Piękny Nieznajomy.doc

(58 KB) Pobierz

PIĘKNY NIEZNAJOMY
wejdawustus

 

Ludzie poruszają się po wytyczonych przez los albo przeznaczenie trasach. Na mgnienie oka krzyżują się one z naszymi i idą dalej. Bardziej niż rzadko: tylko nieliczni zostają na dłużej i chcą iść naszymi trasami. Zdarzają się i jednak tacy, którzy zaistnieją wystarczająco długo, aby chciało się ich zatrzymać. Ale oni idą dalej.

Janusz L. Wiśniewski „Samotność w sieci”



  Był wtorkowy poranek. Miałem pójść na ćwiczenia, ale nie chciało mi się, bo wczoraj w nocy trochę zabalowałem. Wolałem więcej pospać, to znaczy do dziewiątej, niż być już na zajęciach na ósmą, a że to nudne zajęcia, więc czasem można sobie na takie coś pozwolić. Wyspałem się, zjadłem normalne śniadanie i udałem się na dziesiątą na kolejne zajęcia. Te były już obowiązkowe. Nie miałem ochoty jechać autobusem MPK, więc zrobiłem sobie spacer. Po takich imprezach przeważnie idę spacerkiem na uczelnię, żeby się bardziej dotlenić. Spacerowałem też, kiedy miałem po prostu zwyczajnego doła.
  Po ostatnim moim rozstaniu z... nieważne, z kim, przez miesiąc chodziłem piechotą w obie strony, na uczelnię i z powrotem. Wiele osób uważało to za objaw mojej choroby psychicznej, ale niech tam sobie myślą, co chcą. W czasie takiego spaceru mogłem sobie poukładać wiele własnych myśli.
  Szedłem wolnym krokiem i naraz, na jednym z przejść dla pieszych zobaczyłem przystojnego faceta, który szedł w tym samym kierunku. Miał jakieś metr osiemdziesiąt wzrostu, 70-75 kilo wagi, piękne niebieskie oczy, ładną twarz z wczorajszym, delikatnym zarostem, włosy na żelu, ale bez przesady, i dopracowane, nie tam jakiś nieład autystyczny. Chłopak umiał się ubrać. Pomyślałem, że chciałbym, aby był gejem.
  Szliśmy przez pewien czas w jednym kierunku i wciąż przyglądałem się mu, idąc za nim. Byłem święcie przekonany, że zaraz skręci w jakąś uliczkę po drodze, więc go wyprzedziłem, żeby, oglądając się, jeszcze raz przyjrzeć się jego twarzy. Ale on nie skręcił, szedł dalej, więc ja zwolniłem i dałem się mu wyprzedzić. Przez chwilę szliśmy prawie obok siebie. Zdziwiłem się, że on też zmierza wprost na budynek uczelni. Przed samym wejściem znów wyprzedziłem go, ale celowo otarłem się o niego oraz trochę popchnąłem go drzwiami. Popatrzył na mnie, ale nic się nie odezwał. Poszedłem do szatni, aby zostawić kurtkę. Gdy odbierałem numerek, on nagle pojawił się obok mnie, uśmiechnął się, więc szybko odwzajemniłem uśmiech. Myślałem, że dalej pójdzie za mną, w kierunku sal wykładowych, ale on skręcił w prawo. Samopoczucie w tym momencie się mi popsuło. Szkoda, że się taki facet marnuje, pomyślałem, ale cóż, trzeba żyć dalej.
  W środę znów go spotkałem, biegnąc na zajęcia, bo już byłem spóźniony, ale zdążyłem mu posłać uśmiech. Nie wiem, czy odwzajemnił.
  Przez następnych kilka dni szukałem go po uczelni, ale nie udało mi się spotkać go.
  W domu przeglądem znane mi portale z ogłoszeniami gejowskimi, w nadziei, że trafię na jego profil i fotkę albo że sam zostawię tam ogłoszenie typu: „Piękny nieznajomy, widzieliśmy się, gdy szedłeś na uczelnię, potem spotkaliśmy się w szatni. Odezwij się” – lecz sam jakoś nie byłem na tyle zdesperowany, żeby zostawić takie ogłoszenie, nawet gdybym wiedział, że i on tak samo może czuć i że on też czeka na mnie.
  Czwartek był dosyć ciężki, bo miałem trzy kolokwia, a każde chciałem zaliczyć pozytywnie, przynajmniej na cztery. Więc w piątek miałem już dość wszystkiego, po całym tygodniu harówki i po tych kolosach. Chciałem pójść wcześniej do łóżka, odespać i odpocząć, ale najpierw chciałem coś zjeść. Dlatego na ostatnim obowiązkowym wykładzie, gdzie doktor sprawdzał listę obecności, już usypiałem ze zmęczenia.
  Nareszcie koniec! Postanowiłem, że zrobię sobie spacer i jakoś zaplanuję sobotę, bo niedzielę znowu musiałem poświęcić na naukę. Więc trzeba wykorzystać sobotę do maksimum.  
  Byłem już na osiedlu, zostało tylko kilka bloków obejść i będę w domu. Już w głowie miałem ułożony jadłospis, więc tylko ugotować obiad, a potem zaraz do łóżka. Doszedłem do skrzyżowania. Było czerwone światło, więc stałem, choć nic nie jechało i niektórzy po prostu przebiegali, łamiąc zasady ruchu drogowego. I nagle... pojawił się on. Jak ładnie wyglądał! Przez ramię miał przerzuconą torbę podróżną, więc chyba jechał do domu. Był tylko w podkoszulku, bo od kilku dni słońce dogrzewało dosyć mocno, a dziś od samego rano prażyło, że trudno było wytrzymać. Pogoda zupełnie nie na połowę kwietnia. Uśmiechnąłem się do niego, on też. Staliśmy sami, cierpliwie czekając na zmianę świateł. Odważyłem się wreszcie powiedzieć: „Hej”, a on odpowiedział. I zaczęliśmy rozmowę: o słońcu i o pogodzie, czyli o niczym. Zmieniły się światła. Przeszliśmy na drugą stronę i znów zatrzymaliśmy się, aby chwilę porozmawiać, bo teraz rozmowa od pogody zeszła na weekend, od weekendu na jakieś wyjazdowe plany i tak nam się mile rozmawiało, jakbyśmy się już znali nie wiadomo od kiedy. On też, jak wyszło z rozmowy, zwrócił na mnie uwagę, właśnie przy wejściu na uczelnię, gdy tak brutalnie trąciłem go drzwiami, i potem, gdy spotkaliśmy się w szatni. Przeprosiłem go za tamto, że to było niechcący, bo się po prostu spieszyłem, a on na to, że nic się przecież nie stało. Spytałem, czy bardzo się spieszy. Bo pomyślałem, że co mi zależy, przecież więcej go mogę nie spotkać.
  – Właściwie to nie, autobusy mam co godzinę. A dlaczego pytasz?
  Więc zapytałem, czy nie wpadłby do mnie na kawę vel herbatę, a może na obiad?
  Chwilę się zastanawiał nad moją propozycją, już myślałem, że odmówi, ale powiedział:  
  – Ok. Więc prowadź.
  Poszliśmy do mnie. Chciałem od razu zająć się kuchnią, lecz nie pozwolił mi na to. Najpierw dotknął mojej ręki, a potem przesuwał dłonią powoli po moim ciele, po mojej koszulce, a potem w dół, i wsunął mi ją pod koszulkę. Poczułem błogie ciepło. Byłem pewien, że się co do niego nie pomyliłem. On musi być gejem! I uważnie obserwowałem, co będzie robił dalej. A on przejechał palcem po moich ustach, nawet pozwolił, żebym ten jego palec possał przez chwilę, co mi sprawiło dreszcze, ale były to dreszcze bardzo przyjemne.
  Podszedłem do niego jeszcze bliżej. Jak on niesamowicie pachniał! Ten zapach jego perfum śni mi się do dziś, wtedy budzę się cały mokry i w mroku szukam go obok siebie na łóżku, ale nikogo oprócz mnie nie ma...
  Zaczęliśmy się całować, dotykać po całym ciele. Zdjąłem mu koszulkę i zobaczyłem pięknie zbudowaną klatę i cudowną tarę na brzuchu. Zaraz zacząłem te miejsca całować, a on kierował moją głową i moimi ustami raz wyżej, raz niżej...
  Powoli zdejmowaliśmy z siebie resztę ubrania, aż w pewnym momencie zostaliśmy w samej bieliźnie. On był w czerwonych stringach, co mnie zupełnie zaskoczyło. Pięknie ukazywały jego tyłek, a z przodu prężył się w nich i już chciał wyjść na wolność jego penis. Dobrze się domyślałem, że ma tam spory kawałek mięska, a teraz już wiedziałem na pewno, że taki kąsek jest rzadkim rarytasem. Takiego w realu, na żywo, jeszcze nie spotkałem. Do tego facet w stringach, co jeszcze dodatkowo mnie podnieciło... Ja byłem w czarnych obcisłych bokserkach, z których mój penis też już chciał jak najszybciej wyskoczyć i wtargnąć do jego dziurki. Ukląkłem i powoli, najpierw przez materiał, zacząłem go pieścić ustami, aż w końcu go pozbawiłem stringów. Przez chwilę patrzyłem w tego pokaźnego fallusa, który na pewno miał więcej niż dwadzieścia centymetrów. Jaki był gruby! Oraz te żyły, które go oplatały i pulsowały gorącą krwią. Wziąłem go w usta, hmm... ten smak, to niesamowite uczucie, gdy na język wpłynie ta pierwsza kropla gęstego śluzu... Bawiłem się nim, mój język ślizgał się po nim, wargi go lekko muskały, a on napinał się coraz bardziej i stał mocno wyprężony. Zjechałem wargami niżej, na mosznę, wessałem jedno jądro, potem drugie, a mój piękny nieznajomy targał mi włosy, trzymając mnie za głowę i pojękiwał czule. Wiedziałem, że daję mu przyjemność. Więc znów wziąłem całego penisa w usta i zacząłem go delikatnie masturbować. Koniecznie chciałem posmakować jego spermę. On coraz bardziej się wyginał i prężył, całym ciałem przytulał się do mnie, nawet mi sam drugą rękę przełożył na swoje pośladki. A ja masowałem i ugniatałem je, marząc, żebym wreszcie dotknął je swoim penisem, żeby tam wejść pomiędzy nie do środka, żeby wepchnąć się! To było moje marzenie... Po chwili poczułem, że zbliża się jego orgazm, to było widać na jego twarzy, jak zaciskał powieki, jak łapał krótki, szybki oddech, jakby już nie nadążał... I wtedy przerwał moją zabawę, zabrał mi z ust swojego fallusa, wycofał moją rękę. Dlaczego to zrobił. Chciałem poznać smak jego spermy, zobaczyć, jak wystrzeli, dokończyć mu potem w ustach tak, żeby mnie zapamiętał, żeby jeszcze kiedyś chciał przyjść do mnie i zabawić się tak jeszcze raz. Żaden chłopak, z którym byłem, tak mi nie smakował. Ten mój piękny nieznajomy był naprawdę kimś wyjątkowym! Zacząłem znów go całować, zmierzając powoli w górę, do ust, aby je dotknąć swoimi wargami i muskać. Ale on nie pozwolił mi na to, nie dał mi się nimi nacieszyć. Chwycił mnie mocno, podniósł do góry i przeniósł trzy kroki, prosto do pokoju na kanapę. Położył mnie i natychmiast pognał ustami po moim ciele, całując mnie coraz niżej, aż doszedł do mojego krocza. Penis aż mnie zabolał z podniecenia, gdy wziął mi go w usta i zaczął się nim bawić, a ręką już zabawiał się moimi jądrami. Miałem niesamowite dreszcze. Wiedziałem, że on będzie chciał seksu ze mną, że na pewno będzie chciał być aktywny, że będzie chciał mi wsadzić! I tego się bałem, ale z drugiej strony sam też tego chciałem. Chciałem, żeby mnie zerżnął, tak mocno, nawet brutalnie! Żeby mnie nawet sponiewierał!... Ale nic takie nie było...  Jak on umiał robić loda, jak dotykał, jak onanizował! Nie mogłem dłużej wytrzymać. Drżałem pod nim jak galareta! I nie wytrzymałem. Poleciałem mu prosto w usta. Zamknąłem oczy, żeby tego nie widzieć i nawet nie wiem, co on z tą moją spermą zrobił. Po chwili znów zaczęliśmy się całować. Z jego ust czułem zapach swojego nasienia pomieszany z jego oddechem, a nasze języki biły się o każdy zakamarek naszych ust. Jego wielki penis cały czas był twardy, co czułem, gdy moja ręka trafiała do jego krocza, ale on mi zaraz tę rękę zabierał. Nie chciał już pieszczot. Wiedziałem, czego chce. On pragnął wtargnąć w moją dziurkę, jego palec już mnie tam masował, a ja sam zadzierałem nogi coraz wyżej. Też tego chciałem, ale bałem się. Jak on się we mnie zmieści, taki wielki, gruby? Gdy zacznie go wpychać, na pewno będzie bolało! Wytrzymam to?
  – Tam mam żel... i gumki – pokazałem mu szufladkę pod biblioteczką, a on zaraz do niej sięgnął. Wycisnął mi żel prosto na odbyt. Truchlałem ze strachu i wierzgałem z podniecenia. Gdy wsadził mi palec, gdy dotknął prostaty, wiedziałem już, że to, co z nim przeżyję, będzie nie do opisania, że to będzie tak, jak jeszcze z nikim nie miałem.
  Założył gumę, swoją wielką pałę też posmarował żelem, rozłożył mi uda szeroko, podciągnął bliżej do siebie, przystawił pałę do mojej dziurki i... jak wjechał we mnie, myślałem, że mi się sufit wali na głowę! Nieziemski ból! A on jeszcze poprawiał, jeszcze dopychał, jeszcze go wbijał we mnie! Chciałem krzyczeć, że dość, że dalej nie wejdzie... ale nic nie mogłem powiedzieć, brakło mi siły i oddechu, brakło mi tchu, tylko czułem, jak mnie rozwala jego potężna pała i jaki mi sprawia ból! Jeszcze raz dopchnął, jeszcze raz się poprawił, jeszcze mnie za uda podciągnął do siebie i cicho zapytał, czy jestem gotowy. Tak, byłem gotowy, ale jak to będzie, nie miałem pojęcia. Jak mnie tak będzie cały czas bolało, to ja pierd... taki interes i cały ten seks! Teraz pomyślałem, że na początku wcale nie wierzyłem, że mu się to uda, że wsadzi we mnie taką wielką kaszanę, że na pewno kilka razy będzie próbował, zanim mnie na tyle rozepcha, żeby się tam zmieścił. Ale to chyba żel zrobił co trzeba, że on tak jednym ślizgiem wdarł się we mnie, że ja nawet nie miałem tu nic do powiedzenia.
  – Gotowy? – powtórzył.
  – Gotowy – odpowiedziałem, zagryzając wargi, a on ruszył jak lokomotywa, prując mnie swoim tłokiem jak zwykłą parówę. Jęknąłem. Wiedziałem, że mam się rozluźnić, ale jak to zrobić, jak ten jego wielki gnat wypełniał mnie do ostatniego milimetra! Nie musiałem się rozluźniać. Mój piękny nieznajomy wiedział, jak się to robi. Po którymś ruchu już nie czułem bólu i pomyślałem, że to jednak zajebista rozkosz mieć takie cacko w sobie. I żeby tak umieć nim poruszać! Ten facet potrafił doskonale operować swoim sprzętem. Nie był delikatny, ale te jego rytmiczne ruchy dawały mi nieziemską rozkosz. Do końca jednak nie dały. Wyczułem, że on już będzie strzelał, widziałem to w jego twarzy i poznałem po jego ruchach. Złapałem go za dupę i mocniej wciągnąłem na siebie. Nie uciekł. Nie miał jak. Poleciał we mnie, ale co to był za orgazm! Nie widziałem jeszcze chłopaka, którym by tak rzucało, żeby go tak wyginało za każdym strzałem. Długo jeszcze leżał na mnie tak bez oddechu, aż było mi ciężko. Poruszyłem się, a on wtedy dopiero zsunął się ze mnie i uwolnił moje nogi. Gdy zobaczyłem, ile spermy wlał w gumę, to aż się zdziwiłem, że mu nie pękła... Ciężko mi było ją z niego zdjąć, bo fiuta dalej miał twardego. W końcu mi się udało, a on leżał na kanapie, z zamkniętymi oczami i tylko się uśmiechał.
  Popatrzyłem na swojego penisa, który na nowo odzyskiwał siły i sam dźwigał się w górę. Jasne, że nie mam takiego sprzętu jak on. Mój do niego nie ma się co równać, ale w porównaniu do innych chłopaków mój jest całkiem ok. Chciałem rewanżu. Wziąłem żel i zacząłem nacierać mu otworek. Wtedy otworzył oczy i popatrzył na mnie. Nic nie powiedział, ale sam szerzej rozłożył nogi, więc wiedział, o co chodzi i pozwalał mi na to.
  Położyłem się na nim, penisa kierowałem ręką, sam się jakoś z jego dziureczki ześlizgiwał i nie mógł się przebić. Pchałem się w niego coraz mocniej, wreszcie się jego dziurka rozchyliła, że mogłem w nią wjechać. Ale cały czas musiałem kierować biodrami i pchać penisa, bo miał słabo wyrobioną, ciasną dziurkę, którą musiałem swoim penisem rozciągnąć. Wreszcie wszedłem, a on splótł stopy aż na moich plecach. Wtedy poczułem, jak głęboko w nim jestem i jakie dreszcze mnie przeleciały, gdy poruszał czymś wewnątrz swojego ciała. Delektowałem się tym, co czułem, ale gdy zacząłem się poruszać, on zaczął posykiwać. Zęby też miał zaciśnięte, a oczy zamknięte tak, że tylko widać mu było małe szparki. Czy jego też boli? Na pewno, pomyślałem, bo ta dziurka jest naprawdę bardzo ciasna. Uważałem, aby mu nic nie zrobić, ale gdy dalej posykiwał, wyjąłem penisa, dołożyłem więcej żelu i teraz wpłynąłem w niego od razu do końca. Bawiłem się teraz tym, co sam w nim czułem, wyciągałem powoli i powoli wpychałem, i tak trochę wolniej i trochę szybciej, aż nagle on tak się w sobie zacisnął, tak mi podrażnił penisa, że od razu przyśpieszyłem i poleciałem. Też w nim, w gumę. I padłem na niego tak samo, jak przed chwilą on na mnie. Też nie maiłem siły się podnieść i wstać. Nie chciałem jego dziurki opuszczać, ale cóż... tak natura sprawiła, że kwiat więdnie. Mój też mi w końcu zwiądł i sam wysunął się z jego ciała.
  Byłem cały mokry i spocony. On też. Widziałem, jak mój pot kapał na niego, gdy się już rozpędzałem do finiszu.
  – Chcesz się wykąpać? – zapytałem.
  Powiedział, że nie, że nie ma już wiele czasu.
  – To ja tylko się spłuczę pod prysznicem i zaraz będę – odpowiedziałem i wyszedłem do łazienki.
  Kiedy wróciłem, nie było go. Nie słyszałem, jak wychodził. Został tylko jego zapach, zburzona harmonia łóżka oraz... jakaś kartka na poduszce. Wziąłem ją do ręki. Przeczytałem: „Dzięki. Było fajnie, ale więcej mnie nie szukaj.” Patrzyłem na te słowa i sam w nie nie wierzyłem. Więc to miało być tylko jednorazowe spotkanie? Przecież wcześniej czy później znów gdzieś na uczelni trafimy na siebie. Dlaczego nie chce więcej spotkań?
  I tak było. Po jakiś dwóch tygodniach spotkałem go w dziekanacie, brał jakieś papierki. Nawet nie spojrzał na mnie. Udał, że mnie nie zna, bo nie mógł udać, że mnie nie widzi. Z rozmowy z panią prodziekan wywnioskowałem tylko, że zmienia kierunek, że przenosi się na stosunki międzynarodowe. W duchu życzyłem mu powodzenia.
  Nie szukałem go, jeśli taka była jego wola, choć bardzo chciałem to zrobić. Ale mam też swoją ambicję. Nikomu nie będę się narzucał. Był to więc tylko jednorazowy seks. Ale taki, że go będę pamiętał do końca życia. A on, mój piękny nieznajomy, gdyby chciał mnie znaleźć, to wie, gdzie mieszkam. Bo ja nic więcej o nim nie wiedziałem.
koniec części pierwszej
                                                                                                                wejdawustus

Zgłoś jeśli naruszono regulamin