13_cz1_02. Rafał Nieradzik - Bez tytułu.pdf

(2152 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 2
Rafał Nieradzik
857157731.002.png
857157731.003.png
Kiedy dziś rano obudziłem się w mrokach starego bunkra, wszystko
zmieniło swój bieg. Codzienność, jaką pamiętam odkąd się urodziłem
przestała istnieć. Mój ojciec umarł. Odkąd pamiętam miałem tylko jego,
mawiał, że moja matka była aniołem na ziemi i dlatego musiała odejść.
Później zrozumiałem, że odeszła razem z milionami innych, zabitych ofiar
wojny, której początek i koniec nastąpił w roku 2044. To też opowiadania
ojca. Ja miałem wtedy zaledwie trzy lata. Wczoraj ostatni raz rozmawialiśmy,
wziął moją rękę i przytulił do serca.
– Synu, to chyba mój czas... Odkąd cały świat runął w otchłań ty byłeś
moim jedynym szczęściem, moją nadzieją.
Patrzyłem mu w oczy, które nabierały łez, poczułem, ból w sercu, jakby
ktoś lub coś miało mi je wyrwać i spuściłem głowę, nie chciałem by ojciec
zobaczył, że płaczę.
– Tak... Stary świat... Ty nigdy go nie zobaczysz i pewnie nie wiesz, o
czym mówię, ale jesteś nadzieją synu, nadzieją, aby nowy świat był inny,
pozbawiony zła, jakie zgubiło całą ludzkość. Kiedy poznałem twoją matkę
wiedziałem, że nigdy i nikogo nie pokocham tak jak ją. Kiedy przyszła wojna
mieliśmy tylko siebie, wojska szybko posuwały się naprzód w tej całej agonii,
ludzie ginęli w egzekucjach, rządy upadały tak jak stare gmachy cywilizacji.
Myśleliśmy, że to koniec świata. I nie wiedzieć czemu, w tym całym piekle
pojawiłeś się nagle ty. To tak jakby Bóg zesłał nam dar, a jednocześnie znak,
że mamy się nie poddawać. Mama, Bożena, odeszła parę miesięcy przed
wybuchem wojny i gdyby nie to, że byłeś to pewnie zabiłbym się nie
wytrzymując życia bez jej uśmiechu... Pamiętasz, pamiętasz wybuchy?
Chciałem, by nas zabrały, ale nie mogłem na to pozwolić. Musisz przeżyć to
życie, nie ważne na jakim świecie jesteśmy, rozumiesz? Opuść schron, wyjdź
na zewnątrz, minęły cztery lata, świat musi się odrodzić.
– Ale dokąd mam pójść? Przecież wszystko zostało zniszczone, tak
mówił Kapitan.
– Oni kłamią, nie słuchaj ich, chcą takiego świata, jaki odszedł, budują
swoje pierwsze oddane sobie społeczności, które potem przekształcą się w
niewolników ich próżności. Kapitan to zły człowiek...ehe, eh... źle się czuję,
czuję jakby, jakby... och synu! Kochaaa...
Zostałem sam, z twarzą mokrą od łez.
Nie przespałem prawie całej nocy lub dnia – w starym schronie nie było
żadnego okna lub dziury, z których można by było zobaczyć świat na zewnątrz
– dlatego nigdy do końca nie wiedziałem, czy słońce już wzeszło. Pamiętam
jak tata mawiał, że schron pochodzi z odległych czasów „Zimnej wojny".
„Zbudowali go, aby ratować władze Katowic, haha wyobrażasz sobie?"
Śmiałem się wtedy razem z nim, choć nigdy do końca nie rozumiałem
857157731.004.png
wszystkiego tak jak on. Podobno to był jedyny schron w okolicy i kiedy tylko
ogłoszono alarm tylko kilkaset osób przybyło do niego, aby się schronić. Tata
wiedział o nim z książek, był historykiem przed wojną i pewnie dlatego ciągle
opowiadał jakąś zupełnie inną od siebie anegdotę. Czasem wręcz kazał mi tego
wszystkiego słuchać. „Ktoś musi pamiętać", dodawał. W każdym bądź razie
nie wszyscy do niego weszli, wielu musiało zostać na zewnątrz, właściwie
liczyła się siła łokci.
Teraz kiedy go nie ma pewnie potraktują mnie inaczej niż zwykle, bali
się go. Był rosłym mężczyzną o donośnym męskim głosie. Szanowali go, choć
Kapitan często uśmiechał się przez zęby, kiedy przemawiał do mieszkańców.
Tak, mieszkańcy. Czy któryś z nich mnie obroni, jeżeli Kapitan obejmie
dowództwo? Od dawna o tym mówił, pewnie teraz przekona ludzi. Ojciec był
jego oponentem, chciał wolności wyborów, głosowania ważniejszych decyzji.
Kapitan natomiast zawsze upierał się przy swoim i chciał, by inni myśleli tak
jak on, jeżeli nie to krzyczał lub walił pięścią w stół. Słyszałem też, że zdarzało
mu się używać tej pięści nie tylko do stołu.
No dobrze, pomyślałem, ale jak stąd wyjść? Do schronu prowadzą dwie
windy oraz schody. Światło jest zasilane z starego generatora, zresztą kiedyś
skończy się na pewno ogniwo, którym jest zasilany. Ale co z windami? Odkąd
tu zjechaliśmy nikt ich nie używał. Skierowałem się więc w ich kierunku.
Wcześniej spakowałem do plecaka to, co zostało po ojcu – jego niedziałający
zegarek, parę dysków i książkę o historii. Mieliśmy też stary nóż kuchenny,
który zabrałem. Tata dbał o niego toteż nie był nawet zardzewiały i można
było go do czegoś użyć. Tak, wszystko świetnie, ale co z żywnością? Muszę
jeszcze wstąpić do spiżarni i zabrać cokolwiek. Minąwszy korytarzem parę
kwater trafiłem do pokoju z żywnością. Odkąd tu się dostaliśmy można
pobierać jej ile się chce, zapasy jakie się znalazły w schronie zdumiałyby nie
jednego. „To tak jakby oni od dawna się na to przygotowywali",
przypomniałem sobie słowa ojca, po czym wszedłem do środka. Pokój był
dosyć duży, specjalnie pozbawiono go grzejników, aby pożywienie nie psuło
się, był też system wentylacji zapobiegający zapewne nadmiernej wilgotności.
Zabrałem co trzeba i wyszedłem. Chyba jeszcze wcześnie, nikogo nie widać ani
nie słychać. No cóż od... śmierci taty nie zmrużyłem oka. Nawet nikt nie wie
jeszcze, że umarł. Ciekawe co zrobią z jego ciałem – zastanawiałem się póki
nie doszedłem do elewatorów. Stare windy nie wyglądały na działające,
zardzewiałe, sczerniałe drzwi, nad którymi widniał kiedyś podświetlany
numer minus jedenaście. Nacisnąłem przycisk, lecz w tej głuchej ciszy nie
dobiegł nawet szmer poruszanych mechanizmów. Impulsywnie wcisnąłem
jeszcze parę razy zdenerwowany, ale nic z tego. Kopnąłem w drzwi windy i
857157731.005.png
odwróciłem się w kierunku schodów i wtem dobiegł mnie dźwięk otwierany
zasuw. Jest! A więc stała na naszym piętrze od ponad trzech lat. Dziwne, nikt
nie przywołał jej z powrotem. Wskoczyłem do środka i wcisnąłem przycisk
zero po czym usłyszałem łoskot i trzask twardniejącej liny wyciągowej. „Oby
tylko nie pękła”, szepnąłem sam do siebie i spojrzałem w sufit, na którym
migotało białe, czyste światło. Ruszyłem. Winda sunęła dosyć powoli, a ja
zastanawiałem się co zobaczę, gdy dojadę na górę.
Jaki jest teraz ten świat, nowy świat, na którym mam budować nowe i
nieznane? Czy przeżyję, czy ludzie przetrwali? Z kieszeni wyciągnąłem ołówek
i mały skórzany zeszyt, w którym odkąd trafiliśmy do schronu ojciec kazał
zapisywać datę. Zapisałem więc kolejną z nich: ”23 czerwca 2065". Nagle
winda stanęła i otworzyła zasuwane drzwi. To był jakiś korytarz o czarno–
czerwonych ścianach, odpadającym tynku i zapachu zupełnie
nieprzypominającym te, które pamiętałem. Przypomniałem sobie, że kiedy
zjeżdżaliśmy w dół, windy znajdowały się w jakimś budynku i żeby dostać się
do nich trzeba było wejść do środka przez oszklone drzwi. Tak pamiętałem,
podszedłem do balustrady na wprost elewatora, poniżej zobaczyłem światło
słońca przedostające się przez roztrzaskane i powyginane konstrukcje byłych
drzwi budynku.
Odetchnąłem jak nigdy dotąd upajając się chwilą, uśmiechnąłem się, bo
właśnie poczułem w sobie życie.
857157731.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin