Juliusz Słowacki
ŻMIJA
ROMANS POETYCZNY
z podań ukraińskich
w sześciu pieśniach
PIEŚŃ I: SURNAK 3
PIEŚŃ II: PŁACZKA 9
PIEŚŃ IV: CZAJKI 27
PIEŚŃ V: BASZA 33
PIEŚĆ VI: WALKA 40
OBJAŚNIENIA POETY 45
Piękny to widok Czertomeliku,
Sto wysp przerżnęły Dniepru strumienie,
Brzoza się kąpie w każdym strumyku,
Słychać szum trzciny, słowika pienie.
A kiedy wiosną wezbrane wody
Zaleją wszystkie wyspy dokoła,
Jeszcze nad wodą widać drzew czoła,
Jakby rusałek cudne ogrody,
Gałązką mącą wodne błękity.
I jeszcze słowik w gałązkach śpiewa,
I szumią brzozy, lecz nad ich szczyty
Wznosi się fala i nikną drzewa.
Dziko Dniepr szumi, gdy w jego łonie
Sto wysp zielonych wiosną zatonie.
Piękny to widok stu wysep pana,
Woda mu ziemię spod stóp wykradła,
Zamek się patrzy w fali zwierciadła,
Co mu przy stopach szumi wezbrana.
A gdy nań patrzysz, dziwnym pozorem,
Rzekłbyś, że zamek wstecz rzeki płynie.
Cegła koralów świeci kolorem,
Lekkie filary podobne trzcinie;
Kilka ogromnych paszcz samostrzału
Patrzy strzelnicą na Czarne Morze,
A górą zamku okna z kryształu
Świecą się, palą jak ranne zorze;
I tysiąc barwy w każdym promyku,
Co się z tych okien nazad okradnie.
W zamku pan mieszka Czertomeliku,
Dumny ataman, co Siczą władnie;
Lecz czy sam mieszka? — Któż to odgadnie?
Nikt nie był w zamku, mówią, że czary
Mieszkają w gmachu, że dłoń zaklęta
Nadludzką sztuką wzniosła filary;
Lecz kiedy wzniosła? — Nikt nie pamięta. —
Niejeden rybak wieczorną dobą,
W Czertomeliku płynąc ostrowy,
Słyszał przed sobą, słyszał za sobą
Spiew słodszy, milszy niż szum dnieprowy.
A rybak milczał, płynął pomału;
Kiedy wieczorne zorza zapadły,
Widział, jak w zamku okna z kryształu
To się paliły, to znowu bladły;
A z okien blaskiem konały pieśni.
Znów cicho — głucho — a rybak stary
Żegnał się drzący — to czary — czary!
Wszak rybak czuwa? wszak rybak nie śni?
Już to noc trzecia, gdy gasną zorze,
Błyska na zamku ogień jaskrawy;
Ho! to kaganiec, to znak wyprawy,
Popłyną czajki na Czarne Morze.
Kozaków obóz zalega brzegi,
Pośród czaharów spisa połyska;
A ponad Dnieprem w długie szeregi
Gęsto strażnicze płoną ogniska.
Tam na mogiłę wstąpił wysoką
Gęślarz i spiewa pieśni z mogiły;
Jeśli w tych grobach nie spią głęboko,
Może ich dzikie pieśni zbudziły?
O spijcie! spijcie! przeszła wam pora,
I wyście żyli — tu — w Ukrainie,
I wyście żyli — to było wczora!
My dziś żyjemy, czas szybko płynie.
Po cóż wracać z licem upiora,
Gdzie nikt nie chodzi po nas w żałobie?
Jutro na naszym powiedzą grobie:
"I wyście żyli! to było wczora".
Płyńmy więc! płyńmy w natolskie grody
Burzyć pałace, rąbać fontanny,
Żelazem niszczyć Turków narody;
I porwać obraz Najświętszej Panny,
Obraz, co płacze rzewnymi łzami;
A gdy go człowiek w fali zanurzy,
Morze gniewliwe bije falami,
Pieni się, huczy, pryska i burzy,
I póty gniewnie podnosi tonie,
Aż wrogów statki w falach pochłonie...
Lecz gdzież jest hetman? W rannej godzinie
Wyszedł i w stepach błądził od rana;
Oto przy brzegu czajka hetmana
Powiewnym żaglem bieli się w trzcinie.
I wkoło gwarzy zgraja zebrana:
"Wszak nam na drogę brak na źwierzynie;
Idźmy na łowy! idźmy na łowy!
Lecz gdzieś nasz Żmija, hetman niżowy?"
∗
∗ ∗
Ty spisz, sumaku! ty spisz, sumaku!
Między błyszczące rosą czahary;
A tutaj strzelce w stepach Budziaku
Otoczą wkrótce knieje i jary.
Sumak nie słyszy! sumak nie słyszy!
Bo milcząc strzelce idą na łowy.
I coraz ciszéj,
Między parowy,
Pomiędzy trawy,
Toną i toną;
A zorza płoną
I świt jaskrawy
Pozłaca niebo na wschodzie.
O! jakże miło przy rannym chłodzie
Tak się zapuszczać w stepowe knieje!
Jak tajemnicza ta chwila nocy,
Kiedy noc kona, księżyc blednieje,
Już dzień na wschodzie, a na północy
Jeszcze lśnią gwiazdy, jeszcze lśnią jasno,
I wschód się złoci, blednie, czerwieni,
Niebo się mieni;
Gwiazdy w lazurze
Już gasną, gasną;
I polne róże
Powstają z rosy perłami. —
I cicho łowce szli manowcami.
Trzymaj, myśliwcze, ptaka na dłoni,
Zakryj mu oczy złotym kapturem;
Niech nastrzępionym nie szumi piórem,
Niech się nie trzepie, w dzwonki nie dzwoni;
Zdejmiesz mu kaptur, gdy w nasze sidła
Zwierz się dostanie, wtenczas posłuży.
Sokół się chmurzy
I ociemniony,
Nastrzępił skrzydła,
Wyciągnął szpony,
Ponury, piersi napuszył.
Tam jakiś szelest! Czy to zwierz ruszył?
To nadto wcześnie! to nadto skoro!
O nie! to lekki chart tam na smyczy,
Niechętny więzom piszczy, skowyczy;
Skarć, łowcze, charta ręką i sforą!
Pierwej wyśledzić sumaka tropy;
Potem go gończe podniosą głosem,
A potem charty... I chart karcony
Przypadł do stopy;
Okryty wrzosem,
Kwiatem zroszony,
Ciągnie się smutny na sforze.
Wysłać strzelców na rozdroże,
Gdzie się kończy ta dolina,
Tam, Kozacy, wielkim kołem
Stójcie cicho — a drużyna
Niech tam idzie drogą, dołem,
Niechaj tonie w trawy, zioła,
W tej dolinie sumak leży.
Gdy starszy strzelec zawoła,
Niech służba w trąby uderzy.
Dane rozkazy, i dzikie jary
Otoczył Kozak, tonie w czahary.
W krzakach się kryją ponure czoła,
I cicho, jakby ludzi nie było!
Jakby się tylko o łowach śniło!
Wiatr wieje w kniei i szumią zioła,
Zniknęły zbroje, łuki, oszczepy;
Świt płonie ogniem umalowany
I słońce wstaje nad martwe stepy.
Oblane złotem świtu burzany
Ognistej barwy kwiatem się palą
I gną się z wiatrem: fala za falą
Przebiega stepy milczące. —
Cicho... Wtem trąby zagrały grzmiące
I zagrzmiał razem pod niebo wzbity,
Z brzękiem surm, kotłów, okrzyk wzbity,
I uwolnione z więzów sokoły
Szybko w powietrza lecą błękity,
Krążą i kraczą, dzwonkami dzwonią,
I psy spuszczone jęczą i gonią.
Czekaj łowce: wśród strasznej wrzawy
Patrzą na niwy złocone świtem,
I oto śmiga
Sumak zbudzony;
Ledwo kopytem
Dotyka trawy,
Charty wyściga
I przez zagony
Przed szybką smyczą
Sadzi przez doły;
Gończe skowyczą,
Kraczą sokoły.
I jeden sokół już zleciał nisko,
Siadł mu na grzbiecie, szpony zatopił.
Chart wiatronogi za źwierzem tropił,
Już go dościgał — już blisko — blisko —
A sumak leci bojaźnią ślepy,
Leci w zasadzkę — wpadł na oszczepy,
Drgnął tylko — upadł... A tłum wesoły
Znów w trąby dzwoni, znów w kotły bije,
Żeby wystraszyć, co tylko żyje
Pomiędzy trawy. — Lecą sokoły,
Ogary znowu jęczą i gonią.
Czekają łowce. — Wśród kwiatów fali
Znów coś mignęło? — to sumak nowy? —
O nie! to Tatar miga od stali,
Jak wiatr stepowy,
Jak wąż piersiami
Trawy rozcina;
Między kwiatami
Złotem połyska.
I łuk napina,
I strzały ciska,
I rohatyny kolczate miota.
Dziwi Kozaków ta zbroja złota,
Musi to jakiś być wódz Tatarów? —
Puścić ogary: — jeden z ogarów
Już go dościga — ha! zobaczycie!
Ogar to stary, dobrze się sprawi,
Wskoczy na piersi — i w strasznej męce
Wydrze mu życie,
Zgniecie, zadławi. —
Już go doścignął — rzecz niespodziana!
Skacze na piersi, liże mu ręce,
U stóp się kładzie — wyje, skowyczy.
Wszak to jest ogar! — ogar hetmana!
Pierwszy z ogarów! tak sławny w Siczy!
Nieraz Tatara wytropił w jarze,
A dzisiaj nalazł pana w Tatarze.
Wróciła nazad psiarnia zagnana,
A Tatar leci i trawy łamie.
Patrzcie! — i sokół siadł mu na ramię,
O dziwy! dziwy! sokół hetmana!
Siadł na ramieniu, nastrzępia pióra,
Zda się, że skrzydłem nagli go w biegu.
W łowców szeregu
Okrzyk dokoła;
Strzał lekkich chmura
Ściga Tatara;
I jedna w piersi trafia ogara,
Druga pod skrzydło trafia sokoła,
Trzecia Tatara w czoło drasnęła. —
Czy krew płynęła? — czy łza płynęła? —
Nie można wiedzieć; — stanął — zakrywa
Oczy zalane czy krwią, czy łzami.
Z piersi ogara obrożę zrywa,
Z szyi sokoła pierścień z dzwonkami;
I znów przez stepy
Wprost na oszczepy
Leci w zasiane wrogiem parowy. —
Tam go wstrzymają?... Nie, nie wstrzymali!
Daleko zdradne prześcignął łowy
I zniknął w burzanów fali...
Nie — to nie było senne widziadło,
Bo tam, gdzie przebiegł, pośród wądołów,
Bez życia sześciu Kozaków padło,
I sześć ogarów — i sześć sokołów.
Z tętenem konia leci przez wrzosy,
To pan nasz, Żmija, hetman na Niżu.
Bielą się wzbite tumany rosy,
Spod kopyt konia spłoszone wrony
Stadem się zbiły, siadły na krzyżu.
W burzanie miga kołpak czerwony,
Stalowa zbroja miga w burzanie:
— "Witaj, hetmanie! witaj, hetmanie!..." —
— "Zdrowia, drużyno — co słychać w Siczy?
Czy szumią żagle? — czajka gotowa?
Czy nam złą wróżbą wrona nie krzyczy?
Czy zawsze nasza fala dnieprowa
Tak jak płynęła — płynie do morza?
Ha! tak? — to dobrze... Nim błyśnie zorza,
Być w pogotowiu... Teraz niech czara
Zaszumi miodem; — pieśń grzmi wesoła...
Lecz gdzie mój ogar? — puścić ogara!
Gdzie jest mój sokół? — puścić sokoła!"
Stróż psów hetmańskich, ptasznik hetmana,
Dzieci nieletnie, wyszli z drużyny;
Pobladli oba uczuciem winy
I wyczytali gniew w oczach pana.
Potem rzekł starszy: "Nieszczęsne łowy!
Na nasze łowy ktoś rzucił czary.
Gdzie niegdyś leżał sumak stepowy,
Dzisiaj okryte zbroją Tatary
Trudzili charty i skrzydła ptaków.
Od strzał tatarskich sześciu Kozaków
Pośród stepowych padło wądołów,
Tatar ci zabił psa i sokoła". —
— "Kłamstwo! to kłamstwo!" — hetman zawoła —
"Gdy w polach jęczą wasze cięciwy,
Smycz moja pada, a Tatar żywy...
Umiem wybadać prawdę za mgłami,
Uwitą w słowa krzywoprzysiężne.
Znacie tę obróż? pierścień z dzwonkami?
Śmiercią wam biją dzwonki mosiężne".
Snadź że obrożę charta poznali,
Pieśń śmierci w głosie dzwonków odgadli;
Oba zadrzeli — oba pobladli,
Łza im błękitne oczy krysztali...
— "Parę kłamliwą, co razem wzrosła" —
Rzekł srogo Żmija — "polecić Bogu,
Wsadzić do czajki, w czajce bez wiosła
Niech z dnieprowego spływają progu". —
Już odszedł hetman... Powstały gwary:
"Skądże wie Żmija o naszych łowach?
Czy mu przynieśli pierścień Tatary?
Czy gdzie ukryty sam był w parowach?" —
W różnych domysłach zabrzmiały struny.
Jako żurawi nuta wędrowna
Pieśń przez srebrzyste płynie piołuny,
Miesza się z echem — dzika, czarowna,
Bo kiedyż Kozak o czarach nie śni...?
Może domysły rozkwitną z pieśni? —
RUSAŁKA
1
Nad mogiłą w mgłach wysoko
Krąży sokół, siadł na krzyżu.
Pod tym grobem spi głęboko,
Niegdyś hetman, pan na Niżu.
*
Jeszcze sława Zaporoża,
Jako miesiąc blady, nowy,
Nie przebyła w czajkach morza,
Nie wzleciała nad ostrowy.
Na ostrowach rosły głogi
I samotna róża bladła.
Zapienione skalne progi
Mgliły błękit wód źwierciadła.
Przy Rusałce — wysp hetmana
Widać było w blask miesiąca.
Jego luba z mgły uwiana,
Z mgły dnieprowej, zimna, drząca.
Choć mroziła mglistą dłonią,
Zapaliła czarnym okiem...
"Luby" — rzekła — "tam się płonią
Polne róże nad potokiem,
"Dzwonki barwą lśnią błękitną;
Uschną dzwonki na pokosach,
Lecz z różami, gdy przekwitną,
Rozkwitają w moich włosach.
"Duchem zmarłych na tym świecie
Żyję, kwitnę jak mogiła.
Cóż po łąkach? cóż po kwiecie?
Niechaj uschną — bym ja żyła..."...
heaen