Paul Burrell - W królewskiej służbie. Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.pdf

(968 KB) Pobierz
Burrell Paul - W królewskiej służbie Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.txt - Notatnik
Burrell Paul - W królewskiej służbie Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.txt
DZIĘKUJĘ. „To jedno słowo tyle znaczy, a ludzie tak rzadko go dziś używają" -
mawiała księżna Diana.
Chyba nikt nie napisał więcej listów z podziękowaniami niż księżna Walii. Całymi
godzinami siedziała przy biurku w salonie Pałacu Ken-sington i swoim wiecznym
piórem cierpliwie pisała stosy listów, dziękując różnym osobom za pomoc,
życzliwość, szczodrość, gościnność, radę i przyjaźń.
Jeśli kiedykolwiek ją do czegoś namówiłem, to chyba tylko do notowania swoich
myśli. Jeśli księżna przekonała o czymś mnie, to przede wszystkim o
nieprzemijającym znaczeniu listów z podziękowaniami. Już w dzieciństwie
uświadomił to jej ojciec, hrabia Spencer.
Toteż, idąc za jej przykładem, chcę podziękować zespołowi, który pomagał mi w
pracy nad tą książką będącą moim hołdem dla życia i dzieła księżnej Diany.
Dziękuję zatem:
Przede wszystkim mojej żonie, Marii, i synom, Alexandrowi i Nicho-lasowi. Wasza
miłość, wsparcie i zrozumienie pomogły mi przetrwać trudne chwile; dzięki wam
jestem najdumniejszym mężem i ojcem.
Mojemu przyjacielowi, Steve'owi Dennisowi, za towarzyszenie mi w czasie
literackiej przygody oraz za to, że wraz ze mną pragnął otoczyć czcią pamięć
księżnej Diany.
Mojej agentce, Ali Gunn, za bezcenne rady, nieustanną zachętę i uśmiech. Jestem
jej zobowiązany do grobowej deski.
Praca nad książką W królewskiej służbie uświadomiła mi, jak wielkiego wysiłku
trzeba, aby nadać wspomnieniom kształt literacki. A pomagał
mi w tym najlepszy zespół w branży: serdeczne podziękowania należą się więc
wydawcy Tomowi Weldonowi - za wyobraźnię, zdrowy rozsądek, a przede wszystkim za
wiarę we mnie i moją książkę. Dziękuję również wszystkim innym członkom zespołu
wydawnictwa Penguin w Londynie i Nowym Jorku, zwłaszcza mojej redaktorce, Hazel
Orme, za fachowość, Genevieve Pegg, Sophie Brewer i Kate Brunt za niestrudzoną
pracowitość i cierpliwość; oraz wydawcom amerykańskim, Caro-le Baron i Jennifer
Hershey, które były „kapitalne".
Mieszkańcom Naas w Irlandii, a zwłaszcza Mary Elliffe, Laurze i Ke-vinowi, oraz
pozostałym pracownikom hotelu Town House, dzięki którym czuliśmy się tam ze
Steve'em jak u siebie w domu i nie zwariowaliśmy podczas kilkumiesięcznej pracy.
Wspaniałej ekipie moich prawników, którzy bronili mnie podczas niesprawiedliwego
procesu w Old Bailey: lordowi Carlile, Rayowi Hermanowi, Andrew Shawowi i ich
zdolnym asystentkom, Lesley i Shonie. Brak mi słów, aby wyrazić, jak bardzo
wasza niezachwiana wiara we mnie pomogła mi w całym tym koszmarnym dla mnie
okresie.
Bliskim przyjaciołom księżnej: nigdy wam nie zapomnę, że zawsze byliście gotowi
świadczyć na moją korzyść. Wiem, że jak jeden mąż będziemy bronić pamięci
niezwykłej kobiety, która obdarzyła nas swoją serdecznością i przyjaźnią.
Pewne osoby próbowały skazać poniższą relację na zapomnienie, a jej autorowi
usiłowały zamknąć usta.
Paul Burrell, Październik 2003.
Wstęp.
Księżna Diana zmarła o czwartej nad ranem 31 sierpnia 1997 roku w paryskim
szpitalu. Ostatni raz widziałem ją w piątek 15 sierpnia, kiedy odjeżdżała sprzed
Pałacu Kensington, machając mi na pożegnanie z tylnego siedzenia swojego bmw.
Poprzedniego dnia robiliśmy zakupy w księgarni Waterstones przy Kensington High
Street. Pojechaliśmy samochodem, bo czasu było mało i nie chcieliśmy wracać na
piechotę z naręczem książek w twardej i miękkiej oprawie. Księżna kupiła wiele
dzieł z dziedziny psychologii, zdrowia i spirytystyki, włożyła je do bagażnika,
usiadła obok mnie i ruszyliśmy z powrotem do pałacu. Musiała jeszcze dokończyć
pakowania rzeczy, w czym pomagała jej garderobiana, Angela Benjamin.
Kiedy skręcaliśmy na podjazd, księżna była w świetnym nastroju.
- Już się cieszę na ciche wakacje, miłe towarzystwo i mnóstwo lekkich książek do
czytania!
Wybierała się na sześciodniowe wakacje z przyjaciółką Rosą Monck-ton. Miały
żeglować wynajętym jachtem wokół wysp greckich. Po powrocie zamierzała wyjechać
z inną przyjaciółką, Laną Marks, na pięć dni do Mediolanu. Nie planowała
spędzenia ostatniego tygodnia sierpnia w towarzystwie Dodiego Al Fayeda. Pokój w
mediolańskim hotelu Four Seasons był już zarezerwowany, bilety na samolot
kupione. Wakacje włoskie zostały jednak w ostatniej chwili odwołane, bo nagle
zmarł ojciec Lany i księżna miała czas wolny aż do powrotu chłopców do Pałacu
Kensington 31 sierpnia. Przyjęła więc propozycję Dodiego, aby spędzić kilka dni
na pokładzie jachtu Jonikal pływającego wzdłuż Riwiery Francuskiej i wokół
Sardynii.
Strona 1
Burrell Paul - W królewskiej służbie Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.txt
Dwudziestego pierwszego sierpnia zamierzała wpaść do pałacu na jeden dzień.
Wcześniej ustaliliśmy, że ponieważ księżnej nie będzie w Kensington przez
ostatnie dwa tygodnie sierpnia, ja w tym okresie wezmę urlop, aby spędzić go z
rodziną. Kiedy 15 sierpnia Diana kończyła pakowanie, w pałacu czuło się
wakacyjną atmosferę.
- Musimy coś z tym zrobić. On nie nadaje się dla niej, wiesz przecież. Czy
zrobisz, co się da? - zapytałem Rosę.
Wiedziałem, że księżna usłucha Rosy i czułem, że Rosa podziela moje obawy co do
„niego", czyli Dodiego Al Fayeda. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się ze
zrozumieniem.
Księżna krzątała się po salonie, robiła porządek na biurku, wystawiła kosz ze
śmieciami na korytarz, sprawdzała rzeczy w torbie podróżnej. Kiedy przyjaciółki
schodziły po schodach, Diana przystanęła w pół drogi, sprawdzając, czy wszystko
zabrała:
- Paszport, telefon, walkman...
Stałem oparty o drewnianą poręcz i patrzyłem na nią. Miała na sobie prostą,
luźną sukienkę od Versacego.
- Wiesz co? - powiedziałem. - Nigdy jeszcze tak ładnie nie wyglądałaś. Nie
potrzebujesz słońca, bo już jesteś opalona!
Uśmiechnęła się i w podskokach zbiegła po schodach. Znaleźliśmy się w holu.
- Poczekaj chwilę.
Rzuciła mi torbę i zniknęła za drzwiami toalety. Po kilku minutach była gotowa
do drogi. Wyszła na zalany słońcem podjazd i usiadła na tylnym siedzeniu bmw.
Kierowca uruchomił silnik. Wyciągnąłem pas i pochyliłem się nad nią, żeby go
przypiąć.
- Zadzwonisz, jak tylko będziesz miał okazję, prawda? - zapytała.
- Jasne - odparłem. Kilka dni wcześniej zmieniłem numer jej telefonu
komórkowego. Nowy znała tylko garstka ludzi.
- Miłych wakacji, Paul.
Wróciłem do pałacu, księżna pomachała mi na pożegnanie. Samochód skręcił w lewo
i zniknął z pola widzenia. Jechała na lotnisko Heath-row, skąd miała odlecieć do
Aten.
Spędzałem z rodziną żony czterodniowe wakacje w Naas w Irlandii. Zwiedziliśmy
zamek Kilkenny i wieś, w której filmowano serial BBC Bally-kissangel, oraz
słynny pub Fitzgeralda. Na czas urlopu Maria zabroniła mi myśleć o pracy i
księżnej. „To rodzinne wakacje, powinieneś więc poświęcić cały czas rodzinie" -
oświadczyła.
Ponieważ jednak obiecałem księżnej, że zatelefonuję, pod jakimś pretekstem
poszedłem na długi spacer.
Kiedy zadzwoniłem, księżna opalała się z Rosą na pokładzie jachtu. Powiedziała,
że jest słonecznie i gorąco. Skończyła właśnie książkę z dziedziny spirytystyki
i zaczęła czytać następną. Rozłączyłem się, obiecując zadzwonić ponownie ze
swojego domu w Farndon. Księżna miała być wtedy na Jonikalu z Dodim.
Dwudziestego pierwszego sierpnia Diana wróciła na chwilę do Pałacu Kensington i
zaraz wyjechała na lotnisko Stansted, skąd odlatywała do Nicei na spotkanie z
Dodim. W czasie jej nieobecności zakończono renowację salonu, mogła więc
podziwiać nową tapicerkę na kanapach i nowe błękitne zasłony.
Podczas planowania renowacji Dianie wpadła w ręce amerykańska broszura, w której
oferowano do sprzedaży kalifornijski dom brytyjskiej aktorki Julie Andrews.
Księżna poważnie zastanawiała się nad kupnem, ale nie zamierzała przenosić się
do Ameryki na stałe. Chciała tam spędzać wakacje, najwyżej sześć miesięcy w
roku. Stałą siedzibą miał pozostać Pałac Kensington.
O przeprowadzce do Ameryki mówiło się od wiosny. W sierpniu, między wyjazdami,
księżna rozłożyła broszurę i powiedziała:
- Ameryka jest moim przeznaczeniem i jeśli się na to zdecyduję, Paul, to chcę,
żebyś z Marią i chłopcami dołączył do mnie.
Klęczeliśmy na podłodze w salonie. Diana pokazała mi kolorowe zdjęcia i plan
domu Julie Andrews.
- To główny hol. Tu będzie pokój Williama, a tu Harry'ego. W tej przybudówce
zamieszkasz z Marią i chłopcami. Rozpoczniemy nowe życie. Czy to nie wspaniałe?
W tym kraju każdy może odnieść sukces - zachwycała się.
Marzyłem o życiu w Ameryce, ale wszystko to spadło na mnie zbyt szybko.
- Chyba nie powinnaś się tak śpieszyć. Nawet ja nie nadążam - powiedziałem, nie
chcąc gasić jej entuzjazmu.
Owego popołudnia księżna zasypała mnie pytaniami.
- Jeśli nie tu, to może Cape Cod? Byłoby bliżej do Londynu. Możemy podróżować po
całym świecie, Paul, i pomagać wszystkim ludziom, którzy potrzebują pomocy.
Wyobrażaliśmy sobie, jak będziemy się cieszyć życiem w Ameryce: bieganiem po
plaży, bezchmurnym niebem, poczuciem swobody. I było jeszcze coś. Coś, o czym
Strona 2
Burrell Paul - W królewskiej służbie Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.txt
Diana zawsze marzyła, a co w Pałacu Kensington było niemożliwe.
-I moglibyśmy kupić psa. - Księżna zawsze chciała mieć czarnego labradora. Na
samą myśl o Ameryce promieniała szczęściem. - Zawsze mówiłam, że kiedyś
zamieszkamy w Ameryce, nieprawdaż?
Rozmawialiśmy też o wielu sprawach, o których nie mogę tu mówić i które na
zawsze pozostaną moją tajemnicą. W każdym razie, perspektywa osiedlenia się w
Ameryce wprawiała księżną Walii w radosne podniecenie.
Po powrocie z Naas rozmawiałem z Dianą prawie codziennie, ale nigdy nie
dzwoniłem do niej z domu. W czasie naszych rozmów księżna opalała się na
pokładzie Jonikala albo odpoczywała od słońca w swojej kabinie. Od pierwszej
rozmowy wiedziałem, że nie może sobie znaleźć miejsca.
- Na pokładzie jest jak na patelni, pod pokładem jak w lodówce, chodzę tutaj po
ścianach!
Dodi podarował jej wiersz oprawiony w srebrną ramkę. Przeczytała mi go.
- Bardzo głęboki i poważny, prawda? - zażartowałem.
- Skąd! - roześmiała się. - Uroczy i romantyczny. Dostała też od Dodiego
naszyjnik i kolczyki.
- Źle zrobił, co? - śmiała się.
Wiedziałem, co się dzieje. Księżna przeżywała nowy romans, sprawiały jej radość
zabiegi i komplementy mężczyzny, który stracił dla niej głowę. Tak jak wszyscy
poprzedni mężczyźni w jej życiu. Wiedziała, że Dodi jest w niej zakochany,
powiedział jej to wprost podczas jednej z kolacji. Diana jednak nie odwzajemniła
się podobnym wyznaniem. Twierdziła, że jeszcze na nie za wcześnie.
- Co mu więc odpowiedziałaś? - spytałem zaciekawiony.
- Powiedziałam: „Dziękuję za komplement".
Według legendy rozpowszechnianej po śmierci Diana i Dodi chcieli się pobrać, a
księżna była w ciąży. To pierwsze twierdzenie pochodzi zapewne z kręgu
przyjaciół Dodiego, to drugie jest monstrualnym kłamstwem.
Co do planów małżeńskich, to być może Dodi zamierzał się oświadczyć, Diana
jednak nie myślała o małżeństwie. Zapewne była szczęśliwa, ale na pewno nie
spieszyła się z zalegalizowaniem związku.
Podczas kolejnej rozmowy księżna zastanawiała się, czy następnym prezentem nie
będzie pierścionek zaręczynowy. Była tym podekscytowana, ale zarazem niepokoiła
się, do czego to wszystko zmierza.
- Co mam zrobić, jeśli to rzeczywiście będzie pierścionek? Kolejne małżeństwo
jest mi tak potrzebne jak wysypka.
- To proste. Podziękujesz i wsuniesz go na serdeczny palec prawej ręki. Tylko
się nie pomyl, bo wyślesz fałszywy sygnał! - ostrzegłem wesoło.
Serdeczny palec prawej ręki - powtórzyliśmy.
- Będzie to znaczyć, że pierścionek jest symbolem przyjaźni.
- Świetny pomysł, Paul. Tak zrobię, tak zrobię - obiecała. Później nie
rozmawialiśmy już nigdy o pierścionku. Nie wiadomo,
czy rzeczywiście go otrzymała.
Dianę nurtowała jeszcze jedna wątpliwość dotycząca Dodiego.
- Ciągle chodzi do łazienki i zamyka za sobą drzwi na zasuwkę. Kicha raz po raz,
skarżąc się na klimatyzację, jestem tym zaniepokojona. Może mogłabym mu jakoś
pomóc?
Po chwili zmieniła temat i powiedziała, że bardzo się stęskniła za Williamem i
Harrym. Nie może się już doczekać, kiedy znów będzie z nimi. Tak bardzo chciała
być już w domu, że myślała o tym, aby skrócić pobyt na jachcie i wrócić do
Londynu dwa dni wcześniej. Dodi jednak namówił ją, żeby została.
- Chciałabym już wrócić do domu. Muszę pójść na siłownię.
- A więc masz już dość tych wszystkich luksusów?
Diana westchnęła. Jak zawsze w takiej sytuacji spróbowałem się domyślić, co ją
trapi.
- Nie musisz nic mówić. Czujesz się jak w potrzasku, bo on śledzi każdy twój
krok?
- Znowu masz rację. Muszę wracać do domu.
Powiedziała, że w ostatniej chwili postanowili 29 sierpnia pojechać do Paryża.
Rozmawiała ze mną z pokładu Jonikala. Jak wynika z rejestru rozmów z jej
telefonu komórkowego, była to jedna z sześciu ostatnich rozmów telefonicznych,
które przeprowadziła podczas ostatniej doby swojego życia.
Telefonowałem z salonu domu mojego szwagra, Petera Cosgrove'a, w Farndon. Cała
rodzina - Maria, chłopcy, Peter, jego żona Sue i ich córki Clare i Louise -
taktownie wyszli do kuchni, abym mógł w spokoju porozmawiać z Dianą. Zaczynali
się jednak niecierpliwić, bo nie było mnie czterdzieści minut.
W czasie tej rozmowy dowiedziałem się, że Diana zmieniła plany. Chciała wrócić
do Londynu prosto znad Morza Śródziemnego 30 sierpnia, na dzień przed przyjazdem
chłopców. Dodi jednak musiał być
Strona 3
Burrell Paul - W królewskiej służbie Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.txt
w Paryżu „w interesach". Diana nie miała na to specjalnej ochoty, ale ponownie
dała się namówić.
- Musimy jechać do Paryża, ale obiecuję, że wrócę w niedzielę. Na pewno nie
zgadniesz, gdzie teraz jestem.
Powiedziałem, że na Sardynii.
- Nie, w Monako. I na pewno nie zgadniesz, dokąd się dzisiaj wybieram.
Powiedziałem, że do drogiej restauracji.
- Nie. Idę na grób księżnej Grace. To dla mnie wyjątkowe wydarzenie. Miały to
być jej pierwsze odwiedziny grobu Grace od czasu pogrzebu księżnej Monako w 1982
roku.
- Chcę złożyć kwiaty i powiedzieć kilka słów - dodała.
Potem znów wróciła na ziemię, robiąc plany i wydając mi polecenia: pamiętaj
umówić się z panem Quelchem (krawcem chłopców) na przyszły poniedziałek i
zorganizować przymiarkę u Armaniego 4 września. Zapytała, co jest zapisane w
kalendarzu. Odparłem, że lunch z Shirley Conran i spotkanie z aromaterapeutką
Sue Beechey. Poza tym miała mnóstwo wolnego czasu, który mogła spędzić z
Williamem i Harrym.
Pod koniec rozmowy księżna powiedziała:
- Cieszę się na spotkanie z przyjaciółmi i nie mogę się doczekać, kiedy znów
zobaczę chłopców. Tyle rzeczy mamy sobie do opowiedzenia, nie spóźnij się więc!
Kiedy się zobaczymy, opowiem ci o wszystkim.
Z kuchni dobiegły głosy. To wołali mnie członkowie rodziny, zniecierpliwieni
długim oczekiwaniem.
- Paul? - zapytała księżna. - Chcę, żebyś coś mi obiecał.
- Oczywiście - odparłem.
- Obiecaj mi, że będziesz czekał. Roześmiałem się - rozbawiły mnie jej przesadne
obawy, że się spóźnię i nie będzie mnie w drzwiach pałacu, kiedy wróci.
- Daj mi słowo! - rozkazała. - Chcę to od ciebie usłyszeć! Nie mogłem
powstrzymać śmiechu.
- Dobra, dobra, jeśli ci to sprawi przyjemność, obiecuję, że będę. Diana
wybuchnęła śmiechem. Za kuchennymi drzwiami rozległ się
rechot rozbawionej rodziny. Waga tych ostatnich słów dotarła do mnie dopiero
później, ale od tamtej pory brzmią mi one w uszach. Dotrzymam słowa i zawsze
będę przy niej - nawet jeśli komuś się to nie podoba.
- Świetnie! - powiedziała księżna. - Zobaczymy się po moim powrocie. Była to
nasza ostatnia rozmowa.
Dzieciństwo i młodość
Piętrowy autobus jechał powoli stromymi uliczkami górniczych osiedli Derbyshire.
Niczym wstawiony górnik, który chwiejnym krokiem wraca z pubu do domu, nie
spieszył się do miejsca przeznaczenia. W powietrzu wisiała woń siarki i smoły
zmieszana z zapachem palonego drewna. Była jedenasta wieczorem 5 listopada 1956
roku.
Autobusem jechała samotna, dość krępa kobieta. Na głowie miała czarny kapelusz,
na nosie okulary w czarnych okrągłych oprawkach, na kolanach trzymała torebkę.
Sarah Kirk wysiadła na przystanku w osiedlu górniczym Grassmoor. Tu zawsze
przechodziła przez główną ulicę i przy Chapel Road skręcała w prawo, do swego
domu pod numerem 57. Wracała z pubu Elm Tree w odległym o pięć kilometrów Clay
Cross, gdzie w towarzystwie najstarszej córki Dolly wypiła kilka kufelków
ciemnego piwa.
Sobotnie wieczory były dla Sarah jedną z niewielu rozrywek w życiu wypełnionym
opieką nad mężem Williamem, górnikiem chorym na pylicę płuc. Zawsze wychodziła
tuż przed zamknięciem lokalu, aby zdążyć na autobus do domu. William chciał
widzieć żonę z powrotem piętnaście po jedenastej. Autobus zwolnił, Sarah włożyła
rękawiczki i wysiadła. Ruszyła chodnikiem, po czym skręciła w lewo, na jezdnię.
Autobus zasłaniał jej widok, nie zauważyła więc, że ulicą pędzi motocykl. Silne
uderzenie wyrzuciło ją w górę. Było tuż po jedenastej piętnaście.
Sarah Kirk była moją babcią, której nie znałem. Zmarła na chodniku u szczytu
brukowanej ulicy, na której będę się bawić w dzieciństwie. Doznała rozległych
obrażeń głowy. Miała sześćdziesiąt trzy lata.
Ta straszna tragedia, która wydarzyła się dwa lata przed moim urodzeniem,
zadecydowała o losach rodziny. Skłoniła moich rodziców do
małżeństwa i w konsekwencji ukształtowała otoczenie, w którym się urodziłem.
William Kirk usłyszał stuk kobiecych obcasów po bruku, a potem dźwięk
odskakującego skobla w tylnych drzwiach domu. Złoty kieszonkowy zegarek, który
był najcenniejszą rzeczą, jaką posiadał, wskazywał jedenastą dziesięć. Sarah
powinna wrócić za pięć minut.
Obcasy zastukały po drewnianych schodach i w drzwiach stanęła ukochana,
najmłodsza córka Williama - moja matka. Beryl Kirk usiadła przy łóżku ojca i
opowiedziała mu o udanej randce z Grahamem Bur-rellem z pobliskiego Wingerworth.
Strona 4
Burrell Paul - W królewskiej służbie Wspomnienia kamerdynera księżnej Diany.txt
Mój ojciec, który miał wówczas dwadzieścia jeden lat, wracał piechotą do domu
nieoświetlonymi uliczkami. Minął go piętrowy autobus, jadący do Grassmoor.
Gwałtowne pukanie do drzwi domu przy Chapel Road 57 zaskoczyło ojca i córkę.
Sąsiad chwycił mamę za ramię.
- Zdarzył się straszny wypadek. Chodź szybko, chodź szybko! Mama, mająca wówczas
dwadzieścia lat, pobiegła co tchu na miejsce
wypadku. Tam zobaczyła ją przyjaciółka i odciągnęła na bok. Chciała jej
oszczędzić strasznego widoku. Dowiedziawszy się, co się stało, mama zaczęła
histerycznie krzyczeć.
Śmierć matki była dla niej ciosem, po którym nigdy się do końca nie otrząsnęła.
Przez całe moje dzieciństwo często płakała. Do końca życia co niedziela chodziła
na cmentarz Hasland, czyściła nagrobek i kładła świeże kwiaty. Często jej
towarzyszyłem. Jeśli kiedykolwiek wierzyłem w świat pozagrobowy, to na pewno w
dzieciństwie. Mama była osobą głęboko wierzącą: rozmawiała z babcią w kuchni i
przy grobie, opowiadając jej o najnowszych wydarzeniach w rodzinie. Babcia jest
zawsze z nami - mawiała.
- Co mam robić? Urządzić przyjęcie urodzinowe czy wyjść za mąż? Nie stać nas na
obie rzeczy - powiedziała mama do ojca.
W ciągu tygodni żałoby po wypadku wydawało się, że ich miłość również umarła.
Pytanie mamy zabrzmiało tak, jakby pytała ojca, co chce zjeść na obiad. Mięso z
kartoflami czy pieczeń z kluskami?
Ojciec odpowiedział beztrosko:
- Może weźmy ślub.
Gdyby babcia Kirk nie zginęła w wypadku, moi rodzice nie pobraliby się tak
wcześnie. Tak w każdym razie uważał tata. Okoliczności popchnęły
go do założenia rodziny. Po śmierci babci mama została panią domu przy Chapel
Road 57 i zajęła się chorym dziadkiem - razem ze starszą siostrą Pearl, która
mieszkała przy tej samej ulicy pod numerem 16.
Cztery miesiące po śmierci babci, 25 marca 1957 roku, Beryl Kirk i Graham
Burrell wzięli ślub. Ze względu na nieobecność matki panny młodej była to smutna
uroczystość. Po ceremonii mama, ubrana w suknię ślubną, złożyła na grobie babci
ślubny bukiecik czerwonych róż.
Minęły cztery lata od dnia, w którym mama i tata umówili się na pierwszą randkę
- romantyczny spacer ulicą Mili Lane, która łączyła Grassmoor z Wingerworth,
dwie osady przecięte linią kolejową Shef-field-Londyn. Mama, choć miała zaledwie
siedemnaście lat, roznosiła piwo w pubie Miner's Arms, prowadzonym przez ciotkę
Pearl i jej męża Erniego Walkera. W ciągu dnia była pomocnicą kucharza w
kopalni. Pub i kopalnia znajdowały się w jednakowej odległości od domu, na
przeciwległych końcach Chapman Lane, która biegnie równolegle do Chapel Road.
Wzdłuż obu ulic stały ściana w ścianę rzędy jednorodzinnych domków. Wszystkie
należały do górników, a gośćmi pubu byli albo górnicy, albo ich żony. Pewnego
wieczoru w 1952 roku - roku, w którym królowa Elżbieta II wstąpiła na tron -
tata i jego brat Cecil wybrali się do Miner's Arms. Mama wspominała, że ojciec
„gapił się na nią głupawo". Tata zapamiętał „bardzo atrakcyjną panią roznoszącą
piwo".
Tata, który liczył wówczas osiemnaście lat, był chłopcem nieśmiałym i naiwnym i
nie miał dotąd dziewczyny. Najpewniej tylko dzięki alkoholowi odważył się umówić
na randkę. Mama zgodziła się - i nigdy więcej nie spojrzała na innego mężczyznę.
Graham Burrell był jednym z pięciorga dzieci biednych rolników, wychował się
wśród świnek, kur i jabłoni. Nie został górnikiem, ale pracował w Państwowym
Zarządzie Węgla jako maszynista lokomotyw ciągnących wagony z węgłem do zakładów
koksowniczych w Wingerworth. Nie poszedł do kopalni, bo bał się, że winda się
urwie i spadnie na dno szybu, ale chciał też zrobić na przekór tym wszystkim,
którzy spodziewali się, że zostanie górnikiem. National Service dała ojcu szansę
ucieczki od wiecznego mroku kopalni: dwuletnia służba dla królowej i kraju była
znacznie ciekawszą perspektywą. Został więc lotnikiem RAF-u w Warrington.
Opowiadał nam, że zamiatał tam pas startowy, ale w rzeczywistości pełnił służbę
wartowniczą przy wieży kontroli lotów. W 1954 roku wrócił do Derbyshire.
Szóstego czerwca 1958 roku w życiu moich rodziców zaszło ważne wydarzenie. Tego
pięknego wieczoru przyszedłem na świat w szpitalu położniczym w Chesterfield i
zrobiłem rodzicom niespodziankę. Mama i tata spodziewali się córki i wybrali już
dla niej imiona: Pamela Jane. Wiadomość o moich narodzinach przyniosła tacie
położna.
- Panie Burrell, to nie Pamela, to chłopiec! - oznajmiła. Zostałem więc Paulem.
Od chwili ślubu mama pragnęła dziecka, tata jednak wolał poczekać. Kwestia
dziecka stała się natychmiast przyczyną małżeńskich konfliktów. Mama
zrezygnowała z pracy w kopalnianej stołówce i w pubie, aby poświęcić się opiece
nad dziadkiem Kirkiem. Tłumaczyła:
- Tkwię tu przez cały boży dzień. Mogłabym równie dobrze karmić i przewijać
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin