Gloria Victis.txt

(655 KB) Pobierz
 Eliza Orzeszkowa 
Gloria Victis 
Oni (. 1863) By� w zamkni�tym, cichym pokoju wiecz�r zimowy, d�ugi, gdy ta dawna znajoma moja, z twarz� na �wiat�o lampy obr�con�, z wn�trza g��bokiej zadumy m�wi�a: - Pytanie twoje o moje wspomnienia, pro�by twoje, abym swoje wspomnienia twojej pami�ci powierzy�a, przenosz� "dusz� moj� ut�sknion�" w wiosn� ow�, w �w sen, w ow� godzin�, kt�r� niegdy� zegar przeznacze� wydzwoni� wielkim g�osem. Wiosna przemin�a, sen zgas�, godzina umar�a i dusze ludzkie pozosta�y za nimi daleko, wirem �ycia coraz dalej unoszone, lecz wiecznie ich pomn�. O, wiosno! kto ci� widzia� w naszym kraju,@ Pami�tna wiosno.@ Kto ci� widzia�, jak by�a�,@ Obfita we zdarzenia, nadziej� brzemienna!@ Ja ciebie dot�d widz�, pi�kna maro senna! Przesun�a mi si� o wczesnym poranku �ycia, jak sen z�oty i krwawy, znikn�a. Po �wiecie rozla�a si� ciemno��. W ciemno�ci mia�am dusz� wiecznie ut�sknion� i za s�onecznymi, z�otymi snami goni�c� - po polach nad kt�rymi sta�y cisze g�uche i hasa�y ponure wichry. Chcesz okrucha, momentu, fragmentu tej wiosny. Dobrze. Pos�uchaj! Mia�am lat dwadzie�cia, lecz pomimo m�odo�ci tak wczesnej, dla przyczyn, kt�re pomijam, bo z moj� osob� tylko by�y w zwi�zku, wiedzia�am o wszystkim, co si� doko�a dzia�o, i nikt z niczego tajemnicy przede mn� nie czyni�. To t�umaczy, �e w momencie owym znajdowa�am si� w tym domu i �e by�am �wiadkiem sceny tej, o! bardzo uwa�nym i wzruszonym. Dom by� jednopi�trowy, obszerny, na bia�o otynkowany, maj�cy przed sob� dziedziniec bardzo rozleg�y, a za sob� wysokie oparcie drzew ogrodowych. Wszystko, co otacza�o dom ten i znajdowa�o si� w jego wn�trzu, oznajmia�o dostatek wielki i smak wykszta�cony. Pi�knie tam by�o, zamo�nie, wytwornie i dot�d spokojnie. Ale teraz anio� spokoju z ziemi tej odlecia� i rozla�o si� po niej wrzenie g�uche, bo tajemnic� okryte, tym nami�tniejsze i tym tragiczniejsze. By�o to wrzenie serc i g��w w kotle niewoli, pod pokryw� tajemnicy. W obszernym i ozdobnym wn�trzu domu toczy�y si� gwarne rozmowy, trzydziestu oko�o m�czyzn r�nego wieku i r�nej powierzchowno�ci. Na dnie gwaru tego czu� by�o nie wypowiedziane, lecz niespokojne oczekiwanie. Byli to cz�onkowie organizacji powsta�czej paru powiat�w poleskich, oczekuj�cy na przybycie jednego ze wsp�obywateli swoich, kt�ry dzi� przed nimi mia� z�o�y� o�wiadczenie, �e przyjmuje dow�dztwo nad miejscowym oddzia�em zbrojnym lub �e je odrzuca. Prawie powszechne by�o zdanie, �e nie odrzuci, ale pewno�ci zupe�nej nie posiada� nikt. Nikt z obecnych nie zna� go z bliska, wielu nie zna�o go wcale. Jednak od kilku ju� miesi�cy imi� jego wymawiane by�o w okolicy bardzo cz�sto. - On jeden m�g�by! - m�wiono. - On tylko jeden! I czo�a m�wi�cych powleka�y si� trosk�, bo je�eli on nie zechce, nikt w tych stronach nie potrafi. A r�kom nieumiej�tnym, sztuce wojskowej obcym, zadanie to powierza�... Nietrudno by�o przypuszcza�, �e nie zechce, bo zadanie posiada�o wag� i groz� rzeczy niezmiernie wysokich i niebezpiecznych. Ten, kto zadania tego mia� si� podj��, musia� posiada� bary Atlasa i serce gardz�ce mieczami Damoklesowymi. Mn�stwem mieczy naje�one by�o to zadanie i krwawi�y si� na nich napisy: Odpowiedzialno��, M�ka, �mier�. Trzeba by�o porzuci� wszystko, co by�o mi�e, kochane, spokojne, bezpieczne, a p�j�� pomi�dzy te miecze, w ich b�yskawice i w ich mordercze szcz�ki. Trzeba by�o zwyci�y� albo zgin��; trzecie wyj�cie z ko�a ich nie istnia�o. Zwyci�y� za� �atwo nie b�dzie; owszem, stokro� trudniej ani�eli poprzednikom, kt�rzy w epizodach minionych tej ju� prawie stuletniej walki - nie zwyci�yli. Wi�c trzeba by�o mie� g�ow� zapalon� takim po�arem idei, aby w jego blaskach o�lepn�� ca�kowicie na samego siebie, na wszystko, co nie jest przedmiotem tej idei i jej ofiarnym o�tarzem. Trzeba by�o w samej nawet kl�sce, zza zas�on czasu dostrze�onej, widzie� krwawe, lecz nie�miertelne ziarno przysz�ego zwyci�stwa i umie� na gr�b w�asny patrze� �renic� nie tylko niewzruszon�, lecz jeszcze rozradowan� przez my�l i nadziej�, �e - kiedy�, w pokole� i czasu oddali z emanacji przez gr�b ten wyziewanych powstanie krwi� przelan� unie�miertelniony Arcyzwyci�zca, Duch. Zdarza� si� wprawdzie mog�o, �e w ko�o to wst�powa�o, w krater ten wskakiwa�o uniesienie lekkomy�lne, uniesienie m�odzie�cze, nie znaj�ce fakt�w, liczb, mo�no�ci, niemo�no�ci, wzgardliwie omijaj�c wszystko, co nie jest ��dz� serca, mar� wyobra�ni. Ale o nim wiedzieli wszyscy, �e w sile m�skiej wieku b�d�c, m�odzie�cem ju� nie by�, �e wiele wiedzia�, umia�, �e w rzemio�le wojskowym by� bieg�y. W tych stronach poleskich urodzony, m�odo�� daleko st�d przep�dzi�, w wojnach bra� udzia�, twarde prawo �elaza i liczby zna�. Pu�kownik jednego z uczonych dzia��w ogromnej armii, drog� mia� przed sob� dalek�, mo�e z wysokimi szczytami u kresu. I nagle rozsta� si� z t� drog�, zerwa� z przesz�o�ci�, wyrzek� si� przysz�o�ci, do rodzimej swej wsi poleskiej powr�ci�, w niej osiad�. Niedawno, zaledwie przed miesi�cami. Nikt go tu z bliska nie zna�, wi�c nikt nie wiedzia�, na jak� miar� pier� jego skrojona. Bo posiada� rozum, umiej�tno��, bieg�o�� w fachu, nie zawsze znaczy to by� cz�owiekiem maj�cym serce wielkie. Kto wie, jak post�pi? Poselstwo, przed niewielu dniami do niego wys�ane, odpowiedzi stanowczej nie przywioz�o. Przyrzek�, �e dzi� przed zgromadzonymi cz�onkami organizacji stanie i postanowienie swoje o�wiadczy. Tymczasem nie przyje�d�a. Pora dnia ju� p�na. W�a�ciwie dzie� ju� si� sko�czy�. W salonach s�u�ba zapali�a lampy. Jasne �wiat�o rozla�o si� po obrazach, sprz�tach, kwitn�cych ro�linach, obci��aj�cych sto�y ksi��kach, dziennikach, albumach. Przez kilka okien otwartych na wiecz�r kwietniowy, dziwnie cichy i ciep�y, wlatywa� zapach narcyz�w i miesza� si� w powietrzu z jasnym �wiat�em lamp. Jasno i wonno by�o w salonach, jednak stawa� si� pocz�o chmurnie i duszno. Rozmowy leniwia�y, gwar g�os�w przycicha�, na czo�ach osiada�y chmury. Gospodarz domu, urodziwy i ros�y brunet, w �rednim wieku, z czo�em wynios�ym i ustami przybieraj�cymi cz�sto zarys m�drych, lecz sarkastycznych u�miech�w, z kilku starszymi go��mi przechadza� si� po salonie, coraz wi�cej milcz�cy i roztargniony. Oni, ci go�cie, z pob�yskuj�c� srebrem siwizn� na g�owach, kiedy niekiedy przystawali, przys�uchiwali si� czemu�, zdawali si� na co� oczekiwa�. Co chwila kto� wysuwa� si� z salonu, wychodzi� na ganek domu i w zmierzch �agodnego wieczoru wpatrzony wyt�a� wzrok i s�uch. Inni otwierali le��ce na sto�ach dzienniki, albumy, lecz �atwo by�o zgadn��, �e kart, na kt�re patrzyli, nie widzieli, z my�l� oko�o czego� innego kr���c�. Inni jeszcze u otwartych okien stoj�c zamieniali si� p�g�o�nymi s�owami, cz�sto milkn�c, w zamy�leniu. W�r�d tych u okien stoj�cych najwyra�niej dzi� dostrzegam szlachetn� twarz W�adys�awa Orszaka. Postaw� mia� ci�k� nieco, ruchy powolne i mow� nieco powoln�, rozwa�n�. Starzej nad swoje lat czterdzie�ci wygl�daj�cy, oczy zm�czone i smutne wznosi� ku g�rze, ku zawieszonym za oknem mrocznym b��kitom, a pod bujnym, ciemnym w�sem �agodnymi jego usty porusza�y ledwie dostrzegalne drgania. Jakby modli� si�. Mo�e. �wiat�o lampy poz�aca�o mu ciemne w�osy i brod�, na szerok� pier� spadaj�c�. Najm�odsi z towarzystwa do nas, kobiet, si� zbli�yli. Nas, kobiet, by�o tylko dwie. Gospodyni domu, �adna, wiotka, troch� tylko ode mnie starsza, tu� przy mnie na ma�ej kanapce siedzia�a. Zbli�y� si� do niej i do mnie bardzo wysoki, atletycznie zbudowany brunet, kt�rego dla rys�w rzymskich i cery po�udniowej Scypionem czasem nazywano. Powierzchowno�� to by�a cz�owieka �mia�ego, mocnego w uczuciach i woli. Oczy p�on�y jak czarne diamenty, usta pod czarnym w�sem gorza�y purpur�. Przy nim niebawem stan�� typ m�odzie�czy zupe�nie odmienny. Po�udnie i p�noc. Postawa wysmuk�a, raczej w�t�a ni� silna, twarz bia�a, w�osy z�ote, weso�o�� niemal dziecinna w b��kitnych oczach. S�ynny na szerok� okolic� z nami�tno�ci my�liwskiej, ze znakomitej jazdy konnej, z wprawy strzeleckiej. Przesz�o�� kr�tka bardzo, lecz w kt�rej nic nie zapowiada�o polotu ku gwiazdom lub poci�gu ku otch�aniom. Trzeci, kt�ry si� zbli�y�, jeszcze prawie student, przez nas z powodu pokrewie�stwa bliskiego po imieniu Florentym nazywany. Ze studi�w uniwersyteckich przywi�z� z sob� demokratyzm gor�cy, zawzi�ty, w my�li, sercu i mowie wci�� jakby pacierz odmawiaj�cy deklinacj�: lud, ludowi, dla ludu, przez lud, w ludzie... Ogorza�y, barczysty, ��czy� w sobie z demokratycznym sposobem my�lenia nieco te� demokratyczn�, umy�ln� rubaszno�� ruch�w i s�owa, gdy z szarych oczu patrza�a na �wiat mi�kka, lito�ciwa, wci�� ku wy�ynom wzlatuj�ca dusza marzyciela. Stan�li przed nami i zacz�li m�wi� o nim. - Spotka�em si� z nim, widzia�em go, to cz�owiek niezwyk�y, na wodza stworzony. Przyrzek�, wi�c przyjedzie... Tacy ludzie, gdy co� przyrzekn�... - Rzecz prosta, �e przyjedzie. Czy dow�dztwo przyjmie? nie wiadomo... - Przyjmie niezawodnie... - Dlaczego niezawodnie? Gospodarz domu zbli�y� si� do �ony i z cicha rzek�: - Jest ju� tak p�no, �e kaza�em podawa� wieczerz�. Pro� go�ci, Stefuniu! Wysokie czo�o przeszywa�a mu zmarszczka niezadowolenia i w zarysie ust tkwi� wyra�niejszy ni� kiedykolwiek sarkazm. Jeden ze stoj�cych przed nami m�odzie�c�w z drgnieniem ironii w g�osie zapyta�: - Pan ju� zw�tpi�? - Zw�tpi�em. - Ja nie. - Ani ja. Gospodarz zawo�a�: - Szcz�liwa m�odo��! - Dlaczego szcz�liwa? - zapyta�y trzy m�ode g�osy, w kt�rych brzmieniu czu� by�o ju� rozniecaj�c� si� iskr� tych spor�w, uraz, za�ale�, kt�re od roku, mo�e wi�cej, wybucha�y tu pomi�dzy lud�mi starszymi a m�odszymi co dzie�, co godzin�, gor�ce, czasem nami�tne i gwa�towne. Gospodarz domu sympatii m�odego pokolenia nie posiada�, o! nie, za ironi�, za to, co nazywa�o ono ch�odem uczu�, mo�e troch� za dum� cz�owieka wysoko wykszta�conego i mo�nego. Tym razem jednak znik� mu z ust bez �ladu wyraz ironii. - Dlatego - odpowiedzia� - �e m�odo�� to wiara, kt�ra uszcz�liwia, gdy w�tpienie boli. M�wi� szczerze. Z wyrazu czo�a i oczu zna� by�o, �e go co� dojmuj�co, g��boko bola�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin