13_cz2_24. Bartosz 'Rorsarch' Boroński - Nowa Era III.pdf

(561 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 24
Bartosz 'Rorsarch' Boroński
Nowa Era, część 3
857152733.002.png
Zapadał zmrok, więc Rorsarch odłożył wizytę u zarządcy dzielnicy i
poszedł do ludzkiej placówki, gdzie dostał własny kąt do spania. Dowódca
garnizonu potwierdził, że pojawiła się dziwna anomalia w centrum
miasta, które było teraz opuszczone. Nikt kto wszedł w jej pobliże, nie
przeżył. Podobno przed śmiercią nieszczęśnicy krzyczeli coś o elektrowni
atomowej i wybuchu. Otrzyma prawo przynależności do kasty mieszczan,
ten kto upora się z tym problemem. Postanawiając z rana spotkać się z
zarządcą dzielnicy, poszedł spać. Nad ranem dostał śniadanie, z zapasów
placówki i kilka rad jak porozumiewać się z wyższymi kastami.
Miasto dzielił na pół gigantyczny rów, wykopany przez Sordesów,
miał on oddzielać biedotę od wyższych sfer społecznych. Kilka mostów,
strzeżonych przez uzbrojonych po zęby Zieloniaków łączyło obie części.
Tam, po drugiej stronie, znajdowała się anomalia, obejmująca coraz
większy obszar. Jedyny murowany budynek na tzw. ‘Brzegu Biedy’ rowu
posiadał własny most i pancerne drzwi. Rorsarcha wpuszczono do
pustego pokoju, gdzie po chwili rozbrzmiał nieprzyjemny głos.
— Więc chcesz przysłużyć się naszej doskonałej cywilizacji i
pokonać Zło czające się w podziemiach? – spytał głos.
— Tak. – odpowiedział krótko Rorsarch, szukając ewentualnej drogi
ucieczki.
— A więc zaraz cię zaprowadzimy na miejsce anomalii, morderco.
Pouczony, żeby nie reagować na takie zaczepki, milczał. Drzwi się
otworzyły i czekała przed nimi dwójka Zieloniaków, ubrana w nieco
lepsze stroje niż te Sordesów.
— Zaprowadzimy cię na drugi brzeg, plugawa istoto. – powiedział
jeden z nich i gestem pokazał mu kierunek marszu.
Zmierzali w stronę najbliższego mostu, gdy jeden z Zieloniaków o
mało co nie wpadł do dziury.
— Dominik, uważaj żeby się do jakiegoś biedaszybu nie wpierdolić.
– ostrzegł kolegę. – Jeszcze będą brudasy w środku i nas skażą swoim
łajnem.
— Na samą myśl o tym aż mnie wzdryga, weź nie opowiadaj.
Doszli do mostu, na którym czekała czwórka żołnierzy, mająca za
zadanie odeskortować ich do lepszej dzielnicy miasta. Budynki tutaj były
odrestaurowanymi ruinami, mieszkańcy byli wyraźnie lepiej ubrani,
natomiast przechodzący tu i ówdzie Opesowie emanowali swoim
bogactwem. Wszyscy patrzyli krzywo na Rorsarcha, ale ze względu na
eskortę, nie zbliżali się do niego. Im bliżej centrum miasta, tym mniej
857152733.003.png
Zieloniaków przechodziło na ulicach, a po jakimś czasie dwójka
towarzyszących mu Urbów odłączyła się od nich i szli wyłącznie w piątkę.
Ubrani w mocne, stalowe pancerze Zieloniacy tracili wiele na mobilności,
ale byli w stanie przetrwać porządną salwę z każdego karabinu.
W końcu doszli w okolicę wejścia do małego tunelu, dookoła
którego leżały zwłoki Zieloniaków.
— To tutaj, gładkoskórku. – powiedział jeden z żołnierzy. Popchnął
Rorsarcha kolbą a sam odszedł razem ze swoimi kompanami.
— Będziemy czekać kawałek stąd, na wypadek jakbyś przeżył.
— Ta. – odpowiedział pod nosem Rorsarch i podszedł do trupów.
Były dość dobrze zachowane, bez obrażeń zewnętrznych. Cokolwiek je
zabiło, musiało oddziaływać na ich umysły. Tylko jedno znane stworzenie
oddziaływało na umysł – telepata. Rorsarch obiecał sobie w duchu, że jak
to przeżyje, znajdzie jakiegoś Stygmatę i wypyta o metody walki z tymi
aberracjami. Posiadał karabin laserowy, który miał być najskuteczniejszą
bronią przeciw nim, więc włączył noktowizor i zszedł do tunelu. A
przynajmniej próbował, bo już na pierwszych stopniach leżały kolejne
zwłoki, tym razem z rozbitą głową. Sam Rorsarch zaczynał odczuwać
zawroty głowy i zaburzenia percepcji, co było najprawdopodobniej
spowodowane obecnością telepaty. Jednak tamci poginęli jeszcze przy
wejściu, natomiast jemu nic się jeszcze nie działo.
Tunel był pozostałością po kanałach, na ścianach widniał jeszcze
grzyb, który znajdował się nieco ponad linią wody. Pozostawało
tajemnicą, czym żywił się teraz, bo nie wyglądał na umierającą formację.
Co jakiś czas natykał się na kolejne trupy, część popełniła samobójstwo,
inni mieli rozbite głowy. Wszelkie objawy aktywności mentalnej ustały i
Rorsarch zaczynał się zastanawiać, czy to był telepata. Jednak kolejny
trup należał do człowieka, ubranego jak niegdysiejszy Strażnik Teksasu.
Miał przy sobie kompletne uzbrojenie i wpinkę w charakterystycznym
beżowym płaszczu. Emblemat przedstawiający trupią czaszkę na tle koła
zębatego upewnił go, że chodziło tutaj o telepatę. Jednak musiał być
potężny, bo znalazł kolejne trupy członków Stigmata Mortis. Nie znalazł
jednak nigdzie broni energetycznej, mimo tego, że ściany przypominały
szwajcarski ser, tylko dziury były mocno spieczone. Cokolwiek się stało,
wymordowało łącznie piątkę Sytgmatów. Rorsarch pozbierał ich wpinki i
zastanawiał się nad wymianą kapelusza. W końcu zrezygnował, bo ronda
wydawały mu się za szerokie. Postępował coraz głębiej i nie spotkał już
więcej trupów. Pojawiła się też płynąca leniwie woda,
857152733.004.png
najprawdopodobniej zmierzająca do większego źródła. Okazał się nim
kanał odprowadzający wodę z najbliższego jeziora. Pomimo zniszczenia
naziemnej części infrastruktury, podziemna wciąż przelewała wodę.
Znalazł leżącą na ziemi broń energetyczną, z której wyjął zasobnik
amunicji a sam egzemplarz, zniszczony i tak przez wilgoć, wrzucił do
wody. Na betonie pojawiły się plamy krwi i leżący w jednej z nich
Zieloniak, z trzecim okiem dorobionym gorącą plazmą. Przed śmiercią
musiał zostać kilka razy mocno uderzony, otwarte złamanie żeber
sugerowało kij albo porządną deskę. Najprawdopodobniej Zieloniacy
wpadli na Stygmatów polujących na kolejnego telepatę. Pomimo
przewagi technologicznej, na pierwszych odcinkach kanału Stygmaci
poginęli, jednak od teraz ukazywał się zgoła odmienny wynik bitwy.
Kanał skręcił a za zakrętem leżało kilka ciał Zieloniaków, ułożonych w
zgrabny mur. Za murem leżał kolejny przedstawiciel tajemniczej
organizacji, z wbitą w głowę deską zakończoną gwoździem. Zieloniacy
musieli zbierać broń, gdyż nic nie znalazł na betonowej posadce kanału.
Jednak wpewnym miejscu płynąca woda wyraźnie spowalniała i po
dłuższej chwili zauważył zielone ciała, leżące na dnie. Stygmaci po prostu
zrzucali ich do wody, rannych lub martwych. Kanał ponownie skręcał,
tym razem rozstawał się z płynącą wodą i prowadził do jakiejś rozdzielni.
Leżał w niej charakterystyczny kapelusz i zaciśnięta na drążku dłoń, a
obok ramię. Za drugim wejściem leżał posiadacz obu, z wyraźnymi
śladami od łopaty. Zieloniacy nie byli uzbrojeni zbyt profesjonalnie,
chwytali za wszystko co mieli pod ręką. Żałował, że nie spytał o cel ani
liczebność wyprawy, ułatwiłoby mu to zadanie. Nagle leżąca na posadzce
deska drgnęła, poszybowała w górę i starała się trafić Rorsarcha. Ten
zrobił błyskawiczny unik i deska rozbiła się o ścianę.
Telepata zaczął atakować wszystkim, co nie było przykręcone do
podłogi. Co krok o ścianę lub Rorsarcha rozbijały się przeróżne rzeczy.
Nagle poczuł pchnięcie i padł na beton. Zaczął mieć straszne wizje.
Dwóch ludzi na arenie walczy ze sobą przeciwko trzem potworom. Udało
im się, publiczność wydaje z siebie jęk zawodu. Nagle jeden obraca się
przeciw drugiemu, publiczność zadowolona wyje i dopinguje. Dobija go.
Śmieje się, zupełnie jakby nie zauważył co zrobił. Jednak widać w nim
jakąś niepewność, błysk w jego oku kiedy rozmawia z kimś, kogo nie
widać, uświadamia Rorsarcha, że coś się wydarzy.
W tym momencie odzyskał przytomność. Wychłodzona posadzka
była jego łóżkiem przez blisko godzinę, jak wskazywał zegarek. Wstał i
857152733.005.png
podpierając się o ścianę ruszył dalej. Elementy otoczenia nie latały wokół
niego, telepata najprawdopodobniej szykował kolejne uderzenie. Kanał
rozwidlał się, Rorsarch nie wiedział którędy pójść a atak mentalny mógł
nadejść w każdej chwili. Wybrał lewą odnogę i niemal potknął się o leżące
w poprzek przejścia zwłoki. A przynajmniej tak mu się wydawało.
— Nie, nie zabijaj go. – powiedzał półżywy Stygmata, leżący na
ziemi.
— Telepaty?
— Za dużo trupów, zbyt wiele energii, znajdź obręcz, załóż, uciekaj.
— Gdzie ona jest?
— Zabrali ją, ścigali go. Powalił mnie, nie pozwól mu uciec.
Słyszałem krzyk, musiał ich wykończyć. Nie ma czasu, biegnij i dopadnij
go. Jeśli ucieknie na zewnątrz, spustoszy okolicę. Idź, ja zaraz zejdę z tego
padołu, ale ty masz jeszcze przed sobą życie. Ale nie zabijaj go, bo...
Nie dokończył, jego głowa opadła i przestał oddychać. Rorsarch
posłuchał rady i biegł ile sił w głąb odnogi. Kolejny trup leżał na ziemi,
tym razem przebity na wylot metalową rurą, która zaczęła niebezpiecznie
drgać, jak tylko się zbliżył. Jego przeciwnik szykował się do zadania
kolejnego mentalnego ciosu.
Znów upadł na ziemię i zobaczył człowieka szarpiącego się z jakąś
macką, wyswobadza się, zabija kogoś, kogo Rorsarch nie ma w polu
widzenia, wrzuca granat. Eksplozja. Gigantyczny błysk przetacza się przez
Mroźne Pustkowie, ostatnia zielona wyspa poszerza swój obszar, po czym
zostaje natychmiast opanowana przez ziąb. Miejsce eksplozji szybko
przykrywa śnieg. Krótka wizja, zakończona słowami rozbrzmiewającymi
jak echo: nie zapomnisz.
Wstał i ruszył dalej. Głos mówił ‘giń, odejdź! I tak umrzesz’. Jednak
jakaś determinacja pchała go do przodu i nie pozwalała poddać się
głosowi. Nasilał się, gdy dotarł do drabinki włazu, prowadzącego na
zewnątrz. Obok niej leżał człowiek, ściskający kurczowo w dłoni
metalową obręcz na głowę. Rorsarch wziął ją i przypiął do karabinu, po
czym wyszedł na górę. Zobaczył siedzącego telepatę, w obdartej szacie ze
spaloną skórą. Jak tylko na niego spojrzał, ten odwrócił się i ukazał
czaszkę, świecącą oczodołami. Nagle ta zapłonęła czarnym płomieniem i
przemówiła.
— Wciąż sądzisz, że mnie pokonałeś? – odnowiła dawno zerwany
kontakt. – Jestem wciąż w mrocznych zakamarkach twojego umysłu,
krążę i wyczekuję na odpowiedni moment. Jak sądzisz, czemu masz mnie
857152733.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin