tyle że określenie to jest pewnie

dzisiaj nielegalne. Natomiast koty są... no, kotami. Mniej więcej tej samej wielkości, w różnych kolorach,

niektóre tłuste, inne wychudzone, ale zawsze w wyraźny sposób kocie. Ponieważ jedyne czynności, do

których wykazywały jakąkolwiek skłonność, polegały na chwytaniu różnych rzeczy i spaniu, nikt nie zadawał

sobie trudu, żeby majstrować przy nich i przerabiać na cokolwiek innego. Interesujące są jednak spekulacje,

czym mogłyby się stać, gdyby historia potoczyła się inaczej (patrz „Koty, które utraciliśmy"). Koty były

hodowane w celu wzmocnienia praktycznie jednej tylko cechy, czyli ogólnej kotowatości. Wszystkie są więc

potencjalnie Prawdziwe. Prawdziwość to styl życia.

* Po gorącej dyskusji Komitet chce wyraźnie zaznaczyć, że określenia tego nie należy rozumieć jako

obejmujące kolejno: małe białe teriery z IQ ierne kundelki, które mogą trochę cuchnąć, ale przecież je

kochamy, ielkie i kudłate, sapiące bernardyny, które pochłaniają dziennie więcej protein, niż niektórzy ludzie

widują przez rok**, ale rozumieją każde nasze stówo, poważnie, i są jak członek rodziny.

** Komitet, który – mimo straszliwych nacisków – nie zdołał usunąć tego zdania, hahaha, prosił, by zmienić

je na “mają zdrowy apelyt jak na psa w swoim wieku". Określenie to odnosi się prawdopodobnie do sytuacji,

gdy wielki pysk opada niczym łyżka koparki***, a potem pcha wielką jak zlew michę przez całą kuchnię.

*** Komitet może sobie mówić, co chce, ale przewodniczący - który z pełną świadomością przyznaje, że

nigdy nie doznał rozkoszy i radości posiadania psa, nie zamierza ich poznawać i całkowicie akceptuje fakt,

że istnieją domy, w których psy i koty żyją w rodzinnej harmonii – widział, jak taki pies je.

Co Kampania na rzecz Prawdziwych Katów ma przeciwka psom?

Nic.

Nie, poważnie.,,

Naprawdę. Istnieją doskonale grzeczne, wytresowane, posłuszne psy, które nie szczekają jak

zacięta płyta, nie brudzą na środku chodnika, nie obwąchują kroczy ani nie zachowują się jak ulubieńcy

wszystkich w okolicy, bo im się wydaje, że są takie rozkoszne. I nie skamlą, nie kradną i nie płaszczą się w

stylu, który zawstydziłby XPV-wiec7nego zawodowego żebraka. Uznajemy ten fakt.

To dobrze.

Istnieją także wielkoduszni strażnicy miejscy, dziwki o złotych sercach oraz prawnicy, którzy nie

wyjeżdżają na wakacje w samym środku waszej skomplikowanej sprawy z kupnem domu. Tyle że nie

spotyka się ich zbyt często.

Jak zacząć

Wzięliśmy kota, ponieważ niespecjalnie lubiliśmy koty.

Nasz ogród był terytorium spornym pięciu miejscowych ko-curów, a słyszeliśmy, że najlepszą

metodą niedopuszczania innych kotów jest posiadanie własnego.

Chwila racjonalnej analizy natychmiast wykryje pewien błąd w tym rozumowaniu. Jednakże, jeśli

ktoś ma predyspozycje do trzymania kotów, racjonalna analiza nie ma z tym nic wspólnego. Nigdy jeszcze

nie spotkaliśmy człowieka, który by pamiętał, jak obudził się pewnego dnia i pomyślał: „Dziś rano pójdę po

zakupy, kupię trochę brukselki, to takie niebieskie do spłuczki, folię aluminiową... aha, tak, kot też by się

przydał".

Koty mają sposoby, by być tu od zawsze, nawet jeśli dopiero co się pojawiły. Poruszają się we

własnym, osobistym rytmie czasu. Zachowują się tak, jakby ludzki świat był tym, w którym akurat

przypadkiem się zatrzymały w drodze do czegoś, być może o wiele ciekawszego.

A właściwie, kiedy się zastanowić, to co my o nich wiemy? Skąd się wzięty? Ludzie mówią: „No,

ewolucja, to przecież rozsądne". Ale dlaczego? Spójrzmy na psy. Psy pochodzą od wilków - od razu widać.

Niektóre z nich, choćby owczarki alzackie, to praktycznie wilki z obrożami, czekające na właściwy moment.

Po nich jest cale mnóstwo mniejszych psów, coraz mniejszych, aż do rozmiaru tych dziwacznych maluchów

o imionach z dużą liczbą Z, które piszczą i mieszczą się w kuflach. Chodzi o to, że widzimy tu ewolucję w

działaniu, wszystkie etapy od kosmatych półwilków po łyse ujadające stworzenia, hodowane po to, by

wchodziły do cesarskiego rękawa czy gdzie tam jeszcze.

Wiemy, że gdyby cywilizacja nagle się skończyła, gdyby wielkie rozklekotane machiny z Alfa

Centami zjechały nagle z nieba i porwały wszystkich ludzi, psy byłyby mniej więcej o dwa posiłki od

przemiany w wilki.

Albo spójrzmy na siebie. Niektóre szczegóły są może trochę mgliste, ale my - sprytni, cywilizowani

my, wiedzący wszystko o kredytach, teflonowych patelniach i Giuseppe Verdim - możemy spojrzeć przez

swoje genetyczne ramie i zobaczyć cały szereg chwiejnych postaci sięgający aż do drobnych, skulonych

sylwetek o owłosionych piersiach, niskich czołach i inteligencji publiczności teleturnieju. Koty są całkiem

inne. Z jednej strony mamy te wielkie, płowe monstra, które ziewając, wylegują się pod gorącym słońcem na

sawannie albo w wilgotnych, upalnych dżunglach, z drugiej maleństwa, które potrafią spać na kaloryferach i

korzystać z kocich drzwiczek. I niewiele między nimi, prawda? Cały gatunek w zasadzie podzielony między

300 kg pasiastych mięśni, które potrafią powalić antylopę, a pięć kilogramów mruczenia. I nigdzie nie

znajdziemy kota z Piltdown - brakującego ogniwa kociej ewolucji. Pewnie, istnieje kot dziki, ale wygląda

całkiem jak przeciętny udomowiony i pręgowany zwierzak, który dostał cegłą po głowie i się z tego powodu

rozzłościł. Nie, musimy się z tym pogodzić. Koty po prostu się pojawiły. W jednej chwili nie było niczego, w

następnej już Egipcjanie oddawali im cześć, mumifikowali je i wznosili dla nich grobowce. Faraon nie będzie

przecież babrał się z łopatą w smętnym zakątku ogrodu za szopą z narzędziami – nie wtedy, kiedy 20 000

ludzi i stosy belek akurat nie mają nic do roboty.

Naukowcy pracujący dla Kampanii na rzecz Prawdziwych Kotów uważają, że z powodu

eksperymentów Schródingera (zob.) cała kwestia, skąd właściwie wzięły się koty i w jaki sposób, jest

obecnie zupełnie pozbawiona znaczenia. Wydaje się bowiem, że pewne koty bezproblemowo podróżują w

czasie i przestrzeni, a zatem jedyne miejsce i czas, co do którego możemy być pewni, że stamtąd

przybywają, to teraz.

Jak zdobyć kota

1. Ogłoszenia na poczcie

Tak. Proszę, proszę dzwonić, szybko, bo wszystkie sąjuż duże, walczą ze sobą, a niektóre

samce zaczynają zdradzać wyrafinowane zainteresowanie mamą. Nie dajcie się oszukać i nie

myślcie, że musicie się zgłosić z pisemnym potwierdzeniem regularnego uczestniczenia w

nabożeństwach i braku nałogów. „Dobre ręce" w tym przypadku oznacza każdego, kto nie przyjedzie

furgonetką z napisem

J. Torquemada i Synowie, Kuśnierstwo.

Jeśli odpowiecie na ogłoszenie, przekonacie się, że został tylko jeden kociak.

Zawsze zostaje tylko jeden. Długo się zastanawiacie, co takiego sprawiło, że poprzednia czwórka

odbiorców z niego zrezygnowała. W końcu to odkryjecie.

Mimo to ogłoszenia na poczcie to dobra metoda zdobycia typowego kota.

2. Ogłoszenia w eleganckich kocich magazynach

Bardzo podobne do 1, tyle że słowo „uroczy" prawdopodobnie nie będzie użyte, a słowo „bezpłatnie"

nie będzie użyte na pewno. Nie powinny być brane pod uwagę przez nikogo posiadającego normalne

dochody.

Koty uzyskane w ten sposób są często bardzo dekoracyjne, ale jeśli tylko tego chcecie od kota, to

wycieczka ze szpachelką na najbliższą przelotową arterię miejską powinna załatwić sprawę.

Koty rodowodowe dużo mówią - to takie określenie właścicieli na ciche piski - i mają skłonność do

darcia zasłon. Jako pochodzące od starannie dobieranych rodziców, są też psychicznie niestabilne. Jeden z

przyjaciół miał Kota Arcyzbrod-niarza (zob.), który sądził, że jest rondelkiem. Ale że był bardzo kosztowny i

miał lepsze pochodzenie niż królowa Wiktoria, myślał, że jest rondelkiem z klasą.

3. Kupienie domu na wsi

Pewny sposób zdobycia kota. Normalnie pojawia się w okresie pierwszego roku, z bezczelną miną

na pyszczku, która sugeruje, że jest trochę zaskoczony, widząc was tutaj. Nie należy do poprzednich

mieszkańców, żaden z sąsiadów go nie rozpoznaje, ale wyraźnie czuje się jak w domu. Dlaczego? To

prawdopodobnie Kot Schródingera (zob.).

4. Schronisko dla kotów

To kolejne popularne źródło, zwłaszcza tuż po Bożym Narodzeniu i po wakacjach, kiedy ich obroty

rosną. Mimo że ledwie słyszalna przez telefon wśród pisków, udręczona młoda kobieta prawdopodobnie

poświęci więcej trudu niż przeciętny Sprzedawca Kotów przez Ogłoszenie na Poczcie, by się upewnić, że nie

nosicie w kieszeni noża do skórowania. Często nie jest wymagana żadna opłata, jedynie dobrowolny datek

(składany pod groźbą pistoletu). Przedstawią wam rozmaite puszyste kociaki, ale właściwa okaże się roczna

wysterylizowana samica, która z zatroskanym pyszczkiem kuli się w głębi klatki. Okaże wam wdzięczność,

sikając w samochodzie przez całą drogę do domu.

5. Dziedziczenie

Ten kot zjawia się razem z zestawem miseczek, polową puszki najdroższej kociej karmy na rynku,

koszykiem oraz małą wełnianą zabawką z dzwoneczkiem w środku. Dwa tygodnie spędza pod łóżkiem w

pokoju gościnnym. Spróbujcie takiego wyciągnąć, a możecie się znaleźć w szpitalu ze skórą z pośladków

przeszczepioną na ramię.

Kota nie zawsze dziedziczy się po kimś, kto umarł. Jeśli poprzedni właściciel nadal żyje, Prawdziwy

kot pojawia się z listą tego, co lubi, a czego nie lubi. Można ją wyrzucić. To i tak tylko kaprysy.

Starajcie się unikać dziedziczenia kotów, chyba że w zestawie z pieciocyfrowym legatem, a

przynajmniej szansą na taki.

6. Wspólna własność

Czy wiecie, gdzie wasz kot bywa, kiedy jest poza domem? Warto sprawdzić u bardziej oddalonych

sąsiadów, czy nie mają kota tej samej wielkości i maści. To się zdarza. Znaliśmy kiedyś dwie rodziny, które

przez lata wierzyły, że mają tego samego kota, a on tak wędrował od miski do miski. Coś w rodzaju

menagerie a trois.

Interesującym zjawiskiem przy pozyskiwaniu kotów jest to, że są zwykle albo praktycznie darmowe,

albo bardzo kosztowne. To tak jakby przemysł motorowy nie produkował niczego pomiędzy motorowerem a

porsche.

 

Odmiany kotów

Zapomnijcie o syjamskich błękitnych i persach. Koty to najprawdopodobniej:

1. Koty Farmowe

Wymierająca rasa. Dawno, dawno temu każda porządna stodoła była schronieniem dla ich kwitnącej

kazirodczej kolonii, której członkowie zostawiali między belami siana niewielkie gniazdka pełne miauczących

kociąt. Wciąż można spotkać któregoś z nich i warto wziąć do siebie, jeśli to możliwe. Często wyglądają jak

plaskoglowi szaleńcy, ale na ogól posiadają odrobinę rozsądku. Trudno je znaleźć na farmach, które

wyglądają na zbudowane z aluminiowych odlewów, ale sporo ich jeszcze znajduje tu i tam środki do życia.

2. Czarne Koty z Białymi Łapkami

Musi to być osobna rasa. Większość Kotów z Punktów Pocztowych (zob.) to właśnie czarne z

białymi łapkami. Zawsze wołają na nie „Mruczek".

3. Koty Sąsiadów

Zwykle szare i często widywane w świeżo obsianym fragmencie ogrodu, z pełnym napięcia

wyrazem na pyszczku. Zwykle nazywane są Aarghwynochastądtydraniu (zob. „Imiona kotów").

4. Koty Paskudnopyszczkowe

Mają kły, zezowate oczy, tyle blizn, że można by na nich rozgrywać turnieje w kółko i krzyżyk, i

uszyjak stare bilety autobusowe. Są nieodmiennie samcami. Koty Paskudnopyszczkowe nie rodzą się takie,

ale są stwarzane, często kiedy próbują wytrzymać pojedynek spojrzeń, a niekiedy i zgwałcić nadjeżdżający

samochód, a potem operuje je weterynarz, który po prostu zbiera razem wszystkie kawałki i dodaje szwy

tam, gdzie zostało trochę miejsca. Większość Kotów Paskudnopyszczkowych jest czarna. Dziwne, ale

prawdziwe.

5. Koty Tak Jakby Pręgowane z. Odrobiną Płowego, ale Czasem we Właściwym

Świetle Można by Przysiąc, że Mają Coś z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin