Tekst zawiera sceny ostre i dla wielu pewnie kontrowersyjne. Uznałam jednak, że skoro zamieszczacie opowiadania o seksie kazirodczym, nekrofilii, czy brutalnych gwałtach zbiorowych, to nie ma przeciwwskazań do publikacji tego tekstu. To opowiadanie jest swego rodzaju wyznaniem. Jest to dla mnie sprawa tak intymna i tak wyjštkowa, że nie mogę się podzielić niš nawet z najbliższš przyjaciółkš. A mimo to jest we mnie jaka ekshibicjonistyczna chęć podzielenia się tš historiš z kim innym. Chcę w jaki sposób powiedzieć o tym wiatu, a jednoczenie pozostać ukryta za zasłonš sieciowej anonimowoci. Mylę, że nie jestem jedynš osobš z podobnymi przeżyciami... a może włanie jest wręcz przeciwnie? Czy to potrzeba jakiej autoterapii? Ale z drugiej strony, nie chcę niczego w sobie naprawiać... Wiem, dziwnie to brzmi, ale miotajš mnš sprzeczne emocje stšd może ten chaotyczny poczštek... Może to nie jest tekst napisany pięknym, literackim językiem. Może nie jest podniecajšcy. Ale jest szczery. Jest mój. To moja historia. Jestem zwykłš, przeciętnš dziewczynš. Ani zbyt ładnš, ani zbyt brzydkš. Od kilku lat mieszkam w dużym miecie, do którego przeprowadziłam się z rodzinnego miasteczka, w którym się wychowywałam. Od czasu rozpoczęcia studiów praktycznie odcięłam się od rodowiska, z którego wyrosłam. Poznałam nowych znajomych, zaczęłam obracać się w studenckich kręgach. Wiadomo: imprezy, wspólne wypady w góry, pierwsze poważniejsze romanse... Życie jednej z wielu studentek. Jeszcze podczas studiów, zaczęłam pracować. Szło mi dobrze, choć ucierpiało na tym trochę życie towarzyskie. Ale przynajmniej byłam samowystarczalna. Przestałam zastanawiać się nad powrotem w rodzinne strony. Dorobiłam się samodzielnego mieszkania (choć oczywicie musiałam też trochę skorzystać z pomocy rodziców). Niewielkiego, ale własnego. Można więc powiedzieć, że stanęłam na własnych nogach. W dodatku dostałam awans, a nawał obowišzków sprawił, że już zupełnie nie wracałam mylami do rodzinnego domu. Nawet mi to odpowiadało... Mogłam w końcu żyć dla siebie jak chciałam. Jaki rok po skończeniu studiów poznałam Sławka. Pracował w zaprzyjanionej, współpracujšcej z mojš firmš kancelarii adwokackiej. Zaczęlimy się spotykać. Kino, kawiarnia, wspólne wypady na imprezy... To nie był mój pierwszy facet, ale żadnego wczeniej nie traktowałam tak poważnie. To już nie była studencka, wakacyjna miłoć. Wiedziałam, że to już nie krótki romans, z rodzaju tych rozpoczynanych po drugiej wspólnej imprezie i pieczętowanych wspólnym wypaleniem trawki. To nie miał być tylko szybki seks pomiędzy jednym a drugim egzaminem. To było co innego. Sławek był inny niż moi wczeniejsi faceci. Żaden nie miał takiej klasy. Oczytany, uprzejmy, elegancki a jednoczenie z tym błyskiem w oku, który my wszystkie tak lubimy. Sš tacy mężczyni... majš ten dziwny ogień w oczach, do którego wszystkie lecimy jak ćmy i w którym tak łatwo płoniemy... Nie jestem specjalnie pruderyjna, a że Sławek był zdecydowanie w moim typie, więc długo nie trwało, zanim nasze spotkania nie uzyskały łóżkowego wymiaru. I było nam z tym dobrze. Seks to fantastyczna sprawa, choć nigdy nie oceniałam zwišzków wyłšcznie przez jego prymat. Owszem, fajnie jest jeli temperamenty się dogadujš, ale żeby od razu uzależniać od tego bycie ze sobš? W każdym razie, jeli chodzi o te sprawy, to Sławek był naprawdę wietny. Potrafił rozbudzać we mnie uczucia i pragnienia o które wczeniej bym się podejrzewała. Nie, to nie znaczy wcale, że na studiach byłam jakš zahamowanš szarš myszkš. Ale otwartoć Sławka w sprawach seksu rzeczywicie mi imponowała. Kochalimy się często i na najprzeróżniejsze sposoby. Na samš myl, że się spotkamy po pracy i że poczuję jego męskie, silne dłonie na swoim ciele od razu traciłam skupienie. Patrzyłam się tępo w monitor i w mylach przywoływałam jego zapach, jego smak, emocje, które czułam, gdy oddawałam mu się, gdzie tylko zapragnšł. Potrafiłam przywołać na zawołanie aksamitnš miękkoć jego gładkich, jędrnych ust. Ulotny lad whisky, którš czasem pijał. Słodki, przesycony nutš gorzkawego posmaku. W takich sytuacjach wskazówki zegarka wydawały się przesuwać nieskończenie wolno, a każda sekunda była istnš torturš. Będšc ze Sławkiem, poznawałam seks na nowo, jakby wszystkie dotychczasowe przeżycia były tylko namiastkš, wstępem do prawdziwego zrozumienia. Uwielbiałam sprawiać mu przyjemnoć, obserwować jego radoć i głębię spełnienia. Czuć, jak w mojej dłoni jego ciepły narzšd szybko ronie i wzbiera pożšdaniem... jak pręży się dumny i potężny pod moimi szybkimi ruchami... patrzeć na jego twarz w chwili, gdy zaciskajšc ręce na kołdrze, kończy w moich ustach. wiadomoć, że to mój dotyk, moje ciało działajš na niego w ten sposób była jak najcudowniejszy narkotyk... Bywały momenty, że większš satysfakcję czułam z dawania mu rozkoszy, niż z własnego orgazmu. Sławek potrafił rewanżować się tym samym. To on nauczył mnie, co to znaczy mistrzostwo francuskiej pieszczoty. Jego język trafiał zawsze tam, gdzie powinien. Wystarczyło, że przecišgnšł po mojej szpareczce raz i drugi, a już byłam gotowa. On jednak potrafił przedłużać zabawę w nieskończonoć, aż moje wnętrze pływało całe w sokach, błagajšc o wypełnienie. Czułam jak moje uda same rozchylajš się ukazujšc bezbronnš, tęsknišcš brzoskwinkę, kuszšc jej nabrzmiałym, błyszczšcym wnętrzem. Mylałam tylko o tym, żeby otulił mojš łechtaczkę cudownym ciepłem swoich ust. Nie panowałam wtedy nad własnym ciałem... bezwiednie chwytałam głowę Sławka, zanurzajšc palce w jego długich włosach, przycišgajšc ku sobie, przyciskajšc do swego rozpalonego pożšdaniem, drżšcego ciała. Byłam cała jego. Sycił się mnš, moim smakiem, moim oddaniem, mojš lubieżnociš. Wnikał językiem pomiędzy rozchylajšce się płatki, drażnił je krótkimi, szybkimi pocišgnięciami... Potem przewracał mnie na brzuch. Uwielbiałam ten moment. Unosiłam się na kolana, nisko trzymajšc głowę, a Sławek powracał do pieszczot. Myl, że widzi mnie w tej pozycji, pokornš, rozgrzanš... rozkosznie i zachęcajšco kręcšcš tyłeczkiem... ukazujšcš rozchylonš pożšdaniem szparkę podniecała mnie do szaleństwa. W tej pozycji doznania były inne bo inaczej układała się moja muszelka. Język piecił teraz drugie, tylne zwieńczenie szparki. Czasem w jaki przedziwny sposób naciskał to tajemne miejsce, w którym cipka się kończyła... Umiejętny, mokry dotyk tego niewielkiego punktu pomiędzy jednš dziurkš a drugš przyprawiał mnie o szaleństwo. Nie byłabym w stanie wówczas powiedzieć, czy bardziej pragnę, aby wlizgnšł się pomiędzy moje uda i doprowadził mnie do końca swoim wspaniałym językiem, czy żeby wszedł we mnie od tyłu, w kilku ruchach doprowadzajšc nas do wspólnej ekstazy. To były szalone dni zwierzalimy się sobie z najskrytszych, najdziwniejszych pragnień. Odkryłam w sobie nowe, mroczne chęci. Czułam się wspaniale jako zdominowana niewolnica, jako seksualna zabawka, nie panujšca nad swoim ciałem... choć często zdarzało się też, że bawilimy się w drugš stronę. Skoro obojgu to nam pasowało, to dlaczego nie wymieniać ról? Może to nie było modelowe BDSM, zresztš nie obchodziły nas etykietki. Po prostu oboje zapuszczalimy się w krainy swoich marzeń, penetrujšc niezbadane regiony swoich fantazji. Cudownie było mieć koło siebie człowieka, z którym można dzielić takie tajemnice, ufać mu i wzajemnie dzielić się własnymi przeżyciami. Było nam tak dobrze, że postanowilimy zamieszkać razem. Sławek miał tylko wynajętš niewielkš kawalerkę, więc było oczywiste, że zamieszkamy u mnie. Boże, jakie to było cudowne. Budziłam się rano, w objęciach ukochanego mężczyzny, wtulona w jego zapach, w pocieli, z której jeszcze sšczył się ulotny aromat naszych namiętnoci. Nie ma chyba dziewczyny, która nie marzy o takich chwilach... Zaczynałam się łapać na myli, że może to jest to, że może warto zwišzać się ze Sławkiem na długo. Na bardzo długo. Zanim zdšżyłam na dobre przemyleć takš ewentualnoć, Sławek owiadczył mi, że jego firma rozpoczyna obsługę nowego, dużego klienta i w zwišzku z tym będzie musiał częciej wyjeżdżać. Nie było to nic nadzwyczajnego zdarzało się zresztš wczeniej. Tym razem jednak miało to być na tyle częste, że Sławek trochę zakłopotany postanowił sprawić mi prezent. Dziesięciotygodniowego, przelicznego, złotego labradora. Żebym nie czuła się samotna. No rzucił mnie tym na kolana dokumentnie. Rozczulił... Dałam się udobruchać. Zawsze kochałam psy (wychowywałam się z nimi od zawsze, pamiętam, że rodzice przez całe moje dzieciństwo mieli przynajmniej jednego), więc trudno było o lepszš niespodziankę. Ares został przyjęty jako członek rodziny, a moje uczucia do Sławka były jeszcze gorętsze. Mijały dni. Sławek wyjeżdżał i wracał. Zdarzało się, że nie było go nawet tydzień. Gdy przyjeżdżał, był totalnie zmęczony i zaczęłam się o niego bać. Co gorsza, zdarzały się nam spięcia, czego wczeniej w naszym zwišzku nie było. Co prawda godzilimy się potem (i to w sposób, który powalał rozładować nie tylko jeden rodzaj napięcia), ale jednak gdzie na dnie naszego zwišzku pojawił się osad. Grom spadł na mnie zupełnie niespodziewanie. Wszystko to stało się przypadkiem i było jakby wycięte z kiepskiej telenoweli. Sławka nie było od kilku dni. Byłam wkurzona i markotna, jak każda kobieta w takiej sytuacji. Jakby tego było mało, zbliżał się okres (wiadomo, jak to działa), a mój szef uwzišł się, żeby dać mi w koć. Kulminacjš tego było wysłanie mnie do innego miasta z misjš uzgodnienia szczegółów umowy z naszym inwestorem. Zupełnie, jakby nikt inny nie mógł zrobić. Na nic zdały się przekonywania, że można załatwić to telefonicznie, że nie mam z kim zostawić psa, że się fatalnie czuję... Szybciej pojedziesz-szybciej wrócisz. Chciało mi się ryczeć z bezsilnej złoci. W dodatku Sławek miał wrócić tego samego d...
waldek.adams