Ansell Judith - Zaufaj sobie.pdf

(1045 KB) Pobierz
117737449 UNPDF
JUDITH ANSELL
ZAUFAJ SOBIE
Tytuł oryginału: His Sheltering Arms
Harlequin Medical Romans tom 18 (7'95)
117737449.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Elinor Standish zatrzymała się przed kompleksem budynków tworzących Berringar Base
Hospital. Targały nią sprzeczne uczucia - radość ze zbliżającej się rozmowy i chęć natychmiastowej
ucieczki. Pełne kwalifikacje pielęgniarki uzyskała zaledwie trzy lata temu i wydawało się jej mało
prawdopodobne, by ktoś tak niedoświadczony jak ona mógł dostać posadę siostry przełożonej na
oddziale nagłych przypadków. Choć placówka w Berringar Base była małym prowincjonalnym
szpitalem, cieszyła się doskonałą opinią, zaś jej usytuowanie pomiędzy wspaniałymi plażami
południowego wybrzeża i zalesionymi górami Nowej Południowej Walii stanowiło dodatkową
atrakcję.
Wzięła głęboki oddech i wygładziła spódnicę. Nigdy nie była na takiej wstępnej rozmowie.
Do tej pory pracowała w tym samym gigantycznym szpitalu w Sydney, w którym uczyła się
zawodu. Miała nadzieję, że biała bluzka i granatowa spódniczka pomogą jej wywrzeć wrażenie
osoby schludnej i kompetentnej. Wyprostowała ramiona i skierowała się ku głównemu budynkowi.
Słysząc warkot zbliżającego się samochodu, doktor Paul Vassy, chirurg, wyszedł na boczną
werandę starego budynku szpitalnego, w którym mieściła się administracja oraz mieszkania dla
personelu, i obserwował przybycie ostatniej kandydatki na stanowisko pielęgniarki oddziałowej.
- Tiens! - wyrwało mu się w ojczystym języku.
Młoda kobieta, która wyłoniła się z dość zdezelowanego samochodu, wyglądała inaczej, niż
się spodziewał i całkowicie odmiennie od swych poprzedniczek. Średniego wzrostu, dość szczupła,
co sprawiało, że robiła wrażenie wyższej, niż była w istocie. Lekko zaokrąglone kształty
podkreślały zgrabne proporcje sylwetki.
Miał okazję przyjrzeć się jej bliżej, kiedy podchodziła do pełnego uroku starego budynku.
Była niewiarygodnie młoda. Błyszczące, proste włosy w kolorze miodu ledwo sięgały ramion,
zieleń jej oczu miała niezwykły odcień, mały klasyczny nos stanowił ozdobę twarzy, a urocze usta
o pełniejszej dolnej wardze kryły zapowiedź łobuzerskiego uśmiechu. Doszedł do wniosku, że
mogłaby pracować jako modelka.
Zdaniem Ellie rozmowa okazała się fiaskiem. Opuściła szpital, nie bardzo wiedząc, dokąd
się udać. Wsiadła do samochodu i ruszyła przed siebie. Zatrzymała się w jednym z punktów
widokowych przy drodze wiodącej na wybrzeże. Stanęła na krawędzi platformy. Przed nią
rozciągał się falujący eukaliptusowy las, a w dalekiej perspektywie połyskiwało błękitne morze.
Orzeźwiający powiew bryzy ochłodził jej rozgrzane policzki i nieco ją uspokoił.
Nie byli dla niej niemili. Paul Vassy, Francuz, i potężnie zbudowany dyrektor szpitala
117737449.003.png
zachowywali się bardzo uprzejmie; czuła, że zachęcają ją do pokazania się od najlepszej strony.
Przełożona pielęgniarek, mimo groźnego wyglądu, grzecznie wysłuchała motywów jej starań o
pracę w Berringar. Ellie nie potrafiła tylko zrozumieć intencji ostatniego z mężczyzn, przystojnego
Simona Tavernera... Zachowywał się niby przyjaźnie, a jednak pretensjonalnie i protekcjonalnie,
czego nie lubiła.
Po prostu sama okazała się beznadziejna. Dukała i jąkała się, nie rozumiała ich pytań. I to
pytań, które nie były dla niej zaskoczeniem. Tyle, że przygotowane wcześniej i powtarzane
wielokrotnie w myślach odpowiedzi, pod wpływem stalowych oczu przełożonej i lekko ironicznego
wzroku doktora Tavernera, wydały się jej dziwnie niestosowne. Wpadła w otępienie, nietypowe dla
jej normalnego zachowania osoby opanowanej oraz kompetentnej, i sama nie potrafiła zrozumieć,
co się z nią stało. Przytomność umysłu odzyskała tylko na jedną; krótką chwilę, kiedy siedzący
obok niej wielki, potężnie zbudowany lekarz przesunął filiżankę z kawą na poręczy fotela zbyt
blisko krawędzi i szybkim ruchem zdążyła chwycić ją w locie.
Teraz, gdy zniknęło uczucie skrępowania, poczuła rozczarowanie i niesmak. Nie dostanie tej
pracy. Była tego pewna.
- Trzy lata praktyki to niezbyt wiele jak na to stanowisko - zauważyła po wyjściu Ellie
przełożona Fowler. - Ma dopiero dwadzieścia pięć lat.
Potężnie zbudowany mężczyzna, Charles Carmody, znowu niebezpiecznie balansował
filiżanką kawy na drewnianej poręczy i kontemplował wzór dywanu.
Simon Taverner wyciągnął się w swoim fotelu, krzyżując nogi. Był, jak to zauważyła Ellie,
przystojnym mężczyzną - średniego wzrostu, o wysportowanej, zgrabnej sylwetce. Naturalnie
falujące ciemnoblond włosy i ciemnoniebieskie oczy czyniły jego opaloną twarz o regularnych
rysach atrakcyjną, mimo zbyt małych, jakby kobiecych ust. Wyraz jego twarzy był leniwy i
cyniczny, ale potrafił uśmiechać się czarująco. Miał dwadzieścia dziewięć lat.
Paul Vassy, który pochodził z Rouen, był jego przeciwieństwem tak z wyglądu, jak i
temperamentu. Miał trzydzieści trzy lata - podobnie jak ich szef. Niski, z ciemnymi, kręconymi
włosami i twarzą o żywej mimice, poruszał się szybko i zdecydowanie. Był człowiekiem
porywczym i często dość krytycznym, jednocześnie nadzwyczaj spostrzegawczym i rozumiejącym
innych.
- Ma specjalne kwalifikacje w zakresie nagłych przypadków. I doskonałe referencje -
powiedział Taverner.
- Tak, wyjątkowo dobre - potwierdził Paul Vassy. - I jest bardzo sympatyczną młodą
kobietą. Będzie starała się do nas dostosować. - Obrócił się do przełożonej Fowler. - A w jest
bardzo ważne, nieprawdaż? To mała miejscowość. Pracujemy, jemy i żyjemy razem.
117737449.004.png
- Tak, doktorze Vassy. Muszę się zgodzić. Nasza najbardziej doświadczona kandydatka,
siostra Blundell, może być nieco... hmm... zbyt energiczna.
Paul przewrócił oczami.
- Nie!!! Błagam, byle nie ona! - Wzruszył ramionami. - Dziewczyna jest bardzo młoda, to
prawda. Myślę jednak, że wcale nie jest głupia.
- I ma formalne kwalifikacje - dorzucił Simon Taverner. - Szpital North Shore przyjmuje na
urazówce tysiące przypadków i, biorąc pod uwagę liczbę pacjentów, dziewczyna może mieć więcej
doświadczenia niż niektóre starsze pielęgniarki.
- Racja - zgodził się Paul Vassy. - Moim zdaniem albo ta mała, albo MacMurtagh.
Wolałbym dziewczynę. Łatwiej mi wymówić jej nazwisko.
Tavemer roześmiał się, ukazując równe, białe zęby.
- Nie jest to może najlepsze uzasadnienie, ale... - Zwrócił się do trzeciego lekarza,
milczącego jak zwykle. - Charlie, a co ty sądzisz?
Potężny mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby wyrwano go z zamyślenia na zupełnie inny
temat. Uśmiechnął się niewyraźnie, ale pogodnie.
- Och, którąkolwiek wybierzecie, będzie dobrze. - Widząc na twarzach kolegów
zniecierpliwienie, dodał: - Ta dziewczyna jest bardzo szybka. Złapała filiżankę w locie.
Samochód Ellie zaczął rzęzić, z trudem pnąc się szosą w górę, do szpitala. Na tylnym
siedzeniu, a także na przednim fotelu obok niej znajdowało się mnóstwo rzeczy - ubrania,
wyposażenie turystyczne, książki, a nawet parę obrazów, które miały ze służbowego mieszkania
uczynić dom na co najmniej, miała nadzieję, parę lat. Pokonawszy w końcu wzniesienie, zmieniła
biegi i rozejrzała się. Widok prześwitującego przez drzewa, zalanego słońcem miasteczka leżącego
w dolinie sprawił jej radość.
W końcu minęła bramę szpitala i wjechała na parking. Z ulgą wysiadła ze swego suzuki.
Dobry w mieście, na dłuższe trasy był zbyt głośny i niewygodny. Chciała powiedzieć komuś, że już
przyjechała i znaleźć się we własnym pokoju, ale zanim dotarła do wejścia budynku, zobaczyła
klęczącego na trawniku doktora Carmody i stanęła jak wryta. Był otoczony gromadką szarych
kangurów, walczących między sobą o chleb, który im dawał.
Zbliżyła się ostrożnie, ale płochliwe zwierzęta usłyszały ją i nagle zastygły w miejscu z
uniesionymi w jej kierunku pyszczkami, węsząc w powietrzu. Potem, jakby na sygnał, zerwały się
wszystkie naraz i w śmiesznych podskokach skryły wśród drzew.
- Och, jak mi przykro! - wykrzyknęła Ellie, kiedy doktor Carmody podniósł się i
wyprostował na całą swą wysokość. Wydał się jej jeszcze wyższy, niż go zapamiętała. - Nie miałam
zamiaru ich wystraszyć. Sądziłam, że są przyzwyczajone do ludzi.
117737449.005.png
- Cóż, nie... Nie bardzo. - Miała wrażenie, że doktor Carmody raczej się usprawiedliwia, niż
czyni jej wyrzuty. - To znaczy... są przyzwyczajone do mnie. - Uśmiechnął się z zakłopotaniem i
wyjaśnił: - Jedynie ja je karmię. Ale wkrótce przyzwyczają się do każdego, kto da im jeść i nie
zrobi krzywdy.
Ellie odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem.
- Czy one wrócą?
- O, tak. - Pokiwał głową.
Wydawało jej się - tak samo jak podczas rozmowy kwalifikacyjnej - że doktor Carmody jest
nieobecny duchem i nagle zadała sobie pytanie, czy ją w ogóle pamięta. Może powinna mu się
przedstawić? Zanim się zdecydowała, mruknął:
- Podchodzą - i wręczył jej kawałek chleba.
Nie miała wyboru. Kucnęła obok zwalistej postaci szefa szpitala i zaczęła karmić stadko
kangurów, które szybko uznały, że każdy przyjaciel doktora Carmody'ego jest także ich
przyjacielem.
- To zupełnie nie przypomina szpitala Royal North Shore - zauważyła szczerze, ale również
i po to, by przypomnieć mu, kim jest.
Na pełnej życzliwości twarzy doktora Carmody'ego pojawił się łagodny uśmiech.
- Tak - potwierdził i przeciągnął dłonią po zmierzwionych brązowych włosach. - I co my
teraz z panią zrobimy? - spytał niepewnie. - Może przełożona...
Pocieszyło ją, że doktor przynajmniej przypomniał sobie, dlaczego się tu znalazła.
- Gdyby ktoś pokazał mi mój pokój, mogłabym się rozpakować - zasugerowała delikatnie.
Rozpromienił się.
- To świetny pomysł. Barbara z pewnością wie...
Podążyła za nim do budynku, powstrzymując śmiech. Ten człowiek bardziej przypominał
roztargnionego profesora niż naczelnego lekarza szpitala!
- Siostro Standish, witamy na pokładzie. - Doktor Simon Taverner wyciągnął do niej dłoń. -
I to jest ostatni raz, kiedy zwracam się do pani po nazwisku - dodał. - Żyjemy na prowincji. Nie
mamy tu sztywnej etykiety. Jestem Simon.
Ellie już zdążyła się o tym przekonać. Jakieś pięć lat od niej starsza Barbara Knox, siostra
oddziałowa z chirurgii, zwracała się do wszystkich lekarzy, łącznie z szefem, po imieniu. Była
przyjazną, piegowatą kobietą, wzbudzającą sympatię. Zaraz też zaprowadziła Ellie do jej pokoju,
oprowadzając przy okazji po budynku dla personelu.
- To piętro należy do nas, a mężczyźni, lekarze, mieszkają niżej. Jadalnia i pokój
wypoczynkowy znajdują się we wschodnim skrzydle. Są przyjemne. Słońce pojawia się podczas
śniadania.
117737449.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin