13_cz2_21. Monika 'Monkizz' Feluś - All you need is blood.pdf
(
2217 KB
)
Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 21
Monika 'Monkizz' Feluś
All You Need Is Blood
Machnąłem ręką na dziwną istotę. Nic innego mi nie pozostało.
Słońce raziło niemiłosiernie w oczy, nie pozwalając zbyt wysoko podnieść
głowy. Syknąłem z bólu i złości. Przeciwnik zdawał się być coraz bardziej
rozjuszony. Podniósł głowę wyżej i wypuścił z siebie powietrze z
dźwiękiem przyprawiającym o dreszcze. Postawił chwiejny, ale pewny
krok przed siebie i stanął przede mną w całej swojej paskudnej
okazałości.
Pięknie będzie bezimiennie umrzeć rozszarpanym przez jakąś
pokrakę, pomyślałem ironicznie.
Nie pozostało mi właściwie nic innego jak pogodzić się ze swoim
losem. Niedbale rzuciłem wystrzelanego uzi i podniosłem ręce. Chciałem
w tym ostatnich chwilach wyglądać na kogoś, kto przyjmuje śmiertelny
cios z godnością i bez strachu. Tak naprawdę w głębi siebie strasznie się
cykałem i o mało nie narobiłem w gacie, ale najważniejsze jest wrażenie,
jakie się robi przed innymi. To, co myślisz, pozostaje dla ciebie, bo inni
mają to w dupie.
Nawet jeśli tym innym jest obleśny dwunożny stwór, który patrzy
na ciebie łakomie wielkimi jak denka od butelek oczami i dyszy jak
miech. Postąpił kolejny krok i znalazł się jeszcze bliżej mnie.
— Spierdalaj! – nie wytrzymałem tej cholernej presji. Odskoczyłem
kilka kroków do tyłu i stanąłem jak wryty.
Potwór zdjął maskę z twarzy i okazał się być takim samym
stworzeniem jak ja.
— Ja pierdolę, koleś, prawie żeś mnie rozjebał tą swoją zabaweczką
– podniósł z niesmakiem mojego uzi. – Ty się hamuj na przyszłość. I
najpierw pytaj, a później strzelaj.
Mimo wszystko ta wypowiedź tak mnie uradowała, że zszokowany
skoczyłem do swojego niedawnego rywala i chciałem go uściskać.
— Łapy przy sobie, pedale – warknął facet. Zdjął swoją kamizelkę
kuloodporną i zaczął oglądać jej zniszczenia.
— Zajebiście – mruknął, pokazując mi dziury – a była nowa, ledwo
co ukradziona.
— Czemu się do mnie skradałeś? – zapytałem, gdy nieco
ochłonąłem po pierwszym wrażeniu.
— Chuj wie, co się kręci w tych ruinach – mój rozmówca wskazał mi
głową zniszczone potężną falą uderzeniową budynki. Rozejrzałem się. Oj
tak, kiedyś to było piękne miasto, ale na skutek wojny obróciło się w
proch i pył razem z resztą kraju. Zawsze podziwiałem to, jak człowiek
potrafi pięknie wykorzystać najnowsze osiągnięcia nauki do rozjebania
komuś sielanki. – Zabijamy „obcych”.
— „Obcych”? Przyjezdnych? – nie zrozumiałem. Do tej pory kryłem
się w ruinach przed całym światem w obawie przed następnymi dniami i
stworami, jakie one rodziły, więc dużo mogło mnie ominąć.
— Taaa… — zaśmiał się pod nosem facet. – „obcy” to całe to
kurewstwo, jakie wyłazi z dziur. Chcemy oczyścić miasto z tego ścierwa. A
skoro się tu skądś wyklułeś, to chodź ze mną. Chyba, że chcesz tu umrzeć
albo wolisz, żeby coś cię wpierdoliło na śniadanie. – Bez pytania założył
maskę, zabrał się i zaczął gdzieś iść.
— Poczekaj! – dogoniłem go. – Skąd wiedziałeś, że jestem jednym z
was? Przecież niektóre mutanty bardzo przypominają ludzi.
— Z daleka było to widać. Chciałem się upewnić i podszedłem bliżej,
ale zacząłeś mnie napierdalać z tej swojej zabaweczki. Teraz wiem, że nie
jesteś żadnym mutantem. Ale nie jesteś też już człowiekiem.
Ostatnie stwierdzenie zatrzymało mnie w miejscu tak gwałtownie,
że pod moimi stopami prawie pofałdował się asfalt.
— Co to znaczy, że nie jestem człowiekiem? Mówię, myślę, chodzę
na dwóch nogach… jak człowiek! Urodziłem się jako człowiek! – to, co
powiedział mi ten facet zupełnie zbiło mnie z tropu.
— Ludzie to akurat nasz największy wróg – podniósł maskę i
splunął. – Też nas zabijają.
— Czy chodzi tu o walkę klanów? Walkę o wpływy w mieście?
— Koleś, jaki ty jesteś niedorobiony – zaśmiał się facet, a ja
poczułem, że zaczyna mnie wkurwiać. – Możesz to tak nazywać, jeśli
chcesz. Ale tu chodzi o cos więcej. – zmienił ton. Zatrzymał się. Chwycił
mnie za szmaty i przyciągnął do swojej mordy. Odsunął maskę i szepnął
mi śmierdzącym chyba gównem oddechem w twarz z największą
konspiracją:
— Walczymy z ludźmi o stworzenie nowej cywilizacji na ruinach
poprzedniej. Teraz to będzie nasz czas. Ludzie przegrają z nami.
Zobaczysz. – Puścił mnie, tak że prawie się wyjebałem.
— Ale powiedz mi, kim jestem? Chyba czegoś nie wiem? – nie
dawałem za wygraną, krzycząc mu w plecy.
Stanął. Kiedy się odwracał, wyglądał jeszcze bardziej przerażająco
niż wtedy, gdy wydawało mi się, że atakuje.
— Jesteś wampirem – powiedział, a jego oczy zabłysnęły czerwienią
na tę chwilę.
Poczułem, że grunt odsuwa mi się spod nóg, niebo staje się
nieskończenie wysokie, a ziemia przybliża się z prędkością światłą do
mojej twarzy.
– O, kurwa… — zdążyłem wyszeptać, zanim ostatecznie straciłem
przytomność.
*
— Heeeeej! – obudził mnie krzyk tuż nad twarzą. Opryskało mnie
kilka kropel śliny. A potem z błogiego omdlenia wyrwała mnie ciepła
ciecz, która wpłynęła do wszystkich możliwych otworów w twarzy.
Krzyknąłem, podrywając się gwałtownie do pionu. Wytarłem twarz,
krztusząc się słodkawym płynem. Spojrzałem na dłonie i zamarłem.
— Kurwa, co to? Krew?
— W rzeczy samej – uśmiechnął się mój rozmówca, którego jeszcze
jakieś pół godziny temu uznałem za mutanta. – Rozwaliłem kiciusia w
ruinach. – Pokazał mi zmaltretowane, krwawiące truchło, z którego
zwisały zmasakrowane flaki.
Poczułem na ten widok gorzki smak na końcu gardła i rzygnąłem
sobie od serca, pozbywając się zdobytego z trudem śniadania.
— Spoko, każdemu może się zdarzyć – uśmiechnął się
przepraszająco mój towarzysz. – Przywykniesz.
— Chyba cię pojebało… — warknąłem ze złością.
— Coś ty taki wkurwiony? Przecież nikt nie rozjebał ci nowej
kamizelki kuloodpornej!
— A gdzie my w ogóle jesteśmy? – zapytałem, pocierając obolałą
potylicę.
— Jak to gdzie? W miejscu, w którym cię ścięło z nóg! Myślałeś, że
obudzisz się w nowym miejscu, do którego cię przeniosę? Minuta
odpoczynku wystarczy, a ty miałeś jeszcze lepiej, bo spałeś, a ja
polowałem. Zwijajmy się stąd, zanim zmienimy się w gówno w czyimś
układzie pokarmowym.
No więc poszliśmy. Facet najpierw rozkręcił się i napierdalał jak
kumoszka na targu, ale później coś mu się przypomniało, założył maskę i
już nie gadał, oddychając przez filtry. To, co mi mówił, było nieskładną
opowieścią o żyjącej w ukryciu rasie wampirów, walczących z ludźmi o
wpływy. Podobno świat po wojnie odbudowałby się szybciej, gdyby nie
Plik z chomika:
trzynasty_schron
Inne pliki z tego folderu:
13_cz1_do_wydruku.pdf
(2653 KB)
13_cz2_do_wydruku.pdf
(3033 KB)
13_cz1_01. Michał 'Veron' Tusz - Trzynastka I.pdf
(2187 KB)
13_cz2_09. Mosillo - Najemnik wolności.pdf
(1514 KB)
13_cz1_10. Dariusz Sidor - Pewnego razu.pdf
(1473 KB)
Inne foldery tego chomika:
13 [CD1]
13 [CD2]
13 [CD3]
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin