Fischer_Marie_Louise_-_Dwa_oblicza_miłości.pdf

(1148 KB) Pobierz
429702194 UNPDF
Marie Louise Fischer
Dwa oblicza miłości
Osiemnastoletnia Natalie dowiaduje się, że jej ojciec został skazany za
zabójstwo matki. Po wyjściu na wolność przysięga córce, że jest niewinny.
Podczas próby rehabilitacji ojca, Natalie nie zostają oszczędzone gorzkie
doświadczenia. Rozpadają się przyjaźnie, a zaplanowane zaręczyny nie
dochodzą do skutku. Jednak młoda kobieta niezłomnie podąża obraną przez
siebie drogą...
To był długi dzień i Margret Winter czuła ogromne zmęczenie. Było dwadzieścia minut po północy.
Wyłączyła lampkę nocną, wygładziła poduszkę i położyła się wygodnie, zamykając oczy. Wiedziała jednak, że
nie zaśnie, dopóki Natalie nie wróci do domu - Natalie, którą kochała jak własną córkę i która zgodnie z
prawem nią była. Nawet lata by się zgadzały, gdyby Margret urodziła ją mając trzydzieści siedem lat.
Czasami próbowała wmówić sobie, że naprawdę jest matką Natalie. Ale przecież musiałaby być schizofre-
niczką, żeby naprawdę w to wierzyć. Nawet na sekundę nie była w stanie zapomnieć o przerażającej
prawdzie. To inną córkę urodziła i wychowała. To innej córki, Ewy, która wtedy przed trzynastoma laty
osierociła małą Natalie, nie potrafiła uchronić przed okrutnym losem.
Margret bez przerwy zastanawiała się', co zrobiła źle, gdzie popełniła błąd. Najprościej byłoby zrzucić całą wi-
nę na ojca Ewy. Robert był dobrym człowiekiem i Margret kochała go, przynajmniej w pierwszych latach ich
małżeństwa. Był porządny, godny zaufania, pracowity i bardzo .się o nią troszczył. Dopiero później spostrzegła,
że nawet jeśli od czasu do czasu usiłował być wesoły, nie posiadał ani cienia poczucia humoru. Potrafił spro-
stać wymaganiom stawianym samemu sobie i takiego samego poświęcenia oczekiwał od kolegów w pracy
zarówno podwładnych, jak i przełożonych, co w końcu doprowadziło do tego, że wszyscy odsunęli się od niego.
Margret od początku starała się mu dogadzać, spełniając każde jego życzenie. Dopiero później zdała sobie
2
sprawę, że postępowała źle, usiłując całkowicie mu się podporządkować. Prowadziło to bowiem tylko do
umocnienia się jego braku samokrytycyzmu i pedanterii. Nie był już w stanie pojąć, że nie ukształtuje Ewy,
swojej ślicznej,.roztrzepanej i kapryśnej córeczki, zgodnie z włas-/ nymi wyobrażeniami.
Nie zdarzały się między nimi kłótnie, gdyż zbyt silna osobowość Roberta nie dopuszczała możliwości stawie-
nia otwartego oporu. Ewa buntowała się jednąk wewnętrznie, a jej matka rozumiała to i w głębi duszy
popierała córkę, która będąc dorastającą panną potrzebowała przecież odrobiny swobody.
Potem Margret doszła do przekonania, że i tak postępowała niewłaściwie. Gdyby stanęła po stronie męża, to
być może Ewa w końcu wzięłaby przykład z ojcowskich zasad. W ten sposób jej własne wątpliwości przeniosły
się na córkę, umacniając ją tym samym w cichej wojnie przeciwko ojcu. A może, rozmyślała Margret, leżąc w
ciemnościach, może surowe postępowanie wcześniej tylko wypędziłoby Ewę z rodzinnego domu. I cóż z tego?
Ile dziewcząt wychodziło za mąż wcześnie i bez zastanowienia albo miało zbyt surowych ojców i zanadto
pobłażliwe matki, a przecież ich życie nie kończyło się tak tragicznie. Nie, to nie była wina jej ani Roberta,
również Ewa w najmniejszym stopniu nie zasłużyła sobie na taki koniec. Margret mogła zachodzić w głowę,
jak długo chciała, a i tak nigdy nie zrozumie, dlaczego musiało do tego dojść.
Winny był tylko jeden człowiek. Ten, kto popełnił zbrodnię, mąż Ewy, Hartmut Sollinger.
Było to oczywiste, ale przyzwyczajony do logicznego myślenia bełirowski umysł Margret nie miał zamiaru na
tym poprzestawać. Nawet jeśli sprzeciwiała się przedwczesnemu zamążpójściu Ewy, to przecież lubiła
Hart-muta. A i Robert w pewien sposób go doceniał, chociaż zmysł Hartmuta do interesów wydawał się jemu,
wysokiemu urzędnikowi, mocno podejrzany. Wolałby, żeby został na państwowej posadzie, zamiast się
usamodzielnić. Fantazja Hartmuta, jego ambicja i niestrudzona pa-
3
sja były dla niego zupełnie niezrozumiałe, chociaż pracowitość i zapał nawet mu imponowały.
Hartmut był kulturalny, opanowany i elegancki. Nie miał w sobie nic z awanturnika i kochał swoją młodą mał-
żonkę, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Okazywał jej zrozumienie, którego próżno szukała u
własnego ojca, i z pobłażaniem kwitował drobne błędy.
Chyba sam diabeł musiał popchnąć go do czynu, o którym Margret nawet dziś nie mogła myśleć bez drżenia.
Nie była na miejscu zbrodni i nie widziała tego na własne oczyv a mimo to wciąż miała przed oczami krew. Za
nic nie mogła pozbyć się jej widoku.
Na szczęście Natalie niczego się nie domyślała. Była wtedy z wizytą u dziadków w Getyndze i nic jej nie mó-
wiono, używając różnorakich wykrętów. Dopiero później wyjaśniono jej, że rodzice zginęli w wypadku
samochodowym.
W owym czasie Margret wydawało się oczywiste, że należy chronić małą przed tym, czego i tak by nie zrozu-
miała, a nie było to łatwe, chociaż Natalie miała zaledwie kilka lat. Całe miasto, cały kraj o tym mówił. Był to
koszmarny okres dla wszystkich, a ojciec Ewy przypłacił go życiem. Nieszczęście spadło na niego niczym grom
z jasnego nieba. Nie mógł po prostu znieść hańby i zupełnie się poddał niegroźnej infekcji wirusowej. Nie
pomagały ani lekarstwa, ani najbardziej troskliwa opieka. Choroba stała się dla niego ucieczką od sytuacji,
której nie potrafił zrozumieć i której nie chciał już dłużej znosić.
Śmierć dziadka była ciosem dla wnuczki. Natalie musiała czuć, że życie wokół niej przybrało ponure barwy.
Margret starała się panować nad emocjami, ale i tak minęło dużo czasu, zanim na jej twarzy znów zagościł
uśmiech. Mała nadal święcie wierzyła, że to właśnie tragiczny wypadek rodziców i śmierć dziadka rzuciły cień
na jej dotychczasowe życie. Nie mogła tylko pojąć, dlaczego babcia trzyma ją z daleka od innych dzieci i nie
pozwala jej chodzić do szkoły, wykorzystując coraz to nowe zwolnienia lekarskie. W każdym razie nigdy się nie
buntowała, lecz bez słowa skargi poddawała losowi i je-
7
szcze bardziej przywiązała do babci, jedynej bliskiej osoby, jaka jej pozostała. Nawet kiedy Margret dzięki
pomocy prawników zmusiła Hartmuta do oddania córki do adopcji i dziecko mogło wreszcie przyjąć jej
nazwisko, Natalie nie zadawała żadnych pytań. Ponieważ nie miała już matki, wydawało jej się oczywiste, że
teraz Margret zajmie jej miejsce i że nie będzie już zwracać się do niej „babciu", tylko „Margret" albo „Ma".
Szybko przyzwyczaiła się do niezwykłego tytułowania babci. Przeprowadzka do Monachium również nie
stanowiła żadnego problemu. Margret musiała powstrzymywać się przed opisywaniem Monachium w jak
najpiękniejszych barwach, aby uniknąć ewentualnego rozczarowania. Powiedziała tylko wnuczce, że znów
będzie mogła chodzić do szkoły i bawić się z innymi dziećmi. Obietnice te wystarczyły, żeby Natalie opuściła
Getyngę z lekkim sercem.
Z biegiem czasu życie z rodzicami w Augsburgu, wspólne podróże i wizyty u dziadków w Getyndze kompletnie
straciły dla niej znaczenie. Czuła się rodowitą monachijką, ukochaną i rozpieszczaną córką samotnej kobiety,
a Margfet z zadowoleniem obserwująca taki rozwój wydarzeń, niepostrzeżenie ją w tym utwierdzała. Latami
Margret powtarzała sobie, że przeszłość jest już daleko za nią. Ale dopiero teraz, kiedy Natalie była prawie
dorosła i coraz bardziej zaczynała przypominać matkę, powróciły straszne obawy, i Margret zrozumiała, że
przeszłość tak naprawdę wcale nie odeszła w zapomnienie. To, co się wydarzyło, wyryło piętno na ich życiu i
pozostawało rzeczywistością nawet jeśli ona nie chciała, a Natalie nie mogła o tym pamiętać.
Natalie wyrosła na wesołą i beztroską dziewczynę, może odrobinę bardziej rozpieszczoną niż inne i ładniejszą,
z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Margret czuła z tego powodu ulgę, ale z czasem jej wątpliwości
zaczęły narastać.
Czy w porządku było nadal ją okłamywać? Ukrywać przed nią jej przeszłość, nawet w dobrej wierze? Czy
można odbierać jej prawo poznania prawdy i możliwość konfrontacji z nią? Czy poprzez swoje uporczywe mil-
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin