Sheckley Robert - Cos za nic.pdf

(100 KB) Pobierz
14743162 UNPDF
Robert Sheckley - CoĻ za nic
www.bookswarez.prv.pl
Czyzby istotnie cos uslyszal? Nie byl tego pewien. Odtwarzajac zdarzenia w chwile pzniej, Joe
Collins przypomnial sobie, ze lezal na wlasnym lzku, tak straszliwie zmeczony, ze nie mial
nawet sily zdjac z koca przesiaknietych woda butw. Z wzrokiem utkwionym w sieci pekniec na
brudnym zltym suficie, obserwowal wolno, zalobnie kapiaca do srodka wode.
To sie musialo zdarzyc wlasnie wtedy. Collins katem oka zlowil blysk metalu tuz kolo lzka.
Usiadl. Na podlodze, tam, gdzie nigdy nie bylo zadnej maszyny, stala maszyna.
W pierwszym momencie zaskoczenia, Collinsowi wydalo sie, ze slyszy bardzo odlegly glos,
ktry mwi:
- Juz! Gotowe.
Co do glosu - nie byl go pewien. Ale maszyna pozostawala faktem niezaprzeczalnym.
Collins przykleknal, zeby ja lepiej obejrzec. Maszyna mogla miec ze trzy stopy kwadratowe
powierzchni i cicho szumiala. Spekana, szara powierzchnia pozbawiona byla cech szczeglnych,
z wyjatkiem czerwonego przycisku w jednym rogu i mosieznej plytki posrodku. Plytka
informowala: UTYLIZATOR KLASY A, SERIA AA - 1256432. Pod spodem zas - UWAGA!
MASZYNA DO WYLACZNEGO UZYTKU OSOBNIKìW KLASY A!
I to bylo wszystko.
Collins nie zauwazyl zadnych pokretel, wskazwek, przelacznikw i tym podobnych urzadzen,
ktre zawsze kojarzyly mu sie z maszynami. Tylko mosiezna plyta, czerwony guzik i ten szum.
- Skades sie tu wzielo? - zapytal. Utylizator Klasy A szumial dalej. Collins i tak nie spodziewal
sie odpowiedzi. Siedzac na skraju lzka, patrzyl w zamysleniu na Utylizator. Pozostawalo pytanie
- co z nim zrobic?
Ostroznie nacisnal czerwony guzik, swiadom swojego braku doswiadczenia z maszynami, ktre
spadaly nie wiadomo skad. Co sie stanie, kiedy uruchomi urzadzenie - podloga sie rozstapi? Z
sufitu zaczna spadac male zielone ludziki?
Ale do stracenia mial mniej niz nic. Nacisnal guzik. Lekko.
Nic sie nie stalo.
- No, co jest, rb cos! - zirytowal sie Collins, wyraznie zawiedziony.
Utylizator dalej tylko cicho szemral i nic wiecej.
Zawsze mozna go oddac w zastaw. Uczciwy handlarz dalby mu za zlom przynajmniej dolara.
Sprbowal podniesc Utylizator. Okazalo sie to niemozliwe. Sprbowal raz jeszcze, tym razem
angazujac wszystkie sily i zdolal uniesc jeden rg o cal nad ziemie. Puscil ciezar i siadl na lzku,
dyszac ciezko.
- Trzeba bylo przyslac ze dwch facetw do pomocy - zwrcil sie Collins do Utylizatora. W
mgnieniu oka szum nasilil sie i cala maszyna zaczela wibrowac.
Collins obserwowal ja uwaznie, ale dalej nic sie nie dzialo. Wiedziony impulsem,
wyciagnal reke i pacnal w czerwony guzik.
W mig pojawili sie dwaj potezni faceci, odziani w zgrzebne stroje robocze. Z uznaniem
popatrzyli na Utylizator.
- Bogu dzieki - odezwal sie jeden - ze to maly model. Z tymi duzymi czlowiek sie nauzera jak
glupi.
- I tak lepsze to niz marmurowe kamieniolomy, no nie? - odezwal sie drugi. Spojrzeli na Collinsa,
ktry wytrzeszczal na nich galy. W koncu pierwszy powiedzial:
- No dobra, szefie, nie bedziem tu sterczec do nocy. Gdzie przestawic?
- Kim panowie sa? - wydukal Collins.
- Przenosicielami. A co, moze wygladamy jak siostry Vanizaggi?
- Ale skad panowie sie tu wzieli? - pytal dalej Collins. - I dlaczego?
- Wzielismy sie z firmy przenosicielskiej Powha Minnile Movers, Incorporated - wyjasnil facet. -
A dlatego, ze pan szanowny zyczyl sobie cos przestawic. Gdzie to postawic?
- Prosze sobie isc - powiedzial Collins. - Pzniej panw wezwe.
Przenosiciele wzruszyli ramionami i znikneli. Collins przez dluzsza chwile wpatrywal sie w
miejsce po nich. Potem przenisl spojrzenie na Utylizator Klasy A, ktry z powrotem szumial
sobie z cicha.
Utylizator? Znalazlby dla niego lepsza nazwe. Spelniarka zyczen, na przyklad.
Collins nie byl specjalnie wstrzasniety. Kiedy zdarza sie cud, tylko tepe, przyziemne umysly nie
potrafia go spokojnie zaakceptowac. Collins z cala pewnoscia do nich nie nalezal. Mial
doskonaly grunt do akceptacji wszelkich
zjawisk.
Wieksza czesc zycia spedzil na marzeniach, nadziejach i modlitwach o to, zeby zdarzyl mu sie
cud. W gimnazjum marzyl o tym, ze ktregos dnia obudzi sie i bedzie umial cala prace domowa
bez nudnej koniecznosci uczenia sie. W wojsku marzyl o tym, zeby jakis czarodziej albo dzinn
zmienil dyspozycje i przydzielil go do dekorowania swietlicy, zamiast zmuszac go, zeby robil to,
co wszyscy - czyli trenowal musztre.
Po wyjsciu z wojska Collins unikal pracy, gdyz byl do niej psychicznie nieprzystosowany. Obijal
sie, z nadzieja, ze jakas bajecznie bogata osoba, pod wplywem naglego impulsu zmieni swj
testament, zapisujac mu Wszystko.
W gruncie rzeczy, nigdy sie niczego nie spodziewal. Ale kiedy cud nastapil, byl przygotowany.
- Chcialbym dostac tysiac dolarw w drobnych banknotach - odezwal sie ostroznie Collins. Kiedy
szum sie nasilil, wcisnal guzik. Wyrosla przed nim spora kupa podniszczonych banknotw jedno-
, piecio- i dziesieciodolarowych. Nie byly zbyt piekne, to fakt, ale bez watpienia byly to
pieniadze.
Collins wyrzucil garsc banknotw w powietrze i patrzyl, jak z gracja osiadaja na podlodze.
Wyciagnal sie na lzku i poczal snuc plany.
Przede wszystkim, wyjedzie z maszyna poza Nowy Jork - moze gdzies na prowincje, gdzie
wscibscy sasiedzi nie beda mu przeszkadzali. Moga byc hece z podatkiem dochodowym. Kiedy
sie juz ustawi, powinien wyjechac do Ameryki Srodkowej, albo...
W pokoju rozlegl sie podejrzany odglos.
Collins skoczyl na rwne nogi. W scianie otwierala sie wyrwa, przez ktra ktos prbowal wtrynic
sie do srodka.
- Ejze! Przeciez cie o nic nie prosilem! - powiedzial Collins do maszyny.
Dziura w scianie powiekszyla sie i wielki, czerwony na gebie gosc wkroczyl jedna noga do
pokoju, z furia napierajac na brzeg wyrwy. W tym momencie Collins przypomnial sobie, ze
maszyny na ogl miewaja wlascicieli. Ktokolwiek byl posiadaczem spelniarki zyczen, na pewno
nie przyjalby jej utraty ze stoickim spokojem. Zrobilby wszystko, zeby ja odzyskac. Mozliwe, ze
nie zawahalby sie nawet przed...
- Bron mnie! - wrzasnal Collins do Utylizatora i dzgnal czerwony guzik.
Pojawil sie drobny, lysy czlowieczek w krzykliwej pizamie, zaspany i ziewajacy.
- Sanisa Leek, Gwarantowane Remonty Scian - wyrecytowal, trac oczy. - Jestem Leek. Czym
moge sluzyc?
- Wyrzuc go stad! - wrzasnal Collins. Czerwony na gebie, wymachujac dziko ramionami, zdolal
juz prawie przecisnac sie przez otwr w scianie. Leek wygrzebal z kieszeni pizamy blyszczacy
kawalek metalu. Czerwony na gebie zaczal wrzeszczec.
- Chwileczke! Pan nie rozumie! Ten czlowiek...
Leek wycelowal w niego blyszczaca blaszka. Czerwony na gebie wrzasnal i zniknal. Po chwili
znikla rwniez dziura w scianie.
- Zabil go pan? - zapytal Collins.
- Skadze znowu - odparl Leek, chowajac blaszke. - Ja go tylko zawrcilem jego wlasnym
kanalem. Ta droga wiecej nie sprbuje.
- Czy to ma znaczyc, ze sprbuje inna? - zapytal Collins.
- To mozliwe - powiedzial Leek. - Moze prbowac mikrotransferu, a nawet animacji. - Spojrzal
surowo na Collinsa. - To jest panski Utylizator, tak?
- Jasne - powiedzial Collins i zaczal sie pocic.
- I ma pan klase A?
- Naturalnie - zapewnil go Collins. - Gdybym nie mial klasy A, to co by u mnie robil Utylizator?
- Nie chcialem pana urazic - uspokoil go sennym glosem Leek. - Tak tylko zgaduje - wolno
pokiwal glowa. - Wy, ludzie klasy A, to sobie podrzujecie! Pan tutaj wrcil, zeby pisac powiesc
historyczna?
Collins tylko usmiechnal sie zagadkowo.
- No, bede lecial - powiedzial Leek, ziewajac jak najety. - Dzien i noc na nogach. Juz bym chyba
wolal kamieniolomy. I zniknal w pl ziewniecia. Deszcz ciagle bebnil w dach. Z drugiej strony
wywietrznika nadal dobiegalo chrapanie, niczym nie zaklcone. Collins byl znowu sam, sam ze
swoja maszyna.I z tysiacem dolarw w drobnych banknotach, rozsianych po calej podlodze.
Czule poklepal Utylizator. Ci z klasa A rzeczywiscie niezle sobie zyli. Pan sobie czegos zyczy?
Wystarczy wymwic zyczenie i nacisnac guzik. Nie ma watpliwosci, ze prawdziwy wlasciciel
teskni za swoja maszynka.Leek ostrzegal, ze gosc moze prbowac dobrac sie do niego inna
droga. Tylko jaka?
A zreszta, co za rznica. Collins zgarnal banknoty, pogwizdujac pod nosem. Wiedzial, ze dopki
ma spelniarke zyczen, potrafi o siebie zadbac.
Kilka nastepnych dni przynioslo wielkie zmiany w zyciu Collinsa. Z pomoca firmy
przenosicielskiej Powha Minnile przetransportowal Utylizator w glab stanu Nowy Jork. Tam
zakupil sredniej wielkosci gre w malo uczeszczanym zakatku Adirondakw. Ledwie dostal
papiery do reki, udal sie w samo serce swojej posiadlosci, o kilka mil od autostrady. Dwaj
przenosiciele, pocac sie jak myszy, taszczyli Utylizator w slad za nim, klnac przy tym
monotonnie, w miare jak forsowali gaszcz.
- Postawic mi go tutaj i zjezdzac - polecil Collins. Ostatnie dni znacznie wzmogly jego pewnosc
siebie.
Przenosiciele westchneli, nieco zdziwieni, i ulotnili sie. Collins rozejrzal sie dookola. Ze
wszystkich stron, jak okiem siegnac, otaczal go gesty las brzozowo-sosnowy. Powietrze bylo
slodkie i wilgotne. Ptaki cwierkaly radosnie w koronach drzew, od czasu do czasu przemknela
wiewirka. Natura! Collins zawsze kochal przyrode. Miejsce bylo idealne pod budowe duzego,
efektownego domu, z basenem, kortami tenisowymi, a nawet - czemu nie? - malym
lotniskiem.
- Chce miec dom - oswiadczyl stanowczo Collins i wcisnal czerwony guzik. Pojawil sie czlowiek
w nienagannym szarym garniturze urzednika i z pince-nez.
- Sluze uprzejmie, sir - rzekl, patrzac po drzewach. - Jestem jednak zmuszony prosic o bardziej
szczeglowa specyfikacje. Czy zyczy pan sobie cos klasycznego - bungalow, ranczo, willa
dwupoziomowa, dworek, zameczek lub palac? Czy tez model prymitywny typu igloo albo szalas?
Jako A, moze pan wymagac czegos supernowoczesnego - moze byc Pl-Fronton, Nowosc
Rozwinieta, albo Zatopiona Miniatura.
- Cos podobnego - powiedzial Collins. - Sam nie wiem. Co pan by proponowal?
- Nieduzy dworek - odparl tamten bez wahania. - Na ogl zaczyna sie od nieduzego dworku.
- Czyzby?
- Tak. Potem przeprowadzka w cieply klimat i tam palac.
Collins mial ochote zadac wiecej pytan, ale powstrzymal sie. Wszystko szlo jak po masle. Tamci
naprawde brali go za A - legalnego wlasciciela Utylizatora. Nie bylo powodu, zeby pozbawiac ich
iluzji.
- Niech pan sie sam wszystkim zajmie - polecil Collins urzednikowi.
- Naturalnie, sir - odparl tamten. - Zawsze to robie.
Przez reszte dnia Collins spoczywal na kanapie i popijal mrozone napoje, podczas gdy
Towarzystwo Budowlane Maxima Olph materializowalo sprzet i stawialo mu dom. Owocem tych
dzialan byla niewysoka budowla, liczaca okolo dwudziestu pokoi, ktra Collins ocenil jako
skromna, uwzgledniajac okolicznosci. Dom wzniesiono z
materialw najwyzszej klasy, wedlug projektw Moga z Degmy, wnetrza projektowal Towige,
basen - Mula, a ogrd francuski - Vierien.
Do wieczora dzielo bylo ukonczone, szczupla armia budowlanych zwinela swj sprzet i ulotnila
sie.
Collins zezwolil laskawie, zeby szef kuchni przyrzadzil dla niego kolacje. Nastepnie zasiadl w
przestronnym, chlodnym salonie, aby rzecz cala przemyslec. Przy nim, szumiac lagodnie,
przycupnal Utylizator.
Collins zapalil cheroota i wciagnal nosem aromat egzotycznego cygara. Na poczatek odrzucil
wszelkie wyjasnienia o charakterze nadprzyrodzonym. Wykluczyl demony i diably. Jego dom
wzniesiony zostal przez normalne ludzkie istoty, ktre gadaly, smialy sie i rzucaly miesem jak
kazda inna normalna ludzka istota.
Utylizator byl niczym wiecej jak eksperymentalnym gadzetem, dzialajacym na zasadach, ktrych
Collins nie rozumial i na zrozumieniu ktrych wcale mu nie zalezalo.
Czyzby aparat pochodzil z obcej planety? Malo prawdopodobne. Kto by specjalnie dla Collinsa
opanowywal jezyk angielski?
Utylizator musial zatem pochodzic z ziemskiej przyszlosci. Ale jak trafil do Collinsa?
Collins rozparl sie wygodnie i zaciagnal cygarem. Wypadki sie zdarzaja, pouczyl sam siebie.
Calkiem mozliwe, ze Utylizator po prostu osunalsie w przeszlosc. Potrafil przeciez tworzyc cos z
niczego, a to juz byla sprawa
skomplikowana.
Cz to musi byc za wspaniala przyszlosc, myslal Collins. Maszyny do spelniania zyczen! Co za
kultura! Czlowiekowi pozostawalo do roboty tylko jedno: wymyslac zyczenia. Hokus-pokus - i
gotowe. Z czasem wyeliminuja pewnie i ten czerwony przycisk. Wszelkie dzialanie manualnie
stanie sie zbyteczne. Oczywiscie bedzie musial bardzo uwazac. Nadal przeciez istnial prawowity
wlasciciel, i reszta tych calych A. Na pewno beda prbowali odebrac mu maszyne. Moze to klika
rodowa...
Katem oka dostrzegl jakis ruch. Podnisl wzrok. Utylizator drzal jak listek na wietrze.
Collins podszedl do niego, surowo marszczac brwi. Utylizator spowity byl ledwie widocznym
oblokiem pary. Aparat najwyrazniej sie przegrzewal.
Czyzby Collins go przeforsowal? Moze kubel wody...
Wtem zauwazyl, ze Utylizator wyraznie sie zmniejsza. Mial juz najwyzej dwie stopy kwadratowe
powierzchni i kurczyl sie dalej na oczach Collinsa. Wlasciciel! Albo cala kasta A! To musi byc
ten mikrotransfer, o ktrym mwil
Leek. Collins zrozumial, ze jezeli nie zdziala natychmiast, spelniarka zyczen skurczy sie do
nicosci i zniknie.
- Sluzba pomocnicza Leeka! - zakomenderowal. Pacnal guzik i szybko cofnal reke. Maszyna byla
bardzo goraca.
Leek zjawil sie w kacie pokoju, ubrany w luzne portki i koszulke gimnastyczna, z kijem
golfowym w reku.
- Czy musi mi pan przeszkadzac zawsze, kiedy...
- Niech pan dziala! - wrzasnal Collins, wskazujac na Utylizator, ktry mierzyl juz zaledwie stope
kwadratowa powierzchni i dyszal dymna czerwienia.
- Ja tu nic nie poradze - powiedzial Leek. - Mam licencje tylko na sciane czasu, a tu potrzebni sa
ludzie od mikrokontroli.
Poprawil uchwyt kija golfowego i juz go nie bylo.
- Mikrokontrola! - zadysponowal Collins i wyciagnal reke w strone guzika. Cofnal ja pospiesznie.
Czterocalowej szerokosci Utylizator palal czerwienia barwy wisni. Guzik wielkosci lebka od
szpilki, byl ledwo widoczny. Zjawila sie dziewczyna w rogowych okularach, z notesem w dloni, i
gotowym do notowania olwkiem w drugiej.
- Z kim chcialby sie pan skontaktowac? - zapytala z niezmaconym spokojem.
- Pomocy, szybko! - ryknal Collins, patrzac, jak jego bezcenny Utylizator kurczy sie i kurczy.
- Pan Vergon wyszedl na lunch - powiedziala dziewczyna, w zamysleniu gryzac koniec olwka. -
Wystrefowal sie, nie mam z nim lacznosci.
- A z kim ma pani lacznosc?
Dziewczyna skonsultowala sie z notesem.
- Pan Vis przebywa w Ciaglosci Dieg, a pan Elgis dziala gdzies w terenie, w Europie ery
paleolitycznej. Jezeli to naprawde pilne, radze sie skontaktowac z Kontrola Transferw
Punktowych. To nieduza firma, ale...
- Kontrola Transferw Punktowych! Natychmiast!
Cala uwage skupil na Utylizatorze. Zaatakowal go osmalona juz poduszka. Nic sie nie stalo.
Utylizator mial powierzchnie polowy cala kwadratowego i poduszka - uzmyslowil sobie Collins -
nie mogla wcisnac niewidocznego prawie guzika.
Przez moment Collins wahal sie, czy nie darowac sobie Utylizatora. Moze wlasnie nadszedl
wlasciwy moment. Mglby sprzedac dom, z urzadzeniem, i dalej zyc sobie calkiem niezle.
Nie! Przeciez jeszcze niczego waznego nie zazadal! Nikt mu nie odbierze skarbu bez walki!
Zmusil sie do trzymania oczu otwartych, kiedy dzgal rozgrzany do bialosci guzik sztywno
wyprezonym palcem wskazujacym.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin