(19) - Berberick NV - Bohaterowie I 02 - Ostrze Burzy.pdf

(944 KB) Pobierz
206745854 UNPDF
Dragonlance Saga
Cykl Bohaterowie tom drugi
Nancy Varian Berberick
Ostrze Burzy
Notatka Astinusa
Lata pomiędzy 348 AC i 352 AC historycy nazywają Wojną Lancy.
Nazwa ta rozpowszechniła się wśród ludów zamieszkójących Krym. Był
to czas, w którym bogowie walczyli ze sobą, Dobro wystąpiło przeciwko
Złu. Takhisis oddała władzę nad podległymi jej smokami, ponurymi
stworami ognia i śmierci, swoim wodzom, których obdarzyła tytułami
Smoczych Władców. Paladine i Mishakal postanowili w inny sposób
udzielić swej pomocy i łaski walczącym z armiami smoków i Królową
Mroku. Przez jakiś czas Paladine wędrował więc z kenderem Tasslehofem
Burrfootem i jego towarzyszami. Znali go pod imieniem Fizbana.
Mishakal użyczyła swej wiedzy i umiejętności jednej z towarzyszek
Tasslehoffa, kobiecie z Równin, rozumiejącej znaczenie wiary. Owa
kobieta przywróciła tą wiarę wielu mieszkańcom Krynnu.
Taki był główny zarys wydarzeń wojennych. O innych wątkach
wspomina się jedynie we wzmiankach.
Jedna z takich wzmianek intryguje wielu badaczy historii. Znaleziono ją
w kronikach z roku 238 AC i brzmi ona, jak następuje… ,,Nordmaar pada
pod naporem smoczej armii. Krasnoludy w Thorbardinie wykonują
Królewski Miecz, któremu nadają miano Ostrze Burzy”…
Jest jeszcze tylko jedna wzmianka, która odnosi się do Królewskiego
Miecza, a dotyczy wydarzeń o dwa lata późniejszych… ,,Niewolnicy
Lorda Verminaarda uciekają z jego kopalni w Pax Tharkas dzięki pomocy
grupy śmiałków, pomiędzy którymi byli Tasslehoff Burrfoot i mag Fizban.
Królewski Miecz krasnoludów został odnaleziony”…
Pomiędzy tymi dwiema skąpymi wzmiankami można doszukać się
historii wyjaśniającej, dlaczego po pierwotnej, ostrożnej odmowie pomocy
tym, którzy walczyli przeciwko Królowej Mroku, krasnoludy z
Thorbardinu wzięli w końcu udział w Wojnie Lancy.
Nie umiemy jeszcze odpowiedzieć, co w tej historii jest prawdą, co zaś
upiększeniem dodanym przez legendę. Powiedziałbym jednak, że znaczna
jej część brzmi wiarygodnie. Co do reszty – tej zaś jest niewiele – mogę
rzec tylko tyle: krasnoludy w Thorbardinie powiadają, iż legenda jest
prawdą zgęszczoną tak, by każdy – nawet krasnolud żlebowy – mógł ją
zrozumieć.
Prolog
Tak jak Bard słysz nikłe i nieuchwytne, lecz wyraźne brzmienie melodii
pieśni, którą ma wyśpiewać, tak jak tkacz opowieści słyszy głęboko w
sobie słowa i tony legendy, do opiewania której się narodził, tak krasnolud
Isarn Hammerfell wiedział, że Ostrze Burzy było powodem, dla którego
zajął się sztuką kowania oręża. Ten miecz miał być jego dziełem
największymi, cierpliwie czekając na swe narodziny, krył się niemal za
każdą klingą, która wyłaniała się spod młota Isarna.
Głownia czekała, aż Isarn Hammerfell uzna się za godnego jej wykucia.
Kiedy wreszcie ostrze zostało wykute, kiedy wyłoniło się spośród
płomieni i kąpieli w hartujących je olejach i objawiło swą urodę i
doskonałość wyważenia, Isarn ofiarował je swemu thanowi, Hornfelowi z
Hylar.
Jeśli Hornfel uzna je za godne siebie, uczyni zaszczyt płatnerzowi,
wieszając je na ścianie wśród innych, równie mistrzostwo odkutych,
starych mieczy, jak to czynili thanowie od wielu pokoleń.
Jeśli klinga tam zawiśnie, Isarn nie wykonuje już żadnego miecza.
Kuźnia, w której przepracował tak wiele lat, stanie się własnością jego
czeladnika i młodego krewniaka – Stanacha Hammerfella. Sam Isarn
odłożył swój młot i cęgi, odstawi w kąt wszystkie narzędzia, które
pokochał, pracując nimi od wielu lat, i dokończy życia otoczony
szacunkiem i czcią współplemieńców.
Ponieważ wykucie tego miecza miało być jego najlepszym dziełem,
urzeczywistnieniem wizji i nieporównywalnego mistrzostwa, Isarn użył
najczystszej stali, w którą przekształcił twarde żelazo wytopione jego
własną ręką.
Sam udał się do kopalni, choć był mistrzem kowalskim i nie musiał sam
starać się o rudę. Wiedział jednak lepiej niż ktokolwiek inny, gdzie szukać
najprzedniejszej rudy, znał jej gorzki zapach i wyczuwał jej obecność
fizycznie. Długo krążył mrocznymi, oświetlonymi jedynie migotliwym
światłem kaganków korytarzami, szukając grubych żył rudy, o której
wiedział, że jest najczystsza. Wyrwano ją ze ściany pokładu pod jego
osobistym nadzorem.
Nikt go nie widział przez wiele dni po jego powrocie do kuźni w
Thorbardinie. Głęboko w sercu gór czekał, obmyślając kształt Ostrza
Burzy. Ani razu nie wziął do ręki inkaustu i pergaminu, bo projekt miał
wyryty w sercu i odciśnięty w duszy. Wiedział, jak ma wyglądać miecz.
Dłonie krasnoluda znały kształt rękojeści oręża. Jego uszy wsłuchiwały się
już w pieśń młota i kowadła, ognia i pary.
W końcu dostarczono mu rudę. Pozostawało jeszcze znaleźć właściwe
klejnoty do ozdoby rękojeści. Rękojeść miała być dziełem czeladnika
Isarna, Stanacha Hammerfella. Do tradycji sztuki płatnerskiej należało
powierzanie tego zadania tym, którzy mieli kontynuować dzieło mistrza.
W Thorbardinie znajdziesz nie tylko kowali – są tam również
mistrzowie sztuki jubilerskiej, złotnicy i kowale srebra. Isarn udał się do
towarzyszy, którzy byli mistrzami tych rzemiosł. Od swojego kolegi,
szlifierza klejnotów, otrzymał pięć szafirów bez najmniejszej skazy. Cztery
z nich miały barwę nieba o zmierzchu, piąty zaś był ciemniejszy i usiany
wewnątrz gwiazdkami. Kamienie miały ozdobić rękojeść oręża.
Przeznaczono na nią najczystsze złoto i najbielsze srebro na oplot.
Teraz Isarn gotów był już do wykucia miecza. Wespół z czeladnikiem
zaczął tworzyć dzieło swego życia.
Zbudowali palenisko. Przygotowali dwa cebry, jeden na wodę, która
miała ochłodzić wytopione żelazo, drugi na olej, w którym będzie
hartować się stal. Stanach poruszał miechami w powolnym,
równomiernym rytmie, którego nauczył go Isarn. Podtrzymując płomień,
Stanach obserwował tańczące na ścianach kuźni pomarańczowe odblaski
ognia. Pracy przy miechach nie żądano odeń od dawna – od czasu
pierwszych, nużących dni terminu. Jakże znajoma była mu dziś ta praca! I
jakże inna!
Ani on, ani jego mistrz nie mieli zobaczyć narodzin Ostrza Burzy,
Stanach wiedział jednak, że długo przyjdzie mu poczekać na ponowne
odczucie tak intensywnej magii tworzenia. Za wiele lat sam da Zycie swej,
na razie jeszcze nie określonej, wizji idealnej głowni.
Stal powstaje przy współudziale wszystkich pierwiastków składających
się na ten świat. Najpierw spoczywa w ziemi jako ruda. Potem przechodzi
przez ogień, powietrze i wodę, by stać się kowalnym żelazem. Stanach
patrzył właśnie, jak Isarn wytapia grubą, ciemną sztabę żelaza. Każdy ruch
mistrza był ostrożny i rozważny. Isarn, który z niezwykłym mistrzostwem
wytapiał już żelazo tysiące razy i którego dłonie poruszały się przy tym
kierowane jakby własną wolą, każą czynność wykonywał teraz niezwykle
starannie i rozważnie, niczym terminator, którego po raz pierwszy
wpuszczono do kuźni.
Stanach patrzył na mistrza, jakby widział go podczas pracy po raz
pierwszy. Zapamiętam to, pomyślał. Żar z paleniska wycisnął już ze
Stanacha pierwsze krople potu. Nie odkrywając wzroku od twarzy Isarna,
otarł czoło grzbietem dłoni. Obraz mistrza wykuwającego Ostrza Burzy
zapamięta na zawsze.
I na zawsze, pomyślał, gdy z pieca wypłynął potok żelaza, zapamiętam
wyraz oczu Isarna. Było to spojrzenie zakochanego, który nie widział nic,
prócz obiektu swej miłości.
Gdy żelazo stygło, obaj zachowali milczenie. Słowa były im
niepotrzebne. Stanach nie miał żadnych pytań. Duszę Isarna wypełniało
poczucie więzi pomiędzy nim samym a pierwotnymi substancjami. Gdy
żelazo wreszcie ostygło, przekształcając się w twardą i zimną sztabę, Isarn
umieścił, je w glinianej kadzi – zrodzonej z ziemi i pamiętającej jeszcze
pocałunki płomieni.
Stanach podniósł ciężką kadź, wypełnioną pyłem węglowym, w którym
tkwiła sztaba, i umieścił ją nad paleniskiem, stawiając ją dokładnie tam,
gdzie wskazał mistrz. Pot spływał mu po twarzy nieustanną już strugą,
która wsiąkała w brodę. Do karku przylepił mu się mokre kędziory.
Dawno już zrzucił koszulę, zostając tylko w skórzanym, kowalskim
fartuchu. Potężnie umięśnione ramiona krasnoluda lśniły od złotawego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin