Gabriel Kristin, Wisdom Linda Randall - Och, te okropne walentynki!.pdf

(1086 KB) Pobierz
785899389.001.png
KRISTIN GABRIEL
Kto się czubi...
Tytuł oryginału:
Send Me No Flowers
1
785899389.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Nigdy więcej nie namówisz mnie na randkę w ciemno.
Rachel Grant miotała się po damskiej toalecie w restauracji „U
Luigiego”. Jej siostra Pam bezskutecznie próbowała ją uspokoić. Wokół
unosiła się intensywna woń czosnku i oregano, wymieszana w niezbyt
dobrych proporcjach z zapachem drogich perfum.
- Daj spokój, Rach. No dobra, może Gordon jest trochę dziwaczny, ale
nie jest zupełnie beznadziejny – łagodziła sytuację Pam.
- Czyścił przy stole zęby nicią dentystyczną!
- Po prostu dba o higienę jamy ustnej. To chyba zaleta, przymknij
więc oczy na resztę.
- Na przykład na to, że podwędził napiwek z sąsiedniego stolika?
- Szczerze mówiąc, miałam raczej na myśli jego tupecik. W biurze
nigdy go nie nosi i wierz mi, że wygląda wtedy o niebo lepiej. Miałam
nadzieję, że ci się spodoba.
Zgnębiona Rachel ciężko westchnęła. Była panną. I miała trzy młodsze
siostry, a każdej z nich asystowała jako druhna w drodze do ołtarza.
Siostrzyczki nie ustawały w wysiłkach, by i Rachel włożyła białą,
powłóczystą szatę panny młodej.
W ciągu ostatniego roku umówiły ją chyba ze wszystkimi samotnymi
mężczyznami w mieście. Wreszcie udręczona Rachel stanowczo oznajmiła,
że jest w stanie znieść najwyżej jedną randkę w miesiącu. To i tak było za
dużo, ale czegóż się nie robi dla ukochanej rodzinki. Niestety, żałosny typek
o imieniu Gordon uświadomił jej, że siostry zatraciły wszelki umiar.
Pam przywlokła do restauracji również swojego męża, który teraz z
zażenowaniem obserwował rozwój sytuacji. Rachel kochała wszystkie
siostry i szwagrów, lecz każde poświęcenie ma swoje granice. Nie była
przecież masochistką.
Rach podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz.
- Trochę wysoko, ale przy odrobinie szczęścia powinno mi się udać.
2
- O czym ty mówisz?! – wykrzyknęła Pam. – Jesteśmy na dziesiątym
piętrze, tędy nie wyjdziesz.
- Ja nie chcę wyjść, ja chcę wyskoczyć. Wolę to, niż słuchać następnej
beznadziejnej historyjki Gordona.
- No dobrze – powiedziała zrezygnowana Pam. – Przyznaję, trochę
zaniżyłyśmy kryteria w doborze facetów, ale chodzi nam tylko o twoje dobro.
- Jestem samotna i szczęśliwa, uwierz mi. Dlaczego wszyscy wciąż
wtrącają się w moje życie intymne?
- Przede mną nie musisz udawać, twoje życie intymne nie istnieje.
- W tej chwili nie mam ochoty z nikim się spotykać.
Mówiąc to, zaczęła nerwowo skubać nową wełnianą sukienkę. Lubiła
ją do momentu, w którym Gordon oznajmił, że taką samą nosi jego babcia.
– W tej chwili? Nie umawiasz się z nikim, od kiedy porzucił cię
Russell..
Rachel ciężko westchnęła.
– Nie porzucił mnie, tylko wyjechał na naukowy urlop. Każda
wzmianka o Russellu wywoływała w niej nieodpartą chęć na ciastka
ponczowe. Ten nałóg udało się jej zwalczyć dopiero w pół roku po wyjeździe
narzeczonego.
– Wyjechał z kraju bez słowa, od roku słuch o nim zaginął –
perorowała Pam.
– Nigdy oficjalnie nie zerwaliśmy ze sobą.
Pam wymownie spojrzała w sufit.
– Russell pisze do ciebie? Dzwoni? A może posyła ci miłosne
liściki przez gołębie pocztowe?
Dlaczego, do diabła, ona wciąż powtarza jego imię? To było jak odruch
Pawłowa. Na dźwięk imienia Russella Rachel natychmiast oczyma
wyobraźni widziała dobrze nasączone, złociste, ozdobione pysznym kremem
ciastka.
– Jest w zapadłym kącie Afryki. Posłuchaj, Pam, naprawdę nie
chcę o nim rozmawiać. – Rachel wyleczyła się z tego faceta o wiele szybciej
niż z namiętności do ponczówek. Znaczyło to, że Russell nie był tym, na
3
którego naprawdę czekała. – Może kupimy kilka ciastek ponczowych? W
holu widziałam automat.
- Zawsze tak robisz – skarciła ją Pam.
Rachel zdziwił ostry ton siostry.
- Nie jadłam ich od miesięcy.
– Mam na myśli to, że zawsze zmieniasz temat, gdy tylko rozmowa
schodzi na Russella.
– Nieprawda.
– Prawda. I nigdy nie pozwalasz powiedzieć o nim złego słowa.
– No cóż, na przykład nie opuszczał deski od sedesu – zaśmiała
się Rachel. – Nie musisz się o mnie martwić, jestem przecież terapeutką. –
Zaczęła szukać w torebce ćwierćdolarówki do automatu. – Dobrze sobie
radzę.
– Zawsze uważałam, że jest dla ciebie nieodpowiedni – upierała
się Pam. – Tak, wiem, że zasługuje na uznanie, a entomologia jest poważną
nauką. Ale czy dorosły facet, mając narzeczoną, powinien całe dnie spędzać
z samicami pluskiew? A co powiesz o jego kolekcji karaluchów?
– To cenne okazy z całego świata. Po ślubie miał zamiar ozdobić
nimi ścianę naszego salonu. Ale ja głosowałam za garażem.
Pam wzdrygnęła się.
- Okropieństwo. Żyłabyś z Russellem i jego martwymi karaluchami.
- Tak, że nie wspomnę o hodowli gzów. To następny powód, by cieszyć
się samotnością. – Taka była prawda. Rach robiła karierę, miała piękne
mieszkanie i wypróbowanych przyjaciół. – A propos karaluchów, czy
mówiłam ci już, że mąż Giny zostawił ją dla innej kobiety?
– To dobrze, że jej najlepsza przyjaciółka jest terapeutką, ale teraz
porozmawiajmy o naprawdę ważnych rzeczach.
– O tym, że chciałam wyskoczyć przez okno?
Pam objęła się ramionami. Wprawdzie była sporo niższa od starszej
siostry, lecz prezentowała się bardzo okazale. Pracowała w siłach
powietrznych jako programistka i widać było, że mordercze wojskowe
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin