Narzyczona dla dzentelmena.pdf

(668 KB) Pobierz
Microsoft Word - Narzyczona dla dzentelmena
- 1 -
550836856.001.png
PROLOG
Wszyscy zdziwili się, gdy zobaczyli Anglika, który miał dołączyć do wyprawy.
Był wprawdzie szczupły i zwinny jak kot, ale... Wiadomość, że nowojorski
biurokrata ma wziąć udział w ekspedycji, kompletnie ich zaskoczyła, a kiedy
jeszcze dowiedzieli się, że to angielski arystokrata, ich zdumienie nie miało granic.
Trudno im było zrozumieć, po co ktoś taki wyrusza do dżungli.
- Sir Edward Cullen? - rzekł do siebie zdumiony Texas Joe na widok Anglika.
- Darujmy sobie szlacheckie tytuły - mruknął Seth.
- Moda na nie już dawno przeminęła.
Chętnie się z tym zgodzili. Cullen zjawił się co prawda wyposażony w
błyszczący nowością plecak, w nowiusieńkich, robionych na zamówienie butach, a
jego dłonie o smukłych palcach były starannie wypielęgnowane, jednak przez myśl
mu nie przeszło oczekiwać, że współtowarzysze będą
się do niego zwracali, używając szlacheckiego tytułu. Co do rąk, pobrudził je sobie
natychmiast i w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Natomiast zapał, z jakim wyruszył w
drogę, nie ostygł w nim nawet na chwilę. Nic go nie zniechęcało -
ani śmierdzący płyn przeciw insektom, ani wilgotność powietrza sięgająca
niemal stu procent, ani długie, wyczerpujące marsze przez dżunglę. Nie miał być
może doświadczenia pozostałych członków ekipy, ale jego wytrzymałość była
niezwykła. Choć nawet na chwilę nie tracił angielskiego spokoju, to pod względem
kondycji dorównywał każdemu z nich. Ani razu się nie poskarżył, na strome zbocza
wdrapywał się ze zwinnością kozicy, a gdy w czasie odpoczynku zrzucał nowiutki
plecak na ziemię, uwidaczniała się siła jego mięśni.
Nikt nie chciał w oddziale cywila, a kapitan Seht najmniej, choć oczywiście
nigdy tego nie powiedział głośno. Przeprawa była niebezpieczna; sama dżungla
kryła wystarczająco dużo zagrożeń, a jeśli jeszcze ukrywali się w niej rebelianci...
Ale wysokie dowództwo nalegało - i w jednej co najmniej sprawie miało rację -
ten człowiek wiedział jak należy zachować się w dżungli.
- Dlaczego zaangażował się pan do tej roboty? – spytał Seth, gdy usiedli przy
- 2 -
ognisku ostatniej nocy przed zdobyciem obozu buntowników.
Sześciu ochotników, którzy zgłosili się do wykonania tego trudnego zadania,
wiedziało, że niepodobna przewidzieć, co ich czeka w obozie.
Wprawdzie Aro, przywódca rebeliantów, twierdził, że chce rozmawiać i to on
pierwszy nawiązał kontakt, ale wcześniej buntownicy też zgłaszali gotowość do
rozmów, a potem zmieniali zdanie.
- Rodzinna tradycja - odparł spokojnie Edward Cullen.
- To bardzo angielskie - zauważył kapitan Seth, Australijczyk z pochodzenia.
- Kiedy ONZ zdecydowała się zaangażować w rozwiązanie tego konfliktu?
- Członkowie rodziny Cullenów uczestniczyli w takich akcjach na długo
przed powstaniem ONZ - wyjaśnił Edward, uśmiechając się lekko.
Zazwyczaj Edward cullen w ogóle się nie uśmiechał. Zapytany o cokolwiek,
odpowiadał zwięźle, logicznie i bez emocji. Uśmiech nadał jego twarzy cieplejszy,
bardziej ludzki wygląd.
- Wydaje mi się, że jest pan w tym dobry – powiedział kapitan.
- Inaczej moja obecność tutaj nie miałaby sensu - odpowiedział Cullen.
- Też tak myślę - przytaknął Seth. - Zatem pana rodzina zajmuje się takimi
sprawami...
- Rodzina? Nie. Przodkowie - sprostował Cullen, a uśmiech zniknął z jego
twarzy. - Rodzina to żona i dzieci, to zobowiązania, na które mnie nie stać. Praca
negocjatora wymaga pełnego zaangażowania, trzeba umieć patrzeć na sprawę z
punktu widzenia obu stron. Nikt nie ma stuprocentowej racji. Pokój zależy od
znalezienia wystarczającej przestrzeni dla kompromisu odpowiadającego obu
stronom, prawda?
- No i co z tego? - Kapitan Sethnie do końca rozumiał, jaki to ma związek z rodziną.
- Brak zobowiązań jest moim największym atutem - odpowiedział spokojnie
Cullen. - Jako negocjator muszę być bezstronny, zapomnieć o własnych
przekonaniach i dobrze wyważyć wszystkie argumenty. To można osiągnąć jedynie
wtedy, gdy nie ma się żadnych zobowiązań.
- Przecież sprawy osobiste nie przeszkadzają... - próbował polemizować Seth.
- Dla mnie byłyby przeszkodą - odparł stanowczo Cullen. - Nie potrafię
rozdzielić życia osobistego i pracy. We wszystko, co robię, wkładam całego siebie.
Nie mógłbym negocjować, gdybym myślał o jak najszybszym powrocie do
- 3 -
żony i dzieci...
Diabli wiedzą, pomyślał Seth, może właśnie dlatego podstępny Aro zaufał
właśnie temu angielskiemu mądrali...
Kapitan zawahał się. Z wyjątkiem wartowników wszyscy członkowie oddziału
spali. Atmosfera wieczoru sprzyjała zwierzeniom.
- Czy nie czuje się pan czasem samotny? - spytał.
- Czasem? - powtórzył Cullen. - Zawsze.
Pieć dni później kapitan Seth odpowiadał na pytania dziennikarzy na
zaimprowizowanej na lotnisku w Pelanang konferencji prasowej.
- Tak, wszyscy przeżyli.
- Tak. byto bardzo niebezpiecznie, tej części dżungli nie ma na mapach.
- Zamierzamy opracować szkic tego terenu, było to zresztą jednym z celów naszej
misji.
- Owszem. Zastosowaliśmy niekonwencjonalne metody walki
- Zabraliście ze sobą negocjatora z ramienia ONZ, sir Edwarda Cullena - zagaił
dziennikarz reprezentujący jedną z europejskich gazet. - Czy mógłby pan to
skomentować?
- Oczywiście, z przyjemnością - odparł Seth. – Był to dla mnie prawdziwy
zaszczyt, że miałem w oddziale sir Edwarda Cullena – powiedział z kurtuazją.
Dopiero przy piwie, pod palmami, zdradził dziennikarzowi więcej szczegółów.
- Cullen jest niesamowity! Nie wiem, czy bez niego udałoby się zakończyć
sprawę w ten sposób - wyznał.
- Ale jaki on jest, jako człowiek? - dopytywał się dziennikarz.
- Jako człowiek? - Kapitan Seth odstawił puszkę z piwem i spojrzał poważnie
na swojego rozmówcę. – Jako człowiek jest najbardziej samotną istotą na
świecie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Kolejny zadowolony klient - orzekła Angela Ludwig, podając swej rozmówczyni
- 4 -
kopertę. - Oczywiście chcieli, żebyś została. Jak zwykle zresztą.
- To miło - odparła Bella Swan, chowając kopertę do torebki bez zaglądania do
środka.
Doprawdy niesamowite, jak niewielką wagę przywiązuje do pieniędzy ta dziewczyna,
pomyślała Angela Ludwig.
- Nigdy nie miałaś ochoty związać się na stałe z jakąś firmą? - spytała głośno
- Nigdy. Bardzo sobie cenię niezależność - odpowiedziała spokojnie Bella.
Nie tylko ceniła swoją niezależność, wręcz jej potrzebowała, by żyć. Zrozumienie
tego zajęło jej wiele lat, ale gdy prawda ta w końcu do niej dotarła, trzymała się jej
kurczowo.
- Dla firmy to bardzo wygodne, że jesteś tylko współpracownikiem, ale czy nie
powinnaś pomyśleć wreszcie o przyszłości? - spytała Angela.
- Żyję dniem dzisiejszym - odparła zdecydowanie Bella. Do tego wniosku też
doszła po wielu przemyśleniach.
Angela Ludwig wiedziała, że nie ma sensu ciągnąć dalej tej rozmowy. Spojrzała
na listę klientów, żeby zorientować się, jakie prace wchodziłyby w grę w
najbliższej przyszłości.
- W przyszłym tygodniu mamy sprzątanie domu, który był przez kilka lat
wynajmowany. To może ci się spodobać... W przyszłym miesiącu będzie praca w
wydawnictwie. Wyjeżdża jeden z menedżerów i pytali o ciebie. - Angela Ludwig
przeglądała zlecenia.
Century's Solutions - londyńska agencja pośrednictwa pracy szczyciła się
tym, że potrafi znaleźć pracownika na każde stanowisko. Bella była wszechstronna,
bystra i inteligentna, a w dodatku cierpliwa. Mogła wykonywać wiele rozmaitych,
wymagających różnych umiejętności prac. Potrafiła zastąpić menedżera,
księgową, sekretarkę i sprzątaczkę. Chętnie przyjmowała zlecenia wymagające
zaangażowania i wysiłku. Jeśli jest jakiś problem, to musi także istnieć jego
rozwiązanie,
mawiała, po czym ruszała do biblioteki, by znaleźć niezbędne dane.
Jedyne czego nie robiła, to nie umawiała się na randki.
Rzecz trudna do zrozumienia, jako że Bella była bardzo ładna i zgrabna. Mężczyźni
oglądali się za nią na ulicy. Pewien klient chciał nawet zatrudnić ją jako
modelkę w reklamie. Mówił, że jej piękne, długie, jedwabiste włosy przekonają
- 5 -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin