13_cz2_01. Bartosz 'Rorsarch' Boroński.pdf

(1879 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 1
Bartosz 'Rorsarch' Boroński
Cywilizacja, część 1
857156225.002.png
857156225.003.png
Wszedł do baru. Ubrany w czarne buty, czarne spodnie, szary
płaszcz sięgający mu do kolan, grube binokle. Takie, jakich używali
niegdyś mechanicy, mocowane na gumce z tyły głowy, białą, płócienną
chustę zakrywającą resztę twarzy, z czymś co wyglądało jak czarno-biały
motyl, chociaż z pewnością nim nie było, brunatne, skórzane rękawiczki i
szary kapelusz, usiadł przy stoliku i powiedział cicho:
— Dwie setki wódki proszę — i wyjął z kieszeni płaszcza kilka
żetonów. Barman rzucił mu spojrzenie z rodzaju ‘’mamy cię na oku,
pilnuj się’’ i postawił na ladzie kieliszek, nalał i powiedział ochrypłym
głosem:
— Dwa żetony się należą.
Rorsarch położył na ladzie cztery i odrzekł:
— Potrzebuję informacji, napiwek wystarczy czy jest jeszcze jakiś
dodatkowy wymóg? – Barman pozornie niezdarnym ruchem ręki zgarnął
krążki z lady i odpowiedział:
— Pytaj, a powiem ci co wiem.
— W całej Polsce powstało paręnaście schronów, kilka się nie
rozsypało, poszukuję jednego, określanego jako Schron Zero.
— Schron Zero? – odparł barman ściszonym głosem. – To tylko
legenda, tak przynajmniej twierdzono. Ale ostatnio pojawiły się grupki
dobrze uzbrojonych ludzi, które wyraźnie czegoś szukały.
— Słyszałem, zwą ich Pancerniakami.
— Tak, są dobrze zorganizowani i posiadają porządne zaplecze
techniczne – wyjaśnił, nalewając drugą setkę przybyszowi.
— Szukają Schronu Zero?
— Nie sądzę, raczej z niego pochodzą. Nie są zbyt rozmowni, a
bardziej natarczywych traktują serią z karabinu.
— Więc czego poszukują na tych wypalonych wojną ziemiach? Jeśli
pochodzą z tego schronu, to niczego im nie brakuje.
— No cóż, może pochodzą z zupełnie innego miejsca.
— Kto by przybył na takie zadupie. Może i przed Wojną byliśmy
potężni, ale przez to oberwaliśmy kilkunastoma głowicami więcej. Teraz
nie ma tu niczego, poza kupą ludzi bojących się o następny dzień,
mutantów, paroma fanatycznymi kultami i nielicznymi osadami.
— Tego być może się nigdy nie dowiemy, — powiedział z lekkim
zrezygnowaniem barman – ale podobno na północy jest jakaś baza
wojskowa, która przetrzymała uderzenia z atomówek i teraz normalnie
funkcjonuje.
857156225.004.png
— Kto wie, kto wie.
Rorsarch wstał, podziękował za napitek i wyszedł z baru. Jego ubiór
przyciągał wzrok siedzących przy stolikach zabijak, ale nie wykazywali
złych zamiarów. Wszczynanie burd w tym miejscu kończyło się szybką
interwencją Strażników i zwykle rozstrzelaniem stron konfliktu. O, tak,
prawo było brutalne, ale ludzie ulegli zezwierzęceniu przez te
kilkadziesiąt lat po Wojnie. Dopóki nie znormalnieją, na zło będzie się
odpowiadało złem. Krążyły legendy o grupach grabieżców, które
szwendały się po Polskich Pustkowiach, i łupiły bezbronne osady.
Większość z nich wywodziła się ze środowisk kibolskich, które w wyniku
różnych przemian ustrojowo-społecznych w swojej organizacji przez te
lata po Wojnie, rozpierzchły się po Pustkowiach. Jednak część z nich
zorganizowała się i jeszcze nie tak dawno, pod szyldem Reformatorów,
siała postrach na Świecących Pustkowiach. Rorsarch sam wiedział o tym
najlepiej z pewnego powodu, o którym chciał zapomnieć.
Skierował się do biura Strażników, miejsca w którym mógłby
znaleźć pracę, która dałaby mu jakiś dochód i pozwoliła kontynuować
jego poszukiwania. Wszedł do w miarę zadbanego pomieszczenia, w
którym stało biurko, stojak na broń i krępy facet z kałaszem w garści.
— Znajdzie się jakaś robota? – zaczął Rorsarch.
— Zależy, kim jesteś – odparł facet – Szukamy ludzi, którzy potrafią
utrzymać gnata w garści i skopać tyłki kultystom i mutantom, którzy
pragną tu zamieszkać. Na naszych trupach.
— Czyli dobrze trafiłem, mogę zacząć od zaraz.
— Masz jakąś broń?
Rorsarch wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza pistolet marki
Smith&Wesson 1006, nóż z pochwy na pasku i kilka wyważonych noży z
buta.
— Starczy, na początek sprawdzisz co się stało z oddziałem, który
dokonywał zwiadu w ruinach pobliskiej fabryki.
— Fabryki czego?
— Zupek chińskich.
Dochodziła dwudziesta druga, gdy doszedł do fabryki. Była
oddalona o dobre dwa kilometry od radomskiej osady. W binokle
wbudowany miał noktowizor i czujnik ruchu, połączony z jego
kapeluszem. Do tego miniaturowy licznik Geigera zamontowany na ręce,
niczym zegarek oraz zasilająca to wszystko bateria, którą nosił w jednej z
kieszeni, skąd kable zasilające rozchodziły się do odpowiednich urządzeń.
857156225.005.png
Włączył noktowizor i czujnik ruchu, po czym zapuścił się w głąb fabryki.
Metalowe szkielety zwisały ze stropu, ściany w większości uległy
zawaleniu, ale część nadal niepewnie stała. Wszedł do wielkiej hali i
wtedy jego czujnik ruchu zasygnalizował, że kilka metrów za nim
zlokalizowano przemieszczenie się czegoś ludzkopodobnego. Nie czekając
na pierwszy ruch tej istoty, zanurkował za kupkę gruzu, w locie wyjmując
pistolet i go odbezpieczając. Jak tylko wylądował, wystawił dłoń z
pistoletem i głowę nad osłonę i krzyknął:
— Stój!
Istota, która okazała się człowiekiem, stanęła posłusznie.
— Pokaż ręce!
Teraz widział lepiej, był to człowiek, odziany w zielony mundur, z
automatem w ręku.
— Spokojnie, nie mam wrogich zamiarów, — zaczął człowiek w
mundurze – jestem jedynym ocalałym z patrolu z Radomia.
— W takim razie, to ciebie szukam, – powiedział Rorsarch,
opuszczając broń — szeryf mnie przysłał.
— W okolicy znajduje się baza kultystów Dnia Wielkiej Włóczęgi,
napadli na nas i zabili trójkę z nas, mi udało się uciec.
— Dnia Wielkiej Włóczęgi? Co to za durna nazwa?
— Nazywają się tak od ich przywódcy, który pochodzi z jakiegoś
schronu, dzień w którym go opuścił uznali za wielkie wydarzenie i
zbawienie dla świata.
— Ciekawe. Co wiecie o tych kultystach i jakie mieliście rozkazy
względem nich?
— Tutaj mają małą placówkę, początkowo nawracali ludzi
pokojowo, ale potem zaczęły się porwania. I to w biały dzień! Wysłano
nas w celu znalezienia ich bazy i jeśli to możliwe, ich zlikwidowania. Jest
ich około ośmiu, zaatakowało nas trzech z zaskoczenia. Mają głównie
broń białą, ale chyba też kilka egzemplarzy broni palnej.
— Jak daleko stąd jest ta ich placówka?
— Mieści się w starej oczyszczalni ścieków, zaraz za fabryką.
— Pokaż mi gdzie to jest, idziemy dokończyć twoją pracę.
Po kilku minutach przekradania się przez gruzowisko dotarli do
celu. Nad wejściem do oczyszczalni znajdowało się prześcieradło z
napisem: Siedziba Kultu Dnia Wielkiej Włóczęgi.
— Nie są zbyt bystrzy, co? – spytał Rorsarch
— Ta, ale za to umieją obchodzić się z nożami. – odparł żołnierz.
857156225.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin