Williams Tad - Pieśń łowcy.rtf

(1725 KB) Pobierz
Tad Williams

Tad Williams

 

Pieśń Łowcy

 

* * *

 

A zatem spojrzę z uwagą na mego kota...

Ponieważ pierwszy promień boskiej chwały na wschodzącym niebie wielbi po swojemu. Ponieważ czyni to okręcając swe ciało siedmiokrotnie ze śmigłą elegancją... Ponieważ spełniwszy obowiązek i otrzymawszy błogosławieństwo, zaczyna zajmować się sobą. Ponieważ ma na to dziesięć sposobów. Po pierwsze spogląda na swoje przednie łapy, by sprawdzić, czy są czyste. Po drugie wychyla się do tyłu, by i tam się oczyścić. Po trzecie wypręża wtedy przed siebie przednie łapy.

Po czwarte ostrzy pazury o drewno.

Po piąte myje się.

Po szóste po umyciu turla się.

Po siódme poluje na pchły, by nie przeszkodziły mu w walce. Po ósme ociera się o pień. Po dziewiąte spogląda w górę, by wysłuchać instrukcji.

Po dziesiąte odchodzi w poszukiwaniu pożywienia...

Ponieważ po skończonej dziennej pracy przystępuje do zajęć jeszcze ważniejszych. Ponieważ nocą nie spuszcza władczego wzroku ze swych przeciwników. Ponieważ zmaga się z siłami ciemności mocą swej naelektryzowanej sierści i jarzących oczu. Ponieważ zmaga się z Diabłem, który jest śmiercią, mocą swej nieujarzmionej żywotności. Ponieważ swym porannym rytuałem wielbi słońce, a ono wielbi jego. Ponieważ pochodzi z plemienia Tygrysa. Ponieważ Kot Cherubin to nazwa Anielskiego Tygrysa...

Ponieważ nie istnieje nic rozkoszniejszego niż jego senny spokój. Ponieważ nie istnieje nic bardziej pełnego życia niż jego zwinny ruch... Ponieważ Pan Bóg pobłogosławił jego ruchliwą zmienność... Ponieważ potrafi tańczyć do każdej muzyki świata...

 

Christopher Smart

 

Wstęp

 

 

 

W tej godzinie, gdy nie istniał jeszcze czas, wyszła z ciemności na chłodną ziemię Pramatka Meerclar. Była czarna i tak puszysta, jakby w jej futrze zebrała się miękkość całego świata. Meerclar wypędziła wieczną ciemność i wydała na świat Dwoje. Harar Złotooki miał oczy gorące i pełne blasku jak słońce w Godzinie Krótkich Cieni, był w kolorze dnia, odwagi i tańca. Jego towarzyszka, Fela Niebiańska Tancerka, była piękna jak wolność, jak chmury, jak pieśń powracających wędrowców. Złotooki i Niebiańska Tancerka wydali na świat wiele dzieci, a wychowywali je w lesie, który w początkach Dawnych Dni okrywał świat. Śmigły, Przyjaciel Wilka, Znak Drzewa i Świetlisty Pazur, ich młode, miały mocne zęby, bystre oczy, lekkie łapy siła i odwaga wypełniała je aż po koniuszki ogonów. Jednak najbardziej niezwykli i najpiękniejsi z całego niezliczonego potomstwa Harara i Feli byli trzej Pierworodni. Najstarszym z Pierworodnych był Yiror Biały Wicher, o barwie śniegu roziskrzonego słonecznym światłem, a szybki... Środkowy był Grizraz Pożeracz Serc, szary jak cień, a dziwny... Jako trzeci urodził się Tangaloor Ognista Stopa. Był czarny jak Pramatka Meerclar, lecz łapy miał czerwone jak płomień. Zawsze chodził samotnie i śpiewał sam dla siebie. Pierworodni bracia rywalizowali ze sobą. Biały Wicher był tak szybki i silny, jak tylko kot może sobie wymarzyć nikt nie mógł go pokonać w biegach i skokach. Ognista Stopa był mądry jak sam czas, rozwiązywał wszystkie za-gadki i łamigłówki, układał pieśni, które przetrwały wiele pokoleń Ludu. Pożeracz Serc nie dorównywał zdolnościami swym braciom. Rosła w nim nienawiść i zaczął knuć spisek, by spowodować upadek Białego Wichru i poniżenie całego Ludu. I stało się tak, że Pożeracz Serc wyhodował przeciwko Ludowi potężną bestię. Nosiła ona imię Ptomalkum i była ostatnim potomkiem Yenris, psa-demona, którego Meerclar zniszczyła w czasie Dni Ognia. Ptomalkum, wychowana na nienawiści Pożeracza Serc, wykarmiona nią, uśmierciła wielu, nim zabił ją waleczny Yiror Biały Wicher. Jednak on sam otrzymał tyle ran, że wkrótce stracił siły i zmarł. Widząc klęskę swoich knowań, Pożeracz Serc przeraził się, wpełzł w jamę i przepadł w pełnej tajemnic głębi ziemi. Ogromny lament rozległ się na Dworze Harara na wieść o śmierci ukochanego Białego Wichru. Jego brat, Ognista Stopa, w rozpaczy opuścił Dwór, zrzekł się swych praw do Płaszcza Królewskiego i wyruszył w świat. Fela Niebiańska Tancerka, matka Yirora, zamilkła i milczała nieprzerwanie aż do końca swego długiego życia. Tymczasem Harara Złotookiego tak przepełniał gniew, że płakał z wściekłości i miotał przekleństwa. Wyjąc zapuścił się w najdziksze ostępy, niszcząc wszystko, co stanęło na drodze jego pościgu za zdrajcą Pożeraczem Serc. W końcu, gdy nie mógł już znieść tak ogromnego bólu, skrył się w niebiosach na łonie Pramatki. Tam żyje jeszcze, goniąc świetliste myszy słońca poprzez przestworza. Często spogląda w dół, na ziemię, z nadzieją, że znów ujrzy tam Yirora biegnącego pod koronami drzew Starego Lasu. Przeminęło wiele wiosen i zim, a świat postarzał się bardzo, nim Ognista Stopa ponownie spotkał swego zdradzieckiego brata, Pożeracza Serc. Było to w czasach Księcia Gład-kowąsa, za panowania Królowej Porannego Promienia; Lord Tangaloor przyszedł z pomocą ludowi sów, Ruhu. Jakieś tajemnicze stworzenie splądrowało ich gniazda i zabiło wszystkich myśliwych Ruhu, którzy stanęli do walki z nim. Ognista Stopa zastawił sidła, wydrążając pazurami niemal na wylot potężne drzewo i, ku swemu zdumieniu, odkrył, że pod nim, złapany w pułapkę, leży jego brat, Grizraz Pożeracz Serc. Pożeracz błagał Ognistą Stopę, by go uwolnił, obiecywał mu, że podzieli się z nim odwieczną wiedzą, jaką posiadł, przebywając pod ziemią. Jednak Lord Tangaloor tylko się roześmiał. Gdy wstało słońce, Pożeracz Serc zaczął płakać. Łkał i skamlał tak bardzo, że Ognista Stopa, choć obawiał się jakiejś sztuczki, uwolnił swego cierpiącego brata spod drzewa, które go więziło. Grizraz tak długo przebywał pod ziemią, że słońce go oślepiało. Drapał i tarł łzawiące oczy, wyjąc tak żałośnie, że Ognista Stopa zaczął rozglądać się w poszukiwaniu sposobu, aby uchronić go przed spaleniem przez gwiazdę dnia. Jednak gdy tylko się odwrócił, oślepiony Pożeracz Serc wykopał tunel, prędzej niż zrobiłby to borsuk czy kret. Zanim wstrząśnięty Ognista Stopa zdołał skoczyć ku niemu, Pożeracz zniknął znowu w samym brzuchu świata. Powiadają, że żyje tam jeszcze, ukryty przed oczyma Ludu, że dokonuje tam, pod powierzchnią, różnych podłości, że cierpi z tęsknoty do Świata Na Ziemi...

 


 

CZĘŚĆ I

 

Rozdział 1

 

...nie pomyl się

Bo śmiali tak

Nie śpimy nocy tej

Księżyc i ja!

 

W. S. Gilbert

 

Nadeszła już Godzina Wstępującej Ciemności i szczyt dachu, na którym leżał Łowca, okrywał cień. Śnił właśnie o skakaniu i fruwaniu w powietrzu, gdy poczuł dziwne mrowienie w wąsach. Fritti Łowca, dziecko polującego Ludu, ocknął się natychmiast i wciągnął nosem powietrze. Z postawionymi uszami i nastroszonymi wąsami badał podmuch wieczornego wiatru. Nic specjalnego. Co więc go obudziło? W zadumie wyprężył łapy i zaczął rozciągać swój giętki grzbiet, od karku aż po czubek rudego ogona. Zanim obrządek ten dobiegł końca, poczucie zagrożenia minęło. Może był to nocny ptak przelatujący nad głową... lub pies w dole na polu... może... Może znowu staję się kociątkiem, pomyślał Fritti, które czmycha przerażone spadającymi liśćmi. Wiatr rozwichrzył mu świeżo ułożoną sierść. Zirytowany zeskoczył z dachu w wysoką trawę. Po pierwsze musi zaspokoić głód. Później przyjdzie czas, aby udać się pod Ścianę Zgromadzeń. Pora Wstępującej Ciemności już mijała, a brzuch Łowcy wciąż był pusty. Omijał go szczęśliwy los. Najpierw zastygł w bezruchu, wpatrując się w wejście do nory susła. Gdy po 13 trwającym całe wieki oczekiwaniu, prawie bez oddechu, mieszkaniec jamy ciągle się nie pojawiał, zdesperowany Łowca poddał się. Po spenetrowniu, w złości, mysiej dziury odszedł, by szukać szczęścia gdzie indziej. Nic z tego. Nawet ćma uszła jego błyskawicznemu atakowi, ulatując spiralnym ruchem w ciemność. Jeśli natychmiast czegoś nie złapię, zmartwił się Łowca, będę musiał wrócić i zjeść z miski, którą wystawił dla mnie Duży. Na Harara! Co ze mnie za myśliwy? Nikła smuga zapachu nagle zatrzymała Łowcę. Znieruchomiał całkowicie, natężył wszystkie zmysły, skulił się i wciągnął powietrze. To był Piszczek zapach szedł z wiatrem... musiał być bardzo blisko. Przesunął się miękko niczym cień, starannie wybierając drogę przez ściółkę, później znów zastygł. Teraz! Skok i niemal tuż przed nim siedzi mrę'aż*, którego zapach wyczuł. Przycupnął sobie, nieświadomy obecności Łowcy, i wpycha ziarna w policzki nerwowo kurczy nos i gwałtownie mruga oczami. Fritti przywarł do ziemi, jego uniesiony ogon kołysał się tam i z powrotem. Przykucnięty oparł się na tylnych łapach i przygotowywał do ataku nieruchomy, z naprężonymi mięśniami. Skoczył. Źle ocenił odległość. Akurat gdy lądował, z wystawionymi pazurami, Piszczek miał dość czasu, by wydać pisk przerażenia i wpaść hop! wprost do własnej dziury. Stojąc nad drogą jego ucieczki, Fritti w zakłopotaniu gryzł własną stopę. Kiedy Łowca wylizywał z miski ostatnie resztki, na ganek wskoczył Chudzielec. Chudzielec był dzikim, burym kotem, szarożółtym mieszańcem, mieszkającym w drenie odprowadzającym wodę z pola. Był nieco starszy niż Fritti i bardzo się tym chełpił.

Nre'fa-o, Łowco przywitał się Chudzielec i leniwie naostrzył pazury o drewniany słup.

Wygląda na to, że zostałeś dziś porządnie nakarmiony. Powiedz mi, czy Duzi każą ci robię sztuczki w zamian za kolację? Rozumiesz, często zastanawiam się, jak to działa. Fritti udał, że nie zwraca na niego uwagi i zaczął myc wąsy.

Zauważyłem ciągnął Chudzielec że Growlersi mają chyba jakąś umowę z Dużymi: noszą im różne przedmioty, ciągle skaczą dookoła, no i szczekają przez całą noc, aby dostać obiad. Czy to właśnie robisz? Chudzielec przeciągnął się niedbale. Po prostu jestem ciekaw, kapujesz. Którejś nocy och, trudno mi się do tego przyznać może i mnie nie uda się złapać nic na obiad, więc dobrze byłoby mieć coś w zanadrzu. Czy szczekanie jest bardzo trudne?

Zamknij się, Chudy burknął Fritti, parsknął śmiechem i jednym susem rzucił się na przyjaciela. Mocowali się przez chwilę, a potem odskoczyli i boksowali łapami. W końcu, zmęczeni, usiedli na moment, by przygładzić rozwichrzone futerka. Gdy odpoczęli, Chudzielec zeskoczył z ganku, Fritti musnął raz jeszcze bok i ruszył w jego ślady. Godzina Najgłębszej Ciszy właśnie się rozpoczęła. Oko Meerclar widniało wysoko na niebie, nieruchome, zastygłe. Wiatr szeleścił liśćmi drzew, gdy Łowca i Chudzielec przemierzali drogę przez pola i płoty, zatrzymując się tylko po to, by wsłuchać się w dźwięki nocy i znów popędzić przez wilgotne, lśniące trawy. Kiedy dotarli do skraju Starej Puszczy otaczającej siedziby Dużych, poczuli świeży zapach innych, podobnych im istot. Ponad wierzchołkiem wzniesienia, za skupiskiem potężnych dębów, znajdowało się wejście do wąwozu. Łowca poczuł się szczęśliwy na samą myśl o pieśniach i opowieściach, jakie miał usłyszeć pod osypującą się Ścianą Zgromadzeń. Pomyślał także o Cichej Łapie, której szczupłą, szarą sylwetkę i wygięty, smukły ogon ostatnio ciągle miał przed oczami. Jak cudownie było żyć i być jednym z Ludu w Noc Zgromadzenia!  Oko Meerclar osrebrzało polanę perłowym światłem. Dwadzieścia pięć czy trzydzieści kotów zebrało się u podnóża Ściany, ocierając się o siebie, witając, rozpoznając węchem nowych znajomych. Wiele młodszych kotów walczyło ze sobą dla zabawy. Łowcę i Chudzielca powitała zgraja młodych myśliwych, którzy stali niedbale na samym skraju.

Świetnie, że przyszliście! krzyknął Chyżostopy, młody kot o grubej, czarno-białej sierści. Akurat mamy zamiar zabawić się w Hop-Hop-W-Górę, oczywiście, dopóki nie przyjdzie starszyzna. Chudzielec przesunął się, by dołączyć do gry, ale Łowca grzecznie pokręcił głową i ruszył w kierunku tłumu, aby odnaleźć Cichą Łapę. Nie mógł natrafić na jej zapach, gdy prześlizgiwał się pomiędzy tłoczącymi się grupami kotów. Dwie młode kotki, niemal jeszcze kocięta, zalotnie zmarszczyły noski na jego widok i uciekły, prychając z uciechy. Nie zwracając na nie uwagi, z szacunkiem skłonił głowę, mijając Dostojnika. Stary koeur, ułożony majestatycznie na brzuchu u podnóża Ściany, zaszczycił go leniwym grymasem ogromnych, zielonych oczu oraz niedbałym poruszeniem ucha. Nigdzie jej nie widać, pomyślał Łowca, gdzie ona może być? Nikt nigdy nie opuszczał Nocy Zgromadzenia bez ważnego powodu. Zgromadzenia odbywały się tylko w te noce, gdy Oko było całkowicie otwarte i lśniło najjaśniej. Może przyjdzie później, myślał. A może właśnie teraz spaceruje z Długoskoczkiem albo Szemrzącym Liściem, powoli rozwijając swój ogon, aby mogli go podziwiać... Rozzłościła go ta myśl. Odwrócił się i dał kuksańca młodziutkiemu kotkowi, który tańczył i podskakiwał na tylnych łapach. Był to Szybki Pazur, który spojrzał na niego z takim przerażeniem, że Łowcy natychmiast zrobiło się żal małego hałaśliwy kociak bywał dokuczliwy, ale miał dobre zamiary.

Przepraszam, Szybki Pazurze powiedział. Nie wiedziałem, że to ty. Myślałem, że to stary Dostojnik, chciałem mu dać nauczkę.

Naprawdę? wyszeptał malec. Naprawdę zrobiłbyś to?

Fritti od razu pożałował swoich słów. Dostojnikowi z pewnością nie spodobałby się jego żart.

Tak czy inaczej rzekł była to pomyłka. Bardzo cię przepraszam. Szybki Pazur był zachwycony tym, że potraktowano go jak dorosłego.

Przyjmuję przeprosiny, Łowco powiedział z powagą. Rozumiem twoją pomyłkę. Fritti parsknął. Przyjaźnie kąsnął młodego kota w bok i ruszył dalej. Minęła już połowa pory Najgłębszej Ciszy i Zgromadzenie dawno już się rozpoczęło, a Cicha Łapa wciąż się nie pojawiała. Podczas gdy jeden ze starszyzny raczył swą opowieścią zebrany tłum teraz już niemal sześćdziesiąt kotów Łowca odnalazł Chudzielca, który siedział z Chyżo-stopym i innymi. Kiedy pojawił się Fritti, Mówca opowiadał właśnie o przebywającym w okolicy Growlersie, wyjątkowo dużym i niebezpiecznym, a biegającym na wolności, i Chu-dzielec, wraz z pozostałymi myśliwymi, słuchał go uważnie. Chudzielcu syknął Fritti. Czy przyjdziesz tu na chwilę, żeby ze mną pogadać? Chudzielec ziewnął i przeciągnął się, nim powolnym krokiem zbliżył się do korzeni drzewa, gdzie usadowił się Fritti. No, o co chodzi? spytał uprzejmie. Czy to już czas na lekcję szczekania? Proszę cię, Chudzielcu, nie wygłupiaj się. Nigdzie nie mogę znaleźć Cichej Łapy. Czy nie wiesz, gdzie ona jest? Przy wtórze monotonnej opowieści Chudzielec z uwagą przyglądał się Łowcy. Cóż odezwał się. Wydavya?er1jji-.tiię^fejesteś ostatnio dość zajęty. Wszystko to z po^o^i kotki? t Poprzedniej nocy tańczyliśmy Taniec Akceptacji1! rzekł urażony Fritti. Nie udało nam się go skończyć przed wschodem słońca. Mieliśmy zakończyć dzisiaj. Wiem; że 17 zamierzała mnie przyjąć! Co mogło sprawić, że nie przyszła na dzisiejsze Zgromadzenie? Chudzielec opuścił uszy w udawanym przerażeniu. Przerwany Taniec Akceptacji! Na wąsy Niebiańskiej Tancerki! Już widzę, jak tracisz sierść! A twój ogon wiot-czeje! Fritti niecierpliwie potrząsnął głową. Wiem, że dla ciebie to śmieszne, bo ty biegasz za każdym zalotnie wygiętym ogonem i nie obchodzi cię prawdziwe Połączenie. Ale mnie obchodzi i martwię się o Cichą Łapę. Pomóż mi, proszę. Chudzielec przyglądał mu się przez chwilę, mrugając oczami i drapiąc się za prawym uchem. W porządku, Łowco powiedział po prostu. Co mam robić? Cóż, sądzę, że dziś niewiele możemy zrobić, ale jeżeli jutro jej nie znajdę, może mógłbyś wraz ze mną pójść i rozejrzeć się po okolicy? Chyba tak odparł Chudzielec choć myślę, że odrobina cierpliwości... ouuu! Z dołu podszedł do nich Chyżostopy i swoją płaską głową uderzył Chudzielca w zadek. Chodźcie wrzasnął. O czym tu tak zawzięcie dyskutujecie? Szorstki Pysk zaraz rozpocznie swoją opowieść, a wy tu siedzicie jak dwa tłuste eunuchy! Łowca i Chudzielec skoczyli w ślad za przyjacielem. Kotki kotkami, ale opowieść to opowieść! Lud ścisnął się bliżej dookoła Ściany Zgromadzeń cały ocean rozkołysanych ogonów. Powoli, z ogromną godnością Szorstki Pysk wspinał się po kruchej części Ściany. W najwyższym punkcie przystanął i czekał. Przeżywszy jedenaście czy dwanaście wiosen, Szorstki Pysk z pewnością nie był już młodym kotem, ale w każdym jego ruchu było żelazne opanowanie. Futro w kolorze żółwiej skorupy, niegdyś lśniące, z rdzawymi i czarnymi łatami, zmatowiało z wiekiem, a sierść stercząca wokół pyska posiwiała. Jednak jego oczy 18 były lśniące, czyste i potrafiły utrzymać każdego sprawnego kodaka w oddali, przynajmniej o trzy skoki. Szorstki Pysk był.Oel-cir'va: Mistrzem Starych Pieśni, jednym ze strażników Tradycji Ludu. W ich pieśniach przekazywanych z pokolenia na pokolenie od czasu Wysokiego Śpiewu Dawnych Dni przechowywano całą historię Ludu jak najcenniejszy skarb. Szorstki Pysk był jedynym Mistrzem w najbliższej okolicy, a jego opowieści były dla kotów tak samo ważne jak woda i wolność. Ze swego miejsca na szczycie Ściany długo i uważnie przyglądał się zgromadzonym w dole kotom. Pełne oczekiwania pomruki przeszły w miękkie, ciche mruczenie. Kilka młodych kotów nazbyt podnieconych, by usiedzieć w ciszy zaczęło gwałtownie uspokajać się nawzajem. Szorstki Pysk trzepnął trzykrotnie ogonem i zapadła cisza. Dziękujemy Starszym, którzy opiekują się nami zaczął. Chwalimy Meerclar, której Oko oświetla drogi naszych polowań. Pozdrawiamy nasze łupy, które czynią łowy słodkimi. Dzięki. Chwała. Pozdrowienie. Jesteśmy Ludem i dzisiejszej nocy mówimy jednym głosem, głosem naszych czynów. Jesteśmy Ludem. Połączone odwiecznym rytuałem koty kołysały się delikatnie w obie strony. Szorstki Pysk rozpoczął swoją opowieść: W czasach, gdy ziemia była jeszcze młoda, a niektórzy z Pierwszych żyli jeszcze na tych polach, na Dworze Harara władała Królowa Jedwabne Ucho, wnuczka Feli Niebiańskiej Tancerki. Była dobrą królową. Jej łapy zawsze służyły pomocą Ludowi, a pazury były szybkie, gdy trzeba było zranić wroga. Miała ona syna, Księcia Regenta Dziewięć Ptaków. Był to olbrzymi kocur, zręczny w walce, prędki w gniewie, lecz tak pyszny, jak pyszna może być tylko młodość. W dniu Nadania Imienia opowiadano, że jako kocię jednym machnięciem pazura zniszczył gałąź pełną skowronków. Nadano mu zatem imię Dziewięć Ptaków, a wieść o jego sile i czynach niosła się daleko. 19 Minęło już wiele, wiele wiosen od śmierci Białego Wichru i żaden z mieszkańców Dworu nigdy nie widział nikogo z Pierwszych. Ognista Stopa powędrował w leśne ostępy już wiele pokoleń temu, wielu uważało, że już nie żyje albo że dołączył do ojca i babki w niebiosach. Ponieważ opowieści o sile i odwadze Dziewięciu Ptaków zaczęły krążyć pośród Ludu, przekazywane z ust do ust, a Dziewięć Ptaków przysłuchiwał się podszeptom szubrawców, którzy zawsze przyczepiają się do wielkiego Ludu, Książę uznał się za równego Pierworodnym. Pewnego dnia poprzez Świat-Las gruchnęła wieść, że Dziewięć Ptaków nie zadowala już miejsce Księcia Regenta u boku matki. Zwołano Zgromadzenie, na które przybyć mieli członkowie Ludu z najdalszych stron, by wziąć udział w ucztach, polowaniach i zabawach wtedy to Książę miał wdziać na siebie Płaszcz Królewski ten sam, który Tangaloor Ognista Stopa ogłosił świętym dla wszystkich poza Pierworodnymi i ogłosić się Królem Kotów. Gdy nadszedł wyznaczony dzień, cały Lud zebrał się na Dworze. Wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali, a Dziewięć Ptaków wygrzewał na słońcu swoje wielkie ciało i przyglądał się. Później podniósł się i oznajmił: Ja, Dziewięć Ptaków, prawem krwi i pazura staję dziś przed wami, by przywdziać Płaszcz Królewski, który już zbyt długo nie był używany. Jeśli nie ma tu kota, który znałby jakąś przyczynę, dla której nie mógłbym wziąć na siebie tego Szacownego Brzemienia.... W tym momencie rozległ się gwar i z tłumu wysunął się bardzo stary kot. Jego sierść była przyprószona siwizną szczególnie nogi i łapy a pysk miał śnieżnobiały. Wdziewasz Płaszcz Królewski na mocy prawa krwi i pazura, Książę Dziewięć Ptaków? spytał stary kocur. Tak odparł Książę. Jakie prawo krwi pozwala ci żądać Królestwa? nastawa! białowąsy starzec. Prawo płynącej we mnie krwi Feli Niebiańskiej Tan-20

cerki, ty stary, bezzębny przyjacielu gryzoni! odparł gwałtownie Dziewięć Ptaków i ruszył z miejsca, gdzie leżał. Cały zgromadzony Lud szeptał podekscytowany, gdy Książę podchodził ku Vaka'az'me, tronu z pnia drzewa, tronu przynależnemu Pierworodnym. Przed oczyma całego zgromadzonego Ludu Dziewięć Ptaków podniósł długi ogon i spryskał Vaka'az'me jak swoje łowieckie terytorium. Szept wzmógł się, a stary kot posunął się do przodu chwiejnym krokiem. • O Książę odezwał się starzec może przez krew masz jakieś prawo, by zostać Królem Kotów, ale przez pazur? Czy staniesz do pojedynku o Płaszcz? Oczywiście odrzekł ze śmiechem Dziewięć Ptaków ale kto stanie do walki ze mną? Zgromadzeni otworzyli szerzej oczy, rozglądając się za jakimś potężnym wojownikiem, który podjąłby walkę z ogromnym Księciem. Ja stanę powiedział po prostu stary kot. Cały Lud syczał i prężył grzbiety ze zdumienia, ale Dziewięć Ptaków znów roześmiał się tylko. Idź do domu, dziadku, powalczyć z pchłami powiedział. Ja nie będę bić się z tobą. Król Kotów nie może być tchórzem odezwał się stary kocur. Wtedy Dziewięć Ptaków ryknął ze złości i jednym skokiem rzucił się do przodu, mierząc swą potężną łapą w siwy pysk. Ale stary uskoczył z zadziwiającą chyżością i wymierzył w łeb Księcia cios, który na chwilę go otumanił. Teraz rozpoczęli prawdziwą walkę, tłum zaś z niedowierzaniem obserwował szybkość i odwagę starego, który stanął do pojedynku z tak wielkim i groźnym przeciwnikiem. Po chwili zwarli się w walce i choć Książę wbił zęby w kark starego, ten uniósł tylne łapy, szarpnął pazurami i futro Dziewięciu Ptaków rozwiało się w powietrzu. Kiedy odsunęli się od siebie, młody nie mógł pojąć, jak ten wiekowy, niepozorny kot mógł go tak zranić. 21 Straciłeś wiele skóry, dobry Książę powiedział stary. Czy odwołasz swoje żądanie? Rozgniewany młokos ruszył do ataku i znowu zwarli się w walce. Stary złapał zębami ogon Księcia i gdy przeciwnik usiłował się odwrócić, by rozdrapać mu pysk, stary wyrwał ogon z jego ciała. Lud syczał ze zdziwienia i przerażenia, kiedy Książę, brocząc krwią, obrócił się wokół własnej osi i jeszcze raz stanął przed starym kotem, także zdyszanym i poranionym. O Książę, straciłeś ogon i sierść. Czy i teraz nie zrezygnujesz ze swego żądania? Oszalały z bólu Dziewięć Ptaków rzucił się na starego, walczyli prychając i zadając ciosy, aż krew i łzy migały w słońcu. Wreszcie siwy kocur zaklinował tylną część ciała Księcia Dziewięć Ptaków pod korzeniami Vaka'az'me. Gdy opadł kurz, dreszcz wstrząsnął widzami. Zobaczyli, że w ostatnim starciu z okrycia śmiałka, który przyjął wyzwanie Księcia, opadła cała chmura białego pyłu i jego pysk nie był już siwy, a łapy lśniły barwą płomieni. Widzisz mnie bez maski, Dziewięć Ptaków rzekł. Oto ja, Lord Tangaloor Ognista Stopa, syn Harara, i to z mojego rozkazu nie ma Króla Kotów. Jesteś odważnym kotem, dobry Książę mówił dalej ale twoje zuchwalstwo nie może ujść bezkarnie. Po tych słowach Ognista Stopa złapał Księcia za kark i pociągnął, rozciągając jego tułów i łapy tak, że stały się trzy razy dłuższe od normalnych kocich łap i tułowia. Później uwolnił Księcia spod korzeni drzewa i powiedział: Uczyniłem cię stworzeniem bez ogona i sierści, długim i niezgrabnym. Odejdź teraz i nigdy nie wracaj na Dwór Harara, którego moc sobie uzurpowałeś. Odtąd przeznaczeniem twoim będzie służyć każdemu z członków Ludu, który ci to nakaże, a to samo czynić będą wszyscy twoi potomkowie aż do chwili, kiedy zdejmę z was klątwę. Powiedziawszy to, Lord Tangaloor odszedł, a Lud wypędził ze swego grona zdeformowanego Dziewięć Ptaków i na-22 zwał go M'an co znaczy „spoza światła słonecznego" a on i wszyscy z niego zrodzeni chodzą od tamtej pory tylko na tylnych nogach, gdyż po rozciągnięciu ich przednie łapy stały się zbyt krótkie, by dosięgnąć ziemi. Uzurpator Dziewięć Ptaków, ukarany przez Ognistą Stopę, był pierwszym z rodu Dużych. Długo służyli oni Ludowi, budując nam schronienia od deszczu i karmiąc, gdy nie powiodły się łowy. I jeśli teraz niektórzy z nas służą zhańbionym M'an, to jest to już zupełnie inna historia, na inne Zgromadzenie. Jesteśmy Ludem i dzisiejszej nocy mówimy jednym głosem głosem naszych czynów. Jesteśmy Ludem. Skończywszy pieśń, Szorstki Pysk zeskoczył ze ściany z siłą, która przeczyła ilości przeżytych przez niego wiosen. Gdy odchodził, cały zgromadzony Lud pochylił głowy, wtulając je między przednie łapy na znak szacunku. Godzina Ostatnich Tańców zmierzała ku końcowi i Zgromadzenie rozpadło się na niewielkie grupki koty żegnały się, komentowały pieśń, plotkowały. Łowca i Chudzielec zostali jeszcze przez chwilę, aby z Chyżostopym i kilkoma innymi młodymi myśliwymi omówić plany na następną noc, po czym ruszyli w drogę. Gdy wesoło przemierzali pole, natknęli się na kreta, który, oddalony od nory, znalazł się w tarapatach. Po krótkiej pogoni Chudzielec skręcił mu kark i pożywili się. Z pełnymi brzuchami rozstali się na ganku Łowcy. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin